Wywiad z polskim pisarzem Tomaszem Kołodziejczakiem (styczeń 2011)

Enklawa Network: Wydaje się, że wieki temu sięgnęłam po pierwsze wydanie i jako bardzo młodej wtedy osobie trudno mi było wszystko zrozumieć. To świetny pomysł, że ta książka została tak "odświeżona" i podana czytelnikom po raz kolejny - ale dlaczego wybór padł akurat na nią? Była przecież możliwość podjęcia innej decyzji. Czy to nagroda Zajdla na koncie "Kolorów Sztandarów" zadecydowała o ich "ponownym narodzeniu"?

Tomasz Kołodziejczak: Pytanie - czy to my dojrzewamy do książek, czy raczej książki do nas.

Czemu "Kolory sztandarów"? Po pierwsze, muszę powiedzieć, że ja po prostu nie napisałem zbyt wielu książek. Oprócz cyklu Dominium Solarne i Czarnego Horyzontu, mam w dorobku tylko dwie powieści -"Wybierz swoją śmierć" i "Krew i kamień". Pierwsza z nich to debiutancka przygodowa, bardzo tradycyjnie fantastyczno naukowa opowieść o kolonizacji nowej planety - nie jestem pewien czy nie zbyt oldskulowa dla współczesnego odbiorcy. Druga - była wznawiana kilka lat temu przez Supernową. A "Kolory" to moja najlepsza, a na pewno najważniejsza powieść, nagradzana, tłumaczona i od dawna niedostępna na rynku. Dlatego - jak sądzę - Fabryka Słów chciała ją wznowić. Obawiałem się nieco, czy powieść się nie zestarzała - jest wszak mocno technologiczna. Ale pierwsze sygnały od nowych czytelników są raczej pozytywne. Mam świadomość, że dziś ta książka dociera do innego czytelnika fantastyki, niż wydanie sprzed 14 laty. Wtedy jej odbiorcą był fan chowany na Lemie, Zajdlu, Strugackich. Generalnie - na klasycznej SF. Dziś nastoletni-dwudziestoletni czytelnik to raczej odbiorca fantasy i horroru, często nieznający klasyki SF.

 

EN: Nie jest przecież tak, że ten dzisiejszy, dwudziestoletni odbiorca, klasyki nie zna. Sama jestem niewiele starsza od wspomnianego i "Kolory..." wcale nie wydają mi się przestarzałe, wręcz przeciwnie, wcale nie odczuwa się tego, że zostały napisane dość dawno. Ale czy było tak, że chciał Pan stworzyć kosmiczną antyutopię? Dzieło ku przestrodze? Bo ja tak właśnie je odebrałam, pomijając oczywiście inne aspekty. Jest czasem trochę Huxley'owo, miałam wrażenie, że Daniel za chwilę krzyknie "Ja nie chcę wygody! Chcę [...] wolności, cnoty. Chcę grzechu!".

T.K.: Nie twierdzę, że żaden dzisiejszy młody czytelnik nie zna Lema, Zajdla, Asimova czy Dicka. Jednak bez wątpienia, statystycznie, znacznie lepiej zna Sapkowskiego, Pilipiuka, Tolkiena czy Pratchetta. Takie czasy. Z tego też powodu, sięgając po taką powieść jak "Kolory sztandarów", ma inny bagaż czytelniczych doświadczeń. To inny czytelnik niż ten, dla którego pisałem książkę. I tym bardziej reakcje nowych odbiorców są dla mnie ciekawe. Kiedy siadałem do pisania chciałem napisać dobrą, nowoczesną space operę. A dobra space opera to kosmiczne przestrzenie, cywilizacje, kultury. To intrygujący bohater na tle wiarygodnego, ale rozbuchanego wizualnie świata. Takie książki lubię czytać i takie zawsze starałem się pisać. Więc - ten świat musi mieć swoją historię, kulturę, religię, politykę, techniczną spójność, fajne patenty paranaukowe (u mnie związane z technologią lotów kosmicznych). "Kolory" to powieść o wojnie, o jej konsekwencjach społecznych, ale przede wszystkim o indywidualnych wyborach, których dokonują ludzie w warunkach ekstremalnych. Ta odmiana prozy ma długą tradycję w fantastyce - od Huxley'a i Orwella, przez Lema, Strugackich i Zajdla, po Dukaja czy Ziemkiewicza. Książkę pisałem w latach '94-95, ledwie pięć lat po tym, jak w Polsce skończyła się sowiecka okupacja. Obserwowaliśmy - czasem przecierając oczy ze zdumienia - świat po pokojowej rewolucji, w którym dawni funkcjonariusze systemu równości społecznej zostawali bankierami, a dawni propagandyści komunizmu mieli czelność pouczać nas, czym jest wolność i demokracja. Te zjawiska na pewno miały wpływ na kształt polityczny przedstawionego świata i zjawisk w nim zachodzących. Ale to tylko jedna z warstw książki - równie ważne były dla mnie elementy przygodowe, scenograficzne, kulturowe. Wreszcie - wątek Obcych, na których wymyśliłem dość oryginalny, w moim przekonani, pomysł fantastyczny.

EN: "Kolory sztandarów" to chyba jedna z najmroczniejszych książek tego typu, z jaką się spotkałam, chociaż wiele było o dalece bardziej złożonych, wymyślnych. Czy podobny, albo jeszcze bardziej przytłaczający klimat funduje Pan czytelnikom w "Schwytanym w światła"? Nadal będzie tak politycznie? Książka powstawała chyba jakiś czas po upadku komuny, wspomnienia z tamtego okresu zdążyły się przecież nieco zatrzeć. Teraz inspiracją była współczesność? Sądząc po tym, jak zakończyły się "Kolory...", wydarzenia nie zwiastują nagłej poprawy, wręcz przeciwnie.

T.K.: Jedno wyjaśnienie – „Kolory sztandarów” nie miały być i nie są książką „polityczną”, doraźnie komentującą ówczesne partyjne bieżączki. Oczywiście, budując kosmos Dominium Solarnego, w szczególności sytuację na planecie Gladius, wymyślałem złożoną rzeczywistość analogującą we fragmentach rożne realne sytuacje historyczne – i polski wrzesień ’39, i okupację sowiecką z 1945, i USA z czasów wojny w Wietnamie, i wydarzenia po 1989, i wiele innych momentów. Ale to jest oddzielny świat, fantastyczna kreacja jedynie inspirowana realnymi procesami historycznymi, a nie ich proste przetransponowanie w kosmiczne realia.

Nie będę, oczywiście, zdradzał fabuły „Schwytanego w światła” – zapraszam do lektury. Ale jest powieść mocniej obsługująca eSFową część świata, mniej polityczną. Spotkanie z obcymi, intryga sensacyjna, tajemnica korgardów, ale też wątek… romansowy – zajmują w niej więcej miejsca.

 

EN: Wątek romansowy! Nie wiem, czy się cieszyć na obietnicę popisu "minimalistycznego liryzmu", czy martwić, że ktoś skradnie serce jednego z moich ulubionych bohaterów. Czy w "Schwytanym..." zostaną zamknięte wszystkie wątki, czy można mieć nadzieję na kolejną część? Udało się Panu zbudować świat tak złożony i fascynujący, plastyczny, że można by go twórczo eksploatować w nieskończoność.

T.K.: Proszę się nie martwić, to tylko drobny wątek, wręcz powiedziałbym nawet – wąteczek. „Schwytany w światła” zamyka dylogię Dominium Solarnego. Nie planuję kontynuacji, ale na czytelników, którzy polubili to uniwersum, czeka jeszcze zbiór zawierający wszystkie opowiadania z Dominium (z różnymi bohaterami i niezależne od powieści). Ukaże się on oczywiście w Fabryce Słów.

Natomiast w majowym numerze „Nowej Fantastyki” ukaże się pierwsze moje opowiadanie „Planeta węża”, z nowego świata i z nowym bohaterem, łączące twardą science fiction z elementami grozy. Więc – po przygodach w Polsce roku 2065 z powieści „czarny horyzont” – z wielką przyjemnością wracam w kosmos.

EN: Właśnie, a co dalej z "Czarnym horyzontem"? To też jest materiał na literacki popis, szczególnie że ten świat jest naprawdę ewenementem, wybuchową mieszanką, ludzie i elfy razem, magia na karteczkach, kosmici, czegoś takiego jeszcze nie było. Pojawi się coś oprócz zbioru opowiadań, w którym ukaże się również "odświeżony" z TF 2 "Klucz przejścia"?

Nie będzie więc kłamstwem stwierdzenie, że woli Pan światy w klimatach SF, od takich hybryd jak uniwersum "Czarnego horyzontu"? A wydawałoby się, że jednak łatwiej zbudować właśnie taki, niż wybiegać myślą w zaawansowaną technologicznie przyszłość.

T.K.: Na jesień tego roku planujemy wspólnie z FS zbiór, zawierający dotychczas istniejące teksty o przygodach Roberta i Kajetana (Klucz przejścia, Piękna i graf, Nie ma mocy na docenta) + premierowo długie opowiadanie, mikropowieść właściwie. Wysyłam w niej Kajetana na wschód – co daje mi sposobność pokazania czytelnikom nowego kawałka świata – krajobrazów, magii, przygód. Co dalej? Rzeczywistość „Czarnego Horyzontu” umożliwia lokowanie w niej kolejnych fabuł, mam tu całą listę pomysłów, które - jak sądzę – będę systematycznie realizował. Proszę jednak pamiętać, że – z własnego wyboru – jestem pisarzem weekendowym. Pisanie to tylko niewielki fragment moich zawodowych aktywności. Więc i moje tempo tworzenia kolejnych tekstów nie jest zbyt imponujące. W najbliższym czasie nie powstanie więc planowana przeze mnie pierwotnie grubaśna trylogia, raczej będę ten świat serwował w krótszych tekstach. Tym bardziej, że równolegle próbuję rozwijać i inne projekty.

Bardzo lubię science fiction, ale wymyślanie uniwersum „Czarnego Horyzontu” dostarczyło mi równie wiele frajdy, jak kreowanie Dominium Solarnego, czy wcześniej „bezmetalicznego” świata fantasy do powieści „Krew i kamień”. Tak naprawdę, realia CH dają jeszcze większa swobodę niż kosmiczne uniwersa. Pozwalają żonglować elementami sf, fantasy, ale także mitami, toposami kultury, faktami historycznymi. Nie ma dla mnie znaczenia, czy buduję świat fantasy czy sf – ważna jest jego wewnętrzna logika, głębia kulturowa, wielość planów, bajery scenograficzne, oryginalność. Lubię dobrze się bawić w czasie pisania, gdy sam odkrywam te nowe rzeczywistości, jestem ich pierwszym eksploratorem.

EN: Być może lepiej, że tak właśnie jest - dłuższe oczekiwanie na książkę wzmaga apetyt, tym bardziej jeśli to wolniejsze tempo pracy jest rekompensowane taką kosmiczną jakością tekstów.

Jak jest z tworzeniem takich skomplikowanych uniwersów, czy najpierw powstaje właśnie to "tło" dla fabuły, ze wszystkimi jego szczegółami, porządkiem, a dopiero później buduje się wydarzenia, czy odwrotnie? Świat przedstawiony, a właściwie pomysł na niego, zmienia się wraz z rozwojem wydarzeń?

T.K.: Brzmi dobrze. Proszę rozpowszechniać tę opinię.

Mówiąc w skrócie – bywa różnie. Nowy świat to zazwyczaj puzzel, w którym poszczególne elementy zmieniają kształty i kolory w trakcie układania. Startujemy od pewnych pomysłów – na fabułę, obraz, puentę, czasem na pojedyncze zdanie – to do nich dopasowujemy resztę. Ale ta reszta – w takcie pisania – zaczyna ewoluować. Pomysły narastają sobie, jak warstwy koralowca, z pierwotnie przyjętych założeń wynikają nowe konsekwencje. Przykład: w CH mamy dzieci przekształcane przez Czarnych w jegrów. Jegrzy walczą z ludźmi. Można na tym zakończyć. Ale można tez wyciągnąć logiczną konsekwencje, że powstaną instytucje (naukowe, więzienne, magiczne) próbujące odwrócić ten proces, a przynajmniej go zbadać. I oto mamy zaczyn na kolejne teksty i pomysły. Kiedy pisałem Klucz Przejścia, pierwsze opowiadanie ze świata CH, nie miałem jeszcze w pełni skrystalizowanej wizji roli oręża kulturopochodnego, broni symbolicznych, systemów obronnych opartych o mitologię patriotyczną. Także magia była bardziej konwencjonalna niż, na przykład, w Pięknej i Grafie.

EN: O, myślę że wbrew pozorom wielu podziela moją opinię na temat jakości. Szczególnie to widać, jeśli porównać pańskie książki z innymi, "wyprodukowanymi", a nie napisanymi. Rozbieżność jest, na szczęście, naprawdę ogromna.

Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju - mianowicie "źli", najeźdźcy. Czy to, że właściwie ani w Kolorach, ani w Czarnym Horyzoncie nie jest wyjaśnione o co im chodzi, kim są i co robią z ludźmi, to taki celowy, psychologiczny zabieg? Ta niepewność jest naprawdę przerażająca i niespotykana w innych publikacjach, zazwyczaj jest jasne, potwór-wróg- wyrywa głowy, bo kolekcjonuje mózgi, albo po prostu lubi zabijać. W pańskich książkach nie ma podobnych banałów, jest za to gra na emocjach i wychodzi z tego naprawdę symfonia.

T.K.: W dobrym horrorze potwór straszy, dopóki siedzi w krzakach i szeleści gałęziami, rzuca dziwne cienie na ścianę i wywołuje na twarzach aktorów stosowne grymasy.

Jak już tych krzaków wylezie, to zazwyczaj jest tylko groteskowy, śmieszny, no powiedzmy, groźny. Co najwyżej obrzydliwy. Straszny, przerażający – już nie. To banalna konstatacja – boimy się nieznanego. Strach, zdziwienie, przerażenie, niepokój generuje sam odbiorca (widz, czytelnik) w mózgu na skutek sugestii twórców. Gdy sugestie stają się zbyt dosłowne, napięcie znika. Pewien rodzaj niedomówienia jest więc, moim zdaniem konieczny – czy dotyczy pojedynczego monstrum, czy monstrualnych systemów władzy.

EN: Oczywiście, jednak film rządzi się nieco innymi prawami. W wielu książkach, nawet stricte horrorach, potwór po prostu chodzi i zjada, morderca na sto sposobów uśmierca niewinne ofiary i jakoś fabuła, mimo wszystko, się kręci.

T.K.: Tak naprawdę, to nie sądzę, aby kogoś kto przeczytał „Pięć lat kacetu” Grzesiuka czy „Opowieści Kołymskie” Szałamowa mogła naprawdę przerazić fantastyczna literatura. Opisywanie tortur, czy okrucieństw nie sprawia mi żadnej szczególnej przyjemności (na szczęście chyba), nie mam też na celu szokowania czytelnika. To po prostu element realistycznego opisu przedstawionego świata (choć sam świat jest fantastyczny). Ważny dla zbudowania napięcia, pokazania realiów tej opisywanej rzeczywistości, pokazania dlaczego moi bohaterzy przyjmują taki, a nie inne postawy.

EN: Dziękuję za rozmowę.

