Wilkozacy. Wilcze prawo - Rafał Dębski - Recenzja

Najnowsza pozycja autorstwa Rafała Dębskiego okazała się dla mnie sporym zaskoczeniem, choćby z powodu doboru tematyki, w kierunku której poszedł pisarz, znany mi dotychczas głównie z publikacji o komisarzu Wrońskim, oraz z tytułów kwalifikujących się raczej do science-fiction. Tymczasem niedługo trafi do księgarni jego najświeższe dzieło, osadzone w czasach rządów "Jaremy" Wiśniowieckiego. Dlatego też zapowiedź nowości, której akcja miała rozgrywać się w realiach tak znacznie odbiegających od wcześniej upodobanych przez Dębskiego konwencji, wzbudziła moją ciekawość. Przyznam, że nigdy nie byłam zagorzałą wielbicielką jego twórczości, jednak taka zmiana "klimatu" pozwoliła mi żywić pewne nadzieję, że tak nieprzyjemny stan rzeczy szybko może ewoluować. Pozostawała co prawda obawa, że dostanę jakąś podobną do pisanych przez Komudę historii o mołojcach i stepowych utarczkach. Na szczęście miłość do literatury musi mieć w sobie pewną dozę zaufania, nawet do autorów nie do końca lubianych. I chwała za to naiwnemu uczuciu! Dzięki jego sile poznałam bowiem książkę zasługującą na powszechny poklask i uwagę.

Dębski podjął tematykę nieco niebezpieczną, która jest taką z prostej przyczyny - została przerobiona przez rzesze pisarzy, tworzących powieści zarówno fantastyczne, jak obyczajowe. Wątki, jakie wplótł autor przygód Wilkozaków do swojej książki, znane są w literaturze niemal od początków jej istnienia, i z powodzeniem wykorzystywane przez kolejne pokolenia twórców, z lepszym lub gorszym skutkiem.

W historii z "Wilczego prawa" można znaleźć wszystko, co w klasycznej powieści znaleźć się powinno - tragiczny wątek miłosny, szaleńcze pościgi, krwawe pojedynki o wolność i honor. Nie brakuje bohaterów, z którymi każdy na codzień siedzący za biurkiem zjadacz chleba chciałby się utożsamiać. To jest dla mnie największą siłą tej pozycji - Dębski uderza w tony, które w moim odczuciu trafią do każdego czytelnika, ze szczególnym uwzględnieniem tych wychowanych na gruncie polskiej tradycji. To stwierdzenie nie powinno nikogo dziwić – nasza nacja ma wybitną skłonność do „ułańskiej fantazji”, wpisane w naturę mamy marzenia o heroicznej walce na śmierć i życie, ciągłe tęsknoty za „dawnym”, lub „przyszłym”, nie do końca ujawniane, i w żadnym razie nie nadające się do zrealizowania, jednak obecne i dyktujące mniej lub bardziej prawdziwe postawy.

 

Nic tak nie pobudza wyobraźni, jak na poły chory z rozpaczy bohater – wielki wojownik, siejący spustoszenie w szeregach wroga, mknący z szablą w dłoni na ratunek , lub po zemstę. Rafał Dębski doskonale zdawał sobie z tego stanu rzeczy sprawę, i umiejętnie wykorzystał to w swojej książce – jego postacie są dokładnie takie, jakimi zapewne chciałoby być wielu z tych na co dzień wbitych w szare swetry, przyrośniętych do niewygodnych krzeseł, pracowników na państwowym wikcie. Któż nie chciałby być samemu sobie panem, siłą wymykać się poddaństwu, zamiast codziennie zbyt nisko kłaniać się znienawidzonemu szefowi? Trzeba wam wiedzieć, że Wilkozacy panów nie mieli – decydowali o sobie, podlegali prawu siczy, za którą gotowi byli oddać życie. Na poły ludzie, na poły wilki, Okołopełni zmieniający się w okrutne bestie, ogarnięte żądzą mordu. Silniejsi, jakże od nas inni, niby potworni, a wcale nie tak bardzo obcy, jeśli spojrzymy na własną rasę bez zbędnej pobłażliwości.

