Koszmar na miarę - Robert Cichowlas - Recenzja

Książka musi być, jak dobrze skrojony garnitur – dobrze się prezentować, być przyjemna w dotyku, a gdy już się w nią zagłębisz, musisz czuć się na tyle swobodnie, że nie pozbędziesz się jej nawet wtedy, kiedy znienacka nasiąknie lepką, ciepłą krwią…

Bartek Lipski pracuje w ekskluzywnym salonie odzieżowym ”Roy and Coles” mieszczącym się w Poznańskim Starym Browarze. Haruje jak wół, ledwo utrzymując się na jako-takim poziomie życia. Dodatkowo czas pracy uprzykrza mu wiecznie z czegoś niezadowolony i poniżający swoich pracowników szef – Warski. Lipski, tak jak i inni ekspedienci, dzielnie go znosi. Nie ma innego wyjścia. Nawet nie spodziewa się, że dotychczasowe szare i znienawidzone życie już niedługo może wydać mu się pełnią szczęścia. A wszystko zaczyna się pewnego, równie szarego jak inne, dnia, kiedy do sklepu przychodzi klient, składając reklamacje w sprawie garnituru, który krwawi…

Polski duet grozy, w osobach Kazimierza Kyrcza Jr. i Roberta Cichowlasa, już nie raz zaskakiwał czytelników, czy to w opowiadaniach prezentowanych w ”Twarzach Szatana”, czy w zakończeniu ich pierwszej wspólnie wydanej powieści - ”Siedliska”. Tym razem autorzy postanowili zaskoczyć fanów grozy samą książką. ”Koszmar na miarę”, bo tak nazywa się ich nowa powieść, drastycznie odstaje od dotychczasowej twórczości duetu. Tak, jakby autorzy chcieli pokazać, że nawet w samym horrorze nie można ich szufladkować. ”Koszmar...” jest swoistym ukłonem w stronę powieści grozy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Ta książka jest po prostu cięższa. I nie mówię tutaj o łatwości, czy właśnie ciężkości czytania, tutaj nic się nie zmieniło – książkę dalej czyta się łatwo i przyjemnie. Mówię o atmosferze, którą roztacza, bowiem groza jest tutaj aż namacalna. W złowrogiej aurze naprawdę srogiej zimy pojawia się krew, ból i ostry seks. Cichowlas i Kyrcz Jr. wyraźnie pokazują, że tym razem nie ma miejsca na sentymenty.

 

Fryderyk Nietzsche powiedział kiedyś: ”Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie”. W kontekście ”Koszmaru...” cytat ten jest jak najbardziej odpowiedni, z tym, że czytając książkę, miałem wrażenie, że sama otchłań jest dziwnie znajoma. W zimnym, szarym Poznaniu odnalazłem dobrze mi znaną polską rzeczywistość, pełną zapracowanych ludzi usiłujących uciułać trochę grosza, jednocześnie patrząc wilkiem na konkurentów. W tym właśnie, jakże swojskim świecie, na światło dzienne wychodzą potwory. To wszystko sprawiło, że książka stała mi się bardzo bliska, niejednokrotnie zmuszałem się, by się od niej oderwać, nie dać się do końca porwać wartkiej akcji, będącej jednym z największych plusów powieści.

Akcja w ”Koszmarze...” rozpędza się bowiem jak pociąg. Z początku wolno, dając czytelnikowi czas na wczucie się w powieść, co zresztą przychodzi bardzo łatwo. W miarę rozwoju fabuły nabiera tempa, by pod koniec książki pędzić już pełną parą prosto do finału, który tym razem nie zaskakuje. W ”Koszmarze...” bowiem liczy się o wiele bardziej droga, niż cel, co także podkreśla odmienność tej książki.

Kiedy odkładałem ”Koszmar na miarę” na półkę, milczałem. Po tak silnym uderzeniu, musiałem chwilę odetchnąć, by wreszcie pokiwać głową z myślą ”tak, to jest dobra książka”. Muszę przyznać, że duet znów mnie nie zawiódł i skroił naprawdę porządny horror. W moim ”rankingu półek” ”Koszmar na miarę” ląduje na drugiej od góry. Chętnie jeszcze kiedyś po niego sięgnę. Tymczasem w powietrzu krystalizuje się pytanie; czym autorzy zaskoczą następnym razem? Nie mogę się doczekać.

