Bar dla potępionych - Kealan Patrick Burke - Recenzja

Piekło jest jednym z niewielu pojęć, którego znaczenia nie trzeba tłumaczyć dosłownie nikomu, choć wyobrażenia o tymże makabrycznym miejscu są rozmaite i subiektywne. Dla jednych to – zgodnie z wizją chrześcijańsko-ludową – otchłań, gdzie Bóg spycha dusze zatwardziałych grzeszników, by smażyli się w jeziorach siarki całą wieczność. Inni nazwą piekłem codzienne zmagania z życiem, które rzadko bywa usłane różami. Bohaterowie powieści Kealana Patricka Burke'a pt. Bar dla potępionych zapewne wybraliby tę drugą definicję.

Bar U Eddiego w Milestone to podła speluna, gdzie gromadzą się różne indywidua. Łączy ich jedno – wszyscy mają coś na sumieniu, są nieszczęśliwi i właściwie nie powinni nawet marzyć o poprawie swego losu. Takim jak oni nie należy się osobiste szczęście. Barmanka Gracie i miejscowa femme fatale Flo, policjant Tom i jego ziejący nienawiścią do ojca syn Kyle, nierozgarnięty olbrzym Wintry i wiecznie przeliczający monety Kadawer oraz kilkoro innych są narzędziami w rękach zdemoralizowanego pastora Hilla, który wskazuje im kolejne ofiary. Wszak ci, co nagrzeszyli, muszą w ramach pokuty karać innych. Pewnej nocy sprawy wymykają się spod kontroli pastora, co uruchamia serię niespodziewanych zdarzeń i zwrotów akcji. Być może na końcu zawiłej drogi bohaterowie odnajdą odkupienie...

Świat przedstawiony, tu ograniczony do miasteczka Milestone i tytułowego lokalu, jest nie tylko rzeczywistością pozbawioną dobra i światła, ale także samej nadziei na nie. To miejsce brudne, brutalne, gdzie śmierć spaceruje pod rękę z nieszczęściem i występkiem. Mówiąc krócej – prawdziwe piekło. Znalezienie wyjścia zależy od odpowiedniego wyboru, jednak mało kto wybiera właściwie, co wydaje się zupełnie ludzkie. Bohaterowie są zupełnie niesympatyczni. To ludzie słabi, zdegenerowani, zaprzątnięci wyłącznie sobą i własnymi negatywnymi emocjami. Wyrzutki świadome, że nie zasługują na poprawę losu, co nie przeszkadza im jej pragnąć. Stróż prawa Tom, który wydaje się być głównym bohaterem powieści, choć powinien służyć i chronić, mógłby sam sobie wiele zarzucić, także w kwestiach osobistych.

Powieść K.P. Burke'a to dziwna książka, a jej lektura przypomina długą przejażdżkę na karuzeli – jest trochę fajnie, trochę za dużo i za szybko, i trochę mdli. Część bohaterów ginie zaraz na początku książki, zanim czytelnik ma choćby szansę dobrze się z nimi zapoznać i ulokować gdzieś swoje sympatie. Akcja przeskakuje pomiędzy postaciami, które przeżyły (m. in. Tom, Kyle, Kadawer i Gracie), a ich przeżycia wewnętrzne i zdarzenia, w jakich uczestniczą, następują po sobie z ogromną prędkością, mieszają się, wprowadzając do lektury niesłychany zamęt. Trudno połapać się w tak wielowątkowej powieści, zwłaszcza że bohaterowie miewają tendencję do okazywania się kimś zupełnie innym niż z początku sądzi czytelnik. Z fabularnego chaosu trudno jest odczytać przesłanie, tzn. zrozumieć, co nadawca chciał przekazać odbiorcom, opowiadając tę historię. Jednego można być pewnym – nie byłoby ono pozytywne.

Bar dla potępionych został wydany przez Prószyńskiego i S-kę w Serii Mrocznej, co sugerowałoby, że to powieść grozy. Tymczasem, mimo sporej dozy makabry, Burke'owi daleko do Kinga, Barkera czy Mastertona. Powieść momentami może przypominać dokonania literackie Neila Gaimana, bywa podobnie groteskowa i absurdalna, a ze względu na postać Toma przywodzi na myśl kryminały noir.  To specyficzna lektura, niejeden czytelnik odłoży ją z mętlikiem w głowie, zadając samemu sobie pytanie, o co tu właściwie chodziło. Istnieją  dwie możliwości – albo Bar... jest genialną książką, którą zrozumieją jedynie nieliczni i ci się nią zachwycą, albo to totalny, przereklamowany gniot. 


mangusta


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.