Wywiad z polskim pisarzem Adamem Zalewskim (maj 2009)

Z Adamem Zalewskim rozmawiał Michał "Cedrik" Stonawski.

Michał Stonawski: Minęło dopiero parę miesięcy, odkąd Pana książki zaczęły pojawiać się na półkach księgarń, lecz nikt tak naprawdę nie wie, jak to się stało, że w ogóle powstały. Jak to się stało, że postanowił Pan zostać pisarzem?

Adam Zalewski: Odpowiem najkrócej jak potrafię. Przez całe życie wiele czytałem i dość często nawiedzały mnie myśli o pisaniu. Niestety, żyłem bardzo intensywnie i nigdy nie miałem czasu na poważniejsze próby. Dopiero przejście na rentę stworzyło taką możliwość. Sprzyjały temu także inne warunki. Przeprowadziliśmy się poza miasto, w samo serce bujnej przyrody. Zawsze wywoływała we mnie pozytywne emocje. Tym razem nie było inaczej. Wędrowałem godzinami po okolicznych lasach, starając się zapomnieć o polskiej codzienności. W głowie zaczął mi kiełkować zamysł stworzenia świata własnej wyobraĽni, gdzie czułbym się lepiej i bezpieczniej. Ziarno strzeliło w górę pamiętnego dnia, kiedy na leśnej drodze spotkałem dwóch chłopców. Ćwiczyli na swoich rowerach manewr hamowania. Uczciwość każe mi przyznać, że proza Kinga utorowała drogę moim planom. Chłopców nazwałem Ben i Smoothy i tego samego dnia postanowiłem pozwolić działać wyobraĽni. Zacząłem wewnętrzną emigrację za ocean. Przyzna Pan, że trzeba było nie lada odwagi, żeby debiutować w gatunku, który na naszym rynku księgarskim obstawiony jest szeregiem znanych amerykańskich nazwisk.

 

EN: Przyznaję. Zwłaszcza, że na tym polu niepodzielnie króluje Stephen King, ustawiając poprzeczkę dla potencjalnych debiutantów naprawdę wysoko. Czy "Biała WiedĽma" była pańskim debiutem ogólnym, czy też debiutował Pan jakimś tekstem już wcześniej?

AZ: Wcześniej pisałem wiersze. Do dziś nieĽle się w tym czuję. Wracając do tematu - nie można utożsamiać każdej powieści Kinga z doskonałością. Proszę przeczytać "Komórkę". Jak to się ma do "Lśnienia", czy "Misery". Amerykanin jest człowiekiem z krwi i kości. Nie jest Bogiem. Mam wrażenie, że powoli zaczyna odcinać kupony od swojej twórczości. Wcale mu się nie dziwię. Protestuję w imię rzetelności przeciwko określeniu - "niepodzielnie króluje". To zwykły nacisk na Czytelnika. Nie róbmy nikomu wody z mózgu. Zupełnie niedawno, na jednym z portali ukazała się recenzja "Rowerzysty". Napisała ją zwolenniczka Kinga, która doszła do przekonania, że ON może pisać o Stanach, a ja nie. Argumenty były tak głupie, że wręcz żałosne. W opinii tej Pani "Rowerzysta", to skończona nuda. Takie zjawisko nazywam zaślepieniem. Tendencyjnością. Brakiem otwartego umysłu. Nawet nie pamiętam nazwiska tej Pani. Nie uważam, żeby było warto. Bo dla niej nadal i po wsze czasy niepodzielnie króluje S. King. Sądzę, że administratorzy portali powinni czuć ciężar odpowiedzialności za maksymalny obiektywizm krytyki. Jeżeli mają ambicję tworzyć portal opiniotwórczy. Tak najwidoczniej nie jest. Nie zawsze. Toteż uciekam z tego "wsPaniałego" świata. Ale nie do końca. Zabieram z sobą grupę osób, którym moja twórczość przyniosła dobre, pełne emocji przeżycia. Czytelników, którzy zapłacili za moje książki i nie żałują tego wydatku. Nie ma znaczenia, czy nazywam się King, czy Zalewski. Liczy się dzieło - efekt, wrażenie. Niestety, nie wszyscy myślą w ten sposób. Tym, którzy lubią mnie czytać, obiecuję, że ich nie zawiodę.