Stary Browar w Poznaniu w prasie branżowej uznawany jest za jedno z najlepszych centrów handlowych w całej Polsce, nie dziwi więc, że dużą wagę przykłada się tam do jakości obsługi. Bartosz Lipski to sprzedawca w jednym z topowych salonów z męską odzieżą. Zgodnie z zasadą „klient nasz pan”, każda reklamacja towaru musi być dokładnie rozpatrzona. Nawet ta najbardziej niecodzienna, dotycząca krwawiącego garnituru…

W ten sposób rozpoczyna się historia słowiańskich demonów, zapomnianych pogańskich rytuałów i trudnych życiowych wyborów, przed którymi zostanie postawiona część postaci. Wydarzenia, jakie miały miejsce w Starym Browarze, czytelnik obserwuje oczyma wspomnianego Bartosza Lipskiego -  normalnego młodego człowieka, który w pocie czoła musi pracować w „Roy&Coles”, aby zarobić na utrzymanie i opłacenie studiów. Jeździ starą, wysłużoną Jettką i jak każdy boryka się z problemami finansowymi. Gdyby nie to, już dawno za namową rodziców rzuciłby tę robotę i powiedział swojemu przełożonemu, co o nim myśli. I nie byłyby to miłe słowa.

Jego przełożony – Warski - od momentu awansu nie należy do najprzyjemniejszych osób. Zmienił się diametralnie i z kolegi przeistoczył się w żądnego krwi kapitalistę. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. W powieści pełni funkcję głównego antagonisty, jednak w mojej ocenie nie jest to postać jednoznaczna. Sytuacja życiowa postawiła go przed trudnym dylematem moralnym, z którego nie ma dobrego wyjścia. Zdesperowany Warski zostaje postawiony pod ścianą. Autorzy, poprzez takie wykreowanie tej postaci, stawiają pytanie o to, co jesteśmy w stanie poświęcić i jakie kroki podjąć w przypadku wizji utraty ukochanej osoby.

Powieść zawiera wszystkie charakterystyczne dla gatunku elementy. Mamy grupę młodych ludzi oraz
pojawiającą się tu i ówdzie starą wieszczkę, ostrzegającą przed rysującą się w ciemnych barwach przyszłością. Nie mogło również zabraknąć kogoś, kto będzie spełniał rolę mentora dla zagubionych w nowej rzeczywistości pracowników salonu. W tym przypadku będzie to profesor demonologii, dzięki pomocy którego uda się rozwiązać zagadkę krwawiących garniturów. Autorzy wiedzą, czego część czytelników oczekuje i wychodzi im naprzeciw.

Dobrze odwzorowano relacje międzyludzkie panujące w „Roy&Coles”. Pogoń za pieniądzem, wieczny stres i nadpobudliwy przełożony – z tymi problemami musi borykać się większość naszego społeczeństwa. Mimo to, ciągle pracujemy w tym samym miejscu. Brakuje nam odwagi, aby przerwać gehennę i powiedzieć „dość”. Boimy się utraty pracy, nawet za cenę braku poszanowania naszej godności i autorzy bardzo trafnie to dostrzegli.

Atutem powieści jest niecodzienna scenografia. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek, ani kiedykolwiek osadził akcję w salonie z garniturami. Nowatorski pomysł spółki Kyrcz & Cichowlas powoduje, że po lekturze, być może niektórzy szerokim łukiem będą omijać galerie handlowe. Nie wiadomo, co może tam człowieka spotkać i jakie monstra czają się za budką z hot-dogami.
 
„Koszmar na miarę” reklamuje zamieszczony na końcu książki slogan: „Drapieżne jaszczury, zapomniane słowiańskie rytuały, seks i hektolitry krwi.” Wszystkie wymienione elementy oczywiście się pojawiają, jednak część z nich została potraktowana po macoszemu i generalnie nie wnosi nic interesującego do lektury. Największe uwagi i zastrzeżenia można mieć do dwóch z nich: słowiańskich rytuałów i seksu. W pierwszym przypadku opisy wypadają bardzo słabo i mało realistycznie. Według koncepcji Kyrcza&Cichowlasa przyzwanie zapomnianego demona to praktycznie nic trudnego. Każdy z nas mógłby to zrobić, wystarczy wypowiedzieć kilka słów – w obecnie używanym języku! Takie rozwiązanie niespecjalnie przekonuje. Zabrakło głębszego „wgryzienia” się w temat.
   
Scena seksu należy do bardzo odważnych, lekko ocierając się nawet o perwersyjną pornografię. Trudno jednak zrozumieć jaki cel przyświecał autorom umieszczającym ją w powieści. Fabularnie trudno ją uzasadnić. Sprawia wrażenie, że została dopisana jedynie po to, aby można było się nią pochwalić na odwrocie książki. Skoro „Koszmar…” to horror, to nie może w nim zabraknąć ostrego seksu i chyba z tego założenia wyszli obaj pisarze. Można to było jednak wpleść znacznie lepiej i z pożytkiem dla fabuły.
   
Fani makabry podczas lektury, nie powinni czuć się zawiedzeni. Autorzy wzorując się na Grahamie Mastertonie wielokrotnie na kartach książki prezentują opisy rozczłonkowanych zwłok oraz hektolitrów krwi mieszających się z innymi płynami ustrojowymi. Zadanie domowe w tym zakresie zostało odrobione. Zwolennicy brytyjskiego pisarza będą zachwyceni.
   
