Starcie królów - George R. R. Martin - Recenzja

W literaturze fantasy często mamy do czynienia z sagami. Ich powstawanie niewątpliwie świadczy o żywotności gatunku, jednakże zabierając się za czytanie kilkutomowego dzieła, niemal zawsze zadajemy sobie pytanie, czy kolejna część przygód poznanych wcześniej bohaterów będzie przynajmniej tak dobra, jak poprzednia. Ileż to razy zdarzało się, że kontynuacja nie była w stanie sprostać oczekiwaniom, jakie wiązano z nią po przeczytaniu poprzedniej części? Sięgając po „Starcie królów” miałem jednak wielką nadzieję, że czarny scenariusz nie sprawdzi się w tym przypadku i na szczęście nie spotkał mnie zawód, bowiem drugi tom „Pieśni Lodu i Ognia” nie jest tak dobry, jak tom poprzedni - jest od niego po prostu lepszy.

Zacząć należy od fabuły, która w stosunku do wcześniejszego tomu wyraźnie zyskuje na tempie i rozmachu. Wątki, które w „Grze o tron” zostały zaledwie zawiązane, w „Starciu królów” nabierają rozpędu. Widać tutaj doskonale, że akcja została misternie rozplanowana, a każdy z ciągniętych wątków dokładnie przemyślany. Dopiero teraz wszystkie one niejako krystalizują się na tle całości, wiążąc się konkretnie z wiodącymi w nich postaciami, acz nie pozostając jednocześnie bez wpływu na ogół rozgrywających się wydarzeń. Intryga, mająca swój zaczątek w pierwszej części, dopiero teraz nabiera właściwego kolorytu. Czytając książkę, nigdy nie możemy mieć pewności, co nas czeka na następnej stronie; nieoczekiwane zwroty akcji były już atutem poprzedniego tomu i w tej pozycji również stanowią jedną z mocnych stron. Nawet, jeśli czytelnik jest w stanie przewidzieć, że takowy zwrot niebawem nastąpi, co i tak zdarza się raczej rzadko, to nigdy nie potrafi odgadnąć, jak będzie on wyglądał i jak wpłynie na akcję. O liniowości w wypadku tej historii nie ma mowy, a to z pewnością kolejny plus.

W kreowaniu fabuły autorowi pomaga też jeszcze jedna istotna rzecz, mianowicie stosowana przez niego szczegółowość opisu, do której przyzwyczaił nas już poprzednio. Pomijając momenty pełne elementów czysto fantastycznych, przez cały czas mamy wrażenie poruszania się w prawdziwym średniowieczu, w całej jego okazałości. Podczas bitew czytamy więc o wykonywanych przez armie poszczególnych stronnictw manewrach, znając jednocześnie z imienia dowódcę niemal każdej z nich, a niekiedy nawet wiedząc, kto stoi na czele konkretnego oddziału w danej bitwie. Widzimy formacje, niemalże słyszymy bitewne rogi i okrzyki żołnierzy, czując zapach krwi i śmierci. W czasie pojedynków stal uderza o stal sypiąc snopy iskier, zaś walczący męczą się i niejednokrotnie giną w męczarniach. Przy morskich bataliach znamy nie tylko nazwy niemalże wszystkich jednostek, ale widzimy także to, jak wyglądają i jak zachowują się one na falach. W czasie uczt ubiór każdej z ważniejszych postaci jest opisany tak dokładnie, iż wiemy nawet, z jakiego materiału został uszyty, zaś potrawy i oprawa, z jaką się je podaje, oddane zostały tak realistycznie, że niemal czuje się skurcze żołądka, czytając się poświęcone im fragmenty. Nie uświadczyłem chyba sytuacji, w której opis nudziłby mnie tak, iż chciałbym go pominąć. Nawet te najdłuższe są tak najeżone szczegółami, a jednocześnie tak umiejętnie skonstruowane, że z chęcią się je czyta. Można by się w tym wszystkim pogubić, gdyby nie łatwo przyswajalny, lekki styl pisania autora i przystępny, pozbawiony stylizacji język, dzięki któremu powieść jest przejrzysta, zaś akcja mknie do przodu z gracją godną stada dzikich koni galopujących po równinie.

 

Szczegółowość przejawia się jeszcze w jednym istotnym aspekcie: mam tu na myśli heraldykę, która u Martina jest nader dokładnie dopracowana. Każdy z większych rodów posiada swoją historię, traktujące o nim legendy i przesądy, własną dewizę, herb, barwy, siedzibę oraz przodków, którzy mniej lub bardziej chwalebnymi czynami zapisali się w dziejach królestwa. Mniejszych i większych familii jest mnóstwo, zaś każda próbuje na zaistniałym konflikcie ugrać coś dla siebie. O mnogości rodów oraz liczbie zachodzących miedzy nimi zależności i koligacji świadczy trzydziestostronicowy dodatek zawarty na końcu książki, opisujący największe z nich.