EN: Cóż, to prawda. Bo przecież nie nazwisko czyni pisarza, tylko to, co pisze. A' propos Ameryki: Wielu z pańskich czytelników zapewne zastanawia się dlaczego to właśnie tam umieszcza Pan akcje swoich opowieści? Dlaczego nie Polska?

AZ: Jeden z powodów, skłaniających mnie do pisania o Stanach, podałem w odpowiedzi na pierwsze pytanie. Drugi - to fascynacja. Zwykła, ludzka rzecz. Towarzyszyła mi przez lata, podsycana lekturą, filmami i muzyką. Na dobre zagościła w moim umyśle. Umiejscowienie akcji za oceanem ma dobre i złe strony. Do dobrych zaliczam większą swobodę w wielu tematach, do złych - konieczność gromadzenia ogromnej ilości szczegółowych materiałów. Muszę przyznać, że nawet ta trudność ma swoje zalety. Poznaję więcej - wiem więcej. To całkiem niezła gimnastyka umysłu. Fascynuje mnie kraj i naród żyjący przyszłością, nie przeszłością. Tolerancja na co dzień, nie od święta. Atutów jest wiele. Nie sposób wyliczyć wszystkie.

EN: To oznacza bardzo dużo pracy. Jak w takim razie Pan sobie radzi z organizacją czasu? Czy to nie utrudnia kontaktów z rodziną, przyjaciółmi?

 

AZ: Utrudnia. Żona ma chyba chwilami dosyć mojej pracy. Trudno jest pogodzić pisanie z codziennymi obowiązkami. Ale coś za coś. Czasami ciąży mi brak wiary w sukces. A może jest odwrotnie? Może to obawa przed sukcesem? Poruszył Pan delikatny temat. Takie drobne niuanse. To oczywiste, że kontakty rodzinne i towarzyskie muszą nieco ucierpieć. Brakuje czasu na to, czy owo. Ale chyba warto ponieść kilka wyrzeczeń dla dobra sprawy.

EN: Myślę, że warto. Zwłaszcza, jeśli praca daje rezultaty. A skoro już jesteśmy przy organizacji czasu, to może mógłby Pan opowiedzieć co nieco o tym, jak wygląda "zwykły dzień pisarza” w pańskim wykonaniu?

AZ: Z tym bywa bardzo różnie. Nie ma ustalonego porządku. Kiedy pisałem pierwszą powieść, wstawałem wcześnie, wypijałem dwie kawy i spalałem kilka papierosów (nie polecam). Następnie szedłem na spacer, a po powrocie, siadałem do pracy. Ustaliłem sobie dzienną normę. Zwykle potrafiłem skończyć przed obiadem. Obecnie wszystko się zmieniło. Doszły dodatkowe zajęcia - korespondencja, publicystyka/wywiady itd. Wyzwanie zostało rzucone.
Siedzę w podcieniu przed domem, pijąc poranną kawę. Słucham śpiewu ptaków. Przymykam oczy. - Śpisz? - pyta czasami, przechodząca obok, matka. - Nie, Mamo. Pracuję.
To szczera prawda. W takich chwilach odbywa się najważniejszy proces. Pobudzenie wyobraĽni. Coraz mniej czasu mam dla siebie, ale nie narzekam. Przygoda trwa. Do komputera zasiadam zwykle póĽną nocą. Wtedy już wiem, co pragnę przelać na papier. Czasami jest to pół strony, innym razem - trzy. Nie mam recepty. Pozwalam unosić się falom.

EN: Pisze Pan książki twarde. Pełne mroku, przemocy i strachu. Dlaczego?

AZ: OdpowiedĽ jest prosta. Lubię ten rodzaj literatury i mam świadomość, że ma on licznych odbiorców. Nie piszę do szuflady. Piszę dla Czytelnika. Wielu z nas intryguje złożoność ludzkiej natury. Często okazuje się, że w pozornie spokojnym człowieku, drzemie potwór. Takie tematy, wzbogacone wątkami obyczajowymi, wydają mi się zawsze ciekawe. Budują napięcie - czasami strach. Nie lubimy bać się na co dzień, ale lubimy dreszcz strachu, jako formę rozrywki. Na takie pozycje zawsze jest popyt. Nie chcę, żeby moje książki zalegały na półkach. Chcę, by je czytano. Oto powód takiego wyboru.