„Koszmar…” wpisuje się w konwencję filmowego horroru klasy B. Nie aspiruje do miana trudnego w odbiorze literackiego arcydzieła.  Prosty język i użycie klasycznych elementów gatunkowych powodują, że adresaci będą czuli się usatysfakcjonowani.

Stary Browar w Poznaniu w prasie branżowej uznawany jest za jedno z najlepszych centrów handlowych w całej Polsce, nie dziwi więc, że dużą wagę przykłada się tam do jakości obsługi. Bartosz Lipski to sprzedawca w jednym z topowych salonów z męską odzieżą. Zgodnie z zasadą „klient nasz pan”, każda reklamacja towaru musi być dokładnie rozpatrzona. Nawet ta najbardziej niecodzienna, dotycząca krwawiącego garnituru…

W ten sposób rozpoczyna się historia słowiańskich demonów, zapomnianych pogańskich rytuałów i trudnych życiowych wyborów, przed którymi zostanie postawiona część postaci. Wydarzenia, jakie miały miejsce w Starym Browarze, czytelnik obserwuje oczyma wspomnianego Bartosza Lipskiego -  normalnego młodego człowieka, który w pocie czoła musi pracować w „Roy&Coles”, aby zarobić na utrzymanie i opłacenie studiów. Jeździ starą, wysłużoną Jettką i jak każdy boryka się z problemami finansowymi. Gdyby nie to, już dawno za namową rodziców rzuciłby tę robotę i powiedział swojemu przełożonemu, co o nim myśli. I nie byłyby to miłe słowa.

Jego przełożony – Warski - od momentu awansu nie należy do najprzyjemniejszych osób. Zmienił się diametralnie i z kolegi przeistoczył się w żądnego krwi kapitalistę. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. W powieści pełni funkcję głównego antagonisty, jednak w mojej ocenie nie jest to postać jednoznaczna. Sytuacja życiowa postawiła go przed trudnym dylematem moralnym, z którego nie ma dobrego wyjścia. Zdesperowany Warski zostaje postawiony pod ścianą. Autorzy, poprzez takie wykreowanie tej postaci, stawiają pytanie o to, co jesteśmy w stanie poświęcić i jakie kroki podjąć w przypadku wizji utraty ukochanej osoby.

Powieść zawiera wszystkie charakterystyczne dla gatunku elementy. Mamy grupę młodych ludzi oraz
pojawiającą się tu i ówdzie starą wieszczkę, ostrzegającą przed rysującą się w ciemnych barwach przyszłością. Nie mogło również zabraknąć kogoś, kto będzie spełniał rolę mentora dla zagubionych w nowej rzeczywistości pracowników salonu. W tym przypadku będzie to profesor demonologii, dzięki pomocy którego uda się rozwiązać zagadkę krwawiących garniturów. Autorzy wiedzą, czego część czytelników oczekuje i wychodzi im naprzeciw.

Dobrze odwzorowano relacje międzyludzkie panujące w „Roy&Coles”. Pogoń za pieniądzem, wieczny stres i nadpobudliwy przełożony – z tymi problemami musi borykać się większość naszego społeczeństwa. Mimo to, ciągle pracujemy w tym samym miejscu. Brakuje nam odwagi, aby przerwać gehennę i powiedzieć „dość”. Boimy się utraty pracy, nawet za cenę braku poszanowania naszej godności i autorzy bardzo trafnie to dostrzegli.

Atutem powieści jest niecodzienna scenografia. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek, ani kiedykolwiek osadził akcję w salonie z garniturami. Nowatorski pomysł spółki Kyrcz & Cichowlas powoduje, że po lekturze, być może niektórzy szerokim łukiem będą omijać galerie handlowe. Nie wiadomo, co może tam człowieka spotkać i jakie monstra czają się za budką z hot-dogami.
 
„Koszmar na miarę” reklamuje zamieszczony na końcu książki slogan: „Drapieżne jaszczury, zapomniane słowiańskie rytuały, seks i hektolitry krwi.” Wszystkie wymienione elementy oczywiście się pojawiają, jednak część z nich została potraktowana po macoszemu i generalnie nie wnosi nic interesującego do lektury. Największe uwagi i zastrzeżenia można mieć do dwóch z nich: słowiańskich rytuałów i seksu. W pierwszym przypadku opisy wypadają bardzo słabo i mało realistycznie. Według koncepcji Kyrcza&Cichowlasa przyzwanie zapomnianego demona to praktycznie nic trudnego. Każdy z nas mógłby to zrobić, wystarczy wypowiedzieć kilka słów – w obecnie używanym języku! Takie rozwiązanie niespecjalnie przekonuje. Zabrakło głębszego „wgryzienia” się w temat.
   
