Kontroler - Wojciech Zieliński - Recenzja

Zanim sięgnąłem po książkę Zielińskiego, zrobiłem coś, czego zwykle unikam jak ognia: przeczytałem internetowe komentarze na jej temat. Wyłaniał się z nich obraz pozycji zaledwie poprawnej, by nie rzec nieudanej, toteż przerzucając pierwsze strony, nie tryskałem przesadnym optymizmem. Szybko przypomniałem sobie jednak, dlaczego z reguły podobne opinie ignoruję. Mają one bowiem tendencję do polaryzacji: gra czy powieść albo jest absolutnie genialna i zasługuje na dziesiątkę, albo zupełnie do bani i należy jej się okrąglutkie zero. Jak zwykle sytuacja okazała się jednak znacznie bardziej złożona.

Na początek ustalmy jedną rzecz: Kontroler nie jest typową fantastyką, z którą zazwyczaj obcuję i ociera się bardziej o klimaty science-fiction, choć szczęśliwie nie w najtwardszej, najbardziej hermetycznej formule. Czytelnik, który podobnie jak ja nie ma żadnego przygotowania naukowego, zaś jego wiedza na temat fizyki ogranicza się do świadomości, że upuszczony młotek robi ałciu w stopę, powinien zatem nadążyć za głównym wątkiem, a przynajmniej jego zasadniczą częścią. Autor nie szczędzi licznych przypisów, które w dość przejrzysty sposób tłumaczą co bardziej mętne terminy. Siłą rzeczy język Zielińskiego jest mimo wszystko dość techniczny, surowy, skupiony na faktach, nie emocjach czy rozbudowanych porównaniach. Nikt nie strzela z „jakiegoś” karabinu czy nie lata bliżej niesprecyzowanym myśliwcem – zawsze jest to konkretny model, o ściśle określonych cechach czy osiągach. Ma to oczywiście swoje plusy, ale ogromne przywiązanie do szczegółów zaburza niekiedy przekaz sceny i utrudnia wczucie się w sytuację bohaterów. To trochę tak, jakby czytać reportaż w stylu sprzed lat – autor podaje ci suche fakty, a emocje musisz wykrzesać z siebie samodzielnie. Można by zatem rzec, że Kontroler to książka pisana rozumem, nie sercem. Czy to źle? W żadnym razie, dla mnie była to całkiem ciekawa odmiana, trzeba sobie po prostu zdawać z tego sprawę.

Celowo unikam opisu fabuły, bo spleciono ją w dość zręczny sposób, stopniowo ujawniając kolejne warstwy intrygi i zbyt łatwo byłoby napisać o kilka słów za dużo. Wystarczy wiedzieć, że rzecz dzieje się w stosunkowo nieodległej przyszłości i początkowo zaskakująco mocno trzyma się znanych nam realiów. Mamy więc prawdziwe państwa, zwyczaje, problemy społeczne czy technologie, choć oczywiście odrobinę bardziej rozwinięte niż współcześnie. Z racji na globalne spiski i międzynarodowe afery główna linia fabularna zdaje się flirtować z prozą Toma Clancy’ego, co w połączeniu z wątkami sci-fi tworzy dość ciekawą całość. Elementy czysto fikcyjne budzą jednak mieszane uczucia, bo o ile najbardziej spektakularny z nich można przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza, przemilczeć pewne nielogiczności i uznać za atrakcyjny, o tyle szczegóły wydają się mocno wydumane. Mam tu na myśli zwłaszcza tak zwaną „energię życiową” i problem jej przepływu. Nie chcę wchodzić w szczegóły, bo musiałbym zepsuć główną niespodziankę, ale wytłumaczenie proponowane przez autora wydawało mi się mocno bełkotliwe i wyraźnie kontrastowało z relatywnie sensownym tłem.

 

Opowieść, choć w gruncie rzeczy całkiem zajmująca, stała się dla Zielińskiego punktem centralnym i na jej ołtarzu poświęcono pozostałe elementy w tym choćby głównych bohaterów. Starając się wytłumaczyć wpływ pewnych wydarzeń na losy świata, akcja co chwila skacze z miejsca na miejsce, śledząc reakcje różnych grup interesu, ale gubiąc przy okazji mikroskalę. W efekcie poszczególne osoby mają zbyt mało miejsca, by wbić się na stałe w pamięć. Zabrakło im też silnie zaznaczonych cech charakterystycznych, zwyczajów lub elementów wyglądu, które ułatwiłby ich identyfikację i stały się swoistą wizytówką.  

Kontroler nie wzbudził może we mnie zachwytu, ale pewnego rodzaju szacunek i owszem. To porządna, solidnie napisana książka, która nie idzie po linii najmniejszego oporu i stara się wyróżnić na tle wtórnej, tworzonej od jednej sztancy konkurencji. Zieliński jak na debiutanta spisał się zaskakująco dobrze, choć moim zdaniem powinien troszkę popracować nad tworzeniem godnych zapamiętania bohaterów. Kto wie, może już to zrobił - przekonam się, czytając czekającego na półce Banitę.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.