Sztejer. Kroniki Torunium - Robert Foryś - Recenzja

Od czasu, kiedy ostatni raz miałem styczność ze Sztejerem, minęło prawie dziesięć lat, więc pamiętam z tego stosukowo niewiele – bardziej emocje i odczucia niż konkretne sceny. Z fabuły kojarzę tyle, że bohater był kimś w rodzaju post-apokaliptycznego wiedźmina, który miał zatarg z miejscowym klerem i polował na hierarchów wedle kolejności zaznaczonej na specjalnie przygotowanej talii kart. O wiele wyraźniej zapisała się w moich wspomnieniach irytacja, jaką odczuwałem po urwanym w połowie trzecim tomie, tym większa że przez te wszystkie lata wydawało się, że kontynuacja nigdy nie nadejdzie. Niespodzianka!

Robert Foryś wyszedł ze słusznego założenia, że po tak długim czasie nie ma już co wracać do przerwanego wątku i zamiast tego zdecydował się na tak zwany miękki reset. Narracja skacze o ładnych kilka lat do przodu, a Sztejer jest już w zupełnie innym miejscu, choć fani dostrzegą, że jego obecna pozycja wynika z poprzednich wydarzeń. Dla fabuły omawianej powieści ma to jednak stosunkowo niewielkie znaczenie i służy raczej za punkt wyjścia i motywator bohatera – kto nie czytał starej trylogii bez problemu sobie poradzi.

Historia przeplata wątki dwóch osób i z uwagi na konstrukcję ciężko wspomnieć o niej coś więcej, nie popadając przy okazji w zbędne spoilery. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że nie ma tu raczej miejsce na skomplikowane zwroty akcji czy odkrywczą konstrukcję świata – podobnie jak poprzednio to bardzo prosta, lekka „przygodówa” z cyklu „twardy koleś z ciętym dowcipem kontra reszta świata”. Cóż, nie marudzę, bo widzę sens istnienia tej szkoły fantastyki, przestrzegam tylko, że to typowy harlequin dla chłopców.

 

Wiek czytelnika będzie zresztą prawdopodobnie kluczowym czynnikiem przy ocenie nowego Sztejera. Przed laty ceniłem sobie prosty, bezkompromisowy język autora. Podobała mi się spora dawka brutalności, seksu i to, że nie bał się wulgaryzmów i odniesień do polityki, jadąc bezlitośnie po irytujących mnie przywarach mieszkańców naszego zakątka świata. To wszystko powróciło w glorii i chwale, ale ja zdążyłem się już nieco zmienić i to, co wtedy wydawało mi się odważne i buntownicze, dziś zdaje się lekko przaśne. Ojciec Teodeus z Torunium, założyciel własnej sekty religijnej i niepodzielny władca babcinych umysłów. Władymir Jednodzierżca, car ze wschodu, co to naszych jabłek kupować nie chce. Księża złodzieje i zbereźnicy, zaślepieni postępem liberałowie – wszędzie świnie, mendy i mordercy. Subtelne to wszystko jak cios sztachetą, ale tyle dobrze, że po łbie dostaje każdy, więc nie sposób doszukać się tu bezwstydnej u niektórych pisarzy propagandy politycznej. Jako nastolatek byłbym zachwycony, dziś wzruszam tylko ramionami – znaczy co, piątek mi pan opisał, panie Foryś?

Z powrotami po latach jest ten problem, że nigdy nie wiadomo, jakie podejście przyjąć. Zaczniesz dziwaczyć i unowocześniać, ryzykujesz, że utracisz to, co kiedyś zadecydowało o twoim sukcesie. Spróbujesz wejść do tej samej rzeki, a okaże się, że łowisko opustoszało, bo stare ryby popłynęły z nurtem, a nowe niekoniecznie muszą mieć ochotę na tę samą przynętę. Świat się zmienił, Sztejer pozostał taki sam. Czy to problem? Zależy, czego oczekujesz. Jeśli wystarczy ci solidna, rzemieślnicza robota w stylu sprzed dekady, powinno być nieźle.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.