Piknik na skraju drogi i inne utwory - recenzja omnibusu twórczości braci Strugackich

Recenzując klasykę, trzeba wybrać jedną z dwóch głównych ścieżek. Można pamiętać o jej zasługach, wykazywać w jak wielu miejscach stanowiła inspirację dla innych i dowodzić, jak ogromny wpływ miała na rozwój danego gatunku. Można też spojrzeć na nią oczami współczesnego czytelnika i osądzić, czy po tylu latach naprawdę warto zaprzątać sobie nią głowę, czy też lepiej czcić z daleka, ale wybrać coś współcześniejszego i potencjalnie bardziej rozwiniętego. Zdecydowałem się na tę drugą opcję, bo nie ukrywam, że po Strugackich spodziewałem się dzieła mocno anachronicznego i – z dzisiejszej perspektywy – boleśnie wtórnego. Nic bardziej mylnego.

Liczące grubo ponad 900 stron tomiszcze składa się z kilku utworów, ale najsłynniejszym z nich bez wątpienia jest Piknik na skraju drogi. Wiedząc o tym, że był on inspiracją dla komputerowego Stalkera, a pośrednio odpowiada także za współczesne tsunami identycznych książek z gatunku post-apo, zasiadałem do lektury z miną skazańca. Znowu maski przeciwgazowe, znowu napromieniowane ruiny, zmutowane psy i egzystencjalne smęty. Błąd, moi drodzy. Błąd naprawdę grubego kalibru. Czytając Piknik… zrozumiałem, że przez te wszystkie lata gatunek nie tylko się nie rozwinął, ale wręcz zdegenerował. Utwór z lat 70. okazał się bowiem nieporównywalnie świeższy i bardziej zaskakujący niż wszystko, czego doświadczyłem w Uniwersum Metro. To NIE JEST opowieść o walczących z potworami twardzielach. To coś znacznie więcej, ale nie będę psuć wam niespodzianki. Czepiać można się w zasadzie wyłącznie otwartego zakończenia, ale to kwestia gustu.

Pozostałe utwory - łącznie jest ich pięć – znacząco odbiegają od Pikniku… klimatem, ale nie jakością. Przykładowo Poniedziałek zaczyna się w sobotę jest jak sen wariata – chaotyczny, dziwaczny, a niekiedy wręcz w zamierzony sposób bełkotliwy. Autorzy mieszają elementy folkloru różnych kultur, nakładają je na siebie, wodzą za nos – połapać się w tym niełatwo i jestem pewien, że niejeden się od tej opowieści odbije, ale mnie zdobyła swą oryginalnością. Trudno być bogiem powinno przypaść za to do gustu fanom Pana Lodowego Ogrodu. Słowem: na różnorodność nie sposób tu narzekać.

 

Strugaccy oczarowują też warsztatem pisarskim najwyższej próby. Nie twierdzę tak tylko dlatego, że to klasyka i inaczej zwyczajnie nie wypada - w nosie mam, co wypada i nie kryję, że taki choćby Władca Pierścieni w mojej opinii postarzał się raczej marnie. Autorzy (i tłumacze!) genialnie posługują się językiem i potrafią doskonale dostosować go do aktualnie przedstawianej sytuacji. Każda postać patrzy na świat w charakterystyczny dla siebie sposób i znajduje to odbicie w konstrukcji zdań: nie tylko dialogach, ale też na przykład sposobie myślenia. Naukowiec udzielający wywiadu preferuje długie, złożone wypowiedzi - emanuje inteligencją i traktuje rozmawiającego z nim dziennikarza z pewnym dystansem, świadom, że nie jest on w stanie w pełni pojąć omawianego zagadnienia. Młody stalker jest niecierpliwy, lekko wulgarny, a do niedoświadczonych towarzyszy odnosi się z otwartą wyższością. Świat ogranicza się dla niego do Strefy i wynoszonych z niej skarbów. Niespecjalnie obchodzi go, co się później z nimi stanie – grunt, że zarobi na nich wystarczająco wiele, by zapewnić sobie w miarę znośny byt.

Wszystko to jest piekielnie wiarygodne w każdym niemal aspekcie. To nie jedna z tych książek, w których autor co chwila musi wtrącać imiona rozmawiających, by czytelnik nie pogubił się, czyje właściwie losy aktualnie śledzi – tutaj rozumie się to samo przez się. Ta właśnie umiejętność odróżnia w mojej opinii autorów prawdziwie utalentowanych od dominujących na rynku wyrobników. Ci drudzy są w stanie oczywiście zapewnić nieco rozrywki, ale dopiero kiedy człowiek weźmie do ręki tytuł naprawdę wartościowy, w pełni zdaje sobie sprawę, jak miałkie było to, czym zajmował się do tej pory. Choć w życiu nie spodziewałbym się, że to napiszę, Strugaccy w pełni zasługują na przypisywaną im pozycję. Piknik… i reszta utworów nie należą  w żadnym razie do grona przejrzałych dzieł, które powinno traktować się jak zrzędliwych starców – z szacunkiem, ale na dystans. Wychodzi na to, że faktycznie istnieją dzieła, których wartość zdaje się odporna na upływ czasu. Kto by pomyślał.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.