Enklawa Network: Wydaje się, że wieki temu sięgnęłam po pierwsze wydanie i jako bardzo młodej wtedy osobie trudno mi było wszystko zrozumieć. To świetny pomysł, że ta książka została tak \"odświeżona\" i podana czytelnikom po raz kolejny - ale dlaczego wybór padł akurat na nią? Była przecież możliwość podjęcia innej decyzji. Czy to nagroda Zajdla na koncie \"Kolorów Sztandarów\" zadecydowała o ich \"ponownym narodzeniu\"?

Tomasz Kołodziejczak: Pytanie - czy to my dojrzewamy do książek, czy raczej książki do nas.

Czemu \"Kolory sztandarów\"? Po pierwsze, muszę powiedzieć, że ja po prostu nie napisałem zbyt wielu książek. Oprócz cyklu Dominium Solarne i Czarnego Horyzontu, mam w dorobku tylko dwie powieści -\"Wybierz swoją śmierć\" i \"Krew i kamień\". Pierwsza z nich to debiutancka przygodowa, bardzo tradycyjnie fantastyczno naukowa opowieść o kolonizacji nowej planety - nie jestem pewien czy nie zbyt oldskulowa dla współczesnego odbiorcy. Druga - była wznawiana kilka lat temu przez Supernową. A \"Kolory\" to moja najlepsza, a na pewno najważniejsza powieść, nagradzana, tłumaczona i od dawna niedostępna na rynku. Dlatego - jak sądzę - Fabryka Słów chciała ją wznowić. Obawiałem się nieco, czy powieść się nie zestarzała - jest wszak mocno technologiczna. Ale pierwsze sygnały od nowych czytelników są raczej pozytywne. Mam świadomość, że dziś ta książka dociera do innego czytelnika fantastyki, niż wydanie sprzed 14 laty. Wtedy jej odbiorcą był fan chowany na Lemie, Zajdlu, Strugackich. Generalnie - na klasycznej SF. Dziś nastoletni-dwudziestoletni czytelnik to raczej odbiorca fantasy i horroru, często nieznający klasyki SF.

EN: Nie jest przecież tak, że ten dzisiejszy, dwudziestoletni odbiorca, klasyki nie zna. Sama jestem niewiele starsza od wspomnianego i \"Kolory...\" wcale nie wydają mi się przestarzałe, wręcz przeciwnie, wcale nie odczuwa się tego, że zostały napisane dość dawno. Ale czy było tak, że chciał Pan stworzyć kosmiczną antyutopię? Dzieło ku przestrodze? Bo ja tak właśnie je odebrałam, pomijając oczywiście inne aspekty. Jest czasem trochę Huxley\'owo, miałam wrażenie, że Daniel za chwilę krzyknie \"Ja nie chcę wygody! Chcę [...] wolności, cnoty. Chcę grzechu!\".

T.K.: Nie twierdzę, że żaden dzisiejszy młody czytelnik nie zna Lema, Zajdla, Asimova czy Dicka. Jednak bez wątpienia, statystycznie, znacznie lepiej zna Sapkowskiego, Pilipiuka, Tolkiena czy Pratchetta. Takie czasy. Z tego też powodu, sięgając po taką powieść jak \"Kolory sztandarów\", ma inny bagaż czytelniczych doświadczeń. To inny czytelnik niż ten, dla którego pisałem książkę. I tym bardziej reakcje nowych odbiorców są dla mnie ciekawe. Kiedy siadałem do pisania chciałem napisać dobrą, nowoczesną space operę. A dobra space opera to kosmiczne przestrzenie, cywilizacje, kultury. To intrygujący bohater na tle wiarygodnego, ale rozbuchanego wizualnie świata. Takie książki lubię czytać i takie zawsze starałem się pisać. Więc - ten świat musi mieć swoją historię, kulturę, religię, politykę, techniczną spójność, fajne patenty paranaukowe (u mnie związane z technologią lotów kosmicznych). \"Kolory\" to powieść o wojnie, o jej konsekwencjach społecznych, ale przede wszystkim o indywidualnych wyborach, których dokonują ludzie w warunkach ekstremalnych. Ta odmiana prozy ma długą tradycję w fantastyce - od Huxley\'a i Orwella, przez Lema, Strugackich i Zajdla, po Dukaja czy Ziemkiewicza. Książkę pisałem w latach \'94-95, ledwie pięć lat po tym, jak w Polsce skończyła się sowiecka okupacja. Obserwowaliśmy - czasem przecierając oczy ze zdumienia - świat po pokojowej rewolucji, w którym dawni funkcjonariusze systemu równości społecznej zostawali bankierami, a dawni propagandyści komunizmu mieli czelność pouczać nas, czym jest wolność i demokracja. Te zjawiska na pewno miały wpływ na kształt polityczny przedstawionego świata i zjawisk w nim zachodzących. Ale to tylko jedna z warstw książki - równie ważne były dla mnie elementy przygodowe, scenograficzne, kulturowe. Wreszcie - wątek Obcych, na których wymyśliłem dość oryginalny, w moim przekonani, pomysł fantastyczny.

EN: \"Kolory sztandarów\" to chyba jedna z najmroczniejszych książek tego typu, z jaką się spotkałam, chociaż wiele było o dalece bardziej złożonych, wymyślnych. Czy podobny, albo jeszcze bardziej przytłaczający klimat funduje Pan czytelnikom w \"Schwytanym w światła\"? Nadal będzie tak politycznie? Książka powstawała chyba jakiś czas po upadku komuny, wspomnienia z tamtego okresu zdążyły się przecież nieco zatrzeć. Teraz inspiracją była współczesność? Sądząc po tym, jak zakończyły się \"Kolory...\", wydarzenia nie zwiastują nagłej poprawy, wręcz przeciwnie.

T.K.: Jedno wyjaśnienie – „Kolory sztandarów” nie miały być i nie są książką „polityczną”, doraźnie komentującą ówczesne partyjne bieżączki. Oczywiście, budując kosmos Dominium Solarnego, w szczególności sytuację na planecie Gladius, wymyślałem złożoną rzeczywistość analogującą we fragmentach rożne realne sytuacje historyczne – i polski wrzesień ’39, i okupację sowiecką z 1945, i USA z czasów wojny w Wietnamie, i wydarzenia po 1989, i wiele innych momentów. Ale to jest oddzielny świat, fantastyczna kreacja jedynie inspirowana realnymi procesami historycznymi, a nie ich proste przetransponowanie w kosmiczne realia.

Nie będę, oczywiście, zdradzał fabuły „Schwytanego w światła” – zapraszam do lektury. Ale jest powieść mocniej obsługująca eSFową część świata, mniej polityczną. Spotkanie z obcymi, intryga sensacyjna, tajemnica korgardów, ale też wątek… romansowy – zajmują w niej więcej miejsca.

EN: Wątek romansowy! Nie wiem, czy się cieszyć na obietnicę popisu \"minimalistycznego liryzmu\", czy martwić, że ktoś skradnie serce jednego z moich ulubionych bohaterów. Czy w \"Schwytanym...\" zostaną zamknięte wszystkie wątki, czy można mieć nadzieję na kolejną część? Udało się Panu zbudować świat tak złożony i fascynujący, plastyczny, że można by go twórczo eksploatować w nieskończoność.

T.K.: Proszę się nie martwić, to tylko drobny wątek, wręcz powiedziałbym nawet – wąteczek. „Schwytany w światła” zamyka dylogię Dominium Solarnego. Nie planuję kontynuacji, ale na czytelników, którzy polubili to uniwersum, czeka jeszcze zbiór zawierający wszystkie opowiadania z Dominium (z różnymi bohaterami i niezależne od powieści). Ukaże się on oczywiście w Fabryce Słów.

Natomiast w majowym numerze „Nowej Fantastyki” ukaże się pierwsze moje opowiadanie „Planeta węża”, z nowego świata i z nowym bohaterem, łączące twardą science fiction z elementami grozy. Więc – po przygodach w Polsce roku 2065 z powieści „czarny horyzont” – z wielką przyjemnością wracam w kosmos.

EN: Właśnie, a co dalej z \"Czarnym horyzontem\"? To też jest materiał na literacki popis, szczególnie że ten świat jest naprawdę ewenementem, wybuchową mieszanką, ludzie i elfy razem, magia na karteczkach, kosmici, czegoś takiego jeszcze nie było. Pojawi się coś oprócz zbioru opowiadań, w którym ukaże się również \"odświeżony\" z TF 2 \"Klucz przejścia\"?

Nie będzie więc kłamstwem stwierdzenie, że woli Pan światy w klimatach SF, od takich hybryd jak uniwersum \"Czarnego horyzontu\"? A wydawałoby się, że jednak łatwiej zbudować właśnie taki, niż wybiegać myślą w zaawansowaną technologicznie przyszłość.

T.K.: Na jesień tego roku planujemy wspólnie z FS zbiór, zawierający dotychczas istniejące teksty o przygodach Roberta i Kajetana (Klucz przejścia, Piękna i graf, Nie ma mocy na docenta) + premierowo długie opowiadanie, mikropowieść właściwie. Wysyłam w niej Kajetana na wschód – co daje mi sposobność pokazania czytelnikom nowego kawałka świata – krajobrazów, magii, przygód. Co dalej? Rzeczywistość „Czarnego Horyzontu” umożliwia lokowanie w niej kolejnych fabuł, mam tu całą listę pomysłów, które - jak sądzę – będę systematycznie realizował. Proszę jednak pamiętać, że – z własnego wyboru – jestem pisarzem weekendowym. Pisanie to tylko niewielki fragment moich zawodowych aktywności. Więc i moje tempo tworzenia kolejnych tekstów nie jest zbyt imponujące. W najbliższym czasie nie powstanie więc planowana przeze mnie pierwotnie grubaśna trylogia, raczej będę ten świat serwował w krótszych tekstach. Tym bardziej, że równolegle próbuję rozwijać i inne projekty.

Bardzo lubię science fiction, ale wymyślanie uniwersum „Czarnego Horyzontu” dostarczyło mi równie wiele frajdy, jak kreowanie Dominium Solarnego, czy wcześniej „bezmetalicznego” świata fantasy do powieści „Krew i kamień”. Tak naprawdę, realia CH dają jeszcze większa swobodę niż kosmiczne uniwersa. Pozwalają żonglować elementami sf, fantasy, ale także mitami, toposami kultury, faktami historycznymi. Nie ma dla mnie znaczenia, czy buduję świat fantasy czy sf – ważna jest jego wewnętrzna logika, głębia kulturowa, wielość planów, bajery scenograficzne, oryginalność. Lubię dobrze się bawić w czasie pisania, gdy sam odkrywam te nowe rzeczywistości, jestem ich pierwszym eksploratorem.

EN: Być może lepiej, że tak właśnie jest - dłuższe oczekiwanie na książkę wzmaga apetyt, tym bardziej jeśli to wolniejsze tempo pracy jest rekompensowane taką kosmiczną jakością tekstów.

Jak jest z tworzeniem takich skomplikowanych uniwersów, czy najpierw powstaje właśnie to \"tło\" dla fabuły, ze wszystkimi jego szczegółami, porządkiem, a dopiero później buduje się wydarzenia, czy odwrotnie? Świat przedstawiony, a właściwie pomysł na niego, zmienia się wraz z rozwojem wydarzeń?

T.K.: Brzmi dobrze. Proszę rozpowszechniać tę opinię.

Mówiąc w skrócie – bywa różnie. Nowy świat to zazwyczaj puzzel, w którym poszczególne elementy zmieniają kształty i kolory w trakcie układania. Startujemy od pewnych pomysłów – na fabułę, obraz, puentę, czasem na pojedyncze zdanie – to do nich dopasowujemy resztę. Ale ta reszta – w takcie pisania – zaczyna ewoluować. Pomysły narastają sobie, jak warstwy koralowca, z pierwotnie przyjętych założeń wynikają nowe konsekwencje. Przykład: w CH mamy dzieci przekształcane przez Czarnych w jegrów. Jegrzy walczą z ludźmi. Można na tym zakończyć. Ale można tez wyciągnąć logiczną konsekwencje, że powstaną instytucje (naukowe, więzienne, magiczne) próbujące odwrócić ten proces, a przynajmniej go zbadać. I oto mamy zaczyn na kolejne teksty i pomysły. Kiedy pisałem Klucz Przejścia, pierwsze opowiadanie ze świata CH, nie miałem jeszcze w pełni skrystalizowanej wizji roli oręża kulturopochodnego, broni symbolicznych, systemów obronnych opartych o mitologię patriotyczną. Także magia była bardziej konwencjonalna niż, na przykład, w Pięknej i Grafie.

EN: O, myślę że wbrew pozorom wielu podziela moją opinię na temat jakości. Szczególnie to widać, jeśli porównać pańskie książki z innymi, \"wyprodukowanymi\", a nie napisanymi. Rozbieżność jest, na szczęście, naprawdę ogromna.

Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju - mianowicie \"źli\", najeźdźcy. Czy to, że właściwie ani w Kolorach, ani w Czarnym Horyzoncie nie jest wyjaśnione o co im chodzi, kim są i co robią z ludźmi, to taki celowy, psychologiczny zabieg? Ta niepewność jest naprawdę przerażająca i niespotykana w innych publikacjach, zazwyczaj jest jasne, potwór-wróg- wyrywa głowy, bo kolekcjonuje mózgi, albo po prostu lubi zabijać. W pańskich książkach nie ma podobnych banałów, jest za to gra na emocjach i wychodzi z tego naprawdę symfonia.

T.K.: W dobrym horrorze potwór straszy, dopóki siedzi w krzakach i szeleści gałęziami, rzuca dziwne cienie na ścianę i wywołuje na twarzach aktorów stosowne grymasy.

Jak już tych krzaków wylezie, to zazwyczaj jest tylko groteskowy, śmieszny, no powiedzmy, groźny. Co najwyżej obrzydliwy. Straszny, przerażający – już nie. To banalna konstatacja – boimy się nieznanego. Strach, zdziwienie, przerażenie, niepokój generuje sam odbiorca (widz, czytelnik) w mózgu na skutek sugestii twórców. Gdy sugestie stają się zbyt dosłowne, napięcie znika. Pewien rodzaj niedomówienia jest więc, moim zdaniem konieczny – czy dotyczy pojedynczego monstrum, czy monstrualnych systemów władzy.

EN: Oczywiście, jednak film rządzi się nieco innymi prawami. W wielu książkach, nawet stricte horrorach, potwór po prostu chodzi i zjada, morderca na sto sposobów uśmierca niewinne ofiary i jakoś fabuła, mimo wszystko, się kręci.

T.K.: Tak naprawdę, to nie sądzę, aby kogoś kto przeczytał „Pięć lat kacetu” Grzesiuka czy „Opowieści Kołymskie” Szałamowa mogła naprawdę przerazić fantastyczna literatura. Opisywanie tortur, czy okrucieństw nie sprawia mi żadnej szczególnej przyjemności (na szczęście chyba), nie mam też na celu szokowania czytelnika. To po prostu element realistycznego opisu przedstawionego świata (choć sam świat jest fantastyczny). Ważny dla zbudowania napięcia, pokazania realiów tej opisywanej rzeczywistości, pokazania dlaczego moi bohaterzy przyjmują taki, a nie inne postawy.

EN: Dziękuję za rozmowę.

