Szarość, wszędzie szarość - przedpremierowa recenzja Achromatopsji Artura Chmielewskiego

W Uniwersum Metro 2033 nuklearna zawierucha nie ominęła Polski, choć na ten temat wciąż wiadomo stosunkowo niewiele. Po Krakowie eksplorowanym przez Pawła Majkę i Wrocławiu, po którym oprowadził czytelników Robert J. Szmidt, przyszła pora na Warszawę. W dziełach wspomnianych autorów bohaterowie z oczywistej przyczyny nie mogli korzystać z ikonicznego dla serii metra. W przypadku stolicy nadwiślańskiego kraju sytuacja przedstawia się o wiele lepiej, bowiem do momentu wybuchu wojny oddano do użytku obie nitki podziemnej kolei. Artur Chmielewski, który poprzez Achromatopsję postanowił wprowadzić warszawskie podziemia do kanonu post-apokaliptycznej sagi Dmitrija Głuchowskiego, nie mógł z tego daru nie skorzystać.

Zgodnie z oczekiwaniami historia rozpoczyna się w tunelach warszawskiego metra. Od czasu Armegedonu warszawska społeczność zdążyła podzielić się na szereg mniejszych skupisk, dla których naturalnym domem okazały się perony poszczególnych stacji. Rozrzuceni na przestrzeni wielu kilometrów tuneli warszawiacy mogli stać się łatwym kąskiem dla szaroskórych mutantów - owa barwa jest w Achromatopsji odmieniana przez wszystkie przypadki - dlatego szybko uformował się związek, na czele którego stanął Ratusz, ponieważ to właśnie pod nim zgromadzono szczególnie duże zasoby broni i żywności. Opowieść rozpoczyna się w momencie, gdy Prezydent zwołuje Radę wszystkich stacji, na którą wyrusza również główny bohater - zaufany człowiek "Rektora" ze stacji Politechnika. Szybko okazuje się, że w nędznym, lecz w miarę stabilnym życiu warszawian może dojść do przełomu. Oto bowiem ktoś z powierzchni nadał sygnał ratunkowy, a to oznacza, że gdzieś poza metrem może istnieć inny świat - i to całkiem zasobny! Sformowanie ekspedycji, na którą wyruszą członkowie wielu różnych stacji, jest tylko kwestią czasu.

Utworzenie drużyny składającej się z przedstawicieli różnych stacji okazało się bardzo dobrym zabiegiem, bowiem pozwoliło wykreować kilku unikatowych bohaterów. Na jej czele stanął niezbyt rozmowny stalker Franz - oficjalny przewodnik grupy. Politechnikę, poza głównym bohaterem, reprezentuje Doktor - jak łatwo się domyślić, posiada on dość pragmatyczne spojrzenie na świat. Jego kompletnym przeciwieństwem jest Alex, chrześcijański kapłan wywodzący się ze stacji Wilsona. Warto również wspomnieć o "trójce z Wawrzyszewa", na czele której stoi niejaki Seba - potężnie zbudowany, prostolinijny człek operujący swobodnie pospolitą wersją łaciny. Nie można oczywiście zapomnieć o samym protagoniście, który jest najbardziej tajemnicznym spośród całej kompanii. To on jest narratorem przez zdecydowanie większą część historii, przez co nie uznaje za stosowne wyjawiać swego imienia ani opowiadać o przeszłości na Politechnice - wszak kto rozmawiałby ze sobą na ten temat? Omówione postaci odgrywają znaczącą rolę w opowieści i są na tyle wyraziste, że pozostają z czytelnikiem jeszcze po zakończeniu lektury. Niestety, w ekspedycji znajdują się również kilku innych bohaterów, którzy niespecjalnie wyróżniają się na tle szarej, warszawskiej rzeczywistości. Choć niektórzy z nich również posiadają swoje miejsce w dalszej części historii, to jednak ich losy nie budzą w czytelniku większych emocji.

 

Na pochwałę zasługuje z pewnością kreacja świata. Chmielewski nie poszedł na łatwiznę i postanowił wzbogacić nuklearny krajobraz nowymi elementami. Otóż okazuje się, że na Warszawę spadły nie tylko typowe "nuki", ale również bomby niszczące wszelką elektronikę oraz materię organiczną. Te pierwsze znacząco utrudniają poruszanie się po powierzchni, jednakże to efekty tych drugich potrafią przyprawić o gęsią skórkę - zwłaszcza, gdy bohaterowie brodzą w "brunatnej brei", będącą najprawdopodobniej jedynym, co zostało z pierwszym ofiar bombardowania. A to jedynie wstęp do prawdziwych odkryć, które czekają w drugiej części powieści!

Niestety, zanim czytelnik do nich dobrnie, czeka go ciężka przeprawa z pierwszą połówką książki. Wędrówka ulicami zniszczonej Warszawy może być fascynująca dla miłośników stolicy, lecz poza tym nie dzieje się nic, do czego fani post-apo nie byliby przyzwyczajeni: atak mutantów, walka lub ucieczka, szukanie schronienia na noc, ostra marszruta, atak... Sytuacji nie poprawia fakt, że jedynie małomówny stalker wie, gdzie znajduje się cel podróży. Pierwsza połowa opowieści przypomina zatem kolejną, post-apokaliptyczną powieść drogi donikąd. Pewną miłą odmianą są ideologiczne dyskusje członków ekspedycji, ale i tak nie raz i nie dwa książka skłania do jej odłożenia na półkę.

Warto jednak tego nie robić, bowiem to właśnie w drugiej części Achropamatopsji rozpoczynają się prawdziwe fajerwerki. To wtedy upadają kolejne warstwy pozorów, dzięki czemu czytelnik coraz intensywniej zagłębia się w gęstą sieć spisków i interesów siegających najwyżej postawionych decydentów post-nuklearnego świata. Akcja nabiera tempa z każdym kolejnym, krótkim rozdziałem, jednocześnie uświadamiając czytelnikowi o jak wielką stawkę toczy się gra. Szczególnie interesujące są krótkie przerywniki pisane w konwencji artykułów popularno-naukowych. Opisują one rzeczywistość z perspektywy propagandy przywódców Metra i w konfrontacji z rzeczywistością widzianą oczami głównego bohatera powieści stanowią prawdziwą wisienkę na torcie. Efekt potęgują monologi wewnętrzne protagonisty, które pozwalają niemal namacalnie poczuć atmosferę grozy, z jaką musi się on mierzyć. Finał opowieści jest stosunkowo otwarty, co pozwala sądzić, że historia warszawskiego metra bynajmniej nie dobiegła jeszcze końca.

Achromatopsja pozostawia czytelnika z dość ambiwalentnym odczuciem. Chemielewski technicznie podzielił ją na dwie części, aczkolwiek różnica jakościowa przebiega również mniej więcej w tym samym miejscu. Pierwsza część książki wydaje się co najwyżej solidnym, przydługim wprowadzeniem, ktore przedstawia topografię zrujnowanej stolicy i głównych bohaterów, lecz nie wyróżnia się zbytnio na tle innych stalkerskich opowieści, jakich na polskim rynku wydawniczym ostatnio nie brak. Potem jednak autor przebiera swoje dzieło w zupełnie inne szaty i stopniowo odkrywa przed czytelnikiem misternie ukutą intrygę, która nie pozwala się oderwać do samego końca. Wówczas czytelnik chciałby więcej i więcej... Jeśli zatem niestraszny wam przydługi wstęp lub po prostu uwielbiacie historie osadzone w zrujnowanym wojną nuklerną świecie, to sięgajcie po Achromatopsję bez wahania.


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.