Krótki lot motyla bojowego - Eugeniusz Dębski - Recenzja

Eugeniusza Dębskiego kojarzy się przeważnie z osławionym detektywem Owenem Yeatesem, trochę rzadziej - z Hondelykiem i Cadronem. Obie serie książek należą do moich ulubionych, więc niejako mogę to powiedzieć również w swoim własnym imieniu. Nie powinno się jednak zapominać, że dorobek Dębskiego wykracza znacznie poza oba te cykle i, obok "Krucjaty" i "Hell-p", który doczeka się niedługo kontynuacji, bogaty jest również - jak do tej pory - w siedem powieści niezależnych. "Krótki lot motyla bojowego" jest właśnie jedną z nich.

Po tym, jak naukowiec poniósł śmierć podczas seansu telepatycznego przeprowadzonego w celach badań, odkryto, że mentalny eter jest eksploatowany również przez kogoś innego. Kogoś, kto nie zawahał się zabijać, by strzec swojej wyłączności. Powołano specjalny oddział espów - żołnierzy-telepatów, straceńców, którzy zmęczeni życiem postanowili poświęcić swoje dni służbie w zamian za komfort i pełną tolerancję. Zaczęła się wojna przeciwko nieznanemu wrogowi, w której jedyną bronią stały się stanowiska wzmacniające siłę umysłu, a jedyną strategią pełna swoboda działań każdego z członków załogi.

Czytelnik poznaje tę historię z perspektywy Milta Brownella, porucznika jednostki, wykolejeńca życiowego, doświadczonego przez los równie mocno, jak reszta espów. Trudności nie odebrały mu jednak przyjemnego poczucia humoru, które niewątpliwie dodaje całości smaczku . Biorąc pod uwagę, że liczba wszystkich osób występujących w książce oscyluje wokół piętnastu, nietrudno zapoznać się również z pozostałymi postaciami. Tym razem każdy z bohaterów z definicji oddziału jest jedyny w swoim rodzaju, jednak autor nie przyłożył się do zarysowania charakterów każdego z osobna w równym stopniu. Wrażenie, że większość espów stanowi przede wszystkim tło dla tej historii jest tyleż nieodparte, co prawdziwe.

 

Powieść do specjalnie rozbudowanych nie należy - ot, akurat historia, którą można przeczytać w jeden wieczór. Na jej treść składa się kilka wątków fabularnych, które nie tyle splatają się ze sobą, co pojawiają jeden po drugim. Dodatkowo w trakcie występują opisy mentalnych pojedynków espów, które można uznać za króciutkie opowiadanka wszyte w strukturę książki, by przybliżyć czytelnikowi subiektywny i irracjonalny sposób prowadzenia tych starć. Całość jest jednak spójna, a przejścia pomiędzy kolejnymi częściami pozycji pozostają logiczne. Co nie znaczy, że każde z tych wtrąceń można uznać za udane. Niektóre z nich faktycznie potrafiły zainteresować, jednak większość przeważnie krótkich opisów wypadła raczej nudno. Szkoda również, że te wstawki spisane zostały kursywą, co nieco utrudnia czytanie.

"Krótki lot motyla bojowego" rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, co można wyczuć już po samym stylu. Narracja przetykana jest neologizmami, które składają się na nazwy nowych osiągnięć techniki, a bohaterowie mówią współczesnym słownictwem, urozmaicanym co jakiś czas przez autora. Już otwierając książkę po raz pierwszy czytelnik natknie się na porcję charakterystycznego dla tej pozycji humoru, który będzie się przewijał przez karty powieści aż do końca. Dębski stworzył historię, którą czyta się lekko, przewracając strony z zaciekawieniem, ale trzeba powiedzieć jasno, że jej zadaniem jest dostarczenie rozrywki - krótkiej, bo tylko dwustusiedemdziesięciostronicowej. Nie ma się więc co doszukiwać głębszych treści, bowiem nie sposób ich tutaj znaleźć.

Gdybym miał zaszufladkować tę książkę, położyłbym ją na półce obok "Kronik Jednorożca. Polowania" Roberta J. Szmidta. Oba tytuły zawierają pewne podobieństwa zarówno przy wyborze tematu jak i konwencji. W obu przypadkach głównymi bohaterami są członkowie oddziału o paranormalnych zdolnościach, prowadzący walkę na niekonwencjonalnej płaszczyźnie. Największa różnica pomiędzy pozycjami polega na tym, że Dębski wyróżnił w swoim dziele również wątki obyczajowe, wzmacniające nieco w ten sposób więź czytelnika z bohaterami, podczas gdy Szmidt wplata je w strukturę powieści w sposób bardziej naturalny i ciągły.

To, co kocham w literaturze, to początki i zakończenia - wizytówki, które czytelnik najbardziej zapamięta. I o ile początek był po prostu na tyle dobry, że przeczytałem książkę do końca nie z przymusu, a z ciekawości, to zakończenie wypadło... oryginalnie. W każdym razie wywołało u mnie uśmiech. Sam nie wiem, czy zaskoczenia, rozbawienia, czy też niedowierzania.

Polecam każdemu, kto chce sięgnąć po lekką książkę, nie mając wiele czasu na wgłębianie się w opasłą powieść i zapoznawanie się ze skomplikowanym światem i licznymi bohaterami. Ta pozycja wydaje się idealnym wyborem na kilkugodzinny lot, czy oczekiwanie na opóźniający się pociąg.


Viear


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.