Enklawa Network: Wydaje się, że wieki temu sięgnęłam po pierwsze wydanie i jako bardzo młodej wtedy osobie trudno mi było wszystko zrozumieć. To świetny pomysł, że ta książka została tak \"odświeżona\" i podana czytelnikom po raz kolejny - ale dlaczego wybór padł akurat na nią? Była przecież możliwość podjęcia innej decyzji. Czy to nagroda Zajdla na koncie \"Kolorów Sztandarów\" zadecydowała o ich \"ponownym narodzeniu\"?

Tomasz Kołodziejczak: Pytanie - czy to my dojrzewamy do książek, czy raczej książki do nas.

Czemu \"Kolory sztandarów\"? Po pierwsze, muszę powiedzieć, że ja po prostu nie napisałem zbyt wielu książek. Oprócz cyklu Dominium Solarne i Czarnego Horyzontu, mam w dorobku tylko dwie powieści -\"Wybierz swoją śmierć\" i \"Krew i kamień\". Pierwsza z nich to debiutancka przygodowa, bardzo tradycyjnie fantastyczno naukowa opowieść o kolonizacji nowej planety - nie jestem pewien czy nie zbyt oldskulowa dla współczesnego odbiorcy. Druga - była wznawiana kilka lat temu przez Supernową. A \"Kolory\" to moja najlepsza, a na pewno najważniejsza powieść, nagradzana, tłumaczona i od dawna niedostępna na rynku. Dlatego - jak sądzę - Fabryka Słów chciała ją wznowić. Obawiałem się nieco, czy powieść się nie zestarzała - jest wszak mocno technologiczna. Ale pierwsze sygnały od nowych czytelników są raczej pozytywne. Mam świadomość, że dziś ta książka dociera do innego czytelnika fantastyki, niż wydanie sprzed 14 laty. Wtedy jej odbiorcą był fan chowany na Lemie, Zajdlu, Strugackich. Generalnie - na klasycznej SF. Dziś nastoletni-dwudziestoletni czytelnik to raczej odbiorca fantasy i horroru, często nieznający klasyki SF.

EN: Nie jest przecież tak, że ten dzisiejszy, dwudziestoletni odbiorca, klasyki nie zna. Sama jestem niewiele starsza od wspomnianego i \"Kolory...\" wcale nie wydają mi się przestarzałe, wręcz przeciwnie, wcale nie odczuwa się tego, że zostały napisane dość dawno. Ale czy było tak, że chciał Pan stworzyć kosmiczną antyutopię? Dzieło ku przestrodze? Bo ja tak właśnie je odebrałam, pomijając oczywiście inne aspekty. Jest czasem trochę Huxley\'owo, miałam wrażenie, że Daniel za chwilę krzyknie \"Ja nie chcę wygody! Chcę [...] wolności, cnoty. Chcę grzechu!\".

T.K.: Nie twierdzę, że żaden dzisiejszy młody czytelnik nie zna Lema, Zajdla, Asimova czy Dicka. Jednak bez wątpienia, statystycznie, znacznie lepiej zna Sapkowskiego, Pilipiuka, Tolkiena czy Pratchetta. Takie czasy. Z tego też powodu, sięgając po taką powieść jak \"Kolory sztandarów\", ma inny bagaż czytelniczych doświadczeń. To inny czytelnik niż ten, dla którego pisałem książkę. I tym bardziej reakcje nowych odbiorców są dla mnie ciekawe. Kiedy siadałem do pisania chciałem napisać dobrą, nowoczesną space operę. A dobra space opera to kosmiczne przestrzenie, cywilizacje, kultury. To intrygujący bohater na tle wiarygodnego, ale rozbuchanego wizualnie świata. Takie książki lubię czytać i takie zawsze starałem się pisać. Więc - ten świat musi mieć swoją historię, kulturę, religię, politykę, techniczną spójność, fajne patenty paranaukowe (u mnie związane z technologią lotów kosmicznych). \"Kolory\" to powieść o wojnie, o jej konsekwencjach społecznych, ale przede wszystkim o indywidualnych wyborach, których dokonują ludzie w warunkach ekstremalnych. Ta odmiana prozy ma długą tradycję w fantastyce - od Huxley\'a i Orwella, przez Lema, Strugackich i Zajdla, po Dukaja czy Ziemkiewicza. Książkę pisałem w latach \'94-95, ledwie pięć lat po tym, jak w Polsce skończyła się sowiecka okupacja. Obserwowaliśmy - czasem przecierając oczy ze zdumienia - świat po pokojowej rewolucji, w którym dawni funkcjonariusze systemu równości społecznej zostawali bankierami, a dawni propagandyści komunizmu mieli czelność pouczać nas, czym jest wolność i demokracja. Te zjawiska na pewno miały wpływ na kształt polityczny przedstawionego świata i zjawisk w nim zachodzących. Ale to tylko jedna z warstw książki - równie ważne były dla mnie elementy przygodowe, scenograficzne, kulturowe. Wreszcie - wątek Obcych, na których wymyśliłem dość oryginalny, w moim przekonani, pomysł fantastyczny.

EN: \"Kolory sztandarów\" to chyba jedna z najmroczniejszych książek tego typu, z jaką się spotkałam, chociaż wiele było o dalece bardziej złożonych, wymyślnych. Czy podobny, albo jeszcze bardziej przytłaczający klimat funduje Pan czytelnikom w \"Schwytanym w światła\"? Nadal będzie tak politycznie? Książka powstawała chyba jakiś czas po upadku komuny, wspomnienia z tamtego okresu zdążyły się przecież nieco zatrzeć. Teraz inspiracją była współczesność? Sądząc po tym, jak zakończyły się \"Kolory...\", wydarzenia nie zwiastują nagłej poprawy, wręcz przeciwnie.

T.K.: Jedno wyjaśnienie – „Kolory sztandarów” nie miały być i nie są książką „polityczną”, doraźnie komentującą ówczesne partyjne bieżączki. Oczywiście, budując kosmos Dominium Solarnego, w szczególności sytuację na planecie Gladius, wymyślałem złożoną rzeczywistość analogującą we fragmentach rożne realne sytuacje historyczne – i polski wrzesień ’39, i okupację sowiecką z 1945, i USA z czasów wojny w Wietnamie, i wydarzenia po 1989, i wiele innych momentów. Ale to jest oddzielny świat, fantastyczna kreacja jedynie inspirowana realnymi procesami historycznymi, a nie ich proste przetransponowanie w kosmiczne realia.

Nie będę, oczywiście, zdradzał fabuły „Schwytanego w światła” – zapraszam do lektury. Ale jest powieść mocniej obsługująca eSFową część świata, mniej polityczną. Spotkanie z obcymi, intryga sensacyjna, tajemnica korgardów, ale też wątek… romansowy – zajmują w niej więcej miejsca.

EN: Wątek romansowy! Nie wiem, czy się cieszyć na obietnicę popisu \"minimalistycznego liryzmu\", czy martwić, że ktoś skradnie serce jednego z moich ulubionych bohaterów. Czy w \"Schwytanym...\" zostaną zamknięte wszystkie wątki, czy można mieć nadzieję na kolejną część? Udało się Panu zbudować świat tak złożony i fascynujący, plastyczny, że można by go twórczo eksploatować w nieskończoność.

T.K.: Proszę się nie martwić, to tylko drobny wątek, wręcz powiedziałbym nawet – wąteczek. „Schwytany w światła” zamyka dylogię Dominium Solarnego. Nie planuję kontynuacji, ale na czytelników, którzy polubili to uniwersum, czeka jeszcze zbiór zawierający wszystkie opowiadania z Dominium (z różnymi bohaterami i niezależne od powieści). Ukaże się on oczywiście w Fabryce Słów.

Natomiast w majowym numerze „Nowej Fantastyki” ukaże się pierwsze moje opowiadanie „Planeta węża”, z nowego świata i z nowym bohaterem, łączące twardą science fiction z elementami grozy. Więc – po przygodach w Polsce roku 2065 z powieści „czarny horyzont” – z wielką przyjemnością wracam w kosmos.

EN: Właśnie, a co dalej z \"Czarnym horyzontem\"? To też jest materiał na literacki popis, szczególnie że ten świat jest naprawdę ewenementem, wybuchową mieszanką, ludzie i elfy razem, magia na karteczkach, kosmici, czegoś takiego jeszcze nie było. Pojawi się coś oprócz zbioru opowiadań, w którym ukaże się również \"odświeżony\" z TF 2 \"Klucz przejścia\"?

Nie będzie więc kłamstwem stwierdzenie, że woli Pan światy w klimatach SF, od takich hybryd jak uniwersum \"Czarnego horyzontu\"? A wydawałoby się, że jednak łatwiej zbudować właśnie taki, niż wybiegać myślą w zaawansowaną technologicznie przyszłość.

T.K.: Na jesień tego roku planujemy wspólnie z FS zbiór, zawierający dotychczas istniejące teksty o przygodach Roberta i Kajetana (Klucz przejścia, Piękna i graf, Nie ma mocy na docenta) + premierowo długie opowiadanie, mikropowieść właściwie. Wysyłam w niej Kajetana na wschód – co daje mi sposobność pokazania czytelnikom nowego kawałka świata – krajobrazów, magii, przygód. Co dalej? Rzeczywistość „Czarnego Horyzontu” umożliwia lokowanie w niej kolejnych fabuł, mam tu całą listę pomysłów, które - jak sądzę – będę systematycznie realizował. Proszę jednak pamiętać, że – z własnego wyboru – jestem pisarzem weekendowym. Pisanie to tylko niewielki fragment moich zawodowych aktywności. Więc i moje tempo tworzenia kolejnych tekstów nie jest zbyt imponujące. W najbliższym czasie nie powstanie więc planowana przeze mnie pierwotnie grubaśna trylogia, raczej będę ten świat serwował w krótszych tekstach. Tym bardziej, że równolegle próbuję rozwijać i inne projekty.

Bardzo lubię science fiction, ale wymyślanie uniwersum „Czarnego Horyzontu” dostarczyło mi równie wiele frajdy, jak kreowanie Dominium Solarnego, czy wcześniej „bezmetalicznego” świata fantasy do powieści „Krew i kamień”. Tak naprawdę, realia CH dają jeszcze większa swobodę niż kosmiczne uniwersa. Pozwalają żonglować elementami sf, fantasy, ale także mitami, toposami kultury, faktami historycznymi. Nie ma dla mnie znaczenia, czy buduję świat fantasy czy sf – ważna jest jego wewnętrzna logika, głębia kulturowa, wielość planów, bajery scenograficzne, oryginalność. Lubię dobrze się bawić w czasie pisania, gdy sam odkrywam te nowe rzeczywistości, jestem ich pierwszym eksploratorem.

EN: Być może lepiej, że tak właśnie jest - dłuższe oczekiwanie na książkę wzmaga apetyt, tym bardziej jeśli to wolniejsze tempo pracy jest rekompensowane taką kosmiczną jakością tekstów.

Jak jest z tworzeniem takich skomplikowanych uniwersów, czy najpierw powstaje właśnie to \"tło\" dla fabuły, ze wszystkimi jego szczegółami, porządkiem, a dopiero później buduje się wydarzenia, czy odwrotnie? Świat przedstawiony, a właściwie pomysł na niego, zmienia się wraz z rozwojem wydarzeń?

T.K.: Brzmi dobrze. Proszę rozpowszechniać tę opinię.

Mówiąc w skrócie – bywa różnie. Nowy świat to zazwyczaj puzzel, w którym poszczególne elementy zmieniają kształty i kolory w trakcie układania. Startujemy od pewnych pomysłów – na fabułę, obraz, puentę, czasem na pojedyncze zdanie – to do nich dopasowujemy resztę. Ale ta reszta – w takcie pisania – zaczyna ewoluować. Pomysły narastają sobie, jak warstwy koralowca, z pierwotnie przyjętych założeń wynikają nowe konsekwencje. Przykład: w CH mamy dzieci przekształcane przez Czarnych w jegrów. Jegrzy walczą z ludźmi. Można na tym zakończyć. Ale można tez wyciągnąć logiczną konsekwencje, że powstaną instytucje (naukowe, więzienne, magiczne) próbujące odwrócić ten proces, a przynajmniej go zbadać. I oto mamy zaczyn na kolejne teksty i pomysły. Kiedy pisałem Klucz Przejścia, pierwsze opowiadanie ze świata CH, nie miałem jeszcze w pełni skrystalizowanej wizji roli oręża kulturopochodnego, broni symbolicznych, systemów obronnych opartych o mitologię patriotyczną. Także magia była bardziej konwencjonalna niż, na przykład, w Pięknej i Grafie.

EN: O, myślę że wbrew pozorom wielu podziela moją opinię na temat jakości. Szczególnie to widać, jeśli porównać pańskie książki z innymi, \"wyprodukowanymi\", a nie napisanymi. Rozbieżność jest, na szczęście, naprawdę ogromna.

Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju - mianowicie \"źli\", najeźdźcy. Czy to, że właściwie ani w Kolorach, ani w Czarnym Horyzoncie nie jest wyjaśnione o co im chodzi, kim są i co robią z ludźmi, to taki celowy, psychologiczny zabieg? Ta niepewność jest naprawdę przerażająca i niespotykana w innych publikacjach, zazwyczaj jest jasne, potwór-wróg- wyrywa głowy, bo kolekcjonuje mózgi, albo po prostu lubi zabijać. W pańskich książkach nie ma podobnych banałów, jest za to gra na emocjach i wychodzi z tego naprawdę symfonia.

T.K.: W dobrym horrorze potwór straszy, dopóki siedzi w krzakach i szeleści gałęziami, rzuca dziwne cienie na ścianę i wywołuje na twarzach aktorów stosowne grymasy.

Jak już tych krzaków wylezie, to zazwyczaj jest tylko groteskowy, śmieszny, no powiedzmy, groźny. Co najwyżej obrzydliwy. Straszny, przerażający – już nie. To banalna konstatacja – boimy się nieznanego. Strach, zdziwienie, przerażenie, niepokój generuje sam odbiorca (widz, czytelnik) w mózgu na skutek sugestii twórców. Gdy sugestie stają się zbyt dosłowne, napięcie znika. Pewien rodzaj niedomówienia jest więc, moim zdaniem konieczny – czy dotyczy pojedynczego monstrum, czy monstrualnych systemów władzy.

EN: Oczywiście, jednak film rządzi się nieco innymi prawami. W wielu książkach, nawet stricte horrorach, potwór po prostu chodzi i zjada, morderca na sto sposobów uśmierca niewinne ofiary i jakoś fabuła, mimo wszystko, się kręci.

T.K.: Tak naprawdę, to nie sądzę, aby kogoś kto przeczytał „Pięć lat kacetu” Grzesiuka czy „Opowieści Kołymskie” Szałamowa mogła naprawdę przerazić fantastyczna literatura. Opisywanie tortur, czy okrucieństw nie sprawia mi żadnej szczególnej przyjemności (na szczęście chyba), nie mam też na celu szokowania czytelnika. To po prostu element realistycznego opisu przedstawionego świata (choć sam świat jest fantastyczny). Ważny dla zbudowania napięcia, pokazania realiów tej opisywanej rzeczywistości, pokazania dlaczego moi bohaterzy przyjmują taki, a nie inne postawy.

EN: Dziękuję za rozmowę.

