Sześć razy śmierć - Adam Zalewski - Recenzja

W życiu każdego człowieka przychodzi – prędzej, czy później - taki dzień, który okazuje się być ostatnim. Jest to nieuniknione, a jednak, każdy stara się istnieć, odsuwając widmo śmierci jak najdalej od siebie, ku granicom umysłu. Tylko czasem, kiedy dopada melancholijny nastrój, patrzymy na kalendarz i zastanawiamy się, ile nam jeszcze zostało. I nawet wtedy, usiłując wyliczyć czas, kiedy nie będzie nas już na tym świecie, datujemy go bardzo odlegle, nie chcąc dopuścić do głosu natrętnej, brzęczącej gdzieś w głowie myśli, że wypadki bardzo lubią chodzić po ludziach, a każdy napotkany na ulicy człowiek może być mordercą szukającym ofiary…

Adam Zalewski wszedł na polski rynek powieści grozy i thrillerów pod koniec 2008 roku ciepło przyjętą powieścią „Biała Wiedźma”. Parę miesięcy później, już w roku 2009, dołączyła do niej następna, jeszcze lepsza książka „Rowerzysta”, a po niej, nawiązujący do debiutu „Cień znad jeziora”. Potem zapadła cisza. Zapewne wielu spodziewało się, że niedługo ujrzy światło dzienne kolejna pełnokrwista powieść autora, lecz kiedy wreszcie wynik jego pracy wychynął zza tajemniczej zasłony, okazało się, że Zalewski zaserwował czytelnikom małą niespodziankę. W swojej nowej książce Adam Zalewski proponuje - niemal namacalne - spotkanie ze śmiercią. I to nie jedno, a sześć, „Sześć razy śmierć” jest bowiem zbiorem opowiadań.

Wielu debiutantów zaczyna swoje kariery od krótkich form, wydawanych najpierw w gazetach, a potem w antologiach. Zalewski postąpił jednak na odwrót; zaczął powieściami, by później zaskoczyć wszystkich zbiorem opowiadań. To mnie zaintrygowało. Ciekawy byłem, jak autor, znany z pisania bardzo dobrych powieści, poradzi sobie z mniejszymi objętościowo tekstami. Kiedy więc dostałem wreszcie swój egzemplarz do rąk i ujrzałem bardzo sugestywną i klimatyczną okładkę, nic nie mogło mnie powstrzymać przed otworzeniem książki na pierwszej stronie i pogrążeniu się w śmierci.

 

Zalewski zaczyna od mocnego uderzenia, co zapowiada tytuł pierwszego z opowiadań - „Kilof”. Jest to historia pewnej rodziny, jęczącej pod jarzmem osoby, która powinna najbardziej o nią dbać; ojca i męża. Już na wstępie Zalewski pokazuje, że świat, nawet za oceanem, nie jest tak piękny, jak mógłby się wydawać. W szarej, górniczej rzeczywistości panują brutalne zasady, a ten kto je łamie, może liczyć na równie brutalną karę. Tą samą zasadę pokazuje także „Osiedle drwali”, drugie opowiadanie zawarte w antologii. I tak, jak to się dzieje w rzeczywistości, tak i tutaj, po pierwszym ciosie pada drugi, obnażający to, co tak naprawdę może siedzieć w ludziach. Nawet tych, których znamy i widzimy na co dzień. Następne opowiadanie, „Agnes”, jest trochę luźniejsze. Autor daje odetchnąć przed następnymi ciosami, jednocześnie dalej zmierzając w stronę trzeciej śmierci. Sama historia jest o tyle ciekawa, że dotyczy pisania recenzji, oraz ich konsekwencji dla autorów i osób ich otaczających.

Po tej krótkiej przerwie na zaczerpnięcie tchu, nadchodzi „Rzeźbiarz”, chyba najkrwawsze i najcięższe z prezentowanych w zbiorze. Zalewski pokazał tu swój cały kunszt, kreując bohatera i świetnie prezentując jego psychikę. Parker London jest chyba najbardziej żywą, spośród wszystkich postaci w całej antologii. Opowiadanie zaś, napisane jest z dbałością o szczegóły i wzbudzające emocje. To wszystko sprawia, że „Rzeźbiarz” pozostawia w wyobraźni „Krwawy ślad”, który ciągnie się aż do następnego tekstu, o właśnie takim tytule.

Piąta śmierć owiana jest mgłą tajemnicy i, inaczej niż w poprzednich opowiadaniach, zaczyna się, a nie kończy, zabójstwem. Wszystko zaś wyjaśnia żmudne dochodzenie, zakończone w trudny do przewidzenia sposób. Ze zbiorem rozstałem się „Nad rzeką węży” – długim opowiadaniem rozgrywającym się na paru płaszczyznach w czasie i przestrzeni, w którym nikt nie jest tym, na kogo wygląda, a wszystko wyjaśnia oczywiście śmierć.

Wielką zaletą tego zbioru są bohaterowie. Zalewski zawsze potrafił wykreować postaci bardzo żywe i, zdawałoby się, wychodzące ze stronic książek. Bardzo istotna jest tu, dopracowana pod każdym względem, psychika postaci. „Sześć razy śmierć” ma też inną zaletę; opowiadania są bardzo różnorodne, każdy więc możne znaleźć tu coś dla siebie. Zarówno w pierwszym, jak i drugim opowiadaniu autor położył nacisk na ludzi. Na to, jacy są, kiedy zdejmą maski i co pod nimi ukrywają.

W „Agnes” pozwala sobie na dosyć jasne przesłanie i nakłania do refleksji nad konsekwencjami własnych czynów, z kolei „Rzeźbiarz” wnika głęboko w psychikę człowieka, ukazując bestię. „Krwawy ślad” z kolei, to gratka dla tych, którzy lubią tajemnice i zagadki oraz śledztwa, zaś „Nad rzeką węży” czeka także sekret, okraszony jednak sporą dawką obyczajowości.

 

Antologię czytało mi się dobrze. Opowiadania wciągają, a szybka akcja, którą autor wspomaga tak charakterystycznymi dla swojego stylu krótkimi zdaniami zmusza do ciągłego przewracania kartek.

Zbiór jednak nie jest doskonały; Zalewski wspaniale czuje się w dłuższej formie. To widać. Niektóre jego opowiadania, takie jak „Rzeźbiarz”, czy „Osiedle drwali” aż się proszą o długie rozwinięcie. Same w sobie są esencją powieści. Cóż jednak, kiedy autor pokazuje, że ta esencja smakuje wyśmienicie?

Kiedy skończyłem czytać, była już późna noc. Do nastroju brakowało już chyba tylko pohukującej za oknem sowy. Nie odłożyłem książki na półkę od razu. Przez chwilę ważyłem ją w dłoni, zatopiony w rozmyślaniach. Śmierć dotknęła mnie sześć razy, i szczerze mówiąc żałuję, że tylko tyle.

W moim „rankingu półek” „Sześć razy śmierć” ląduje bardzo wysoko, na półce z napisem „Wspaniałe”.


Cedrik


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.