Siedlisko - Robert Cichowlas - Recenzja

Siedlisko: wielki, drewniany dom, zapraszający w swoje przytulne kąty szerokimi ramionami otwartej na ogród werandy, koniecznie porośniętej soczyście zielonym bluszczem. Na pociemniałych deskach podłogi stoją masywne, wysłużone meble, przy których wieczorami siaduje liczna rodzina, oddając się przyjemności niegroźnego hazardu. Skrzypiące okiennice cierpliwie trwają u boku szyb - odparły już niejedną wichurę, uchroniły domowników przed niezliczoną ilością mroźnych zim. Zalane gasnącym blaskiem dnia pokoje, pełne pamiątek i bibelotów. Na ścianach wiszą laurki, urocze, staroświeckie meble zdobią samowary. Pachnie jabłkami i herbatą, powolnym przemijaniem, tęsknotą z rodzaju tych wzruszających i niezapomnianych. Wszystko przesiąknięte śmiechem zebranym z kilku rozrzuconych już po świecie pokoleń.

Dokładnie taką definicję tego słowa umieściłabym w encyklopedii, gdyby ktoś poprosił mnie o jej stworzenie. Muszę przyznać, że duet autorski Kyrcz & Cichowlas solidnie mnie zmylił, przypisując taki tytuł swojej powieści. Wydane nakładem Grasshoppera „Siedlisko” prezentuje się więc zaskakująco – zaczynając od tytułu, poprzez treść, która dosyć długo przypomina raczej ciepłą obyczajówkę, niż mrożącą krew w żyłach historię, a na zwieńczeniu kończąc.

Opowieść, w której mógłby brać udział każdy - mój sąsiad zza ściany, brat, albo prezydent - ukazuje młodego, dobrze zapowiadającego się aktora. Dawid jest ojcem dwójki dzieci, który staje przed nie lada wyzwaniem. Szybko okazuje się, że w codziennym życiu zagra najtrudniejszą z ról, napisaną przez najkapryśniejszego z reżyserów. W wyniku nieszczęśliwego splotu wydarzeń jest zmuszony do bycia dla swoich pociech obojgiem rodziców naraz. Zdruzgotany zniknięciem żony, rozdarty pomiędzy opieką nad szkrabami, pracą, a tworzeniem ciepłego gniazdka dla swojej niepełnej rodziny, Dawid przyjmuje wyzwania z zaskakującą w jego sytuacji odwagą. Ta jednak z czasem ma coraz mniejszą rację bytu - kiedy w nowo kupionym domu pojawiają się duchy, a w okolicy zaczynają spadać widmowe maszyny, strach coraz częściej przejmuje ster nad umysłem głównego bohatera.

 

Jemu zaś należy się osobny akapit - jest bowiem jedną z kilku głównych zalet powieści. Od bardzo dawna nie spotkałam się z tak autentycznym portretem mężczyzny, w dodatku nakreślonym przez przedstawicieli tejże płci! Łatwo jest stworzyć macho, który jedną ręką masakruje połowę pułku żołnierzy sił specjalnych, podczas gdy drugą obmacuje panienki i otwiera kolejne puszki piwa, w różnych konfiguracjach. Jeśli jednak idzie o stęsknionego, zwykłego faceta, zagubionego w nawale powszednich obowiązków, który zalewa go jak różnobarwna lawina, sprawa nie prezentuje się już tak różowo. A jednak Kyrczowi i Cichowlasowi udało się nakreślić Dawida z krwi i kości, absolutnie realnego, który nie potrafi utulić córeczki do snu, nie wie jak rozmawiać z synem o kłopotach w szkole, miota się pomiędzy przygotowywaniem kolacji a wieczorną kąpielą. Codziennie zasypywany pytaniami o matkę, na które sam nie zna odpowiedzi, odreagowuje jak wielu innych - zasypia w towarzystwie butelki whisky. Trudno być ojcem, mając przed sobą widmo załamania nerwowego. A jeśli wspomniane widmo jest najłagodniejszym ze strachów, jakim przychodzi stawić czoła, należy spodziewać się absolutnie świetnej, złożonej akcji.

„Siedlisko” nie jest horrorem z rodzaju tych, w których ze ściany nagle wyskakuje facet z jelitami na wierzchu, trzymający pod pachą własną głowę, a w drugiej ręce dzierżący łańcuchową piłę, służącą do rozczłonkowywania głównych bohaterów. Tutaj dreszcz jest dozowany; na początku jeży tylko włoski na karku, niczym tło muzyczne w dobrym filmie. Strach bazuje głównie na tym, czego nie widać, co znika dokładnie w sekundzie, kiedy wiodąca postać odwraca głowę. Bardziej przeraża niewiedza, spacer po omacku po nieznanym pomieszczeniu, niż szaleńcza jazda przez tunel pełen czarownic i wampirów. Horror made by Kyrcz & Cichowlas jest więc w dużej mierze grą emocji, w której większą rolę odgrywa stworzenie klimatu - otoczki, niż sam finał. Dla mnie to ogromna zaleta, taki zabieg niweluje niebezpieczeństwo przerostu formy nad treścią.

Jeśli do nieszablonowej fabuły dodać lekki sposób narracji i specyficzne, ironiczne poczucie humoru głównego bohatera, otrzymujemy powieść więcej, niż dobrą. Paradoksalnie zgorzknienie i beznadziejność życiowych sytuacji powoduje u Dawida wprost proporcjonalny wzrost ilości specyficznych żartów, które co prawda nie każdego mogą śmieszyć - humor sytuacyjny zarezerwowany jest dla inteligentnych czytelników - ale na pewno są ciekawe. Monologi wiodącej postaci, dla niektórych być może chwilami zbyt proste, dla mnie były ukoronowaniem autentyczności całej książki. Widać, że autorom zależało nie tylko na zasianiu w odbiorcy choćby ziarenka niepokoju, ale także na ofiarowaniu mu zwykłej przyjemności z czytania, możliwości zaprzyjaźnienia się z młodym aktorem , która później owocuje większymi emocjami związanymi ze wspólnym przeżywaniem jego losów.

Świetnie zaakcentowane, mocne, szokujące zakończenie jest wisienką na literackim torcie. Kyrcz i Cichowlas w żadnym razie nie zaserwowali czytelnikom literackiego zakalca - wręcz przeciwnie, okazali się cukierniczymi mistrzami, umiejętnie dobierającymi składniki i dozującymi przyjemność czerpaną z jedzenia. Nie zdziwcie się, kiedy ze smakołyka nagle wyskoczy naga kobieta lub truskawkowa zjawa - po pisarskim duecie można spodziewać się wszystkiego.


Rude


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.