EN: W recenzjach pańskich książek wielokrotnie podkreślano to, że bohaterowie są bardzo żywi. Czerpie Pan inspiracje z życia? Czy gdzieś tam żyje sobie rzeczywisty odpowiednik Jerry’ego Noonana?

AZ: Jerry Noonan powstał w mojej wyobraĽni. Ale z tego powodu, nie musi być postacią oderwaną od życia. Postacie, które tworzę, mają charaktery, uczucia, wady i zalety postaci autentycznych. Nie potrzebuję konkretnych wzorów. Raczej umiejętności obserwacji ludzkich zachowań. Umiejętność budowania żywych, autentycznych postaci, to cecha, która niezmiernie ułatwia pisanie. Niekiedy sprawdzam wiarygodność cech niektórych bohaterów. Tak było również w przypadku Jerry'ego Noonana. Mam na myśli jego podwójną tożsamość. Musiałem wiedzieć, czy istnieje taka możliwość. Na szczęście, nie zawsze jest to potrzebne. Zazwyczaj wystarczy suma obserwacji i wyobraĽni.

EN: Z tego, co widzę jest Pan bardzo zapracowanym człowiekiem. A jak Pan spędza wolny czas? Jakieś ulubione książki? Filmy?

AZ: Istotnie. Wolnego czasu mam niewiele. Staram się spędzać go na świeżym powietrzu. Jeżeli pozwala pogoda. Spacery, rower. Czytam ostatnio niewiele. Lubię współczesną literaturę amerykańską, a także klasykę.
Jeżeli chodzi o filmy - cenię głównie obyczajowe. Mój ulubiony tytuł, to "Zapasy z Hemingwayem". Chyba najbardziej aktorski film, jaki kiedykolwiek widziałem. Powracam także do "Stand By Me" Roba Reinera - genialnej ekranizacji opowiadania Kinga pt. "Body". Przypomina mi dzieciństwo. Może to właśnie ona zainspirowała mnie najsilniej. Rozbudziła ukrytą tęsknotę. Lubię także muzykę. W dobrym wydaniu. Gustuję we wszystkim, co do mnie trafia, co uważam za dobre. Bez podziału na gatunki muzyczne. Poza tym lubię wypić dobrą kawę w gronie najbliższych i trochę przy tym porozmawiać. Szczególnie miłe są wspólne wieczory przed domem. Niestety, nie codziennie wszyscy członkowie rodziny mają czas. Samo życie.

EN: Pańska trzecia książka właśnie trafia na półki księgarń w całym kraju, a Pan zapewne pisze coś dalej. Czy uchyli Pan rąbka tajemnicy i zdradzi o czym będzie następna powieść, a przynajmniej jak się będzie nazywała?

AZ: Moja kolejna książka nie jest powieścią. To zbiór sześciu mrocznych opowiadań, zatytułowany "6x śmierć".
Nie bez powodu. Śmierć jest wspólnym mianownikiem wszystkich sześciu historii. Poza tym, są różnorodne i niczym nie powiązane. Nie nawiązują również do moich wcześniejszych książek. Obecnie pracuję nad wstępną "obróbką". Sprawdzam fakty, dopinam szczegóły. Trochę to potrwa. Czytelnicy będą musieli uzbroić się w cierpliwość, ale zapewniam - warto. Mam także inne plany, ale jeszcze za wcześnie, by o nich mówić.

EN: Co doradziłby Pan osobom, które w przyszłości chciałyby parać się pisarstwem?