Realizm uderza, stanowiąc kolejny argument w walce o czytelników, lecz jednocześnie sprawiając, że „Starcie królów” może niektórych z nich zaszokować. Autora oskarżano wielokrotnie o zbytnią brutalność. Na porządku dziennym mamy pojedynki, morderstwa, ucięte kończyny, głowy zanurzone w smole, czy wisielców, a to tylko niektóre z krwawych scen, z jakimi przyjdzie nam się tutaj zetknąć. Martin bowiem nie zamierzał nam zaserwować świata baśni i legend, gdzie dobro zwycięża zło. Tutaj mamy prawdziwe wieki średnie, które ukazano w całości, bez upiększania i pomijania niewygodnych aspektów, gdzie obok wystawnych uczt i wygody dostrzegamy głód, nędzę, grozę i okrucieństwo wojny: ból, śmierć, krew, pot i łzy. Prości ludzie głodują, chorują, cierpią nędzę, umierają, zaś nikt nie przejmuje się ich losem, podczas gdy wysoko urodzeni lordowie nawet brani do niewoli są traktowani z szacunkiem. Nigdy do końca nie wiadomo, komu można zaufać: przyjaciele w jednej chwili staja się najgorszymi wrogami, sojusznicy zdrajcami, a nieprzyjaciele ostatnią nadzieją. W tym świecie nie ma rzeczy jednoznacznych i nigdy ich nie było. Każdy kij ma dwa końce, a miecz jest obosieczny. Niejednokrotnie zetkniemy się z sytuacjami, gdzie bohaterowie będą musieli dokonać trudnych wyborów i równie często będą żałowali swych decyzji. Ten świat żyje własnym życiem, każdy krok i każda decyzja ma znaczenie, zaś jeden źle wykonany ruch na tej wojennej szachownicy spisków, układów i sojuszy, może kosztować nie tylko przegraną, ale i życie.

O głównym bohaterze, postaci wysuwającej się na pierwszy plan, w przypadku tej książki, jak i całej sagi, nie ma mowy, albowiem pretendentów takich przewija się tutaj multum, przy czym niektórzy powodują wywrócenie fabuły do góry nogami, podczas gdy inni mają jedynie znaczenie epizodyczne. Ponownie więc śledzimy akcję z perspektywy kilku ważniejszych bohaterów rozsianych po uniwersum, tak jak to miało miejsce w pierwszej części. „Przeskakiwanie” pomiędzy nimi zastępuje tradycyjne rozdziały. Poznajemy jednakże nie tylko losy bohaterów, ale także ich uczucia, motywy postępowania i rozterki wewnętrzne, z jakimi się borykają. Dokonujemy tego bardzo dogłębnie za sprawą zastosowanego przez autora triku: mianowicie czytamy również słowa, które bohaterowie wypowiedzieli jedynie w myślach, co uwidacznia ich osobowość oraz reakcje na wydarzenia dziejące się w świecie przestawionym. Z kreowaniem swych bohaterów pisarz radzi sobie moim zdaniem po prostu świetnie: nie są oni bowiem ani dobrzy ani źli, ani biali ani czarni. Każda podejmowana przez nich decyzja ma swój cel i przyczynę. Są to postaci bardzo złożone, posiadające zarówno wady, jak i zalety, mocne strony i słabości. Przeszłość niejednokrotnie wpływa na ich obecne postępowanie, odciskając swe piętno. Każdy z bohaterów jest inny i każdy ma tu swoja historię. Ci z nich, którzy jednemu czytelnikowi podobają się najbardziej, innego mogą po prostu irytować. Na tym jednakże polega urok Martinowskich postaci. Obok starych znajomych z pierwszej części, pojawiają się nowi bohaterowie, zaś niektórzy z tych, odgrywających uprzednio epizodyczną rolę, przybierają teraz na znaczeniu, dzięki czemu czytelnik obserwuje wydarzenia niejako z kilku stron.

Na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak tylko gorąco zachęcić do przeczytania tej książki. Świat wykreowany przez Martina naprawdę potrafi wciągnąć na długie godziny i, jak do tej pory, kunszt autora nie zawodzi. „Starcie królów” to pozycja jak najbardziej godna uwagi, zaś po przeczytaniu ośmiuset siedemdziesięciu stron, ma się ochotę jak najszybciej sięgnąć po kontynuację. Zagłębienie się w jej realia bez cienia wahania polecę każdemu miłośnikowi dobrej fantastyki. Świetna, wciągająca lektura napisana w doskonałym stylu - nic dodać nic ująć.


Matimak


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.