Enklawa Network: Wydaje się, że wieki temu sięgnęłam po pierwsze wydanie i jako bardzo młodej wtedy osobie trudno mi było wszystko zrozumieć. To świetny pomysł, że ta książka została tak \"odświeżona\" i podana czytelnikom po raz kolejny - ale dlaczego wybór padł akurat na nią? Była przecież możliwość podjęcia innej decyzji. Czy to nagroda Zajdla na koncie \"Kolorów Sztandarów\" zadecydowała o ich \"ponownym narodzeniu\"?

Tomasz Kołodziejczak: Pytanie - czy to my dojrzewamy do książek, czy raczej książki do nas.

Czemu \"Kolory sztandarów\"? Po pierwsze, muszę powiedzieć, że ja po prostu nie napisałem zbyt wielu książek. Oprócz cyklu Dominium Solarne i Czarnego Horyzontu, mam w dorobku tylko dwie powieści -\"Wybierz swoją śmierć\" i \"Krew i kamień\". Pierwsza z nich to debiutancka przygodowa, bardzo tradycyjnie fantastyczno naukowa opowieść o kolonizacji nowej planety - nie jestem pewien czy nie zbyt oldskulowa dla współczesnego odbiorcy. Druga - była wznawiana kilka lat temu przez Supernową. A \"Kolory\" to moja najlepsza, a na pewno najważniejsza powieść, nagradzana, tłumaczona i od dawna niedostępna na rynku. Dlatego - jak sądzę - Fabryka Słów chciała ją wznowić. Obawiałem się nieco, czy powieść się nie zestarzała - jest wszak mocno technologiczna. Ale pierwsze sygnały od nowych czytelników są raczej pozytywne. Mam świadomość, że dziś ta książka dociera do innego czytelnika fantastyki, niż wydanie sprzed 14 laty. Wtedy jej odbiorcą był fan chowany na Lemie, Zajdlu, Strugackich. Generalnie - na klasycznej SF. Dziś nastoletni-dwudziestoletni czytelnik to raczej odbiorca fantasy i horroru, często nieznający klasyki SF.

EN: Nie jest przecież tak, że ten dzisiejszy, dwudziestoletni odbiorca, klasyki nie zna. Sama jestem niewiele starsza od wspomnianego i \"Kolory...\" wcale nie wydają mi się przestarzałe, wręcz przeciwnie, wcale nie odczuwa się tego, że zostały napisane dość dawno. Ale czy było tak, że chciał Pan stworzyć kosmiczną antyutopię? Dzieło ku przestrodze? Bo ja tak właśnie je odebrałam, pomijając oczywiście inne aspekty. Jest czasem trochę Huxley\'owo, miałam wrażenie, że Daniel za chwilę krzyknie \"Ja nie chcę wygody! Chcę [...] wolności, cnoty. Chcę grzechu!\".

T.K.: Nie twierdzę, że żaden dzisiejszy młody czytelnik nie zna Lema, Zajdla, Asimova czy Dicka. Jednak bez wątpienia, statystycznie, znacznie lepiej zna Sapkowskiego, Pilipiuka, Tolkiena czy Pratchetta. Takie czasy. Z tego też powodu, sięgając po taką powieść jak \"Kolory sztandarów\", ma inny bagaż czytelniczych doświadczeń. To inny czytelnik niż ten, dla którego pisałem książkę. I tym bardziej reakcje nowych odbiorców są dla mnie ciekawe. Kiedy siadałem do pisania chciałem napisać dobrą, nowoczesną space operę. A dobra space opera to kosmiczne przestrzenie, cywilizacje, kultury. To intrygujący bohater na tle wiarygodnego, ale rozbuchanego wizualnie świata. Takie książki lubię czytać i takie zawsze starałem się pisać. Więc - ten świat musi mieć swoją historię, kulturę, religię, politykę, techniczną spójność, fajne patenty paranaukowe (u mnie związane z technologią lotów kosmicznych). \"Kolory\" to powieść o wojnie, o jej konsekwencjach społecznych, ale przede wszystkim o indywidualnych wyborach, których dokonują ludzie w warunkach ekstremalnych. Ta odmiana prozy ma długą tradycję w fantastyce - od Huxley\'a i Orwella, przez Lema, Strugackich i Zajdla, po Dukaja czy Ziemkiewicza. Książkę pisałem w latach \'94-95, ledwie pięć lat po tym, jak w Polsce skończyła się sowiecka okupacja. Obserwowaliśmy - czasem przecierając oczy ze zdumienia - świat po pokojowej rewolucji, w którym dawni funkcjonariusze systemu równości społecznej zostawali bankierami, a dawni propagandyści komunizmu mieli czelność pouczać nas, czym jest wolność i demokracja. Te zjawiska na pewno miały wpływ na kształt polityczny przedstawionego świata i zjawisk w nim zachodzących. Ale to tylko jedna z warstw książki - równie ważne były dla mnie elementy przygodowe, scenograficzne, kulturowe. Wreszcie - wątek Obcych, na których wymyśliłem dość oryginalny, w moim przekonani, pomysł fantastyczny.

EN: \"Kolory sztandarów\" to chyba jedna z najmroczniejszych książek tego typu, z jaką się spotkałam, chociaż wiele było o dalece bardziej złożonych, wymyślnych. Czy podobny, albo jeszcze bardziej przytłaczający klimat funduje Pan czytelnikom w \"Schwytanym w światła\"? Nadal będzie tak politycznie? Książka powstawała chyba jakiś czas po upadku komuny, wspomnienia z tamtego okresu zdążyły się przecież nieco zatrzeć. Teraz inspiracją była współczesność? Sądząc po tym, jak zakończyły się \"Kolory...\", wydarzenia nie zwiastują nagłej poprawy, wręcz przeciwnie.

T.K.: Jedno wyjaśnienie – „Kolory sztandarów” nie miały być i nie są książką „polityczną”, doraźnie komentującą ówczesne partyjne bieżączki. Oczywiście, budując kosmos Dominium Solarnego, w szczególności sytuację na planecie Gladius, wymyślałem złożoną rzeczywistość analogującą we fragmentach rożne realne sytuacje historyczne – i polski wrzesień ’39, i okupację sowiecką z 1945, i USA z czasów wojny w Wietnamie, i wydarzenia po 1989, i wiele innych momentów. Ale to jest oddzielny świat, fantastyczna kreacja jedynie inspirowana realnymi procesami historycznymi, a nie ich proste przetransponowanie w kosmiczne realia.

Nie będę, oczywiście, zdradzał fabuły „Schwytanego w światła” – zapraszam do lektury. Ale jest powieść mocniej obsługująca eSFową część świata, mniej polityczną. Spotkanie z obcymi, intryga sensacyjna, tajemnica korgardów, ale też wątek… romansowy – zajmują w niej więcej miejsca.

EN: Wątek romansowy! Nie wiem, czy się cieszyć na obietnicę popisu \"minimalistycznego liryzmu\", czy martwić, że ktoś skradnie serce jednego z moich ulubionych bohaterów. Czy w \"Schwytanym...\" zostaną zamknięte wszystkie wątki, czy można mieć nadzieję na kolejną część? Udało się Panu zbudować świat tak złożony i fascynujący, plastyczny, że można by go twórczo eksploatować w nieskończoność.

T.K.: Proszę się nie martwić, to tylko drobny wątek, wręcz powiedziałbym nawet – wąteczek. „Schwytany w światła” zamyka dylogię Dominium Solarnego. Nie planuję kontynuacji, ale na czytelników, którzy polubili to uniwersum, czeka jeszcze zbiór zawierający wszystkie opowiadania z Dominium (z różnymi bohaterami i niezależne od powieści). Ukaże się on oczywiście w Fabryce Słów.

Natomiast w majowym numerze „Nowej Fantastyki” ukaże się pierwsze moje opowiadanie „Planeta węża”, z nowego świata i z nowym bohaterem, łączące twardą science fiction z elementami grozy. Więc – po przygodach w Polsce roku 2065 z powieści „czarny horyzont” – z wielką przyjemnością wracam w kosmos.

EN: Właśnie, a co dalej z \"Czarnym horyzontem\"? To też jest materiał na literacki popis, szczególnie że ten świat jest naprawdę ewenementem, wybuchową mieszanką, ludzie i elfy razem, magia na karteczkach, kosmici, czegoś takiego jeszcze nie było. Pojawi się coś oprócz zbioru opowiadań, w którym ukaże się również \"odświeżony\" z TF 2 \"Klucz przejścia\"?

Nie będzie więc kłamstwem stwierdzenie, że woli Pan światy w klimatach SF, od takich hybryd jak uniwersum \"Czarnego horyzontu\"? A wydawałoby się, że jednak łatwiej zbudować właśnie taki, niż wybiegać myślą w zaawansowaną technologicznie przyszłość.

T.K.: Na jesień tego roku planujemy wspólnie z FS zbiór, zawierający dotychczas istniejące teksty o przygodach Roberta i Kajetana (Klucz przejścia, Piękna i graf, Nie ma mocy na docenta) + premierowo długie opowiadanie, mikropowieść właściwie. Wysyłam w niej Kajetana na wschód – co daje mi sposobność pokazania czytelnikom nowego kawałka świata – krajobrazów, magii, przygód. Co dalej? Rzeczywistość „Czarnego Horyzontu” umożliwia lokowanie w niej kolejnych fabuł, mam tu całą listę pomysłów, które - jak sądzę – będę systematycznie realizował. Proszę jednak pamiętać, że – z własnego wyboru – jestem pisarzem weekendowym. Pisanie to tylko niewielki fragment moich zawodowych aktywności. Więc i moje tempo tworzenia kolejnych tekstów nie jest zbyt imponujące. W najbliższym czasie nie powstanie więc planowana przeze mnie pierwotnie grubaśna trylogia, raczej będę ten świat serwował w krótszych tekstach. Tym bardziej, że równolegle próbuję rozwijać i inne projekty.

Bardzo lubię science fiction, ale wymyślanie uniwersum „Czarnego Horyzontu” dostarczyło mi równie wiele frajdy, jak kreowanie Dominium Solarnego, czy wcześniej „bezmetalicznego” świata fantasy do powieści „Krew i kamień”. Tak naprawdę, realia CH dają jeszcze większa swobodę niż kosmiczne uniwersa. Pozwalają żonglować elementami sf, fantasy, ale także mitami, toposami kultury, faktami historycznymi. Nie ma dla mnie znaczenia, czy buduję świat fantasy czy sf – ważna jest jego wewnętrzna logika, głębia kulturowa, wielość planów, bajery scenograficzne, oryginalność. Lubię dobrze się bawić w czasie pisania, gdy sam odkrywam te nowe rzeczywistości, jestem ich pierwszym eksploratorem.

EN: Być może lepiej, że tak właśnie jest - dłuższe oczekiwanie na książkę wzmaga apetyt, tym bardziej jeśli to wolniejsze tempo pracy jest rekompensowane taką kosmiczną jakością tekstów.

Jak jest z tworzeniem takich skomplikowanych uniwersów, czy najpierw powstaje właśnie to \"tło\" dla fabuły, ze wszystkimi jego szczegółami, porządkiem, a dopiero później buduje się wydarzenia, czy odwrotnie? Świat przedstawiony, a właściwie pomysł na niego, zmienia się wraz z rozwojem wydarzeń?

T.K.: Brzmi dobrze. Proszę rozpowszechniać tę opinię.

Mówiąc w skrócie – bywa różnie. Nowy świat to zazwyczaj puzzel, w którym poszczególne elementy zmieniają kształty i kolory w trakcie układania. Startujemy od pewnych pomysłów – na fabułę, obraz, puentę, czasem na pojedyncze zdanie – to do nich dopasowujemy resztę. Ale ta reszta – w takcie pisania – zaczyna ewoluować. Pomysły narastają sobie, jak warstwy koralowca, z pierwotnie przyjętych założeń wynikają nowe konsekwencje. Przykład: w CH mamy dzieci przekształcane przez Czarnych w jegrów. Jegrzy walczą z ludźmi. Można na tym zakończyć. Ale można tez wyciągnąć logiczną konsekwencje, że powstaną instytucje (naukowe, więzienne, magiczne) próbujące odwrócić ten proces, a przynajmniej go zbadać. I oto mamy zaczyn na kolejne teksty i pomysły. Kiedy pisałem Klucz Przejścia, pierwsze opowiadanie ze świata CH, nie miałem jeszcze w pełni skrystalizowanej wizji roli oręża kulturopochodnego, broni symbolicznych, systemów obronnych opartych o mitologię patriotyczną. Także magia była bardziej konwencjonalna niż, na przykład, w Pięknej i Grafie.

EN: O, myślę że wbrew pozorom wielu podziela moją opinię na temat jakości. Szczególnie to widać, jeśli porównać pańskie książki z innymi, \"wyprodukowanymi\", a nie napisanymi. Rozbieżność jest, na szczęście, naprawdę ogromna.

Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju - mianowicie \"źli\", najeźdźcy. Czy to, że właściwie ani w Kolorach, ani w Czarnym Horyzoncie nie jest wyjaśnione o co im chodzi, kim są i co robią z ludźmi, to taki celowy, psychologiczny zabieg? Ta niepewność jest naprawdę przerażająca i niespotykana w innych publikacjach, zazwyczaj jest jasne, potwór-wróg- wyrywa głowy, bo kolekcjonuje mózgi, albo po prostu lubi zabijać. W pańskich książkach nie ma podobnych banałów, jest za to gra na emocjach i wychodzi z tego naprawdę symfonia.

T.K.: W dobrym horrorze potwór straszy, dopóki siedzi w krzakach i szeleści gałęziami, rzuca dziwne cienie na ścianę i wywołuje na twarzach aktorów stosowne grymasy.

Jak już tych krzaków wylezie, to zazwyczaj jest tylko groteskowy, śmieszny, no powiedzmy, groźny. Co najwyżej obrzydliwy. Straszny, przerażający – już nie. To banalna konstatacja – boimy się nieznanego. Strach, zdziwienie, przerażenie, niepokój generuje sam odbiorca (widz, czytelnik) w mózgu na skutek sugestii twórców. Gdy sugestie stają się zbyt dosłowne, napięcie znika. Pewien rodzaj niedomówienia jest więc, moim zdaniem konieczny – czy dotyczy pojedynczego monstrum, czy monstrualnych systemów władzy.

EN: Oczywiście, jednak film rządzi się nieco innymi prawami. W wielu książkach, nawet stricte horrorach, potwór po prostu chodzi i zjada, morderca na sto sposobów uśmierca niewinne ofiary i jakoś fabuła, mimo wszystko, się kręci.

T.K.: Tak naprawdę, to nie sądzę, aby kogoś kto przeczytał „Pięć lat kacetu” Grzesiuka czy „Opowieści Kołymskie” Szałamowa mogła naprawdę przerazić fantastyczna literatura. Opisywanie tortur, czy okrucieństw nie sprawia mi żadnej szczególnej przyjemności (na szczęście chyba), nie mam też na celu szokowania czytelnika. To po prostu element realistycznego opisu przedstawionego świata (choć sam świat jest fantastyczny). Ważny dla zbudowania napięcia, pokazania realiów tej opisywanej rzeczywistości, pokazania dlaczego moi bohaterzy przyjmują taki, a nie inne postawy.

EN: Dziękuję za rozmowę.