AZ: Nie uważam siebie za osobę, która mogłaby udzielać takich porad. Wszystkich, początkujących autorów kieruję do publikacji Stephena Kinga, zatytułowanej "Jak pisać - pamiętnik rzemieślnika". Zawiera wiele cennych rad, choć niektóre z nich wydają mi się niezbyt trafione. Doradzanie adeptowi, aby nieustannie czytał - także podczas tworzenia - nie brzmi przekonująco. Wielu z nich zostanie narażonych na podświadome zapożyczenia. Myślę, że Mistrz doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ja doradzałbym raczej szczere spojrzenie w głąb siebie. Jeżeli czujemy, że mamy coś do powiedzenia i operujemy pewnym warsztatem ( to bardzo ważne), próbujmy sił, nie sięgając po literaturę uznanych twórców. Zwłaszcza w gatunku, który jest naszą domeną. Na wstępie "Białej WiedĽmy" z trudem próbowałem uwolnić się spod wpływu Mistrza. Udało się dopiero po pewnym czasie. Moja rada brzmi: piszmy, a następnie czytajmy siebie. Spójrzmy na swoją pracę okiem czytelnika. Jeżeli uznamy, że chcielibyśmy czytać tę książkę, to znak, że zrobiliśmy dobry początek. Warunkiem jest absolutna szczerość wobec siebie.
Piszmy dla siebie i Czytelników. To Oni są najważniejszymi recenzentami naszej twórczości. Za swoje pieniądze, powinni otrzymać dobry towar. Uprzedzam, że nie znalazł się dotąd autor, który zadowolił gusta każdego odbiorcy. Zawsze znajdą się zwolennicy i przeciwnicy. Nie wolno się tym zrażać. Radzę pamiętać o tym, że sam fakt potrzeby pisania, jest dobrą stroną naszej natury. To ogromna satysfakcja i przygoda. Warto ją przeżyć. Nie zrażajcie się ewentualnym odrzucaniem Waszych prac. To cena, którą musicie zapłacić, jeżeli chcecie się przebić. Jeżeli jesteście dobrzy w tym co robicie, prędzej czy póĽniej któreś drzwi otworzą się przed Wami. Życzę tego wszystkim potencjalnym twórcom.

EN: Dziękuję za poświęcenie mi czasu.

Z Adamem Zalewskim rozmawiał Michał \\\"Cedrik\\\" Stonawski.

Michał Stonawski: Minęło dopiero parę miesięcy, odkąd Pana książki zaczęły pojawiać się na półkach księgarń, lecz nikt tak naprawdę nie wie, jak to się stało, że w ogóle powstały. Jak to się stało, że postanowił Pan zostać pisarzem?

Adam Zalewski: Odpowiem najkrócej jak potrafię. Przez całe życie wiele czytałem i dość często nawiedzały mnie myśli o pisaniu. Niestety, żyłem bardzo intensywnie i nigdy nie miałem czasu na poważniejsze próby. Dopiero przejście na rentę stworzyło taką możliwość. Sprzyjały temu także inne warunki. Przeprowadziliśmy się poza miasto, w samo serce bujnej przyrody. Zawsze wywoływała we mnie pozytywne emocje. Tym razem nie było inaczej. Wędrowałem godzinami po okolicznych lasach, starając się zapomnieć o polskiej codzienności. W głowie zaczął mi kiełkować zamysł stworzenia świata własnej wyobraĽni, gdzie czułbym się lepiej i bezpieczniej. Ziarno strzeliło w górę pamiętnego dnia, kiedy na leśnej drodze spotkałem dwóch chłopców. Ćwiczyli na swoich rowerach manewr hamowania. Uczciwość każe mi przyznać, że proza Kinga utorowała drogę moim planom. Chłopców nazwałem Ben i Smoothy i tego samego dnia postanowiłem pozwolić działać wyobraĽni. Zacząłem wewnętrzną emigrację za ocean. Przyzna Pan, że trzeba było nie lada odwagi, żeby debiutować w gatunku, który na naszym rynku księgarskim obstawiony jest szeregiem znanych amerykańskich nazwisk.

EN: Przyznaję. Zwłaszcza, że na tym polu niepodzielnie króluje Stephen King, ustawiając poprzeczkę dla potencjalnych debiutantów naprawdę wysoko. Czy \\\"Biała WiedĽma\\\" była pańskim debiutem ogólnym, czy też debiutował Pan jakimś tekstem już wcześniej?

