Pan Lodowego Ogrodu, t. 2 - Jarosław Grzędowicz - Recenzja

Saga „Pan Lodowego Ogrodu” jest serią, która na dobre umiejscowiła Grzędowicza wśród czołowych polskich fantastów. Zgarnęła sporą liczbę nagród (choćby Nagrodę Fandomu Polskiego imienia Janusza A. Zajdla, Sfinksa, czy Nautilusa), osiągając status jednego z najlepszych rodzimych cyklów ostatnich lat. Pierwszy tom zaciekawił mnie dość nowatorskim połączeniem znanych już pomysłów, intrygującymi bohaterami, a także niesamowicie interesującym zakończeniem. To głównie dzięki końcówce zdecydowałem się na natychmiastowy zakup drugiego tomu.

„Pan Lodowego Ogrodu” to praktycznie dwie powieści w jednej. Grzędowicz bowiem przedstawia wydarzenia zachodzące w fikcyjnym świecie z dwóch perspektyw – niedoszłego cesarza, spadkobiercy Tygrysiego Tronu, oraz Ziemianina Vuko Drakkainena, wysłanego na obcą planetę w celu odszukania zaginionej ekipy badawczej i naprawienia ewentualnych szkód przez nią wyrządzonych. Bohaterów tych dobrze poznaliśmy w pierwszej części, teraz więc teoretycznie akcja powinna nabrać maksymalnego tempa, dzięki któremu czytelnik zostałby na dobre wciągnięty w prezentowane wydarzenia. Tego właśnie oczekiwałem po następcy ciekawego, acz moim zdaniem nie wybijającego się ponad średnią tomu pierwszego. Moje wymagania zostały spełnione, ale tylko częściowo. Bez wątpienia autor wie, jak chce poprowadzić historię. Kolejne zdarzenia są przemyślane, dzięki czemu czytanie sprawia przyjemność, nie ma ani krzty chaosu. Szkoda tylko, iż dobre pomysły są średnio wykorzystywane. Nawet podczas z założenia ekscytujących sytuacji, nie czułem żadnych silniejszych emocji. Pisarz nie był w stanie zmusić mnie nawet do zwiększenia tempa poznawania historii. Nie byłem co prawda zupełnie obojętny na los Vuko czy Filara, ale też specjalnie mi na nich nie zależało.

Bez wątpienia najlepsze w tej powieści jest zakończenie. Ponownie zaskakuje i intryguje, zmuszając czytelnika do zakupu kolejnej części przygód dwójki bohaterów. Nie można tego jednak powiedzieć o wcześniejszych fazach historii, które nijak nie skłaniają do zachwytów. Największą wadą pozycji jest wspomniane już nie najlepsze wykorzystanie dobrych pomysłów. Przykładowo, możemy praktycznie zapomnieć o wyglądzie świata znanym z pierwszego tomu. Co z tego wynika? Niestety niewiele. Zmienia się otoczenie, zmieniają się również same postaci, ale wyraźnego pozytywnego skutku brak. Ba, moim zdaniem pewne modyfikacje działają nawet na niekorzyść tomu, ograniczając mocno możliwości autora i nie dając w zamian nic, co mógłby on wykorzystać w celu przykucia nabywcy do tekstu.

 

Brakuje tu pewnej „iskry bożej” która sprawia, że od kart nie da się oderwać. Brakuje odpowiedniej dynamiki, zaskakujących zwrotów akcji. Drugi tom „Pana Lodowego Ogrodu” nie obfituje także w dialogi. Nie dla każdego będzie to wadą, są zresztą nawet pozycje, których siła tkwi właśnie w braku konwersacji. Tutaj jednak brak owego elementu działa w moim odczuciu na niekorzyść książki. Osobiście lubię rozwiniętą interakcję między postaciami, w tym przypadku zaś rozmowy najczęściej ograniczają się tylko do słów niezbędnych, szczególnie w przypadku niedoszłego cesarza i jego przybocznego, Brusa. Przez to nie uświadczymy zbyt dużej porcji humoru (a jest ku temu potencjał – mowa o zupełnie nie wykorzystanej nowej postaci, której imienia jednak zdradzić nie mogę) czy ciekawych dyskusji. Wynikiem tego powieść żyje samą fabułą, która – jak wspomniałem – nie zachwyca.

Sam styl pisania autora nie wyróżnia się absolutnie niczym, przez co nie wpływa znacznie na odbiór samego utworu. Jedynym jego plusem są całkiem niezłe, ironiczne komentarze Vuko, które czasem przywołają uśmiech na twarz czytelnika. Niestety sytuacji takich jest bardzo mało, przez co po raz kolejny przyczepię się do braku dialogów, gdyż byłyby one świetną okazją do wykorzystania tej cechy charakteru bohatera. Czasem pojawi się jakiś wulgaryzm, jednak podobne słowa są równie okazjonalne, co dobre występy podopiecznych trenera Smudy.

Jak widać, daleko mi do głoszenia peanów na cześć drugiego tomu „Pana Lodowego Ogrodu” autorstwa Jarosława Grzędowicza. Powieść nie jest zła, ale w związku ze sporym szumem medialnym i niemałą kolekcją nagród, jaką otrzymała, można oczekiwać po niej sporo więcej. Osobiście nie miałem mocno wygórowanych wymagań – już pierwsza część udowodniła mi, iż wiele słów wypowiedzianych na temat tej pozycji jest mocno przesadzonych. Największą przyczyną mojego rozczarowania jest większość pomysłów autora. Niezależnie bowiem, czy są one dobre, czy złe, ostateczny efekt ich użycia pozostawia wiele do życzenia. Zepsuto kilka ciekawych konceptów, nowych nie wykorzystano… Szkoda. Tym bardziej, że potencjał w historii pozostaje niemały. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że pisarz naprawi błędy w tomie trzecim sprawiając, że i ja odnajdę w sadze powody do zachwytu. Tymczasem tytuł przeczytać warto, ale jego pominięcie dużej szkody nikomu nie przyniesie.


JayL


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.