Scena seksu należy do bardzo odważnych, lekko ocierając się nawet o perwersyjną pornografię. Trudno jednak zrozumieć jaki cel przyświecał autorom umieszczającym ją w powieści. Fabularnie trudno ją uzasadnić. Sprawia wrażenie, że została dopisana jedynie po to, aby można było się nią pochwalić na odwrocie książki. Skoro „Koszmar…” to horror, to nie może w nim zabraknąć ostrego seksu i chyba z tego założenia wyszli obaj pisarze. Można to było jednak wpleść znacznie lepiej i z pożytkiem dla fabuły.
   
Fani makabry podczas lektury, nie powinni czuć się zawiedzeni. Autorzy wzorując się na Grahamie Mastertonie wielokrotnie na kartach książki prezentują opisy rozczłonkowanych zwłok oraz hektolitrów krwi mieszających się z innymi płynami ustrojowymi. Zadanie domowe w tym zakresie zostało odrobione. Zwolennicy brytyjskiego pisarza będą zachwyceni.
   
„Koszmar…” wpisuje się w konwencję filmowego horroru klasy B. Nie aspiruje do miana trudnego w odbiorze literackiego arcydzieła.  Prosty język i użycie klasycznych elementów gatunkowych powodują, że adresaci będą czuli się usatysfakcjonowani.

 

Stary Browar w Poznaniu w prasie branżowej uznawany jest za jedno z najlepszych centrów handlowych w całej Polsce, nie dziwi więc, że dużą wagę przykłada się tam do jakości obsługi. Bartosz Lipski to sprzedawca w jednym z topowych salonów z męską odzieżą. Zgodnie z zasadą „klient nasz pan”, każda reklamacja towaru musi być dokładnie rozpatrzona. Nawet ta najbardziej niecodzienna, dotycząca krwawiącego garnituru…

W ten sposób rozpoczyna się historia słowiańskich demonów, zapomnianych pogańskich rytuałów i trudnych życiowych wyborów, przed którymi zostanie postawiona część postaci. Wydarzenia, jakie miały miejsce w Starym Browarze, czytelnik obserwuje oczyma wspomnianego Bartosza Lipskiego -  normalnego młodego człowieka, który w pocie czoła musi pracować w „Roy&Coles”, aby zarobić na utrzymanie i opłacenie studiów. Jeździ starą, wysłużoną Jettką i jak każdy boryka się z problemami finansowymi. Gdyby nie to, już dawno za namową rodziców rzuciłby tę robotę i powiedział swojemu przełożonemu, co o nim myśli. I nie byłyby to miłe słowa.

Jego przełożony – Warski - od momentu awansu nie należy do najprzyjemniejszych osób. Zmienił się diametralnie i z kolegi przeistoczył się w żądnego krwi kapitalistę. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. W powieści pełni funkcję głównego antagonisty, jednak w mojej ocenie nie jest to postać jednoznaczna. Sytuacja życiowa postawiła go przed trudnym dylematem moralnym, z którego nie ma dobrego wyjścia. Zdesperowany Warski zostaje postawiony pod ścianą. Autorzy, poprzez takie wykreowanie tej postaci, stawiają pytanie o to, co jesteśmy w stanie poświęcić i jakie kroki podjąć w przypadku wizji utraty ukochanej osoby.

Powieść zawiera wszystkie charakterystyczne dla gatunku elementy. Mamy grupę młodych ludzi oraz
pojawiającą się tu i ówdzie starą wieszczkę, ostrzegającą przed rysującą się w ciemnych barwach przyszłością. Nie mogło również zabraknąć kogoś, kto będzie spełniał rolę mentora dla zagubionych w nowej rzeczywistości pracowników salonu. W tym przypadku będzie to profesor demonologii, dzięki pomocy którego uda się rozwiązać zagadkę krwawiących garniturów. Autorzy wiedzą, czego część czytelników oczekuje i wychodzi im naprzeciw.

Dobrze odwzorowano relacje międzyludzkie panujące w „Roy&Coles”. Pogoń za pieniądzem, wieczny stres i nadpobudliwy przełożony – z tymi problemami musi borykać się większość naszego społeczeństwa. Mimo to, ciągle pracujemy w tym samym miejscu. Brakuje nam odwagi, aby przerwać gehennę i powiedzieć „dość”. Boimy się utraty pracy, nawet za cenę braku poszanowania naszej godności i autorzy bardzo trafnie to dostrzegli.

Atutem powieści jest niecodzienna scenografia. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek, ani kiedykolwiek osadził akcję w salonie z garniturami. Nowatorski pomysł spółki Kyrcz & Cichowlas powoduje, że po lekturze, być może niektórzy szerokim łukiem będą omijać galerie handlowe. Nie wiadomo, co może tam człowieka spotkać i jakie monstra czają się za budką z hot-dogami.
 