AZ: Wcześniej pisałem wiersze. Do dziś nieĽle się w tym czuję. Wracając do tematu - nie można utożsamiać każdej powieści Kinga z doskonałością. Proszę przeczytać \\\"Komórkę\\\". Jak to się ma do \\\"Lśnienia\\\", czy \\\"Misery\\\". Amerykanin jest człowiekiem z krwi i kości. Nie jest Bogiem. Mam wrażenie, że powoli zaczyna odcinać kupony od swojej twórczości. Wcale mu się nie dziwię. Protestuję w imię rzetelności przeciwko określeniu - \\\"niepodzielnie króluje\\\". To zwykły nacisk na Czytelnika. Nie róbmy nikomu wody z mózgu. Zupełnie niedawno, na jednym z portali ukazała się recenzja \\\"Rowerzysty\\\". Napisała ją zwolenniczka Kinga, która doszła do przekonania, że ON może pisać o Stanach, a ja nie. Argumenty były tak głupie, że wręcz żałosne. W opinii tej Pani \\\"Rowerzysta\\\", to skończona nuda. Takie zjawisko nazywam zaślepieniem. Tendencyjnością. Brakiem otwartego umysłu. Nawet nie pamiętam nazwiska tej Pani. Nie uważam, żeby było warto. Bo dla niej nadal i po wsze czasy niepodzielnie króluje S. King. Sądzę, że administratorzy portali powinni czuć ciężar odpowiedzialności za maksymalny obiektywizm krytyki. Jeżeli mają ambicję tworzyć portal opiniotwórczy. Tak najwidoczniej nie jest. Nie zawsze. Toteż uciekam z tego \\\"wsPaniałego\\\" świata. Ale nie do końca. Zabieram z sobą grupę osób, którym moja twórczość przyniosła dobre, pełne emocji przeżycia. Czytelników, którzy zapłacili za moje książki i nie żałują tego wydatku. Nie ma znaczenia, czy nazywam się King, czy Zalewski. Liczy się dzieło - efekt, wrażenie. Niestety, nie wszyscy myślą w ten sposób. Tym, którzy lubią mnie czytać, obiecuję, że ich nie zawiodę.

EN: Cóż, to prawda. Bo przecież nie nazwisko czyni pisarza, tylko to, co pisze. A\\\' propos Ameryki: Wielu z pańskich czytelników zapewne zastanawia się dlaczego to właśnie tam umieszcza Pan akcje swoich opowieści? Dlaczego nie Polska?

AZ: Jeden z powodów, skłaniających mnie do pisania o Stanach, podałem w odpowiedzi na pierwsze pytanie. Drugi - to fascynacja. Zwykła, ludzka rzecz. Towarzyszyła mi przez lata, podsycana lekturą, filmami i muzyką. Na dobre zagościła w moim umyśle. Umiejscowienie akcji za oceanem ma dobre i złe strony. Do dobrych zaliczam większą swobodę w wielu tematach, do złych - konieczność gromadzenia ogromnej ilości szczegółowych materiałów. Muszę przyznać, że nawet ta trudność ma swoje zalety. Poznaję więcej - wiem więcej. To całkiem niezła gimnastyka umysłu. Fascynuje mnie kraj i naród żyjący przyszłością, nie przeszłością. Tolerancja na co dzień, nie od święta. Atutów jest wiele. Nie sposób wyliczyć wszystkie.

EN: To oznacza bardzo dużo pracy. Jak w takim razie Pan sobie radzi z organizacją czasu? Czy to nie utrudnia kontaktów z rodziną, przyjaciółmi?

AZ: Utrudnia. Żona ma chyba chwilami dosyć mojej pracy. Trudno jest pogodzić pisanie z codziennymi obowiązkami. Ale coś za coś. Czasami ciąży mi brak wiary w sukces. A może jest odwrotnie? Może to obawa przed sukcesem? Poruszył Pan delikatny temat. Takie drobne niuanse. To oczywiste, że kontakty rodzinne i towarzyskie muszą nieco ucierpieć. Brakuje czasu na to, czy owo. Ale chyba warto ponieść kilka wyrzeczeń dla dobra sprawy.