Enklawa Network: Wydaje się, że wieki temu sięgnęłam po pierwsze wydanie i jako bardzo młodej wtedy osobie trudno mi było wszystko zrozumieć. To świetny pomysł, że ta książka została tak \"odświeżona\" i podana czytelnikom po raz kolejny - ale dlaczego wybór padł akurat na nią? Była przecież możliwość podjęcia innej decyzji. Czy to nagroda Zajdla na koncie \"Kolorów Sztandarów\" zadecydowała o ich \"ponownym narodzeniu\"?

Tomasz Kołodziejczak: Pytanie - czy to my dojrzewamy do książek, czy raczej książki do nas.

Czemu \"Kolory sztandarów\"? Po pierwsze, muszę powiedzieć, że ja po prostu nie napisałem zbyt wielu książek. Oprócz cyklu Dominium Solarne i Czarnego Horyzontu, mam w dorobku tylko dwie powieści -\"Wybierz swoją śmierć\" i \"Krew i kamień\". Pierwsza z nich to debiutancka przygodowa, bardzo tradycyjnie fantastyczno naukowa opowieść o kolonizacji nowej planety - nie jestem pewien czy nie zbyt oldskulowa dla współczesnego odbiorcy. Druga - była wznawiana kilka lat temu przez Supernową. A \"Kolory\" to moja najlepsza, a na pewno najważniejsza powieść, nagradzana, tłumaczona i od dawna niedostępna na rynku. Dlatego - jak sądzę - Fabryka Słów chciała ją wznowić. Obawiałem się nieco, czy powieść się nie zestarzała - jest wszak mocno technologiczna. Ale pierwsze sygnały od nowych czytelników są raczej pozytywne. Mam świadomość, że dziś ta książka dociera do innego czytelnika fantastyki, niż wydanie sprzed 14 laty. Wtedy jej odbiorcą był fan chowany na Lemie, Zajdlu, Strugackich. Generalnie - na klasycznej SF. Dziś nastoletni-dwudziestoletni czytelnik to raczej odbiorca fantasy i horroru, często nieznający klasyki SF.

EN: Nie jest przecież tak, że ten dzisiejszy, dwudziestoletni odbiorca, klasyki nie zna. Sama jestem niewiele starsza od wspomnianego i \"Kolory...\" wcale nie wydają mi się przestarzałe, wręcz przeciwnie, wcale nie odczuwa się tego, że zostały napisane dość dawno. Ale czy było tak, że chciał Pan stworzyć kosmiczną antyutopię? Dzieło ku przestrodze? Bo ja tak właśnie je odebrałam, pomijając oczywiście inne aspekty. Jest czasem trochę Huxley\'owo, miałam wrażenie, że Daniel za chwilę krzyknie \"Ja nie chcę wygody! Chcę [...] wolności, cnoty. Chcę grzechu!\".

T.K.: Nie twierdzę, że żaden dzisiejszy młody czytelnik nie zna Lema, Zajdla, Asimova czy Dicka. Jednak bez wątpienia, statystycznie, znacznie lepiej zna Sapkowskiego, Pilipiuka, Tolkiena czy Pratchetta. Takie czasy. Z tego też powodu, sięgając po taką powieść jak \"Kolory sztandarów\", ma inny bagaż czytelniczych doświadczeń. To inny czytelnik niż ten, dla którego pisałem książkę. I tym bardziej reakcje nowych odbiorców są dla mnie ciekawe. Kiedy siadałem do pisania chciałem napisać dobrą, nowoczesną space operę. A dobra space opera to kosmiczne przestrzenie, cywilizacje, kultury. To intrygujący bohater na tle wiarygodnego, ale rozbuchanego wizualnie świata. Takie książki lubię czytać i takie zawsze starałem się pisać. Więc - ten świat musi mieć swoją historię, kulturę, religię, politykę, techniczną spójność, fajne patenty paranaukowe (u mnie związane z technologią lotów kosmicznych). \"Kolory\" to powieść o wojnie, o jej konsekwencjach społecznych, ale przede wszystkim o indywidualnych wyborach, których dokonują ludzie w warunkach ekstremalnych. Ta odmiana prozy ma długą tradycję w fantastyce - od Huxley\'a i Orwella, przez Lema, Strugackich i Zajdla, po Dukaja czy Ziemkiewicza. Książkę pisałem w latach \'94-95, ledwie pięć lat po tym, jak w Polsce skończyła się sowiecka okupacja. Obserwowaliśmy - czasem przecierając oczy ze zdumienia - świat po pokojowej rewolucji, w którym dawni funkcjonariusze systemu równości społecznej zostawali bankierami, a dawni propagandyści komunizmu mieli czelność pouczać nas, czym jest wolność i demokracja. Te zjawiska na pewno miały wpływ na kształt polityczny przedstawionego świata i zjawisk w nim zachodzących. Ale to tylko jedna z warstw książki - równie ważne były dla mnie elementy przygodowe, scenograficzne, kulturowe. Wreszcie - wątek Obcych, na których wymyśliłem dość oryginalny, w moim przekonani, pomysł fantastyczny.

EN: \"Kolory sztandarów\" to chyba jedna z najmroczniejszych książek tego typu, z jaką się spotkałam, chociaż wiele było o dalece bardziej złożonych, wymyślnych. Czy podobny, albo jeszcze bardziej przytłaczający klimat funduje Pan czytelnikom w \"Schwytanym w światła\"? Nadal będzie tak politycznie? Książka powstawała chyba jakiś czas po upadku komuny, wspomnienia z tamtego okresu zdążyły się przecież nieco zatrzeć. Teraz inspiracją była współczesność? Sądząc po tym, jak zakończyły się \"Kolory...\", wydarzenia nie zwiastują nagłej poprawy, wręcz przeciwnie.

T.K.: Jedno wyjaśnienie – „Kolory sztandarów” nie miały być i nie są książką „polityczną”, doraźnie komentującą ówczesne partyjne bieżączki. Oczywiście, budując kosmos Dominium Solarnego, w szczególności sytuację na planecie Gladius, wymyślałem złożoną rzeczywistość analogującą we fragmentach rożne realne sytuacje historyczne – i polski wrzesień ’39, i okupację sowiecką z 1945, i USA z czasów wojny w Wietnamie, i wydarzenia po 1989, i wiele innych momentów. Ale to jest oddzielny świat, fantastyczna kreacja jedynie inspirowana realnymi procesami historycznymi, a nie ich proste przetransponowanie w kosmiczne realia.

Nie będę, oczywiście, zdradzał fabuły „Schwytanego w światła” – zapraszam do lektury. Ale jest powieść mocniej obsługująca eSFową część świata, mniej polityczną. Spotkanie z obcymi, intryga sensacyjna, tajemnica korgardów, ale też wątek… romansowy – zajmują w niej więcej miejsca.

EN: Wątek romansowy! Nie wiem, czy się cieszyć na obietnicę popisu \"minimalistycznego liryzmu\", czy martwić, że ktoś skradnie serce jednego z moich ulubionych bohaterów. Czy w \"Schwytanym...\" zostaną zamknięte wszystkie wątki, czy można mieć nadzieję na kolejną część? Udało się Panu zbudować świat tak złożony i fascynujący, plastyczny, że można by go twórczo eksploatować w nieskończoność.

T.K.: Proszę się nie martwić, to tylko drobny wątek, wręcz powiedziałbym nawet – wąteczek. „Schwytany w światła” zamyka dylogię Dominium Solarnego. Nie planuję kontynuacji, ale na czytelników, którzy polubili to uniwersum, czeka jeszcze zbiór zawierający wszystkie opowiadania z Dominium (z różnymi bohaterami i niezależne od powieści). Ukaże się on oczywiście w Fabryce Słów.

Natomiast w majowym numerze „Nowej Fantastyki” ukaże się pierwsze moje opowiadanie „Planeta węża”, z nowego świata i z nowym bohaterem, łączące twardą science fiction z elementami grozy. Więc – po przygodach w Polsce roku 2065 z powieści „czarny horyzont” – z wielką przyjemnością wracam w kosmos.

EN: Właśnie, a co dalej z \"Czarnym horyzontem\"? To też jest materiał na literacki popis, szczególnie że ten świat jest naprawdę ewenementem, wybuchową mieszanką, ludzie i elfy razem, magia na karteczkach, kosmici, czegoś takiego jeszcze nie było. Pojawi się coś oprócz zbioru opowiadań, w którym ukaże się również \"odświeżony\" z TF 2 \"Klucz przejścia\"?

Nie będzie więc kłamstwem stwierdzenie, że woli Pan światy w klimatach SF, od takich hybryd jak uniwersum \"Czarnego horyzontu\"? A wydawałoby się, że jednak łatwiej zbudować właśnie taki, niż wybiegać myślą w zaawansowaną technologicznie przyszłość.

T.K.: Na jesień tego roku planujemy wspólnie z FS zbiór, zawierający dotychczas istniejące teksty o przygodach Roberta i Kajetana (Klucz przejścia, Piękna i graf, Nie ma mocy na docenta) + premierowo długie opowiadanie, mikropowieść właściwie. Wysyłam w niej Kajetana na wschód – co daje mi sposobność pokazania czytelnikom nowego kawałka świata – krajobrazów, magii, przygód. Co dalej? Rzeczywistość „Czarnego Horyzontu” umożliwia lokowanie w niej kolejnych fabuł, mam tu całą listę pomysłów, które - jak sądzę – będę systematycznie realizował. Proszę jednak pamiętać, że – z własnego wyboru – jestem pisarzem weekendowym. Pisanie to tylko niewielki fragment moich zawodowych aktywności. Więc i moje tempo tworzenia kolejnych tekstów nie jest zbyt imponujące. W najbliższym czasie nie powstanie więc planowana przeze mnie pierwotnie grubaśna trylogia, raczej będę ten świat serwował w krótszych tekstach. Tym bardziej, że równolegle próbuję rozwijać i inne projekty.

Bardzo lubię science fiction, ale wymyślanie uniwersum „Czarnego Horyzontu” dostarczyło mi równie wiele frajdy, jak kreowanie Dominium Solarnego, czy wcześniej „bezmetalicznego” świata fantasy do powieści „Krew i kamień”. Tak naprawdę, realia CH dają jeszcze większa swobodę niż kosmiczne uniwersa. Pozwalają żonglować elementami sf, fantasy, ale także mitami, toposami kultury, faktami historycznymi. Nie ma dla mnie znaczenia, czy buduję świat fantasy czy sf – ważna jest jego wewnętrzna logika, głębia kulturowa, wielość planów, bajery scenograficzne, oryginalność. Lubię dobrze się bawić w czasie pisania, gdy sam odkrywam te nowe rzeczywistości, jestem ich pierwszym eksploratorem.

EN: Być może lepiej, że tak właśnie jest - dłuższe oczekiwanie na książkę wzmaga apetyt, tym bardziej jeśli to wolniejsze tempo pracy jest rekompensowane taką kosmiczną jakością tekstów.

Jak jest z tworzeniem takich skomplikowanych uniwersów, czy najpierw powstaje właśnie to \"tło\" dla fabuły, ze wszystkimi jego szczegółami, porządkiem, a dopiero później buduje się wydarzenia, czy odwrotnie? Świat przedstawiony, a właściwie pomysł na niego, zmienia się wraz z rozwojem wydarzeń?

T.K.: Brzmi dobrze. Proszę rozpowszechniać tę opinię.

Mówiąc w skrócie – bywa różnie. Nowy świat to zazwyczaj puzzel, w którym poszczególne elementy zmieniają kształty i kolory w trakcie układania. Startujemy od pewnych pomysłów – na fabułę, obraz, puentę, czasem na pojedyncze zdanie – to do nich dopasowujemy resztę. Ale ta reszta – w takcie pisania – zaczyna ewoluować. Pomysły narastają sobie, jak warstwy koralowca, z pierwotnie przyjętych założeń wynikają nowe konsekwencje. Przykład: w CH mamy dzieci przekształcane przez Czarnych w jegrów. Jegrzy walczą z ludźmi. Można na tym zakończyć. Ale można tez wyciągnąć logiczną konsekwencje, że powstaną instytucje (naukowe, więzienne, magiczne) próbujące odwrócić ten proces, a przynajmniej go zbadać. I oto mamy zaczyn na kolejne teksty i pomysły. Kiedy pisałem Klucz Przejścia, pierwsze opowiadanie ze świata CH, nie miałem jeszcze w pełni skrystalizowanej wizji roli oręża kulturopochodnego, broni symbolicznych, systemów obronnych opartych o mitologię patriotyczną. Także magia była bardziej konwencjonalna niż, na przykład, w Pięknej i Grafie.

EN: O, myślę że wbrew pozorom wielu podziela moją opinię na temat jakości. Szczególnie to widać, jeśli porównać pańskie książki z innymi, \"wyprodukowanymi\", a nie napisanymi. Rozbieżność jest, na szczęście, naprawdę ogromna.

Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju - mianowicie \"źli\", najeźdźcy. Czy to, że właściwie ani w Kolorach, ani w Czarnym Horyzoncie nie jest wyjaśnione o co im chodzi, kim są i co robią z ludźmi, to taki celowy, psychologiczny zabieg? Ta niepewność jest naprawdę przerażająca i niespotykana w innych publikacjach, zazwyczaj jest jasne, potwór-wróg- wyrywa głowy, bo kolekcjonuje mózgi, albo po prostu lubi zabijać. W pańskich książkach nie ma podobnych banałów, jest za to gra na emocjach i wychodzi z tego naprawdę symfonia.

T.K.: W dobrym horrorze potwór straszy, dopóki siedzi w krzakach i szeleści gałęziami, rzuca dziwne cienie na ścianę i wywołuje na twarzach aktorów stosowne grymasy.

Jak już tych krzaków wylezie, to zazwyczaj jest tylko groteskowy, śmieszny, no powiedzmy, groźny. Co najwyżej obrzydliwy. Straszny, przerażający – już nie. To banalna konstatacja – boimy się nieznanego. Strach, zdziwienie, przerażenie, niepokój generuje sam odbiorca (widz, czytelnik) w mózgu na skutek sugestii twórców. Gdy sugestie stają się zbyt dosłowne, napięcie znika. Pewien rodzaj niedomówienia jest więc, moim zdaniem konieczny – czy dotyczy pojedynczego monstrum, czy monstrualnych systemów władzy.

EN: Oczywiście, jednak film rządzi się nieco innymi prawami. W wielu książkach, nawet stricte horrorach, potwór po prostu chodzi i zjada, morderca na sto sposobów uśmierca niewinne ofiary i jakoś fabuła, mimo wszystko, się kręci.

T.K.: Tak naprawdę, to nie sądzę, aby kogoś kto przeczytał „Pięć lat kacetu” Grzesiuka czy „Opowieści Kołymskie” Szałamowa mogła naprawdę przerazić fantastyczna literatura. Opisywanie tortur, czy okrucieństw nie sprawia mi żadnej szczególnej przyjemności (na szczęście chyba), nie mam też na celu szokowania czytelnika. To po prostu element realistycznego opisu przedstawionego świata (choć sam świat jest fantastyczny). Ważny dla zbudowania napięcia, pokazania realiów tej opisywanej rzeczywistości, pokazania dlaczego moi bohaterzy przyjmują taki, a nie inne postawy.

EN: Dziękuję za rozmowę.

