Samotny krzyżowiec. Miecz Salomona - Marek Orłowski - Recenzja

Domniemany skarb Templariuszy to bez wątpienia jedna z największych tajemnic, które do tej pory nie doczekały się rozwiązania. Nie może więc dziwić, że literaci różnych nurtów tak chętnie sięgają po ten temat, choć wydaje się, że jest on już wyeksplorowany do granic możliwości. Czy aby na pewno? Czy na kanwie legendy o skarbie Templariuszy można jeszcze opowiedzieć świeżą, interesującą historię? Odpowiedzi szukam w debiutanckiej powieści Marka Orłowskiego pt. Samotny krzyżowiec. Miecz Salomona.

Opowieść rozpoczyna się kilka wieków przed Chrystusem, w czasach legendarnego króla Izraela Salomona, jednakże po tym krótkim wstępie Orłowski lokuje czytelnika na stałe w realiach XII-wiecznego Bliskiego Wschodu. To właśnie tam poznajemy Rolanda de Montferrat, znanego wszem i wobec "Czarnego Rycerza", który słynie nie tylko z umiejętności bojowych, ale również skromności, sprytu i inteligencji. Przymioty wojownika można by wymieniać długo - na pierwszy rzut oka wydaje się, że jest to rycerz bez skazy, niczym jego imiennik z XI-wiecznego utworu literackiego. Postać Rolanda z Montferrat jest całkowicie fikcyjna i intryguje od samego początku. W krainie i czasach, w których przyszło mu żyć, jest swego rodzaju ewenementem - szacunkiem darzą go nie tylko przyjaciele, ale również wrogowie, z egipskim sułtanem Saladynem na czele. Początkowo można powątpiewać, czy Orłowski nie idealizuje swojego bohatera za bardzo, jednakże wraz z kolejnymi rozdziałami Roland "nabiera" cech ludzkich - przestaje być rycerzem idealnym, a staje się człowiekiem z krwi i kości. Przybycie wojownika do Jerozolimy okazuje się mieć związek z jego mroczną przeszłością, a w tle pojawiają się również rozterki miłośne. Nie brzmi to szczególnie oryginalnie, ale dobrze komponuje się w większą całość.

W trakcie swoich przygód Roland spotyka na swojej drodze wielu innych bohaterów owych czasów - warto wymienić tutaj wspomnianego już Saladyna, mistrza zakonu Templariuszy Gerarda de Rideforta, czy stryja protagonisty, Konrada z Montferratu. Autor zadbał o to, by każda z nich została przedstawiona zgodnie ze źródłami, choć rzadko kiedy zdarza się okazja, by poznać ich od nieco bardziej "ludzkiej" strony; można odnieść wrażenie, że bohaterowie poboczni zostali nieco zaniedbani, przez co są jednowymiarowi. Być może należałoby nieco spowolnić akcję powieści i poświęcić więcej miejsca głównym figurom tej osobliwej gry o jerozolimski tron?

Do samego stopniowania akcji również można mieć zastrzeżenia. Są momenty, gdy wydarzenia dzieją się tak dynamicznie, że ciężko od książki się oderwać - jak np. "wycieczka" oddziału Templariuszy oraz Rolanda z oblężonej twierdzy Tyr - lecz zdarzają się również momenty o wiele za długie, jak choćby bitwa morska pod murami Tyru, chaotyczna i nieszczególnie porywająca przez wzgląd na pozycję, z której widział ją sam Roland. W tym momencie należy zaznaczyć, że Orłowski posiada bardzo rozległą wiedzę na temat XII-wiecznej militarystyki i nie wstydzi się nią dzielić, co jest bez wątpienia sporym atutem książki i spodoba się szczególnie miłośnikom tej dziedziny historii. Wiedzę tę trzeba jednak sprzedać w taki sposób, by czytelnika mniej zainteresowanego tematem nie zniechęcić do lektury, a z tym w Samotnym krzyżowcu... bywa różnie.

Opowieść zatacza bardzo szerokie kręgi geograficzne i historyczne. W czasie swych wędrówek Roland odwiedza m.in. Jerozolimę, Tyr, Masjaf, a także bierze udział w bitwie pod Hittin. Miejsca oraz ważne wydarzenia z dziejów Bliskiego Wschodu Orłowski odmalował w sposób precyzyjny, starając się jak najmocniej zbliżyć do źródeł historycznych. Owszem, w powieści pojawiają się pewne anachronizmy, jednakże wszystkie znajdują swoje uzasadnienie w fabule. Pieczołowitość przedstawienia XII-wiecznej krainy "Zamorza", jak nazywali ją wówczas chrześcijanie, to bez wątpienia kolejny spory atut książki.

Podobnie rzecz ma się z jej językiem. Wplecenie w wypowiedzi rdzennych mieszkańców Bliskiego Wschodu arabskich słów nie jest może wielką sztuką, natomiast stylizowanie ich wypowiedzi na bardzo kwieciste i mocno różniące się od zwięzłych zdań Europejczyków zasługuje na uwagę. W ten sposób powieść zyskała sporo orientalnego smaku i nie straciła niczego, bowiem stylizacje są łatwe do zrozumienia. Za to autorowi również należą się pochwały.

W ostatecznym rozrachunku Miecz Salomona otwiera trylogię o Samotnym krzyżowcu w całkiem niezły sposób. Nie jest to książka historyczna, do czego przyznał się sam autor, aczkolwiek mimo tego, dobrze oddaje realia epoki, posiada przyjemne "dla ucha" stylizacje językowe i jest skupiona wokół intrygującego bohatera. Powieść nie jest pozbawiona błędów warsztatowych, jednakże można to zrzucić na karb debiutu. Jeśli to zrobimy, otrzymamy dobrą książkę przygodową, która nadaje się w sam raz na dłuższą podróż lub popołudniowy relaks.


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.