EN: Myślę, że warto. Zwłaszcza, jeśli praca daje rezultaty. A skoro już jesteśmy przy organizacji czasu, to może mógłby Pan opowiedzieć co nieco o tym, jak wygląda \\\"zwykły dzień pisarza” w pańskim wykonaniu?

AZ: Z tym bywa bardzo różnie. Nie ma ustalonego porządku. Kiedy pisałem pierwszą powieść, wstawałem wcześnie, wypijałem dwie kawy i spalałem kilka papierosów (nie polecam). Następnie szedłem na spacer, a po powrocie, siadałem do pracy. Ustaliłem sobie dzienną normę. Zwykle potrafiłem skończyć przed obiadem. Obecnie wszystko się zmieniło. Doszły dodatkowe zajęcia - korespondencja, publicystyka/wywiady itd. Wyzwanie zostało rzucone. Siedzę w podcieniu przed domem, pijąc poranną kawę. Słucham śpiewu ptaków. Przymykam oczy. - Śpisz? - pyta czasami, przechodząca obok, matka. - Nie, Mamo. Pracuję. To szczera prawda. W takich chwilach odbywa się najważniejszy proces. Pobudzenie wyobraĽni. Coraz mniej czasu mam dla siebie, ale nie narzekam. Przygoda trwa. Do komputera zasiadam zwykle póĽną nocą. Wtedy już wiem, co pragnę przelać na papier. Czasami jest to pół strony, innym razem - trzy. Nie mam recepty. Pozwalam unosić się falom.

EN: Pisze Pan książki twarde. Pełne mroku, przemocy i strachu. Dlaczego?

AZ: OdpowiedĽ jest prosta. Lubię ten rodzaj literatury i mam świadomość, że ma on licznych odbiorców. Nie piszę do szuflady. Piszę dla Czytelnika. Wielu z nas intryguje złożoność ludzkiej natury. Często okazuje się, że w pozornie spokojnym człowieku, drzemie potwór. Takie tematy, wzbogacone wątkami obyczajowymi, wydają mi się zawsze ciekawe. Budują napięcie - czasami strach. Nie lubimy bać się na co dzień, ale lubimy dreszcz strachu, jako formę rozrywki. Na takie pozycje zawsze jest popyt. Nie chcę, żeby moje książki zalegały na półkach. Chcę, by je czytano. Oto powód takiego wyboru.

EN: W recenzjach pańskich książek wielokrotnie podkreślano to, że bohaterowie są bardzo żywi. Czerpie Pan inspiracje z życia? Czy gdzieś tam żyje sobie rzeczywisty odpowiednik Jerry’ego Noonana?

AZ: Jerry Noonan powstał w mojej wyobraĽni. Ale z tego powodu, nie musi być postacią oderwaną od życia. Postacie, które tworzę, mają charaktery, uczucia, wady i zalety postaci autentycznych. Nie potrzebuję konkretnych wzorów. Raczej umiejętności obserwacji ludzkich zachowań. Umiejętność budowania żywych, autentycznych postaci, to cecha, która niezmiernie ułatwia pisanie. Niekiedy sprawdzam wiarygodność cech niektórych bohaterów. Tak było również w przypadku Jerry\\\'ego Noonana. Mam na myśli jego podwójną tożsamość. Musiałem wiedzieć, czy istnieje taka możliwość. Na szczęście, nie zawsze jest to potrzebne. Zazwyczaj wystarczy suma obserwacji i wyobraĽni.

EN: Z tego, co widzę jest Pan bardzo zapracowanym człowiekiem. A jak Pan spędza wolny czas? Jakieś ulubione książki? Filmy?