Enklawa Network: Wydaje się, że wieki temu sięgnęłam po pierwsze wydanie i jako bardzo młodej wtedy osobie trudno mi było wszystko zrozumieć. To świetny pomysł, że ta książka została tak \"odświeżona\" i podana czytelnikom po raz kolejny - ale dlaczego wybór padł akurat na nią? Była przecież możliwość podjęcia innej decyzji. Czy to nagroda Zajdla na koncie \"Kolorów Sztandarów\" zadecydowała o ich \"ponownym narodzeniu\"?

Tomasz Kołodziejczak: Pytanie - czy to my dojrzewamy do książek, czy raczej książki do nas.

Czemu \"Kolory sztandarów\"? Po pierwsze, muszę powiedzieć, że ja po prostu nie napisałem zbyt wielu książek. Oprócz cyklu Dominium Solarne i Czarnego Horyzontu, mam w dorobku tylko dwie powieści -\"Wybierz swoją śmierć\" i \"Krew i kamień\". Pierwsza z nich to debiutancka przygodowa, bardzo tradycyjnie fantastyczno naukowa opowieść o kolonizacji nowej planety - nie jestem pewien czy nie zbyt oldskulowa dla współczesnego odbiorcy. Druga - była wznawiana kilka lat temu przez Supernową. A \"Kolory\" to moja najlepsza, a na pewno najważniejsza powieść, nagradzana, tłumaczona i od dawna niedostępna na rynku. Dlatego - jak sądzę - Fabryka Słów chciała ją wznowić. Obawiałem się nieco, czy powieść się nie zestarzała - jest wszak mocno technologiczna. Ale pierwsze sygnały od nowych czytelników są raczej pozytywne. Mam świadomość, że dziś ta książka dociera do innego czytelnika fantastyki, niż wydanie sprzed 14 laty. Wtedy jej odbiorcą był fan chowany na Lemie, Zajdlu, Strugackich. Generalnie - na klasycznej SF. Dziś nastoletni-dwudziestoletni czytelnik to raczej odbiorca fantasy i horroru, często nieznający klasyki SF.

EN: Nie jest przecież tak, że ten dzisiejszy, dwudziestoletni odbiorca, klasyki nie zna. Sama jestem niewiele starsza od wspomnianego i \"Kolory...\" wcale nie wydają mi się przestarzałe, wręcz przeciwnie, wcale nie odczuwa się tego, że zostały napisane dość dawno. Ale czy było tak, że chciał Pan stworzyć kosmiczną antyutopię? Dzieło ku przestrodze? Bo ja tak właśnie je odebrałam, pomijając oczywiście inne aspekty. Jest czasem trochę Huxley\'owo, miałam wrażenie, że Daniel za chwilę krzyknie \"Ja nie chcę wygody! Chcę [...] wolności, cnoty. Chcę grzechu!\".

T.K.: Nie twierdzę, że żaden dzisiejszy młody czytelnik nie zna Lema, Zajdla, Asimova czy Dicka. Jednak bez wątpienia, statystycznie, znacznie lepiej zna Sapkowskiego, Pilipiuka, Tolkiena czy Pratchetta. Takie czasy. Z tego też powodu, sięgając po taką powieść jak \"Kolory sztandarów\", ma inny bagaż czytelniczych doświadczeń. To inny czytelnik niż ten, dla którego pisałem książkę. I tym bardziej reakcje nowych odbiorców są dla mnie ciekawe. Kiedy siadałem do pisania chciałem napisać dobrą, nowoczesną space operę. A dobra space opera to kosmiczne przestrzenie, cywilizacje, kultury. To intrygujący bohater na tle wiarygodnego, ale rozbuchanego wizualnie świata. Takie książki lubię czytać i takie zawsze starałem się pisać. Więc - ten świat musi mieć swoją historię, kulturę, religię, politykę, techniczną spójność, fajne patenty paranaukowe (u mnie związane z technologią lotów kosmicznych). \"Kolory\" to powieść o wojnie, o jej konsekwencjach społecznych, ale przede wszystkim o indywidualnych wyborach, których dokonują ludzie w warunkach ekstremalnych. Ta odmiana prozy ma długą tradycję w fantastyce - od Huxley\'a i Orwella, przez Lema, Strugackich i Zajdla, po Dukaja czy Ziemkiewicza. Książkę pisałem w latach \'94-95, ledwie pięć lat po tym, jak w Polsce skończyła się sowiecka okupacja. Obserwowaliśmy - czasem przecierając oczy ze zdumienia - świat po pokojowej rewolucji, w którym dawni funkcjonariusze systemu równości społecznej zostawali bankierami, a dawni propagandyści komunizmu mieli czelność pouczać nas, czym jest wolność i demokracja. Te zjawiska na pewno miały wpływ na kształt polityczny przedstawionego świata i zjawisk w nim zachodzących. Ale to tylko jedna z warstw książki - równie ważne były dla mnie elementy przygodowe, scenograficzne, kulturowe. Wreszcie - wątek Obcych, na których wymyśliłem dość oryginalny, w moim przekonani, pomysł fantastyczny.

EN: \"Kolory sztandarów\" to chyba jedna z najmroczniejszych książek tego typu, z jaką się spotkałam, chociaż wiele było o dalece bardziej złożonych, wymyślnych. Czy podobny, albo jeszcze bardziej przytłaczający klimat funduje Pan czytelnikom w \"Schwytanym w światła\"? Nadal będzie tak politycznie? Książka powstawała chyba jakiś czas po upadku komuny, wspomnienia z tamtego okresu zdążyły się przecież nieco zatrzeć. Teraz inspiracją była współczesność? Sądząc po tym, jak zakończyły się \"Kolory...\", wydarzenia nie zwiastują nagłej poprawy, wręcz przeciwnie.

T.K.: Jedno wyjaśnienie – „Kolory sztandarów” nie miały być i nie są książką „polityczną”, doraźnie komentującą ówczesne partyjne bieżączki. Oczywiście, budując kosmos Dominium Solarnego, w szczególności sytuację na planecie Gladius, wymyślałem złożoną rzeczywistość analogującą we fragmentach rożne realne sytuacje historyczne – i polski wrzesień ’39, i okupację sowiecką z 1945, i USA z czasów wojny w Wietnamie, i wydarzenia po 1989, i wiele innych momentów. Ale to jest oddzielny świat, fantastyczna kreacja jedynie inspirowana realnymi procesami historycznymi, a nie ich proste przetransponowanie w kosmiczne realia.

Nie będę, oczywiście, zdradzał fabuły „Schwytanego w światła” – zapraszam do lektury. Ale jest powieść mocniej obsługująca eSFową część świata, mniej polityczną. Spotkanie z obcymi, intryga sensacyjna, tajemnica korgardów, ale też wątek… romansowy – zajmują w niej więcej miejsca.

EN: Wątek romansowy! Nie wiem, czy się cieszyć na obietnicę popisu \"minimalistycznego liryzmu\", czy martwić, że ktoś skradnie serce jednego z moich ulubionych bohaterów. Czy w \"Schwytanym...\" zostaną zamknięte wszystkie wątki, czy można mieć nadzieję na kolejną część? Udało się Panu zbudować świat tak złożony i fascynujący, plastyczny, że można by go twórczo eksploatować w nieskończoność.

T.K.: Proszę się nie martwić, to tylko drobny wątek, wręcz powiedziałbym nawet – wąteczek. „Schwytany w światła” zamyka dylogię Dominium Solarnego. Nie planuję kontynuacji, ale na czytelników, którzy polubili to uniwersum, czeka jeszcze zbiór zawierający wszystkie opowiadania z Dominium (z różnymi bohaterami i niezależne od powieści). Ukaże się on oczywiście w Fabryce Słów.

Natomiast w majowym numerze „Nowej Fantastyki” ukaże się pierwsze moje opowiadanie „Planeta węża”, z nowego świata i z nowym bohaterem, łączące twardą science fiction z elementami grozy. Więc – po przygodach w Polsce roku 2065 z powieści „czarny horyzont” – z wielką przyjemnością wracam w kosmos.

EN: Właśnie, a co dalej z \"Czarnym horyzontem\"? To też jest materiał na literacki popis, szczególnie że ten świat jest naprawdę ewenementem, wybuchową mieszanką, ludzie i elfy razem, magia na karteczkach, kosmici, czegoś takiego jeszcze nie było. Pojawi się coś oprócz zbioru opowiadań, w którym ukaże się również \"odświeżony\" z TF 2 \"Klucz przejścia\"?

Nie będzie więc kłamstwem stwierdzenie, że woli Pan światy w klimatach SF, od takich hybryd jak uniwersum \"Czarnego horyzontu\"? A wydawałoby się, że jednak łatwiej zbudować właśnie taki, niż wybiegać myślą w zaawansowaną technologicznie przyszłość.

T.K.: Na jesień tego roku planujemy wspólnie z FS zbiór, zawierający dotychczas istniejące teksty o przygodach Roberta i Kajetana (Klucz przejścia, Piękna i graf, Nie ma mocy na docenta) + premierowo długie opowiadanie, mikropowieść właściwie. Wysyłam w niej Kajetana na wschód – co daje mi sposobność pokazania czytelnikom nowego kawałka świata – krajobrazów, magii, przygód. Co dalej? Rzeczywistość „Czarnego Horyzontu” umożliwia lokowanie w niej kolejnych fabuł, mam tu całą listę pomysłów, które - jak sądzę – będę systematycznie realizował. Proszę jednak pamiętać, że – z własnego wyboru – jestem pisarzem weekendowym. Pisanie to tylko niewielki fragment moich zawodowych aktywności. Więc i moje tempo tworzenia kolejnych tekstów nie jest zbyt imponujące. W najbliższym czasie nie powstanie więc planowana przeze mnie pierwotnie grubaśna trylogia, raczej będę ten świat serwował w krótszych tekstach. Tym bardziej, że równolegle próbuję rozwijać i inne projekty.

Bardzo lubię science fiction, ale wymyślanie uniwersum „Czarnego Horyzontu” dostarczyło mi równie wiele frajdy, jak kreowanie Dominium Solarnego, czy wcześniej „bezmetalicznego” świata fantasy do powieści „Krew i kamień”. Tak naprawdę, realia CH dają jeszcze większa swobodę niż kosmiczne uniwersa. Pozwalają żonglować elementami sf, fantasy, ale także mitami, toposami kultury, faktami historycznymi. Nie ma dla mnie znaczenia, czy buduję świat fantasy czy sf – ważna jest jego wewnętrzna logika, głębia kulturowa, wielość planów, bajery scenograficzne, oryginalność. Lubię dobrze się bawić w czasie pisania, gdy sam odkrywam te nowe rzeczywistości, jestem ich pierwszym eksploratorem.

EN: Być może lepiej, że tak właśnie jest - dłuższe oczekiwanie na książkę wzmaga apetyt, tym bardziej jeśli to wolniejsze tempo pracy jest rekompensowane taką kosmiczną jakością tekstów.

Jak jest z tworzeniem takich skomplikowanych uniwersów, czy najpierw powstaje właśnie to \"tło\" dla fabuły, ze wszystkimi jego szczegółami, porządkiem, a dopiero później buduje się wydarzenia, czy odwrotnie? Świat przedstawiony, a właściwie pomysł na niego, zmienia się wraz z rozwojem wydarzeń?

T.K.: Brzmi dobrze. Proszę rozpowszechniać tę opinię.

Mówiąc w skrócie – bywa różnie. Nowy świat to zazwyczaj puzzel, w którym poszczególne elementy zmieniają kształty i kolory w trakcie układania. Startujemy od pewnych pomysłów – na fabułę, obraz, puentę, czasem na pojedyncze zdanie – to do nich dopasowujemy resztę. Ale ta reszta – w takcie pisania – zaczyna ewoluować. Pomysły narastają sobie, jak warstwy koralowca, z pierwotnie przyjętych założeń wynikają nowe konsekwencje. Przykład: w CH mamy dzieci przekształcane przez Czarnych w jegrów. Jegrzy walczą z ludźmi. Można na tym zakończyć. Ale można tez wyciągnąć logiczną konsekwencje, że powstaną instytucje (naukowe, więzienne, magiczne) próbujące odwrócić ten proces, a przynajmniej go zbadać. I oto mamy zaczyn na kolejne teksty i pomysły. Kiedy pisałem Klucz Przejścia, pierwsze opowiadanie ze świata CH, nie miałem jeszcze w pełni skrystalizowanej wizji roli oręża kulturopochodnego, broni symbolicznych, systemów obronnych opartych o mitologię patriotyczną. Także magia była bardziej konwencjonalna niż, na przykład, w Pięknej i Grafie.

EN: O, myślę że wbrew pozorom wielu podziela moją opinię na temat jakości. Szczególnie to widać, jeśli porównać pańskie książki z innymi, \"wyprodukowanymi\", a nie napisanymi. Rozbieżność jest, na szczęście, naprawdę ogromna.

Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju - mianowicie \"źli\", najeźdźcy. Czy to, że właściwie ani w Kolorach, ani w Czarnym Horyzoncie nie jest wyjaśnione o co im chodzi, kim są i co robią z ludźmi, to taki celowy, psychologiczny zabieg? Ta niepewność jest naprawdę przerażająca i niespotykana w innych publikacjach, zazwyczaj jest jasne, potwór-wróg- wyrywa głowy, bo kolekcjonuje mózgi, albo po prostu lubi zabijać. W pańskich książkach nie ma podobnych banałów, jest za to gra na emocjach i wychodzi z tego naprawdę symfonia.

T.K.: W dobrym horrorze potwór straszy, dopóki siedzi w krzakach i szeleści gałęziami, rzuca dziwne cienie na ścianę i wywołuje na twarzach aktorów stosowne grymasy.

Jak już tych krzaków wylezie, to zazwyczaj jest tylko groteskowy, śmieszny, no powiedzmy, groźny. Co najwyżej obrzydliwy. Straszny, przerażający – już nie. To banalna konstatacja – boimy się nieznanego. Strach, zdziwienie, przerażenie, niepokój generuje sam odbiorca (widz, czytelnik) w mózgu na skutek sugestii twórców. Gdy sugestie stają się zbyt dosłowne, napięcie znika. Pewien rodzaj niedomówienia jest więc, moim zdaniem konieczny – czy dotyczy pojedynczego monstrum, czy monstrualnych systemów władzy.

EN: Oczywiście, jednak film rządzi się nieco innymi prawami. W wielu książkach, nawet stricte horrorach, potwór po prostu chodzi i zjada, morderca na sto sposobów uśmierca niewinne ofiary i jakoś fabuła, mimo wszystko, się kręci.

T.K.: Tak naprawdę, to nie sądzę, aby kogoś kto przeczytał „Pięć lat kacetu” Grzesiuka czy „Opowieści Kołymskie” Szałamowa mogła naprawdę przerazić fantastyczna literatura. Opisywanie tortur, czy okrucieństw nie sprawia mi żadnej szczególnej przyjemności (na szczęście chyba), nie mam też na celu szokowania czytelnika. To po prostu element realistycznego opisu przedstawionego świata (choć sam świat jest fantastyczny). Ważny dla zbudowania napięcia, pokazania realiów tej opisywanej rzeczywistości, pokazania dlaczego moi bohaterzy przyjmują taki, a nie inne postawy.

EN: Dziękuję za rozmowę.