Koszmar na miarę reklamuje zamieszczony na końcu książki slogan: „Drapieżne jaszczury, zapomniane słowiańskie rytuały, seks i hektolitry krwi.” Wszystkie wymienione elementy oczywiście się pojawiają, jednak część z nich została potraktowana po macoszemu i generalnie nie wnosi nic interesującego do lektury. Największe uwagi i zastrzeżenia można mieć do dwóch z nich: słowiańskich rytuałów i seksu. W pierwszym przypadku opisy wypadają bardzo słabo i mało realistycznie. Według koncepcji Kyrcza&Cichowlasa przyzwanie zapomnianego demona to praktycznie nic trudnego. Każdy z nas mógłby to zrobić, wystarczy wypowiedzieć kilka słów – w obecnie używanym języku! Takie rozwiązanie niespecjalnie przekonuje. Zabrakło głębszego „wgryzienia” się w temat.
   
Scena seksu należy do bardzo odważnych, lekko ocierając się nawet o perwersyjną pornografię. Trudno jednak zrozumieć jaki cel przyświecał autorom umieszczającym ją w powieści. Fabularnie trudno ją uzasadnić. Sprawia wrażenie, że została dopisana jedynie po to, aby można było się nią pochwalić na odwrocie książki. Skoro Koszmar… to horror, to nie może w nim zabraknąć ostrego seksu i chyba z tego założenia wyszli obaj pisarze. Można to było jednak wpleść znacznie lepiej i z pożytkiem dla fabuły.
   
Fani makabry podczas lektury, nie powinni czuć się zawiedzeni. Autorzy wzorując się na Grahamie Mastertonie wielokrotnie na kartach książki prezentują opisy rozczłonkowanych zwłok oraz hektolitrów krwi mieszających się z innymi płynami ustrojowymi. Zadanie domowe w tym zakresie zostało odrobione. Zwolennicy brytyjskiego pisarza będą zachwyceni.
   
Koszmar… wpisuje się w konwencję filmowego horroru klasy B. Nie aspiruje do miana trudnego w odbiorze literackiego arcydzieła.  Prosty język i użycie klasycznych elementów gatunkowych powodują, że adresaci będą czuli się usatysfakcjonowani.

Stary Browar w Poznaniu w prasie branżowej uznawany jest za jedno z najlepszych centrów handlowych w całej Polsce, nie dziwi więc, że dużą wagę przykłada się tam do jakości obsługi. Bartosz Lipski to sprzedawca w jednym z topowych salonów z męską odzieżą. Zgodnie z zasadą „klient nasz pan”, każda reklamacja towaru musi być dokładnie rozpatrzona. Nawet ta najbardziej niecodzienna, dotycząca krwawiącego garnituru…

W ten sposób rozpoczyna się historia słowiańskich demonów, zapomnianych pogańskich rytuałów i trudnych życiowych wyborów, przed którymi zostanie postawiona część postaci. Wydarzenia, jakie miały miejsce w Starym Browarze, czytelnik obserwuje oczyma wspomnianego Bartosza Lipskiego -  normalnego młodego człowieka, który w pocie czoła musi pracować w „Roy&Coles”, aby zarobić na utrzymanie i opłacenie studiów. Jeździ starą, wysłużoną Jettką i jak każdy boryka się z problemami finansowymi. Gdyby nie to, już dawno za namową rodziców rzuciłby tę robotę i powiedział swojemu przełożonemu, co o nim myśli. I nie byłyby to miłe słowa.

Jego przełożony – Warski - od momentu awansu nie należy do najprzyjemniejszych osób. Zmienił się diametralnie i z kolegi przeistoczył się w żądnego krwi kapitalistę. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. W powieści pełni funkcję głównego antagonisty, jednak w mojej ocenie nie jest to postać jednoznaczna. Sytuacja życiowa postawiła go przed trudnym dylematem moralnym, z którego nie ma dobrego wyjścia. Zdesperowany Warski zostaje postawiony pod ścianą. Autorzy, poprzez takie wykreowanie tej postaci, stawiają pytanie o to, co jesteśmy w stanie poświęcić i jakie kroki podjąć w przypadku wizji utraty ukochanej osoby.

Powieść zawiera wszystkie charakterystyczne dla gatunku elementy. Mamy grupę młodych ludzi oraz
pojawiającą się tu i ówdzie starą wieszczkę, ostrzegającą przed rysującą się w ciemnych barwach przyszłością. Nie mogło również zabraknąć kogoś, kto będzie spełniał rolę mentora dla zagubionych w nowej rzeczywistości pracowników salonu. W tym przypadku będzie to profesor demonologii, dzięki pomocy którego uda się rozwiązać zagadkę krwawiących garniturów. Autorzy wiedzą, czego część czytelników oczekuje i wychodzi im naprzeciw.

