Prawo do użycia siły - Denis Szabałow - recenzja

Powiem wam szczerze, że mam już dość postapokalipsy. W końcu ile razy można czytać tę samą z grubsza historię? Przypakowany twardziel w masce przeciwgazowej na twarzy i z kałachem w ręku samotnie broni podziemnej społeczności przed sforą mutantów lub bandą bezwzględnych zbirów. Wszystko to podane w ponurym, fatalistycznym sosie. Naprawdę lubiłem te klimaty, ale co za dużo, to i napromieniowany kundel nie zeżre. Kiedy dostałem zadanie zapoznania się z najnowszą powieścią z Uniwersum Metro 2033, nie byłem więc przesadnie zachwycony. Na szczęście okazało się, że Szabałow ugryzł wyświechtany temat z nieco innej strony.

Wydarzenia opisane w Prawie do użycia siły z pozoru niczym specjalnym się nie wyróżniają. Niewielki schron położony w rosyjskiej miejscowości o nazwie Serdobsk zmaga się z typowymi dla nowych warunków problemami – niedostatkiem zasobów, atakami mutantów, wewnętrznymi tarciami i tym podobnymi „przyjemnościami”. Niespodziewanie jego mieszkańcy stają przed obliczem zupełnie nowego zagrożenia. Pobliska baza wojskowa otrzymała niedawno zaopatrzenie ze strony potężnie uzbrojonej karawany i wygląda na to, że żołdacy zamierzają wykorzystać jej wsparcie do przejęcia bogactw schronu. Napięcie szybko rośnie i wygląda na to, że nie obejdzie się bez rozlewu juchy.
 
Zaraz, zaraz, powiecie, znów to samo? Cóż, teoretycznie tak, ale o sile powieści nie decyduje jej fabuła, lecz styl, w jakim Szabałow ją przedstawia. Z posłowia można się dowiedzieć, że autor jest wielkim miłośnikiem militariów i wszelkich spraw związanych z wojskowością. Czytając inne książki z Uniwersum zawsze zastanawiał się, dlaczego ich autorzy są tak ogólnikowi i beztroscy w tej kwestii. Bohaterowie z reguły działają samotnie, lekceważą promieniowanie, ścigają maski przeciwgazowe pod byle pozorem i nie przejmują się jakąkolwiek taktyką. W rzeczywistości zachowując się podobnie nie mieliby żadnych szans na przetrwanie. Szabałow postanowił coś z tym zrobić i trzeba przyznać, że różnica jest widoczna gołym okiem. Już na pierwszej stronie pierwszego rozdziału przywitał mnie obszerny przypis odnoszący się do budowy i zastosowania demronu (w uproszczeniu – rodzaju kombinezonu antyradiacyjnego), a to dopiero początek. Autor regularnie raczy czytelnika opisami różnorakich broni i metod ich zastosowania. Co więcej stalkerzy zawsze działają w grupach bojowych. Tutaj nikt nie biega jak kot z pęcherzem – każdy krok jest przemyślany i  ma taktyczny sens. Nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, lecz często zdarza mi się czytać biografie prawdziwych członków oddziałów specjalnych i muszę przyznać, że faktycznie wspominali o wielu z tych metod. Ktoś mógłby rzec, że to wszystko niepotrzebne detale, które tylko spowalniają przekaz i rozwadniają fabułę. Jest w tym trochę racji, bo wydarzenia, które tutaj mieszczą się na ponad 440 stronach w normalnej powieści zajęłyby najwyżej jeden, góra dwa rozdziały, ale jeśli choć trochę interesują was sprawy wojskowe, będziecie za to autorowi wdzięczni. Ja bawiłem się naprawdę nieźle.

Uwagę zwraca również postać głównego bohatera. Daniła nie jest typowym herosem ze spiżu. Owszem, to świetny stalker, ale zdarza mu się popełniać głupie błędy, ma słabości, które na końcu nie zamieniają się raptem w atuty i nie przyczyniają się do chwalebnego zwycięstwa. Nie twierdzę, że to jakaś wybitna osobowość, nic z tych rzeczy, ale naprawdę wyróżnia się na tle bezpłciowych kumpli po fachu. Doceniam też fakt, że na jego przykładzie pisarz dobitnie pokazuje, że dwutygodniowe bieganie z karabinem nie czyni z człowieka komandosa. Daniła ciężko trenuje od najmłodszych lat, nie tylko na siłowni, ale także wkuwając na pamięć liczne podręczniki taktyki, specyfikację techniczną broni i tak dalej. To nadaje mu wiarygodności.

Trochę czasu zajmie wam zapewne przyzwyczajenie się do nietypowego sposobu prowadzenia narracji w spokojniejszych, pozbawionych walk momentach, które odnoszą się na przykład do przeszłości schronu. Szabałow ma skłonności do porzucania dialogów na rzecz monologów, często zwraca się bezpośrednio do czytelnika, skraca dystans, zadaje pytania retoryczne – miałem przez to wrażenie, jakbym słuchał opowieści przy ognisku, a nie czytał klasyczną powieść. Z początku mi to przeszkadzało, kłóciło się z tematyką, ale z czasem się przyzwyczaiłem i doceniłem tę metodę. Odróżnia powieść na tle konkurencji i nie sposób odmówić jej pewnego uroku.

Dla niektórych spory problem może stanowić postać pewnego oficera Specnazu, który ma niepokojącą tendencję to popadania w dygresje polityczne i głoszenia patriotycznych kazań, przy czym skoro żołnierz rosyjski, to i patriotyzm rosyjski. Tezy starego wojaka nie znajdą pewnie uznania w naszym kraju, ale moim zdaniem nie można za to winić autora. Choć radosne ględzenie o wyższości Związku Radzieckiego i komunizmu nad naszą rzeczywistością budziło we mnie silny sprzeciw, to nie da się ukryć, że są przecież ludzie, którzy naprawdę w ten sposób myślą. Piszę o tym, byście nie byli zaskoczeni podobnymi wstawkami, ale jednocześnie przypominam, że pogląd pojedynczej postaci nie musi wcale być tożsamy ze stanowiskiem autora i nie powinno się brać go nazbyt poważnie.

Prawo do użycia siły to bardzo nietypowy przedstawiciel Uniwersum. Można odnieść wrażenie, że otoczka postapokaliptyczna jest tutaj najmniej ważna i stanowi pretekst, do zaserwowania krótkiej lekcji taktyki wojsk specjalnych. Fabuła ma marginalne znaczenie, ale jeśli SWD, OP-1, AGS-17 czy WSS Wintorez nie są dla was tylko zlepkiem przypadkowych znaków, będziecie zadowoleni. 


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.