Żniwiarz - Paweł Kornew - Recenzja

Przeklęty metal, o którym pisałem w jego recenzji, nie zachwycał niczym szczególnym, ale czytało się go na tyle zacnie, że byłem naprawdę zirytowany, gdy okazało się, że nabierająca rumieńców opowieść została ucięta w połowie. Gdybym miał przed sobą kilka miesięcy oczekiwania, okrutnie bym klął, bo nie znoszę podobnych zagrywek, ale tym razem z racji na to, że kontynuacja pojawiała się jednocześnie z powtórnym wydaniem „jedynki”, by zaspokoić ciekawość wystarczyło po prostu sięgnąć na półkę.

Żniwiarz bezpośrednio nawiązuje do przygód Sebastiana Marta i biada temu, kto mimo wszystko weźmie się za czytanie po dłuższej przerwie. Kornew nie pokusił się o najlichsze choćby streszczenie dotychczasowych wydarzeń, więc jeśli poszczególne wątki zdążyły się wam już zatrzeć w pamięci, gwarantuję, że nie połapiecie się, o co w tym wszystkim chodzi, zwłaszcza że autor lubi gmatwać narrację i żonglować postaciami. Zakładając jednak, że wciąż pamiętacie o roli Wyższych i przeklętych grotów, powinniście bawić się równie dobrze co poprzednio.

Starając się wyjaśnić sprawę zaginionej skrzyni, Mart zapuszcza się coraz głębiej w odrażające otchłanie miejscowego półświatka i równie odrzucające meandry wielkiej polityki. Jego drogi dużo częściej przecinają się też ze ścieżkami dość zagadkowych dotychczas postaci pobocznych. Skoro o tym mowa, największą zaletą książki, a zarazem najjaskrawszą innowacją względem Przeklętego metalu są skrywane przez bohaterów niespodzianki. O ile sam egzorcysta pozostał z grubsza taki, jaki był, to już biały rycerz czy mroczny setnik potrafią zaskoczyć, a to w dzisiejszych czasach rzadkość. Żebyśmy mieli jasność: nie twierdzę, że z wrażenia pogubiłem kapcie – po prostu nie spodziewałem się tego, co szykował dla mnie autor. To i tak więcej, niż zwykłem otrzymywać.

 

Przez cały czas spędzony nad książką bałem się, że Kornew ponownie postąpił w myśl zasady „dobra, Paweł, dobijasz do 500 stron, czas to ciachnąć” i urwał opowieść w przypadkowym miejscu. Na szczęście tak się nie stało. Zwieńczenie obiecuje co prawda dalsze przygody (i w tym nic dziwnego, bo cykl o egzorcyście składa się z czterech tomów), ale jednocześnie jest satysfakcjonujące i rozstrzygające w ramach głównego dla Żniwiarza wątku.

Najnowsza powieść Kornewa trzyma całkiem przyzwoity poziom Przeklętego metalu i nieźle połyka czas, choć wciąż nie zasługuje raczej na szczególne brawa. Pozytywnie zaskakują przemiany postaci pobocznych, główny wątek również nie pozostawia zupełnie obojętnym, ale „nie potykałem” się o kolejne kartki, byle tylko dowiedzieć się, co się za chwilę stanie. W moim odczuciu niezły kandydat to zakupu w ramach wyprzedaży.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.