Fantastyka: Pod lupą

Okres okołoświąteczny kojarzy się ostatnio z wyjątkowo paskudną, zniechęcają do spacerów pogodą. Skoro zaś o śniegu można zapomnieć, czasu chwilowo jakby więcej, a przed ponurą rzeczywistością najlepiej skryć się pod ciepłym kocem, można przy okazji sięgnąć po przyzwoitą fantastykę. Taką jak Lord Wieży chociażby. W końcu kiedy będzie lepszy moment na liczącą ponad 850 stron „cegłę”?

Z twórczością Anthony’ego Ryana pierwszy raz styczność miałem przy okazji recenzowanego przeze mnie jakiś czas temu Pariasa. Wspominam go jako powieść dość konserwatywną w formule, niemniej wciągającą i wartą uwagi. Co zabawne, choć w umyśle pozostały mi jeszcze niektóre sceny, nazwisko autora zdążyłem kompletnie zapomnieć. Do Pieśni krwi zasiadłem więc ze świeżym umysłem, bez oczekiwań czy wymagań.

Twórczość Adama Przechrzty znam głównie za sprawą całkiem udanego „stalingradzkiego” cyklu o majorze Razumowskim. Miał on rzecz jasna swoje wzloty i upadki, ale ogólnie rzecz biorąc, stanowił kawał solidnej literatury rozrywkowej. Choć w Antykwariacie pod Salamandrą teoretycznie zmieniło się wszystko, w praktyce nietrudno znaleźć punkty zbieżne.

Często mawia się, że książki [Pilipiuka] są jak grzebanie w zakurzonej skrzyni na babcinym strychu i choć serdecznie dość mam już tego porównania, najzwyczajniej nie mogę z nim polemizować. Tak właśnie się bowiem czułem, przerzucając kolejne kartki jego najnowszej powieści. Przyznam też, ze trochę za tym wrażeniem tęskniłem.

W ostatnich latach często zdarza mi się wygłaszać sądy w rodzaju „niezła gra/książką, ale raczej nie zapamiętam jej na dłużej”. Cóż, Psalm dla zbudowanych w dziczy, poprzednie dzieło Becky Chambers, wbił mi się za to w umysł na tyle skutecznie, że wątpię, bym w najbliższym czasie przestał ów tytuł kojarzyć. Nie dlatego, że jakoś szczególnie mi się spodobał czy też mnie odrzucił. „Winą” za taki stan rzecz należy raczej obarczyć śmiałość, z jaką autorka przelewała na czytelnika swój światopogląd.

Tym razem będzie nietypowo, bo na początek muszę niestety poruszyć temat polityki. Zwykle tego nie robię, ponieważ szlag jasny mnie trafia, że wciska się ją dziś absolutnie wszędzie, aż czasem strach lodówkę otworzyć, bo kto wie, czy i tam dwie grupy jaskiniowców nie okładają się znowu pałami. W przypadku Psalmu dla zbudowanych w dziczy światopogląd jest jednak w mojej opinii kwestią, która zadecyduje o tym, czy powieść ma szansę się wam spodobać.

Kilka lat temu nieustanny napływ kolejnych książek z Uniwersum Metro 2033 sprawił, że przedawkowałem post-apokalipsę i miałem jej po dziurki w nosie. (...) Moje odczucia najwyraźniej nie były kwestią jednostkową. Insignis dało nam bowiem nieco odetchnąć od ciemnych tuneli i zmutowanych psów, mając nadzieję, że niegdysiejsza moda powróci. Na szpicy „nowej fali” post-apo postawiono dzieło Pierre’a Bordage’a.

Pierwsze dzieło Pawła Zbroszczyka pozostawiło po sobie zaskakująco przyjemny posmak. (...) Ba, niedawno zastanawiałem się nawet, „co się stało z tym obiecującym debiutantem od łowców magów i ptakoludzi”. Na szczęście wszystko w porządku: siedział i dłubał nad „dwójką”. Też całkiem niezłą.

Legendy i latte okazały się jedną z najprzyjemniejszych niespodzianek ostatnich miesięcy, głównie za sprawą unikalnego, ciepłego klimatu. Przyznam, że usłyszawszy o kolejnej odsłonie przygód Viv, obok radości poczułem też ukłucie niepokoju. Czy pozbawiony elementu zaskoczenia Baldree wciąż będzie potrafił wciągnąć mnie do wyczarowanego przez siebie świata? Druga spokojna, pozbawiona walk książka o przyjaźni może stać się wszak zwyczajnie męcząca i wałkować te same motywy, podmieniając jedynie kawiarnię na sklep z książkami.

Strony: 1 2 3 Ostatnia »