Witajcie waszmościowie! Siadajcie i słuchajcie! Dziś opowiem wam o pewnym zdarzeniu jakie miało ongiś miejsce.
Pierwej jednak, nie poskąpicie chyba staremu szlachcicowi kwarty, a najlepiej dwóch, miodu do zwilżenia gardła, prawda panowie bracia?
Od razu lepiej gadać, gdy nie trzeba robić tego po próżnicy! Zacny trunek tu macie Żydzie!
Do rzeczy jednak! Wystawcie sobie waszmościowie, że pewnego razu kiedym spożywał o wiele mniej zacny trunek w szynku, gdzieś w Bieszczadzie, przysiadł się do mnie sam Jacek Komuda!
Tak, ten właśnie! Waszmość kłam mi zadajesz?! Nie? To dobrze, bo inaczej wnet bym do bigosowania przystąpił.
Zacny to kompan ten Komuda, biegły w słowie pełen kawalerskiej fantazji i dowcipu, prawym był ten kto określił go pierwszą szablą polskiej fantastyki.
Opowiedział mi on historię o człowieku tak złym i niecnym, że jego występki wymykającą się imaginacji! Historię o samym Stanisławie Stadnickim, słynnym Diable Łańcuckim!
Uwierzcie waszmościowie, opowieść ta była niezwykła!
Traktowała ona o zaścianku szlachty-gołoty, niejakich Dwernickich i ich rozpaczliwej walce z Łańcuckim Lucyperem, który w swej bezczelności posunął się do tego, że zacny lud szlachecki chciał schłopić tudzież oddać pod bat karbowego! Jakże spytacie, walczyć tu biedakom z lichej wioseczki gdzie panowie bracia niczym, za przeproszeniem, plebeje zwykli, w łapciach chadzają, sukmany tak zdarte mają, że gołą rzycią świecą, a na trzydziestu chłopa jedną szablą po dziadku dysponują?
Mnie także się to w głowie nie mieściło, na szczęście dla Dwernickich w sprawę zaangażował się cudem ocalały z tureckiej niewoli, powracający do domu po dwudziestu latach Gedeon Dwernicki, oraz sam pan Jacek Dydyński! Nie jedną już opowieść w życiu słyszałem, ale ta była pełna tak zaskakujących zwrotów akcji, że kiedy już waszmość myślisz, że wszystko wiesz, Komuda znów uracza cię przetasowaniem, zdradą albo zajazdem!
Wierzcie mi panowie bracia, że Jacek Komuda pokazuje Rzeczypospolitą, taką jaką ona naprawdę jest, nie stroni od ukazania zdrady, kierowania się zyskiem i wreszcie pospolitego kłamstwa. Całość natomiast opowiada piękną polszczyzną, widać uczony mąż, wysławia się jak na szlachcica przystało, łacinę wtrąca, od razu waszmość widzisz, że nie z kpem przebywasz.
Jeśli chodzi o opisy licznych walk i pojedynków, to zaręczam waszmościom, że są one bardzo dynamiczne, walka wygląda jak walka, a nie partia szachów! Ciosy nyżkiem, w lic, w łeg! Na pierwszy rzut oka widać, że wie jak szablą robić! Co prawda jeśli przyszło by słuchać tego opisu osobom nie zaznajomionym z szermierką mogłyby nie wiedzieć o czym mowa, ale kpem ten kto kilku podstawowych cięć nie zna i sam jest sobie winien! Ot co panom braciom rzeknę!
Po prawdzie, to trzeba też i przyznać, że czasem zbytnio ponosiła Komudę fantazja, wszak jeden mąż choćby i najlepszym szermierzem świata był, sześciu rębajłom długo nie strzyma, a w opowieści o Diable Łańcuckim rzeczy takie, co prawda rzadko, ale miejsce mają.
Na koniec rzeknę jeszcze waszmościom, o tym że opowieść Komuda nie była pozbawiona wad. Jej autor miał niestety w zwyczaju zbytnie przeciąganie opisów spraw dla opowieści nieistotnych, za exemplum niech posłuży tu kilkuminutowy opis targu i szczegółowy wykaz towarów i ich sprzedawców.
Czas mi już w drogę panowie bracia! Zacnie się gwarzyło, a i miodzik niczego sobie, niewiasta jednak czeka, a wiecie panowie szlachta jak to białogłowa, gotowa jeszcze z kozakiem w dal uciec, że to niby jej uwagi nie dość poświęcam! Toć raz w tygodniu w domu bywam! Bywajcie i pamiętajcie, by zatrzymać się i wysłuchać opowieści Komudy o Diable Łańcuckim, bo jest ona tego z całą pewnością warta!
Komentarze
Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!