Dobrze odwzorowano relacje międzyludzkie panujące w „Roy&Coles”. Pogoń za pieniądzem, wieczny stres i nadpobudliwy przełożony – z tymi problemami musi borykać się większość naszego społeczeństwa. Mimo to, ciągle pracujemy w tym samym miejscu. Brakuje nam odwagi, aby przerwać gehennę i powiedzieć „dość”. Boimy się utraty pracy, nawet za cenę braku poszanowania naszej godności i autorzy bardzo trafnie to dostrzegli.

Atutem powieści jest niecodzienna scenografia. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek, ani kiedykolwiek osadził akcję w salonie z garniturami. Nowatorski pomysł spółki Kyrcz & Cichowlas powoduje, że po lekturze, być może niektórzy szerokim łukiem będą omijać galerie handlowe. Nie wiadomo, co może tam człowieka spotkać i jakie monstra czają się za budką z hot-dogami.
 
Koszmar na miarę reklamuje zamieszczony na końcu książki slogan: „Drapieżne jaszczury, zapomniane słowiańskie rytuały, seks i hektolitry krwi.” Wszystkie wymienione elementy oczywiście się pojawiają, jednak część z nich została potraktowana po macoszemu i generalnie nie wnosi nic interesującego do lektury. Największe uwagi i zastrzeżenia można mieć do dwóch z nich: słowiańskich rytuałów i seksu. W pierwszym przypadku opisy wypadają bardzo słabo i mało realistycznie. Według koncepcji Kyrcza&Cichowlasa przyzwanie zapomnianego demona to praktycznie nic trudnego. Każdy z nas mógłby to zrobić, wystarczy wypowiedzieć kilka słów – w obecnie używanym języku! Takie rozwiązanie niespecjalnie przekonuje. Zabrakło głębszego „wgryzienia” się w temat.
   
Scena seksu należy do bardzo odważnych, lekko ocierając się nawet o perwersyjną pornografię. Trudno jednak zrozumieć jaki cel przyświecał autorom umieszczającym ją w powieści. Fabularnie trudno ją uzasadnić. Sprawia wrażenie, że została dopisana jedynie po to, aby można było się nią pochwalić na odwrocie książki. Skoro Koszmar… to horror, to nie może w nim zabraknąć ostrego seksu i chyba z tego założenia wyszli obaj pisarze. Można to było jednak wpleść znacznie lepiej i z pożytkiem dla fabuły.
   
Fani makabry podczas lektury, nie powinni czuć się zawiedzeni. Autorzy wzorując się na Grahamie Mastertonie wielokrotnie na kartach książki prezentują opisy rozczłonkowanych zwłok oraz hektolitrów krwi mieszających się z innymi płynami ustrojowymi. Zadanie domowe w tym zakresie zostało odrobione. Zwolennicy brytyjskiego pisarza będą zachwyceni.
   
Koszmar… wpisuje się w konwencję filmowego horroru klasy B. Nie aspiruje do miana trudnego w odbiorze literackiego arcydzieła.  Prosty język i użycie klasycznych elementów gatunkowych powodują, że adresaci będą czuli się usatysfakcjonowani.

Stary Browar w Poznaniu w prasie branżowej uznawany jest za jedno z najlepszych centrów handlowych w całej Polsce, nie dziwi więc, że dużą wagę przykłada się tam do jakości obsługi. Bartosz Lipski to sprzedawca w jednym z topowych salonów z męską odzieżą. Zgodnie z zasadą „klient nasz pan”, każda reklamacja towaru musi być dokładnie rozpatrzona. Nawet ta najbardziej niecodzienna, dotycząca krwawiącego garnituru…

W ten sposób rozpoczyna się historia słowiańskich demonów, zapomnianych pogańskich rytuałów i trudnych życiowych wyborów, przed którymi zostanie postawiona część postaci. Wydarzenia, jakie miały miejsce w Starym Browarze, czytelnik obserwuje oczyma wspomnianego Bartosza Lipskiego -  normalnego młodego człowieka, który w pocie czoła musi pracować w „Roy&Coles”, aby zarobić na utrzymanie i opłacenie studiów. Jeździ starą, wysłużoną Jettką i jak każdy boryka się z problemami finansowymi. Gdyby nie to, już dawno za namową rodziców rzuciłby tę robotę i powiedział swojemu przełożonemu, co o nim myśli. I nie byłyby to miłe słowa.

Jego przełożony – Warski - od momentu awansu nie należy do najprzyjemniejszych osób. Zmienił się diametralnie i z kolegi przeistoczył się w żądnego krwi kapitalistę. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. W powieści pełni funkcję głównego antagonisty, jednak w mojej ocenie nie jest to postać jednoznaczna. Sytuacja życiowa postawiła go przed trudnym dylematem moralnym, z którego nie ma dobrego wyjścia. Zdesperowany Warski zostaje postawiony pod ścianą. Autorzy, poprzez takie wykreowanie tej postaci, stawiają pytanie o to, co jesteśmy w stanie poświęcić i jakie kroki podjąć w przypadku wizji utraty ukochanej osoby.

