Miasto nawiedzonych - Witold Jabłoński - Recenzja

Winston Churchill zwykł mawiać, że Polacy to jeden z najwspanialszych narodów w chwilach zagrożenia i prawdopodobnie najgorszy podczas pokoju. Spoglądając na naszą historię nie sposób temu zaprzeczyć. Ostatnie 20 lat to czas nieustannej, coraz bardziej żenującej wojenki politycznej, krążącej wokół spraw trzeciorzędnych. Podobna refleksja była zapewne jedną z głównych inspiracji Witolda Jabłońskiego podczas tworzenia nieco prześmiewczego Miasta Nawiedzonych.

Akcja książki rozgrywa się we współczesności na terenie bliżej nieokreślonej polskiej aglomeracji. Powracająca z Argentyny Niemka, Lilli Herzenglas, występuje do władz Miasta z wnioskiem o odzyskanie prawa własności do przedwojennego majątku jej rodziny. Dotychczasowi mieszkańcy posesji nie są, rzecz jasna, przychylni tym żądaniom, a dodatkowy problem stanowi skrajnie prawicowa władza i niechętne wszystkim obcokrajowcom katolickie radio. Ku zaskoczeniu lokalnej społeczności, upór dziedziczki zdaje się nie mieć końca, mimo że zarówno kamienica jak i pobliska fabryka są w fatalnym stanie. Tylko nieliczni zdają sobie sprawę, że gra toczy się o coś więcej. Niemka pragnie odzyskać dostęp do pradawnego Źródła – miejsca zdolnego zapewnić swemu właścicielowi niewyobrażalną moc i ogromne bogactwo.

Miasto Nawiedzonych należy odbierać jako satyrę na rodzime realia społeczno-polityczne. Autor nie ukrywa swoich preferencji i bez pardonu naśmiewa się ze środowisk konserwatywnych. Nie trzeba być profesorem politologii by rozgryźć, kto tak naprawdę kryje się pod postacią zakompleksionego „męża stanu” o nikczemnym wzroście, czy Ojca Dobrodzieja dyrygującego wiernymi kohortami staruszek i dresiarzy za pomocą rozgłośni radiowej. Na kartach powieści dostaje się nie tylko politykom, ale także wielu innym grupom, chociażby telewizyjnym gwiazdkom (w tej roli dwaj dworcowi degustatorzy – Zakościelny i Zagrobelny) czy dziennikarzom.

Co ważne, Jabłoński nie popada w charakterystyczną dla Pilipiuka przesadę – żarty są tu jedynie dodatkiem do fabuły, a nie odwrotnie. Historia walki o Źródło potrafi wciągnąć, a dodatkowo nie jest wcale aż tak łatwa do rozgryzienia, jak mogłoby się wydawać. Część postaci chowa bowiem sporą dozę sekretów i nie zawsze okazuje się być tym, na kogo z pozoru wyglądała. Niestety, zakończenie opowieści poważnie rozczarowuje. Można odnieść wrażenie, że autor zapomniał wysłać do wydawnictwa ostatni rozdział – książka nie zamyka żadnego z rozpoczętych wątków i pozostawia w czytelniku spory niedosyt, by nie powiedzieć: zawód.      

Miasto Nawiedzonych to dobra, acz w żadnym wypadku nie rewelacyjna lektura. Celne spostrzeżenia Jabłońskiego potrafią rozbawić, ale zepsute zakończenie skutecznie rujnuje dobre wrażenia płynące z zapoznawania się z głównym wątkiem. Książkę warto polecić jedynie tym, dla których świat polityki nie jest całkowicie obcy, a możliwość zobaczenia go w krzywym zwierciadle jest gwarancją znakomitej zabawy.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.