Czarny Horyzont - Tomasz Kołodziejczak - Recenzja

Czy wyobrażaliście sobie kiedykolwiek, że budzicie się pewnego poranka, a za waszym oknem piętrzą się Tatry, chociaż jeszcze wczoraj byliście mieszkańcami Warszawy? Albo że na sąsiednie miasto spada nagle podobne do kropli, błękitne przekleństwo, zsyłające ludziom obłęd tak niesamowity, że z własnej, pokrzywdzonej woli zadają sobie śmierć w najdostępniejszy aktualnie sposób? Jeśli horyzonty waszej fantazji nie zapuszczają się tak daleko, koniecznie powinniście sięgnąć po najnowszą książkę Tomasza Kołodziejczaka. Jeśli jesteście pewni, że sojusz ludzi z elfami zakończył się po bitwie na stokach Góry Przeznaczenia, to autor „Pięknej i grafa” udowodni, że tkwicie w wielkim błędzie.

Świat się zmienił. Wielka Wojna rozpoczęta w 2022 roku na zawsze zmiotła z powierzchni Ziemi wszystko, co przez setki lat znane było ludziom. Kraje, oceany i morza przemieściły się, zlały ze sobą lub po prostu przestały istnieć, wchłonięte przez nowo wypiętrzone kontynenty i lądy. Słowo „Geograf” nabrało tym samym nowego znaczenia.
Wszystkie koszmarne, nieodwracalne ewolucje zostały wywołane przez wrogie siły Balrogów – istot nie z tego świata, władających potężną magią i czerpiących siłę z negatywnych emocji: strachu, bólu, rozpaczy. Kraje, które nie przyjęły warunków elfich sojuszników, zamieniły się w obozy koncentracyjne, same nie były bowiem w stanie przeciwstawić się wrogom. Polska przetrwała – w formie zmienionej, ale jakże odpowiedniej. W monarchicznej strukturze państwa nie było śladów ani korupcji, ani dbania wyłącznie o własną skórę. Widmo niewoli wiszące nad głowami jednoczyło ludzi i popychało do powrotu ku sprawom zapomnianym – tradycji, patriotyzmowi, Bogu.
Główny bohater – Kajetan Kłobudzki – jest geografem. Przemierza tereny pozostające pod władzą Czarnych Panów i zbiera informacje na temat topografii, zmian terenowych, położenia nowych obiektów zbudowanych przez wroga. Pomaga mu oczywiście elfia magia, dzięki której świat powoli jest przywracany do normalności. Pewnego dnia staje przed karkołomnym wyzwaniem - podróż w głąb Gehenny nie należy bowiem do bezpiecznych przedsięwzięć. Nie myślcie jednak, że autor wyprawił Kajetana do dawnej Jerozolimy. Nazwę istniejącej w starożytności doliny nosiło państwo Balrogów. Można się jedynie domyślać, dlaczego Kołodziejczak poszedł właśnie w tę stronę - pierwotnie, w czasach starotestamentowych, w Gehennie kremowano zwłoki przestępców i samobójców. Była ziemią niczyją, skażoną i złą - do dziś przetrwała w kulturze żydowskiej jako symbol hańby i niegodziwości. W judaizmie taką nazwę nosi również najniższy z poziomów piekła, na który zsyłane są dusze bezpowrotnie potępionych.

Sam zarys fabuły świadczy o pomysłowości i dużym kunszcie pisarskim Tomasza Kołodziejczaka. Autor pokusił się o wykreowanie własnego świata, który jedynie opiera się na barkach znanej nam rzeczywistości. Rządzące nim prawa odbiegają bowiem od tych powszechnie znanych, ewoluowały wraz ze zmianami, jakie przyszły z nowym porządkiem, po Wielkiej Wojnie. W wielu punktach powieści słychać echa dzisiejszej masowej kultury, dlatego by należycie zrozumieć to, co chciał przekazać pisarz, należy wykazać się ogólnym oczytaniem i zdolnością kojarzenia faktów. To, co występuje powszechnie dziś, w świecie Kołodziejczaka stanowi ślady zamkniętego bezpowrotnie rozdziału, częściowo zmiecionej z powierzchni Ziemi kultury człowieka, mozolnie tworzonej przez setki lat. W wyniku splotu negatywnych czynników nacje i narody przemieszały się, tworząc nowe języki i tradycje. W ten sposób wyłoniły się więc rasy nowe, ale pozbawione tożsamości, najczęściej żyjące pod jarzmem Balrogów, co uniemożliwiało rozwój i na pierwszy plan wysuwało walkę o zaspokojenie podstawowych potrzeb.