Powieść zawiera wszystkie charakterystyczne dla gatunku elementy. Mamy grupę młodych ludzi oraz
pojawiającą się tu i ówdzie starą wieszczkę, ostrzegającą przed rysującą się w ciemnych barwach przyszłością. Nie mogło również zabraknąć kogoś, kto będzie spełniał rolę mentora dla zagubionych w nowej rzeczywistości pracowników salonu. W tym przypadku będzie to profesor demonologii, dzięki pomocy którego uda się rozwiązać zagadkę krwawiących garniturów. Autorzy wiedzą, czego część czytelników oczekuje i wychodzi im naprzeciw.

Dobrze odwzorowano relacje międzyludzkie panujące w „Roy&Coles”. Pogoń za pieniądzem, wieczny stres i nadpobudliwy przełożony – z tymi problemami musi borykać się większość naszego społeczeństwa. Mimo to, ciągle pracujemy w tym samym miejscu. Brakuje nam odwagi, aby przerwać gehennę i powiedzieć „dość”. Boimy się utraty pracy, nawet za cenę braku poszanowania naszej godności i autorzy bardzo trafnie to dostrzegli.

Atutem powieści jest niecodzienna scenografia. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek, ani kiedykolwiek osadził akcję w salonie z garniturami. Nowatorski pomysł spółki Kyrcz & Cichowlas powoduje, że po lekturze, być może niektórzy szerokim łukiem będą omijać galerie handlowe. Nie wiadomo, co może tam człowieka spotkać i jakie monstra czają się za budką z hot-dogami.
 
Koszmar na miarę reklamuje zamieszczony na końcu książki slogan: „Drapieżne jaszczury, zapomniane słowiańskie rytuały, seks i hektolitry krwi.” Wszystkie wymienione elementy oczywiście się pojawiają, jednak część z nich została potraktowana po macoszemu i generalnie nie wnosi nic interesującego do lektury. Największe uwagi i zastrzeżenia można mieć do dwóch z nich: słowiańskich rytuałów i seksu. W pierwszym przypadku opisy wypadają bardzo słabo i mało realistycznie. Według koncepcji Kyrcza&Cichowlasa przyzwanie zapomnianego demona to praktycznie nic trudnego. Każdy z nas mógłby to zrobić, wystarczy wypowiedzieć kilka słów – w obecnie używanym języku! Takie rozwiązanie niespecjalnie przekonuje. Zabrakło głębszego „wgryzienia” się w temat.
   
Scena seksu należy do bardzo odważnych, lekko ocierając się nawet o perwersyjną pornografię. Trudno jednak zrozumieć jaki cel przyświecał autorom umieszczającym ją w powieści. Fabularnie trudno ją uzasadnić. Sprawia wrażenie, że została dopisana jedynie po to, aby można było się nią pochwalić na odwrocie książki. Skoro Koszmar… to horror, to nie może w nim zabraknąć ostrego seksu i chyba z tego założenia wyszli obaj pisarze. Można to było jednak wpleść znacznie lepiej i z pożytkiem dla fabuły.
   
Fani makabry podczas lektury, nie powinni czuć się zawiedzeni. Autorzy wzorując się na Grahamie Mastertonie wielokrotnie na kartach książki prezentują opisy rozczłonkowanych zwłok oraz hektolitrów krwi mieszających się z innymi płynami ustrojowymi. Zadanie domowe w tym zakresie zostało odrobione. Zwolennicy brytyjskiego pisarza będą zachwyceni.
   
Koszmar… wpisuje się w konwencję filmowego horroru klasy B. Nie aspiruje do miana trudnego w odbiorze literackiego arcydzieła.  Prosty język i użycie klasycznych elementów gatunkowych powodują, że adresaci będą czuli się usatysfakcjonowani.

Stary Browar w Poznaniu w prasie branżowej uznawany jest za jedno z najlepszych centrów handlowych w całej Polsce, nie dziwi więc, że dużą wagę przykłada się tam do jakości obsługi. Bartosz Lipski to sprzedawca w jednym z topowych salonów z męską odzieżą. Zgodnie z zasadą „klient nasz pan”, każda reklamacja towaru musi być dokładnie rozpatrzona. Nawet ta najbardziej niecodzienna, dotycząca krwawiącego garnituru…

W ten sposób rozpoczyna się historia słowiańskich demonów, zapomnianych pogańskich rytuałów i trudnych życiowych wyborów, przed którymi zostanie postawiona część postaci. Wydarzenia, jakie miały miejsce w Starym Browarze, czytelnik obserwuje oczyma wspomnianego Bartosza Lipskiego -  normalnego młodego człowieka, który w pocie czoła musi pracować w „Roy&Coles”, aby zarobić na utrzymanie i opłacenie studiów. Jeździ starą, wysłużoną Jettką i jak każdy boryka się z problemami finansowymi. Gdyby nie to, już dawno za namową rodziców rzuciłby tę robotę i powiedział swojemu przełożonemu, co o nim myśli. I nie byłyby to miłe słowa.