Dębski w żadnym razie nie uczynił Wilkozaków postaciami pozytywnymi, a mimo to nie sposób przejść obok nich bez pewnej dozy sympatii. Przyznam, że losy wilczego stada były dla mnie bardziej przejmujące, niż również pojawiających się w powieści bohaterów całkowicie ludzkich. Mimo twardych, okrutnych reguł wyznawanych przez Przemieńców, było w nich coś tak magicznego, przyciągającego w swojej szorstkości, że ta zwierzęca część mojej natury, na co dzień ukryta pod zwałami świadomości i wyuczonych, uprawniających mnie do życia w społeczeństwie odruchów, wyła prawdziwie wilczo. Zostawić wszystko, i w step, po chwałę, po wolność, choćby po śmierć, ale jaką! Krwawą, w księżycowej poświacie, wśród nieskończonego morza pożółkłych wraz z powiewami jesieni traw.

Autorowi świetnie udało się oddać właśnie ten tęskny, nieuchwytny klimat, jaki mają w sobie historie pozornie straszne, a jednak fascynujące. Kiedy zaciera się granica pomiędzy potworem, a człowiekiem, gdy nie sposób określić, czy to, co się dzieje, bardziej podsyca nasze pragnienie, czy przeraża i obrzydza, tam zaczyna się prawdziwa, udana powieść. Bohaterowie, których nie sposób zaszufladkować, zapadają w pamięć, zaskakują i mimo wszystko stają się czytelnikowi bliscy, najwyraźniej są od niedawna specjalnością Rafała Dębskiego. Także nakreślenie do pewnego momentu dwupłaszczyznowej historii, w której próżno szukać śladów niespójności czy niedopracowania, również jest świadectwem sporego talentu i nielichej wyobraźni, pozwalającej snuć wybiegające daleko poza znane ramy historie.

Najnowsze dzieło Dębskiego z pewnością sztampowe nie jest – spotykamy w nim „rasę” bohaterów całkiem nową, z którą nie miałam dotychczas do czynienia w żadnej książce. Pomysł połączenia Kozaka i wilka – niejako symbolizujących pragnienie wolności, nieobliczalność i dzikość, w jedną osobę, było nieco karkołomne – istniało niebezpieczeństwo, że rezultat może wyglądać groteskowo - to ryzyko z całą pewnością się opłaciło i dało solidne podwaliny pod budowę ciekawej całości.

Bardzo dobrze prezentują się opisy walk, które pojawiają się w książce na szczęście bardzo często. Autor, mimo że niezwyczajny do uprawiania tego typu pisarstwa, bardzo zręcznie posługuje się zarówno językiem, stylizowanym nieco na ten występujący na Ukrainie i Wołoszczyźnie (oczywiście polski), wplatając w niego zarówno sprawnie pomyślane relacje z przebiegów starć, jak i retrospekcje czy przeżycia wewnętrzne bohaterów. Niemal na każdej stronie można znaleźć dowód na to, że autor "Wilczego prawa" wiele już w swoim życiu napisał - nadzwyczaj sprawnie posługuje się słowem, chwilami wydaje się, że się nim bawi, sprawdza, jak daleko może się w tym posunąć, testuje czytelnika w sposób ryzykowny, ale ciekawy. Ci, którzy zaznajomili się z wcześniejszymi dokonaniami Rafała Dębskiego, z pewnością zauważą nie tylko zmianę tematyki, ale także pewną stylistyczną i narracyjną ewolucję. Nie chodzi mi jednak o osobę, z perspektywy której opowiadana jest historia, a o sposób jej snucia. Wielu pisarzy ma tę zasadniczą wadę, że bez względu na to, czy tworzą akurat fragment o miłości, czy o ucinaniu łbów, posługują się podobnymi zabiegami językowymi. Na szczęście "ojca" Wilkozaków nie można o to posądzić - jak mało kto potrafi kreślić światy, uczucia i myśli, z właściwym sobie wyczuciem i wyobraźnią.

Rafał Dębski bardzo pozytywnie mnie zaskoczył –stworzył bowiem książkę, będącą świetnie napisaną odpowiedzią na tęsknoty i marzenia, jednocześnie pozbawioną patosu i ogranych zabiegów literackich. Bohaterowie pomimo, a może właśnie z powodu swojej dwuznaczności zapadli mi w pamięć – być może to prawda, że kobiety kochają drani, pozwalają pić, bić, a sława, odwaga i urok wiecznie niespokojnego ducha zmuszają do wybaczenia i każą zapomnieć o siniakach i zranionej dumie. Dzicy Kozacy, niezmierzone przestrzenie stepów, przeplatane umiejętnie opisaną polityką i walką o władzę, tworzą spójny ciąg, pomimo sporej tematycznej rozbieżności. Za tę książkę autorowi należą się naprawdę wielkie brawa.


Rude


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.