Metro 2035 - Dmitry Glukhovsky - recenzja

Dmitrij Głuchowski osiągnął niebywały sukces. Jako jeden z zaledwie kilku współczesnych pisarzy z Europy Wschodniej zdołał zawojować nie tylko lokalny, ale także światowy rynek. W Polsce wydano kilkanaście – w większości całkiem przyzwoitych - książek z współtworzonego przez fanów cyklu Uniwersum Metro 2033. Ukazały się też dwie docenione przez krytyków gry komputerowe. W tym rogu obfitości brakowało jednak dotychczas najważniejszego elementu – ostatniej części oryginalnej trylogii. Po blisko dziesięciu latach oczekiwanie wreszcie dobiegło końca.

Fabuła Metro 2035 skupia się na postaci Artema, bohatera pierwszej części cyklu, i kontynuuje rozpoczęte w niej wątki. Były członek Zakonu pogrąża się w depresji i z dnia na dzień stacza się coraz niżej. Jego związek z Anią ulega stopniowemu rozkładowi, młodzi coraz częściej okazują sobie jawną pogardę. Mężczyzna nie może pogodzić się z faktem, że bombardując gniazdo Czarnych, prawdopodobnie pozbawił ludzkość ostatniej szansy na normalne, dostatnie życie na powierzchni. Mroczne myśli pchają go w ramiona nowej obsesji. Artem przestaje być pewien, czy głos który usłyszał na kilka sekund przed detonacją rakiet faktycznie należał do Czarnych, czy też pochodził od kogoś innego. Czy to możliwe, że ludzie zdołali przeżyć również gdzie indziej? Czy brudne, wypełnione nieustanną przemocą, głodem i chorobami podziemne trzewia Moskwy nie są ostatnim schronieniem naszego gatunku? Bohater postawia wyjaśnić tę tajemnicę i wyrusza na niebezpieczną wyprawę u boku samozwańczego kronikarza metra, Homera. Prawda, którą wspólnie odkryją, wstrząśnie ich dotychczasową rzeczywistością i sprawi, że nic nie będzie już takie samo.

Oparcie głównej linii fabularnej o zagadkę, której rozwiązanie jest doskonale znane fanom, wydaje się mocno dyskusyjną decyzją. Powstaje bowiem pytanie: jak zbudować nieodzowne w powieści fantastycznej napięcie, skoro czytelnik od początku domyśla się, dokąd zmierzają obserwowane wydarzenia? O dziwo Głuchowski wywiązał się z tego arcytrudnego wzywania lepiej niż dobrze. Po jakimś czasie odbiorca zaczyna się zastanawiać, czy jeśli pisarz zdobył się na odwagę, by zignorować wątki z Metro: Last Light, nie mógł zrobić tego samego z całym Uniwersum…? W trakcie lektury kilkukrotnie zmieniałem swoje przypuszczenia na ten temat, a odpowiedź i tak zdołała mnie zaskoczyć. Owo zdziwienie w żadnym wypadku nie jest jednak równoznaczne z zachwytem. Owszem, w ogólnym rysie zakończenie pasuje do klimatu całości, ale wydaje się nieco wyrwane z kontekstu, zbyt pośpieszne, pozbawione pieczołowicie wznoszonego na emocjach czytelnika fundamentu, przez co nie wywołuje takiej reakcji, na jaką zapewne liczył Głuchowski. Problemy z tempem prowadzenia akcji pojawiają się zresztą również w innym miejscu, ale ich wektor jest zgoła odwrotny. Pierwsze kilkadziesiąt stron dłuży się niemiłosiernie i raz po raz wywołuje nieodpartą chęć przeskoczenia kilku akapitów, byle tylko dostać się wreszcie do bardziej smakowitych kąsków.

Mimo wszystko nie sposób uznać Metra 2035 za książkę nieudaną. Co najmniej klika scen na długo pozostanie w mojej pamięci. Bije z nich charakterystyczna aura smutku i beznadziei - nieodłącznych towarzyszy mieszkańców podziemnej Moskwy. Fakt, że Głuchowski nadal potrafi poruszyć w odbiorcy czułą strunę (co nie jest wcale tak oczywiste, zważywszy na powszechną „znieczulicę” wywoływaną nadmiernym eksploatowaniem postapokalipsy przez współczesnych pisarzy) zasługuje na szczery podziw. Przykładem mogą być tragikomiczne zdarzenia związane z pewną kurą - źródłem bezsensownego, lecz brzemiennego w skutki sporu, w jaki w pewnym momencie wdaje się Artem. Myśl, że coś tak błahego może doprowadzić do krwawej scysji napawa żalem, ale jednocześnie zdaje się boleśnie prawdopodobne.

Metro 2035 to przyzwoite, odważne zwieńczenie jednej z najlepszych trylogii ostatnich czasów. Nie jest pozbawione wad, a wiele osób zapewne bardzo krytycznie oceni jeden z kluczowych elementów fabuły. Nie da się jednak Głuchowskiemu odmówić tego, że wywołuje silne doznania. Losy bohaterów wbijają się w pamięć (choć ich osobowości już niekoniecznie), a nie ma przecież nic gorszego, niż przeczytać powieść, o której zapomina się wraz z odłożeniem jej na półkę.


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.