AZ: Istotnie. Wolnego czasu mam niewiele. Staram się spędzać go na świeżym powietrzu. Jeżeli pozwala pogoda. Spacery, rower. Czytam ostatnio niewiele. Lubię współczesną literaturę amerykańską, a także klasykę. Jeżeli chodzi o filmy - cenię głównie obyczajowe. Mój ulubiony tytuł, to \\\"Zapasy z Hemingwayem\\\". Chyba najbardziej aktorski film, jaki kiedykolwiek widziałem. Powracam także do \\\"Stand By Me\\\" Roba Reinera - genialnej ekranizacji opowiadania Kinga pt. \\\"Body\\\". Przypomina mi dzieciństwo. Może to właśnie ona zainspirowała mnie najsilniej. Rozbudziła ukrytą tęsknotę. Lubię także muzykę. W dobrym wydaniu. Gustuję we wszystkim, co do mnie trafia, co uważam za dobre. Bez podziału na gatunki muzyczne. Poza tym lubię wypić dobrą kawę w gronie najbliższych i trochę przy tym porozmawiać. Szczególnie miłe są wspólne wieczory przed domem. Niestety, nie codziennie wszyscy członkowie rodziny mają czas. Samo życie.

EN: Pańska trzecia książka właśnie trafia na półki księgarń w całym kraju, a Pan zapewne pisze coś dalej. Czy uchyli Pan rąbka tajemnicy i zdradzi o czym będzie następna powieść, a przynajmniej jak się będzie nazywała?

AZ: Moja kolejna książka nie jest powieścią. To zbiór sześciu mrocznych opowiadań, zatytułowany \\\"6x śmierć\\\". Nie bez powodu. Śmierć jest wspólnym mianownikiem wszystkich sześciu historii. Poza tym, są różnorodne i niczym nie powiązane. Nie nawiązują również do moich wcześniejszych książek. Obecnie pracuję nad wstępną \\\"obróbką\\\". Sprawdzam fakty, dopinam szczegóły. Trochę to potrwa. Czytelnicy będą musieli uzbroić się w cierpliwość, ale zapewniam - warto. Mam także inne plany, ale jeszcze za wcześnie, by o nich mówić.

EN: Co doradziłby Pan osobom, które w przyszłości chciałyby parać się pisarstwem?

AZ: Nie uważam siebie za osobę, która mogłaby udzielać takich porad. Wszystkich, początkujących autorów kieruję do publikacji Stephena Kinga, zatytułowanej \\\"Jak pisać - pamiętnik rzemieślnika\\\". Zawiera wiele cennych rad, choć niektóre z nich wydają mi się niezbyt trafione. Doradzanie adeptowi, aby nieustannie czytał - także podczas tworzenia - nie brzmi przekonująco. Wielu z nich zostanie narażonych na podświadome zapożyczenia. Myślę, że Mistrz doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Ja doradzałbym raczej szczere spojrzenie w głąb siebie. Jeżeli czujemy, że mamy coś do powiedzenia i operujemy pewnym warsztatem ( to bardzo ważne), próbujmy sił, nie sięgając po literaturę uznanych twórców. Zwłaszcza w gatunku, który jest naszą domeną. Na wstępie \\\"Białej WiedĽmy\\\" z trudem próbowałem uwolnić się spod wpływu Mistrza. Udało się dopiero po pewnym czasie. Moja rada brzmi: piszmy, a następnie czytajmy siebie. Spójrzmy na swoją pracę okiem czytelnika. Jeżeli uznamy, że chcielibyśmy czytać tę książkę, to znak, że zrobiliśmy dobry początek. Warunkiem jest absolutna szczerość wobec siebie. Piszmy dla siebie i Czytelników. To Oni są najważniejszymi recenzentami naszej twórczości. Za swoje pieniądze, powinni otrzymać dobry towar. Uprzedzam, że nie znalazł się dotąd autor, który zadowolił gusta każdego odbiorcy. Zawsze znajdą się zwolennicy i przeciwnicy. Nie wolno się tym zrażać. Radzę pamiętać o tym, że sam fakt potrzeby pisania, jest dobrą stroną naszej natury. To ogromna satysfakcja i przygoda. Warto ją przeżyć. Nie zrażajcie się ewentualnym odrzucaniem Waszych prac. To cena, którą musicie zapłacić, jeżeli chcecie się przebić. Jeżeli jesteście dobrzy w tym co robicie, prędzej czy póĽniej któreś drzwi otworzą się przed Wami. Życzę tego wszystkim potencjalnym twórcom.

EN: Dziękuję za poświęcenie mi czasu.


Cedrik


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.