Enklawa Network: Wydaje się, że wieki temu sięgnęłam po pierwsze wydanie i jako bardzo młodej wtedy osobie trudno mi było wszystko zrozumieć. To świetny pomysł, że ta książka została tak \"odświeżona\" i podana czytelnikom po raz kolejny - ale dlaczego wybór padł akurat na nią? Była przecież możliwość podjęcia innej decyzji. Czy to nagroda Zajdla na koncie \"Kolorów Sztandarów\" zadecydowała o ich \"ponownym narodzeniu\"?

Tomasz Kołodziejczak: Pytanie - czy to my dojrzewamy do książek, czy raczej książki do nas.

Czemu \"Kolory sztandarów\"? Po pierwsze, muszę powiedzieć, że ja po prostu nie napisałem zbyt wielu książek. Oprócz cyklu Dominium Solarne i Czarnego Horyzontu, mam w dorobku tylko dwie powieści -\"Wybierz swoją śmierć\" i \"Krew i kamień\". Pierwsza z nich to debiutancka przygodowa, bardzo tradycyjnie fantastyczno naukowa opowieść o kolonizacji nowej planety - nie jestem pewien czy nie zbyt oldskulowa dla współczesnego odbiorcy. Druga - była wznawiana kilka lat temu przez Supernową. A \"Kolory\" to moja najlepsza, a na pewno najważniejsza powieść, nagradzana, tłumaczona i od dawna niedostępna na rynku. Dlatego - jak sądzę - Fabryka Słów chciała ją wznowić. Obawiałem się nieco, czy powieść się nie zestarzała - jest wszak mocno technologiczna. Ale pierwsze sygnały od nowych czytelników są raczej pozytywne. Mam świadomość, że dziś ta książka dociera do innego czytelnika fantastyki, niż wydanie sprzed 14 laty. Wtedy jej odbiorcą był fan chowany na Lemie, Zajdlu, Strugackich. Generalnie - na klasycznej SF. Dziś nastoletni-dwudziestoletni czytelnik to raczej odbiorca fantasy i horroru, często nieznający klasyki SF.

EN: Nie jest przecież tak, że ten dzisiejszy, dwudziestoletni odbiorca, klasyki nie zna. Sama jestem niewiele starsza od wspomnianego i \"Kolory...\" wcale nie wydają mi się przestarzałe, wręcz przeciwnie, wcale nie odczuwa się tego, że zostały napisane dość dawno. Ale czy było tak, że chciał Pan stworzyć kosmiczną antyutopię? Dzieło ku przestrodze? Bo ja tak właśnie je odebrałam, pomijając oczywiście inne aspekty. Jest czasem trochę Huxley\'owo, miałam wrażenie, że Daniel za chwilę krzyknie \"Ja nie chcę wygody! Chcę [...] wolności, cnoty. Chcę grzechu!\".

T.K.: Nie twierdzę, że żaden dzisiejszy młody czytelnik nie zna Lema, Zajdla, Asimova czy Dicka. Jednak bez wątpienia, statystycznie, znacznie lepiej zna Sapkowskiego, Pilipiuka, Tolkiena czy Pratchetta. Takie czasy. Z tego też powodu, sięgając po taką powieść jak \"Kolory sztandarów\", ma inny bagaż czytelniczych doświadczeń. To inny czytelnik niż ten, dla którego pisałem książkę. I tym bardziej reakcje nowych odbiorców są dla mnie ciekawe. Kiedy siadałem do pisania chciałem napisać dobrą, nowoczesną space operę. A dobra space opera to kosmiczne przestrzenie, cywilizacje, kultury. To intrygujący bohater na tle wiarygodnego, ale rozbuchanego wizualnie świata. Takie książki lubię czytać i takie zawsze starałem się pisać. Więc - ten świat musi mieć swoją historię, kulturę, religię, politykę, techniczną spójność, fajne patenty paranaukowe (u mnie związane z technologią lotów kosmicznych). \"Kolory\" to powieść o wojnie, o jej konsekwencjach społecznych, ale przede wszystkim o indywidualnych wyborach, których dokonują ludzie w warunkach ekstremalnych. Ta odmiana prozy ma długą tradycję w fantastyce - od Huxley\'a i Orwella, przez Lema, Strugackich i Zajdla, po Dukaja czy Ziemkiewicza. Książkę pisałem w latach \'94-95, ledwie pięć lat po tym, jak w Polsce skończyła się sowiecka okupacja. Obserwowaliśmy - czasem przecierając oczy ze zdumienia - świat po pokojowej rewolucji, w którym dawni funkcjonariusze systemu równości społecznej zostawali bankierami, a dawni propagandyści komunizmu mieli czelność pouczać nas, czym jest wolność i demokracja. Te zjawiska na pewno miały wpływ na kształt polityczny przedstawionego świata i zjawisk w nim zachodzących. Ale to tylko jedna z warstw książki - równie ważne były dla mnie elementy przygodowe, scenograficzne, kulturowe. Wreszcie - wątek Obcych, na których wymyśliłem dość oryginalny, w moim przekonani, pomysł fantastyczny.

EN: \"Kolory sztandarów\" to chyba jedna z najmroczniejszych książek tego typu, z jaką się spotkałam, chociaż wiele było o dalece bardziej złożonych, wymyślnych. Czy podobny, albo jeszcze bardziej przytłaczający klimat funduje Pan czytelnikom w \"Schwytanym w światła\"? Nadal będzie tak politycznie? Książka powstawała chyba jakiś czas po upadku komuny, wspomnienia z tamtego okresu zdążyły się przecież nieco zatrzeć. Teraz inspiracją była współczesność? Sądząc po tym, jak zakończyły się \"Kolory...\", wydarzenia nie zwiastują nagłej poprawy, wręcz przeciwnie.

T.K.: Jedno wyjaśnienie – „Kolory sztandarów” nie miały być i nie są książką „polityczną”, doraźnie komentującą ówczesne partyjne bieżączki. Oczywiście, budując kosmos Dominium Solarnego, w szczególności sytuację na planecie Gladius, wymyślałem złożoną rzeczywistość analogującą we fragmentach rożne realne sytuacje historyczne – i polski wrzesień ’39, i okupację sowiecką z 1945, i USA z czasów wojny w Wietnamie, i wydarzenia po 1989, i wiele innych momentów. Ale to jest oddzielny świat, fantastyczna kreacja jedynie inspirowana realnymi procesami historycznymi, a nie ich proste przetransponowanie w kosmiczne realia.

Nie będę, oczywiście, zdradzał fabuły „Schwytanego w światła” – zapraszam do lektury. Ale jest powieść mocniej obsługująca eSFową część świata, mniej polityczną. Spotkanie z obcymi, intryga sensacyjna, tajemnica korgardów, ale też wątek… romansowy – zajmują w niej więcej miejsca.

EN: Wątek romansowy! Nie wiem, czy się cieszyć na obietnicę popisu \"minimalistycznego liryzmu\", czy martwić, że ktoś skradnie serce jednego z moich ulubionych bohaterów. Czy w \"Schwytanym...\" zostaną zamknięte wszystkie wątki, czy można mieć nadzieję na kolejną część? Udało się Panu zbudować świat tak złożony i fascynujący, plastyczny, że można by go twórczo eksploatować w nieskończoność.

T.K.: Proszę się nie martwić, to tylko drobny wątek, wręcz powiedziałbym nawet – wąteczek. „Schwytany w światła” zamyka dylogię Dominium Solarnego. Nie planuję kontynuacji, ale na czytelników, którzy polubili to uniwersum, czeka jeszcze zbiór zawierający wszystkie opowiadania z Dominium (z różnymi bohaterami i niezależne od powieści). Ukaże się on oczywiście w Fabryce Słów.

Natomiast w majowym numerze „Nowej Fantastyki” ukaże się pierwsze moje opowiadanie „Planeta węża”, z nowego świata i z nowym bohaterem, łączące twardą science fiction z elementami grozy. Więc – po przygodach w Polsce roku 2065 z powieści „czarny horyzont” – z wielką przyjemnością wracam w kosmos.

EN: Właśnie, a co dalej z \"Czarnym horyzontem\"? To też jest materiał na literacki popis, szczególnie że ten świat jest naprawdę ewenementem, wybuchową mieszanką, ludzie i elfy razem, magia na karteczkach, kosmici, czegoś takiego jeszcze nie było. Pojawi się coś oprócz zbioru opowiadań, w którym ukaże się również \"odświeżony\" z TF 2 \"Klucz przejścia\"?

Nie będzie więc kłamstwem stwierdzenie, że woli Pan światy w klimatach SF, od takich hybryd jak uniwersum \"Czarnego horyzontu\"? A wydawałoby się, że jednak łatwiej zbudować właśnie taki, niż wybiegać myślą w zaawansowaną technologicznie przyszłość.

T.K.: Na jesień tego roku planujemy wspólnie z FS zbiór, zawierający dotychczas istniejące teksty o przygodach Roberta i Kajetana (Klucz przejścia, Piękna i graf, Nie ma mocy na docenta) + premierowo długie opowiadanie, mikropowieść właściwie. Wysyłam w niej Kajetana na wschód – co daje mi sposobność pokazania czytelnikom nowego kawałka świata – krajobrazów, magii, przygód. Co dalej? Rzeczywistość „Czarnego Horyzontu” umożliwia lokowanie w niej kolejnych fabuł, mam tu całą listę pomysłów, które - jak sądzę – będę systematycznie realizował. Proszę jednak pamiętać, że – z własnego wyboru – jestem pisarzem weekendowym. Pisanie to tylko niewielki fragment moich zawodowych aktywności. Więc i moje tempo tworzenia kolejnych tekstów nie jest zbyt imponujące. W najbliższym czasie nie powstanie więc planowana przeze mnie pierwotnie grubaśna trylogia, raczej będę ten świat serwował w krótszych tekstach. Tym bardziej, że równolegle próbuję rozwijać i inne projekty.

Bardzo lubię science fiction, ale wymyślanie uniwersum „Czarnego Horyzontu” dostarczyło mi równie wiele frajdy, jak kreowanie Dominium Solarnego, czy wcześniej „bezmetalicznego” świata fantasy do powieści „Krew i kamień”. Tak naprawdę, realia CH dają jeszcze większa swobodę niż kosmiczne uniwersa. Pozwalają żonglować elementami sf, fantasy, ale także mitami, toposami kultury, faktami historycznymi. Nie ma dla mnie znaczenia, czy buduję świat fantasy czy sf – ważna jest jego wewnętrzna logika, głębia kulturowa, wielość planów, bajery scenograficzne, oryginalność. Lubię dobrze się bawić w czasie pisania, gdy sam odkrywam te nowe rzeczywistości, jestem ich pierwszym eksploratorem.

EN: Być może lepiej, że tak właśnie jest - dłuższe oczekiwanie na książkę wzmaga apetyt, tym bardziej jeśli to wolniejsze tempo pracy jest rekompensowane taką kosmiczną jakością tekstów.

Jak jest z tworzeniem takich skomplikowanych uniwersów, czy najpierw powstaje właśnie to \"tło\" dla fabuły, ze wszystkimi jego szczegółami, porządkiem, a dopiero później buduje się wydarzenia, czy odwrotnie? Świat przedstawiony, a właściwie pomysł na niego, zmienia się wraz z rozwojem wydarzeń?

T.K.: Brzmi dobrze. Proszę rozpowszechniać tę opinię.

Mówiąc w skrócie – bywa różnie. Nowy świat to zazwyczaj puzzel, w którym poszczególne elementy zmieniają kształty i kolory w trakcie układania. Startujemy od pewnych pomysłów – na fabułę, obraz, puentę, czasem na pojedyncze zdanie – to do nich dopasowujemy resztę. Ale ta reszta – w takcie pisania – zaczyna ewoluować. Pomysły narastają sobie, jak warstwy koralowca, z pierwotnie przyjętych założeń wynikają nowe konsekwencje. Przykład: w CH mamy dzieci przekształcane przez Czarnych w jegrów. Jegrzy walczą z ludźmi. Można na tym zakończyć. Ale można tez wyciągnąć logiczną konsekwencje, że powstaną instytucje (naukowe, więzienne, magiczne) próbujące odwrócić ten proces, a przynajmniej go zbadać. I oto mamy zaczyn na kolejne teksty i pomysły. Kiedy pisałem Klucz Przejścia, pierwsze opowiadanie ze świata CH, nie miałem jeszcze w pełni skrystalizowanej wizji roli oręża kulturopochodnego, broni symbolicznych, systemów obronnych opartych o mitologię patriotyczną. Także magia była bardziej konwencjonalna niż, na przykład, w Pięknej i Grafie.

EN: O, myślę że wbrew pozorom wielu podziela moją opinię na temat jakości. Szczególnie to widać, jeśli porównać pańskie książki z innymi, \"wyprodukowanymi\", a nie napisanymi. Rozbieżność jest, na szczęście, naprawdę ogromna.

Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju - mianowicie \"źli\", najeźdźcy. Czy to, że właściwie ani w Kolorach, ani w Czarnym Horyzoncie nie jest wyjaśnione o co im chodzi, kim są i co robią z ludźmi, to taki celowy, psychologiczny zabieg? Ta niepewność jest naprawdę przerażająca i niespotykana w innych publikacjach, zazwyczaj jest jasne, potwór-wróg- wyrywa głowy, bo kolekcjonuje mózgi, albo po prostu lubi zabijać. W pańskich książkach nie ma podobnych banałów, jest za to gra na emocjach i wychodzi z tego naprawdę symfonia.

T.K.: W dobrym horrorze potwór straszy, dopóki siedzi w krzakach i szeleści gałęziami, rzuca dziwne cienie na ścianę i wywołuje na twarzach aktorów stosowne grymasy.

Jak już tych krzaków wylezie, to zazwyczaj jest tylko groteskowy, śmieszny, no powiedzmy, groźny. Co najwyżej obrzydliwy. Straszny, przerażający – już nie. To banalna konstatacja – boimy się nieznanego. Strach, zdziwienie, przerażenie, niepokój generuje sam odbiorca (widz, czytelnik) w mózgu na skutek sugestii twórców. Gdy sugestie stają się zbyt dosłowne, napięcie znika. Pewien rodzaj niedomówienia jest więc, moim zdaniem konieczny – czy dotyczy pojedynczego monstrum, czy monstrualnych systemów władzy.

EN: Oczywiście, jednak film rządzi się nieco innymi prawami. W wielu książkach, nawet stricte horrorach, potwór po prostu chodzi i zjada, morderca na sto sposobów uśmierca niewinne ofiary i jakoś fabuła, mimo wszystko, się kręci.

T.K.: Tak naprawdę, to nie sądzę, aby kogoś kto przeczytał „Pięć lat kacetu” Grzesiuka czy „Opowieści Kołymskie” Szałamowa mogła naprawdę przerazić fantastyczna literatura. Opisywanie tortur, czy okrucieństw nie sprawia mi żadnej szczególnej przyjemności (na szczęście chyba), nie mam też na celu szokowania czytelnika. To po prostu element realistycznego opisu przedstawionego świata (choć sam świat jest fantastyczny). Ważny dla zbudowania napięcia, pokazania realiów tej opisywanej rzeczywistości, pokazania dlaczego moi bohaterzy przyjmują taki, a nie inne postawy.

EN: Dziękuję za rozmowę.