Jego przełożony – Warski - od momentu awansu nie należy do najprzyjemniejszych osób. Zmienił się diametralnie i z kolegi przeistoczył się w żądnego krwi kapitalistę. Zarówno dosłownie jak i w przenośni. W powieści pełni funkcję głównego antagonisty, jednak w mojej ocenie nie jest to postać jednoznaczna. Sytuacja życiowa postawiła go przed trudnym dylematem moralnym, z którego nie ma dobrego wyjścia. Zdesperowany Warski zostaje postawiony pod ścianą. Autorzy, poprzez takie wykreowanie tej postaci, stawiają pytanie o to, co jesteśmy w stanie poświęcić i jakie kroki podjąć w przypadku wizji utraty ukochanej osoby.

Powieść zawiera wszystkie charakterystyczne dla gatunku elementy. Mamy grupę młodych ludzi oraz
pojawiającą się tu i ówdzie starą wieszczkę, ostrzegającą przed rysującą się w ciemnych barwach przyszłością. Nie mogło również zabraknąć kogoś, kto będzie spełniał rolę mentora dla zagubionych w nowej rzeczywistości pracowników salonu. W tym przypadku będzie to profesor demonologii, dzięki pomocy którego uda się rozwiązać zagadkę krwawiących garniturów. Autorzy wiedzą, czego część czytelników oczekuje i wychodzi im naprzeciw.

Dobrze odwzorowano relacje międzyludzkie panujące w „Roy&Coles”. Pogoń za pieniądzem, wieczny stres i nadpobudliwy przełożony – z tymi problemami musi borykać się większość naszego społeczeństwa. Mimo to, ciągle pracujemy w tym samym miejscu. Brakuje nam odwagi, aby przerwać gehennę i powiedzieć „dość”. Boimy się utraty pracy, nawet za cenę braku poszanowania naszej godności i autorzy bardzo trafnie to dostrzegli.

Atutem powieści jest niecodzienna scenografia. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek, ani kiedykolwiek osadził akcję w salonie z garniturami. Nowatorski pomysł spółki Kyrcz & Cichowlas powoduje, że po lekturze, być może niektórzy szerokim łukiem będą omijać galerie handlowe. Nie wiadomo, co może tam człowieka spotkać i jakie monstra czają się za budką z hot-dogami.
 
Koszmar na miarę reklamuje zamieszczony na końcu książki slogan: „Drapieżne jaszczury, zapomniane słowiańskie rytuały, seks i hektolitry krwi.” Wszystkie wymienione elementy oczywiście się pojawiają, jednak część z nich została potraktowana po macoszemu i generalnie nie wnosi nic interesującego do lektury. Największe uwagi i zastrzeżenia można mieć do dwóch z nich: słowiańskich rytuałów i seksu. W pierwszym przypadku opisy wypadają bardzo słabo i mało realistycznie. Według koncepcji Kyrcza&Cichowlasa przyzwanie zapomnianego demona to praktycznie nic trudnego. Każdy z nas mógłby to zrobić, wystarczy wypowiedzieć kilka słów – w obecnie używanym języku! Takie rozwiązanie niespecjalnie przekonuje. Zabrakło głębszego „wgryzienia” się w temat.
   
Scena seksu należy do bardzo odważnych, lekko ocierając się nawet o perwersyjną pornografię. Trudno jednak zrozumieć jaki cel przyświecał autorom umieszczającym ją w powieści. Fabularnie trudno ją uzasadnić. Sprawia wrażenie, że została dopisana jedynie po to, aby można było się nią pochwalić na odwrocie książki. Skoro Koszmar… to horror, to nie może w nim zabraknąć ostrego seksu i chyba z tego założenia wyszli obaj pisarze. Można to było jednak wpleść znacznie lepiej i z pożytkiem dla fabuły.
   
Fani makabry podczas lektury, nie powinni czuć się zawiedzeni. Autorzy wzorując się na Grahamie Mastertonie wielokrotnie na kartach książki prezentują opisy rozczłonkowanych zwłok oraz hektolitrów krwi mieszających się z innymi płynami ustrojowymi. Zadanie domowe w tym zakresie zostało odrobione. Zwolennicy brytyjskiego pisarza będą zachwyceni.
   
Koszmar… wpisuje się w konwencję filmowego horroru klasy B. Nie aspiruje do miana trudnego w odbiorze literackiego arcydzieła.  Prosty język i użycie klasycznych elementów gatunkowych powodują, że adresaci będą czuli się usatysfakcjonowani.


Cedrik


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.