Biała Reduta - Tomasz Kołodziejczak - recenzja

Połączenie potęgi magii i nowoczesnej technologii w jednym uniwersum nie jest całkowicie nowym pomysłem, ale na tyle rzadko eksploatowanym przez literaturę, że wciąż przykuwa uwagę i budzi niekłamaną ciekawość. Zwłaszcza, gdy za realizację idei bierze się jeden z najbardziej poczytnych polskich speców od science fiction, Tomasz Kołodziejczak.

Biała reduta stanowi zaczątek całkowicie nowego cyklu, w żaden sposób nie powiązanego z flagowym osiągnięciem pisarza - serią o Dominium Solarnym. Książka opowiada o losach Polaków w nieodległej, acz prawdziwie przerażającej przyszłości. W wyniku tajemniczej katastrofy zwanej Zaćmieniem, większa część Europy została zniszczona i przejęta przez siły złowrogich balrogów. Pozaplanarni przybysze to okrutni, krwiożerczy najeźdźcy traktujący ludzkość jak bydło i źródło zasobów niezbędnych do magicznych rytuałów. Polska również niechybnie padłaby pod naporem Władców, gdyby nie niespodziewana pomoc ze strony elfów. Piękne, potężne istoty wzięły naszych ziomków w opiekę, a sam kraj ponownie przekształciły w królestwo, przywracając dawne porządki i urzędy, na przykład hetmana wielkiego koronnego.

Kreacja świata to z pewnością największa zaleta Białej Reduty. Dawno już nie dostaliśmy czegoś, co byłoby tak nowatorskie, a zarazem przemyślane w najdrobniejszych szczegółach. Na uwagę zasługuje całkowicie odmienna psychologia i kultura obcych ras. Autor opisuje na przykład dziwaczną, acz nie pozbawioną sensu matematykę balrogów, czy posuniętą do granic absurdu skrupulatność i językową precyzję elfów.          

Powieść dzieli się na trzy główne wątki (plus jeden pomniejszy opisujący życie marsjańskich kolonistów), skupione wokół różnych bohaterów. Robert, członek królewskiego wywiadu, prowadzi wraz ze swymi elfickimi partnerami śledztwo w sprawie zamordowania słynnego matematyka. Wiele wskazuje na to, że popełniona w centrum Warszawy zbrodnia nosi znamiona użycia czarnej magii. Wątek jego syna, Kajetana, najbardziej przypomina to, do czego przyzwyczaił nas Kołodziejczak, a więc klasyczne, interesujące, ale ciężkie w odbiorze sf. Podróżujący po odległych planach geograf co rusz napotyka na nowe, niezwykłe formy życia i z ochotą posługuje się nowoczesną technologią, której działanie w pełni rozumie chyba tylko sam pisarz. Na szczególną uwagę zasługuje ta część książki, którą poświęcono dziesięcioletniemu Karlowi. Nie dlatego, że jest jakoś szczególnie interesującą osobą (prawdę mówiąc ten konkretny aspekt w ogóle nie do końca zadziałał jak powinien i czasem naprawdę trudno uwierzyć, że bohaterowie to ludzie z krwi i kości), ale dlatego, że na jego tle pokazano niezwykłą społeczność balrogów.

Największą wadą Białej reduty jest fakt, że wymienione wątki, choć z osobna wciągające, zdają się nie tworzyć spójnej całości. Każdy z nich opowiada o innej części uniwersum, jedynie z rzadka przeplatając się z pozostałymi. Nie byłoby w tym pewnie nic złego, gdyby nie to, że pod koniec zdają się jednak dążyć do połączenia, lecz nim to następuje, powieść dobiega końca pozostawiając czytelnika z setką pytań i odczuciem silnego niedosytu, graniczącego wręcz z zawodem.

Pomimo pewnych niedoskonałości Biała reduta zasługuje na uwagę, zwłaszcza pod względem świetnego, innowacyjnego uniwersum. W przeciwieństwie do wielu spośród swych konkurentów Kołodziejczak faktyczne zadał sobie trud, by przekonać czytelnika, że obce rasy różnią się od ludzi nie tylko wyglądem fizycznym, lecz także psychologią czy kulturą. Co prawda poszczególni bohaterowie mogliby być nieco bardziej wyraziści, a zakończenie pełniejsze, ale pozostaje nadzieja, że te problemy nie pojawią się przy okazji kolejnych tomów.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.