Enklawa Network: Wydaje się, że wieki temu sięgnęłam po pierwsze wydanie i jako bardzo młodej wtedy osobie trudno mi było wszystko zrozumieć. To świetny pomysł, że ta książka została tak \\\"odświeżona\\\" i podana czytelnikom po raz kolejny - ale dlaczego wybór padł akurat na nią? Była przecież możliwość podjęcia innej decyzji. Czy to nagroda Zajdla na koncie \\\"Kolorów Sztandarów\\\" zadecydowała o ich \\\"ponownym narodzeniu\\\"?

Tomasz Kołodziejczak: Pytanie - czy to my dojrzewamy do książek, czy raczej książki do nas.

Czemu \\\"Kolory sztandarów\\\"? Po pierwsze, muszę powiedzieć, że ja po prostu nie napisałem zbyt wielu książek. Oprócz cyklu Dominium Solarne i Czarnego Horyzontu, mam w dorobku tylko dwie powieści -\\\"Wybierz swoją śmierć\\\" i \\\"Krew i kamień\\\". Pierwsza z nich to debiutancka przygodowa, bardzo tradycyjnie fantastyczno naukowa opowieść o kolonizacji nowej planety - nie jestem pewien czy nie zbyt oldskulowa dla współczesnego odbiorcy. Druga - była wznawiana kilka lat temu przez Supernową. A \\\"Kolory\\\" to moja najlepsza, a na pewno najważniejsza powieść, nagradzana, tłumaczona i od dawna niedostępna na rynku. Dlatego - jak sądzę - Fabryka Słów chciała ją wznowić. Obawiałem się nieco, czy powieść się nie zestarzała - jest wszak mocno technologiczna. Ale pierwsze sygnały od nowych czytelników są raczej pozytywne. Mam świadomość, że dziś ta książka dociera do innego czytelnika fantastyki, niż wydanie sprzed 14 laty. Wtedy jej odbiorcą był fan chowany na Lemie, Zajdlu, Strugackich. Generalnie - na klasycznej SF. Dziś nastoletni-dwudziestoletni czytelnik to raczej odbiorca fantasy i horroru, często nieznający klasyki SF.

EN: Nie jest przecież tak, że ten dzisiejszy, dwudziestoletni odbiorca, klasyki nie zna. Sama jestem niewiele starsza od wspomnianego i \\\"Kolory...\\\" wcale nie wydają mi się przestarzałe, wręcz przeciwnie, wcale nie odczuwa się tego, że zostały napisane dość dawno. Ale czy było tak, że chciał Pan stworzyć kosmiczną antyutopię? Dzieło ku przestrodze? Bo ja tak właśnie je odebrałam, pomijając oczywiście inne aspekty. Jest czasem trochę Huxley\\\'owo, miałam wrażenie, że Daniel za chwilę krzyknie \\\"Ja nie chcę wygody! Chcę [...] wolności, cnoty. Chcę grzechu!\\\".

T.K.: Nie twierdzę, że żaden dzisiejszy młody czytelnik nie zna Lema, Zajdla, Asimova czy Dicka. Jednak bez wątpienia, statystycznie, znacznie lepiej zna Sapkowskiego, Pilipiuka, Tolkiena czy Pratchetta. Takie czasy. Z tego też powodu, sięgając po taką powieść jak \\\"Kolory sztandarów\\\", ma inny bagaż czytelniczych doświadczeń. To inny czytelnik niż ten, dla którego pisałem książkę. I tym bardziej reakcje nowych odbiorców są dla mnie ciekawe. Kiedy siadałem do pisania chciałem napisać dobrą, nowoczesną space operę. A dobra space opera to kosmiczne przestrzenie, cywilizacje, kultury. To intrygujący bohater na tle wiarygodnego, ale rozbuchanego wizualnie świata. Takie książki lubię czytać i takie zawsze starałem się pisać. Więc - ten świat musi mieć swoją historię, kulturę, religię, politykę, techniczną spójność, fajne patenty paranaukowe (u mnie związane z technologią lotów kosmicznych). \\\"Kolory\\\" to powieść o wojnie, o jej konsekwencjach społecznych, ale przede wszystkim o indywidualnych wyborach, których dokonują ludzie w warunkach ekstremalnych. Ta odmiana prozy ma długą tradycję w fantastyce - od Huxley\\\'a i Orwella, przez Lema, Strugackich i Zajdla, po Dukaja czy Ziemkiewicza. Książkę pisałem w latach \\\'94-95, ledwie pięć lat po tym, jak w Polsce skończyła się sowiecka okupacja. Obserwowaliśmy - czasem przecierając oczy ze zdumienia - świat po pokojowej rewolucji, w którym dawni funkcjonariusze systemu równości społecznej zostawali bankierami, a dawni propagandyści komunizmu mieli czelność pouczać nas, czym jest wolność i demokracja. Te zjawiska na pewno miały wpływ na kształt polityczny przedstawionego świata i zjawisk w nim zachodzących. Ale to tylko jedna z warstw książki - równie ważne były dla mnie elementy przygodowe, scenograficzne, kulturowe. Wreszcie - wątek Obcych, na których wymyśliłem dość oryginalny, w moim przekonani, pomysł fantastyczny.

EN: \\\"Kolory sztandarów\\\" to chyba jedna z najmroczniejszych książek tego typu, z jaką się spotkałam, chociaż wiele było o dalece bardziej złożonych, wymyślnych. Czy podobny, albo jeszcze bardziej przytłaczający klimat funduje Pan czytelnikom w \\\"Schwytanym w światła\\\"? Nadal będzie tak politycznie? Książka powstawała chyba jakiś czas po upadku komuny, wspomnienia z tamtego okresu zdążyły się przecież nieco zatrzeć. Teraz inspiracją była współczesność? Sądząc po tym, jak zakończyły się \\\"Kolory...\\\", wydarzenia nie zwiastują nagłej poprawy, wręcz przeciwnie.

T.K.: Jedno wyjaśnienie – „Kolory sztandarów” nie miały być i nie są książką „polityczną”, doraźnie komentującą ówczesne partyjne bieżączki. Oczywiście, budując kosmos Dominium Solarnego, w szczególności sytuację na planecie Gladius, wymyślałem złożoną rzeczywistość analogującą we fragmentach rożne realne sytuacje historyczne – i polski wrzesień ’39, i okupację sowiecką z 1945, i USA z czasów wojny w Wietnamie, i wydarzenia po 1989, i wiele innych momentów. Ale to jest oddzielny świat, fantastyczna kreacja jedynie inspirowana realnymi procesami historycznymi, a nie ich proste przetransponowanie w kosmiczne realia.

Nie będę, oczywiście, zdradzał fabuły „Schwytanego w światła” – zapraszam do lektury. Ale jest powieść mocniej obsługująca eSFową część świata, mniej polityczną. Spotkanie z obcymi, intryga sensacyjna, tajemnica korgardów, ale też wątek… romansowy – zajmują w niej więcej miejsca.

EN: Wątek romansowy! Nie wiem, czy się cieszyć na obietnicę popisu \\\"minimalistycznego liryzmu\\\", czy martwić, że ktoś skradnie serce jednego z moich ulubionych bohaterów. Czy w \\\"Schwytanym...\\\" zostaną zamknięte wszystkie wątki, czy można mieć nadzieję na kolejną część? Udało się Panu zbudować świat tak złożony i fascynujący, plastyczny, że można by go twórczo eksploatować w nieskończoność.

T.K.: Proszę się nie martwić, to tylko drobny wątek, wręcz powiedziałbym nawet – wąteczek. „Schwytany w światła” zamyka dylogię Dominium Solarnego. Nie planuję kontynuacji, ale na czytelników, którzy polubili to uniwersum, czeka jeszcze zbiór zawierający wszystkie opowiadania z Dominium (z różnymi bohaterami i niezależne od powieści). Ukaże się on oczywiście w Fabryce Słów.

Natomiast w majowym numerze „Nowej Fantastyki” ukaże się pierwsze moje opowiadanie „Planeta węża”, z nowego świata i z nowym bohaterem, łączące twardą science fiction z elementami grozy. Więc – po przygodach w Polsce roku 2065 z powieści „czarny horyzont” – z wielką przyjemnością wracam w kosmos.

EN: Właśnie, a co dalej z \\\"Czarnym horyzontem\\\"? To też jest materiał na literacki popis, szczególnie że ten świat jest naprawdę ewenementem, wybuchową mieszanką, ludzie i elfy razem, magia na karteczkach, kosmici, czegoś takiego jeszcze nie było. Pojawi się coś oprócz zbioru opowiadań, w którym ukaże się również \\\"odświeżony\\\" z TF 2 \\\"Klucz przejścia\\\"?

Nie będzie więc kłamstwem stwierdzenie, że woli Pan światy w klimatach SF, od takich hybryd jak uniwersum \\\"Czarnego horyzontu\\\"? A wydawałoby się, że jednak łatwiej zbudować właśnie taki, niż wybiegać myślą w zaawansowaną technologicznie przyszłość.

T.K.: Na jesień tego roku planujemy wspólnie z FS zbiór, zawierający dotychczas istniejące teksty o przygodach Roberta i Kajetana (Klucz przejścia, Piękna i graf, Nie ma mocy na docenta) + premierowo długie opowiadanie, mikropowieść właściwie. Wysyłam w niej Kajetana na wschód – co daje mi sposobność pokazania czytelnikom nowego kawałka świata – krajobrazów, magii, przygód. Co dalej? Rzeczywistość „Czarnego Horyzontu” umożliwia lokowanie w niej kolejnych fabuł, mam tu całą listę pomysłów, które - jak sądzę – będę systematycznie realizował. Proszę jednak pamiętać, że – z własnego wyboru – jestem pisarzem weekendowym. Pisanie to tylko niewielki fragment moich zawodowych aktywności. Więc i moje tempo tworzenia kolejnych tekstów nie jest zbyt imponujące. W najbliższym czasie nie powstanie więc planowana przeze mnie pierwotnie grubaśna trylogia, raczej będę ten świat serwował w krótszych tekstach. Tym bardziej, że równolegle próbuję rozwijać i inne projekty.

Bardzo lubię science fiction, ale wymyślanie uniwersum „Czarnego Horyzontu” dostarczyło mi równie wiele frajdy, jak kreowanie Dominium Solarnego, czy wcześniej „bezmetalicznego” świata fantasy do powieści „Krew i kamień”. Tak naprawdę, realia CH dają jeszcze większa swobodę niż kosmiczne uniwersa. Pozwalają żonglować elementami sf, fantasy, ale także mitami, toposami kultury, faktami historycznymi. Nie ma dla mnie znaczenia, czy buduję świat fantasy czy sf – ważna jest jego wewnętrzna logika, głębia kulturowa, wielość planów, bajery scenograficzne, oryginalność. Lubię dobrze się bawić w czasie pisania, gdy sam odkrywam te nowe rzeczywistości, jestem ich pierwszym eksploratorem.

EN: Być może lepiej, że tak właśnie jest - dłuższe oczekiwanie na książkę wzmaga apetyt, tym bardziej jeśli to wolniejsze tempo pracy jest rekompensowane taką kosmiczną jakością tekstów.

Jak jest z tworzeniem takich skomplikowanych uniwersów, czy najpierw powstaje właśnie to \\\"tło\\\" dla fabuły, ze wszystkimi jego szczegółami, porządkiem, a dopiero później buduje się wydarzenia, czy odwrotnie? Świat przedstawiony, a właściwie pomysł na niego, zmienia się wraz z rozwojem wydarzeń?

T.K.: Brzmi dobrze. Proszę rozpowszechniać tę opinię.

Mówiąc w skrócie – bywa różnie. Nowy świat to zazwyczaj puzzel, w którym poszczególne elementy zmieniają kształty i kolory w trakcie układania. Startujemy od pewnych pomysłów – na fabułę, obraz, puentę, czasem na pojedyncze zdanie – to do nich dopasowujemy resztę. Ale ta reszta – w takcie pisania – zaczyna ewoluować. Pomysły narastają sobie, jak warstwy koralowca, z pierwotnie przyjętych założeń wynikają nowe konsekwencje. Przykład: w CH mamy dzieci przekształcane przez Czarnych w jegrów. Jegrzy walczą z ludźmi. Można na tym zakończyć. Ale można tez wyciągnąć logiczną konsekwencje, że powstaną instytucje (naukowe, więzienne, magiczne) próbujące odwrócić ten proces, a przynajmniej go zbadać. I oto mamy zaczyn na kolejne teksty i pomysły. Kiedy pisałem Klucz Przejścia, pierwsze opowiadanie ze świata CH, nie miałem jeszcze w pełni skrystalizowanej wizji roli oręża kulturopochodnego, broni symbolicznych, systemów obronnych opartych o mitologię patriotyczną. Także magia była bardziej konwencjonalna niż, na przykład, w Pięknej i Grafie.

EN: O, myślę że wbrew pozorom wielu podziela moją opinię na temat jakości. Szczególnie to widać, jeśli porównać pańskie książki z innymi, \\\"wyprodukowanymi\\\", a nie napisanymi. Rozbieżność jest, na szczęście, naprawdę ogromna.

Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju - mianowicie \\\"źli\\\", najeźdźcy. Czy to, że właściwie ani w Kolorach, ani w Czarnym Horyzoncie nie jest wyjaśnione o co im chodzi, kim są i co robią z ludźmi, to taki celowy, psychologiczny zabieg? Ta niepewność jest naprawdę przerażająca i niespotykana w innych publikacjach, zazwyczaj jest jasne, potwór-wróg- wyrywa głowy, bo kolekcjonuje mózgi, albo po prostu lubi zabijać. W pańskich książkach nie ma podobnych banałów, jest za to gra na emocjach i wychodzi z tego naprawdę symfonia.

T.K.: W dobrym horrorze potwór straszy, dopóki siedzi w krzakach i szeleści gałęziami, rzuca dziwne cienie na ścianę i wywołuje na twarzach aktorów stosowne grymasy.

Jak już tych krzaków wylezie, to zazwyczaj jest tylko groteskowy, śmieszny, no powiedzmy, groźny. Co najwyżej obrzydliwy. Straszny, przerażający – już nie. To banalna konstatacja – boimy się nieznanego. Strach, zdziwienie, przerażenie, niepokój generuje sam odbiorca (widz, czytelnik) w mózgu na skutek sugestii twórców. Gdy sugestie stają się zbyt dosłowne, napięcie znika. Pewien rodzaj niedomówienia jest więc, moim zdaniem konieczny – czy dotyczy pojedynczego monstrum, czy monstrualnych systemów władzy.

EN: Oczywiście, jednak film rządzi się nieco innymi prawami. W wielu książkach, nawet stricte horrorach, potwór po prostu chodzi i zjada, morderca na sto sposobów uśmierca niewinne ofiary i jakoś fabuła, mimo wszystko, się kręci.

T.K.: Tak naprawdę, to nie sądzę, aby kogoś kto przeczytał „Pięć lat kacetu” Grzesiuka czy „Opowieści Kołymskie” Szałamowa mogła naprawdę przerazić fantastyczna literatura. Opisywanie tortur, czy okrucieństw nie sprawia mi żadnej szczególnej przyjemności (na szczęście chyba), nie mam też na celu szokowania czytelnika. To po prostu element realistycznego opisu przedstawionego świata (choć sam świat jest fantastyczny). Ważny dla zbudowania napięcia, pokazania realiów tej opisywanej rzeczywistości, pokazania dlaczego moi bohaterzy przyjmują taki, a nie inne postawy.

EN: Dziękuję za rozmowę.


Rude


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.