 

Tym, co mnie bardzo mile zaskoczyło, było zupełnie nowe ujęcie walki. Spodziewałam się albo użycia pradawnej magii, albo niewyobrażalnie zaawansowanych, niemal kosmicznych technologii, zapożyczonych od elfich współtowarzyszy. O dziwo Kołodziejczak pokusił się o stworzenie mieszanki przeszłości z przyszłością – broń palna noszona była obok zaczarowanego miecza, czary nieludzi szeptane były obok katolickich modlitw. Często przed złą magią mogły uchronić dobre wspomnienia, troska o bliskich, odwaga i miłość. Najeźdźcy bowiem żywili się strachem, każdy, kto go okazał, z góry skazany był na porażkę. Występowała więc pewna innowacja, gra uczuć, które obecnie często postrzega się jako ludzką słabość. W świecie rządzonym przez piekielną rasę Balrogów stanowiły zaś broń, nie przeszkodę w walce. Okazana wrogowi litość sprawiała, że jego bojowa sprawność słabła, dając przewagę żołnierzom Królestwa.

Wbrew pozorom nie uświadczymy w „Czarnym horyzoncie” klasycznej walki dobra ze złem. Mimo kilku nazewniczych podobieństw z tolkienowskim światem „Władcy Pierścieni”, w powieści Kołodziejczaka nie występują siły skrajnie uduchowione i czyste, walczące przeciwko jedynemu i prawdziwemu zagrożeniu. Autor nie starał się wybielić Polaków i ich sojuszników, którzy owszem – doznali jakiegoś rodzaju duchowego odrodzenia, ale nie zmienili się wcale pod względem pewnych cech charakteru, właściwych tylko naszej nacji. Bohaterowie książki Kołodziejczaka tchną bowiem normalnością, ludzką, znaną z codziennego życia chęcią kreowania otoczenia i decydowania o sobie samym. Nie dzieje się to w sposób doskonały, nie istnieje zgodna we wszystkim wspólnota odbudowująca państwo. To nadaje postaciom realizmu, pozwala czytelnikowi idealnie wczuć się w ich sytuację, bez zbędnego „uczłowieczania” na swoje potrzeby przypisanych bohaterom cech.

Po raz kolejny przy okazji książki traktującej o Polsce właśnie, jestem mile zaskoczona powrotem do narodowych korzeni. W obliczu zagrożenia utratą tożsamości i wolności, ludzie zaczęli pielęgnować tradycje i więzi. Niezawodną metodą na oparcie się siłom zła okazują się nie pakty, unie, sojusze i tarcze antyrakietowe, a uczucia, tęsknoty, prawdziwość ludzkiego istnienia, nie szkło i lśnienie biurowców międzynarodowych instytucji. One zniknęły wraz z pierwszym podmuchem wojny, zaś to, co niezwyciężone, a dziś zapomniane, zapewniło zalążek nadziei na przetrwanie złego czasu.

Kolejną sprawą godną uwagi jest kreacja elfa, jakiej dokonał Kołodziejczak. Nabzdyczony, zachwycony swoją urodą i zajęty kontemplowaniem wszechświata długouchy jegomość, został zepchnięty z piedestału na rzecz uczuciowego, odważnego i lojalnego wobec współtowarzyszy kompana. Świetnego, zdolnego dowódcy, wykorzystującego swoje niewyobrażalne moce do walki ze złem, nie zaś w celu pokazania swojej wyższości nad ułomnym w porównaniu z nim człowiekiem. Jeśli przypomnieć sobie inne pozycje z gatunku, łatwo można stwierdzić, że przypadek taki, jak u Kołodziejczaka, jest dość odosobniony. Uważam, że jest to zmiana korzystna, poprzednie wcielenia nieludzi, choćby tych z książek Sapkowskiego, wypadają przy tych z „Czarnego horyzontu” bardzo nienaturalnie.

Jeśli chodzi o język, to z pewnością nie można uznać go za łatwy. Książka napisana jest co prawda zwykłą, codzienną polszczyzną, ale autor operuje nazewnictwem przypisanym do mnóstwa nowych technologii, czarów i magicznych zabiegów, z jakim nie spotkałam się nigdy wcześniej. Zwroty odnoszące się wyłącznie do świata stworzonego przez Kołodziejczaka czynią lekturę przez pierwszych kilkanaście stron nieco trudną w odbiorze, nie jest to jednak w żadnym wypadku minus. Po wniknięciu w wykreowaną rzeczywistość mamy możliwość zapoznania z jej regułami i tym samym przyzwyczajenia do języka, jakim operuje autor. Ponadto twórca „Czarnego horyzontu” potrafi połączyć relacje naprawdę przerażające z liryzmem opisów władającej zrujnowanymi miastami przyrody.

Jeśli szukacie lektury lekkiej i przyjemnej, to powinniście darować sobie tę książkę. Jeśli interesują was tylko opisy walk i seksu, również nie jest to lektura dla was. Kołodziejczak ofiarował nam kolejny powiew jakże potrzebnej świeżości, autentycznej potrzeby pisania, przekazywania treści, nie powielania schematów i krążenia wokół wyświechtanego tematu. Niesłychanie cenna jest właśnie chęć budowania, przecierania szlaków, bez której szybko okaże się, że nie mamy już o czym czytać, nie mamy o czym myśleć i czego przeżywać. Wszystko już było.


Rude


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.