Droga stali i nadziei - Dmitrij Manasypow - Recenzja

Mając na koncie wszystkie książki z Uniwersum Metro 2033, nie spodziewam się niczego zaskakującego, kiedy sięgam po kolejną z nich. Ot, następna porcja mutantów i polujących na nie twardzieli, przyprawiona sporą dozą ludzkiej podłości. Zakładaliście pewnie, że w tym miejscu padnie znaczące „ale?”. Błąd. Manasypow nie próbuje wynajdować koła na nowo, a jego Droga stali i nadziei wiedzie wydeptanym traktem. No dobra, jedno „ale” jednak będzie – ale mimo wszystko czytało mi się ją przyzwoicie.

Główne role przypadły trójce bohaterów, których losy przez długi czas biegną niezależnie od siebie, by ostatecznie się zazębić i utworzyć wspólną całość. Z racji na tę konstrukcję nie sposób nakreślić  ogólnych ram fabularnych, nie zdradzając jednocześnie zbyt wielu tajemnic. Warto jednak zaznaczyć, że pierwsze skrzypce grają osoby niespecjalnie zaskakujące i dość typowe dla gatunku. Jak na ironię najlepiej wypada Morhołt, będący stereotypowym wręcz przedstawicielem samców alfa. Facet żuje gwoździe i podciera się drutem kolczastym, a w boju samotnie radzi sobie z przeważającymi siłami wroga. Ratuje go jednak wisielczy humor i cyniczne podejście do świata. Nie twierdzę, że to nowość, bo podobny był choćby Uber z Pitera, ale mam do takiego światopoglądu słabość, więc mimo wszystko go polubiłem.

Słabiej prezentuje się Azamat, zwany też Pociskiem. Młodzieniec wydaje się nieco bezbarwny i na dobrą sprawę zwraca uwagę wyłącznie gadżetami (obrzyn i tresowany kot) oraz zawodem. Jest on bowiem czymś w rodzaju tutejszego wiedźmina – znawcy i eksterminatora potworów. Nijakość postapokaliptycznego Geralta i tak jest jednak lepsza od zupełnej pustki Ingi. Dziewczyna należy do świetnie wyposażonej organizacji paramilitarnej, jest bezwzględna i zdeterminowana w drodze do celu. Tylko i wyłącznie tyle. W żadnym momencie nie zaskakuje, jest nieciekawa i szczerze się cieszyłem, kiedy jej wątki dobiegały końca.

 

Zaraz, zaraz – powiecie, miałeś się nieźle bawić, a zrzędzisz, jak stara baba. Owszem, zrzędzę, bo „niezłość” całej powieści nie wynika bynajmniej z ujmujących kreacji bohaterów. Należy jej upatrywać raczej w warsztacie autora. Manasypow jest bowiem postacią dość znaną na rynku rosyjskim i ma na koncie sporo książek wywodzących się z różnych podgatunków fantastyki. Doświadczenie to jest jak najbardziej widoczne, bo pisarz nie ma problemów z kreowaniem poszczególnych scen czy tworzeniem nastroju. Gdzie ma być emocjonująco, jest emocjonująco, gdzie ma być filozoficznie, jest filozoficznie, nawet jeśli filozofia to dość powycierana i oczywista dla każdego, kto choć raz sięgnął po powieść z serii Metro.

Chcę przez to powiedzieć, że dzięki zręcznemu doborowi słów i konstrukcji zdań (wiecie – krótkie wypowiedzi zwiększają dynamikę i tak dalej), a także zabawom z narracją, w tym zmianom bohaterów czy retrospekcjom, udaje mu się utrzymać uwagę czytelnika i sprawić, że średnio ujmująca w gruncie rzeczy fabuła skutecznie połyka czas i zostawia po sobie całkiem przyzwoity posmak. Droga stali i nadziei nie ma szans zapisać się w czołówce serii, lecz daleko jej też od największych niewypałów. Typowy średniak. Najwięksi fani Metra będą ukontentowani, reszta może sobie spokojnie odpuścić. 


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.