Oko Jelenia. Droga do Nidaros - Andrzej Pilipiuk - Recenzja

Andrzej Pilipiuk to jeden z najpłodniejszych polskich fantastów ostatniej dekady. Na chwilę obecną jest autorem ponad 20 książek stworzonych zarówno pod własnym nazwiskiem, jak i pseudonimem Tomasz Olszanowski. „Droga do Nidaros” otwiera cykl powieściowy „Oko Jelenia”. Pisarz zapowiada, że całość historii zamknie się w siedmiu lub nawet dziesięciu tomach.

Akcja rozpoczyna się od prawdziwego trzęsienia ziemi. Już od samego początku dane nam będzie uczestniczyć w wiekopomnym wydarzeniu. Oto nadchodzi Apokalipsa. Cały glob ziemski zostaje zniszczony przez rój meteorów z antymaterii. Na kilka chwil przed zagładą w dziwnych okolicznościach znika gmach Biblioteki Narodowej, a przed dwójką zaskoczonych Ziemian materializuje się ślimakoidalny stwór zwany Skratem. Ludzie otrzymują od kosmicznego przybysza propozycję: ocali ich życie, a oni w ramach rekompensaty będą mu wiernie służyć. Bohaterowie zgadzają się na postawione warunki i zostają przeniesieni kilkaset lat wstecz, wprost do XVI-wiecznej Norwegii.

Ludzkie zachowania w obliczu zbliżającej się katastrofy zostały przedstawione dość realistycznie. Mimo to, nie da się ukryć, że autor momentami za bardzo popuścił wodze fantazji. Czy jest ktoś w stanie uwierzyć, że do małej szkoły zostaje wysłana paczka z kilkunastoma sztukami broni palnej? Ja w takie bajki nie wierzę. Mimo słabszego wprowadzenia główna oś fabularna, rozgrywająca się w zamierzchłej przeszłości, potrafi wciągnąć czytelnika na długie godziny. Perypetie głównych bohaterów zostały opisane barwnie i ciekawie. Pomimo braku walk, strzelanin i szaleńczych pogoni, historia ich losów jest niezwykle interesująca i nie pozwala się oderwać od lektury nawet na krótką chwilę.

 

Marek i Staszek są jedynymi, przynajmniej jak na razie, ocalałymi ziemianami. Pierwszy z nich ma już na karku prawie dwadzieścia osiem wiosen, drugi w przyszłym roku pisałby maturę (gdyby oczywiście nasza Ziemia nie zamieniła się w kupkę gruzu). Przeniesieni w zamierzchłą przeszłość mają problemy z dostosowaniem się do panujących warunków i obowiązujących norm społecznych.

Jako pierwszego poznajemy Marka i to właśnie z jego perspektywy będziemy obserwować realia XVI-wiecznej Norwegii. Od tajemniczej łasicy, mówiącej ludzkim głosem, otrzymuje on zadanie odnalezienia Alchemika Sebastiana i przedmiotu zwanego Okiem Jelenia. Jaźń głównego bohatera została odpowiednio dostosowana do ówczesnych realiów, dlatego doskonale włada zarówno językiem szwedzkim, duńskim, rosyjskim, niemieckim, polskim, a nawet łaciną, co niewątpliwie ułatwia mu kontakty z tubylcami. W podróży po magiczny artefakt towarzyszy mu trochę wyniosła, lecz niesamowicie bystra, XIX-wieczna szlachcianka Hela.

O kreacji bohaterów nie można powiedzieć zbyt wiele. Są dość ciekawe, jednak moim zdaniem pisarz nie radzi sobie z opisem ich wewnętrznych przeżyć. Pod tym kątem wypadają dość płytko i sztywno. Nie mogło też zabraknąć odrobiny moralizatorstwa ze strony Pilipiuka, który głównym bohaterom wszczepił część swoich poglądów m.in. odnośnie zagadnienia wiary czy podejścia do XX-wiecznej nauki i umiejętności jej wykorzystania. Odrobinę irytują przemyślenia Marka i stan posiadanej przez niego wiedzy na różne tematy, szczególnie w zakresie historii i znajomości nazewnictwa poszczególnych przedmiotów. Ba, na podstawie kształtu naczyń, których używa jest on w stanie określić czas i miejsce ich powstania. Jak na informatyka to chyba lekka przesada, nawet po ulepszeniu osobowości przez Skrata.

Na szczególną uwagę zasługuje dobrze oddana historia XVI-wiecznej Norwegii, targanej wewnętrznymi sporami. Autor barwnie i szczegółowo opisuje sposób w jaki żyli ówcześni mieszkańcy miast i wsi, trapiące ich problemy oraz formy spędzania wolnego czasu. Kulturowy aspekt został nakreślony wyjątkowo starannie, jednoznacznie wskazując na dużą wiedzę autora w tym zakresie. W moim odczuciu jest to główny atut recenzowanej pozycji.

Sposób w jaki autor przedstawia historię oraz język jakim się posługuje można określić jako „przezroczysty”. Zupełnie nie przeszkadza w lekturze, dominują w nim przede wszystkim zdania proste. Pisarz do perfekcji opanował sztukę gawędziarstwa okraszoną specyficznym pilipiukowym humorem. Tworzy to interesujące połączenie, które pozwala na swobodne i niczym nieskrępowane zanurzenie się w opowiadanej historii.

Czy „Droga do Nidaros” jest warta polecenia? W moim przekonaniu tak. Nie jest to co prawda pozycja przełomowa, jednak stanowi dobrą odskocznię od codziennych obowiązków. Pochłania się ją jednym tchem i czeka na więcej. Jeżeli autor utrzyma formę, to kontynuacja, czyli „Srebrna Łania z Visby”, zapowiada się naprawdę interesująco.


Ludmo


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.