Pies i klecha. Przeciwko wszystkim. - Łukasz Orbitowski - Fragment #1

Jeśli mieszkanie porucznika Enki miało w sobie coś cha­rakterystycznego, to chyba błyszczący lakier, odchodzą­cy szerokim płatem od meblościanki. Najwięcej miejsca zajmował tu sam porucznik Enka, rozwalony na niskim łóżku. Jego włochata pierś wznosiła się i opadała, a wraz z nią drobna kobieca dłoń, której właścicielka spała spo­kojnie, twarzą do ściany. Na stole stała butelka po winie Klosterkeller, obok - dwa kieliszki, jeden pusty a drugi wprost przeciwnie. Żaden obraz czy zdjęcie nie mąci­ły bieli ścian, za to żyrandol ozdabiały damskie majtki, stanik zaś zwisał skromnie ze stopy samego gospodarza. Gdyby zły duch, poltergeist na przykład, wymiótł stos gazet spod telewizora i sam telewizor, kieliszki z winem, oraz gospodarza z towarzyszką, przykleił lakier w meblościance, można by odnieść wrażenie, że mieszkanie oddano do użytku wczoraj i czeka na właściciela, który uszanuje je bardziej niż porucznik Enka.
Enka miał zmartwienie - nie pamiętał bowiem, co wczoraj powiedział taksówkarzowi. Wiedział dosko­nale, że wyszedł od Rudego grubo przed dziesiątą, do­brze wstawiony, wiedział, że wsiadł do białego polone­za, a taksówkarz przypominał z profilu Karola Marksa (Enka utrzymywał, że Marks miał wyłącznie profil, z którejkolwiek strony by nie spojrzeć nie oglądać). Po­rucznik Enka przywitał się grzecznie i powiedział: „do mnie, czyli na Aleję Pokoju”, zawahał się i zmienił zda­nie: „nie, pojedzie pan na...”.
No właśnie - na tym kończyła się wiedza poruczni­ka Enki. Nie wiedział, jakie słowo padło i co wydarzyło się potem. Nie miał pojęcia, o której wrócił i w czyim to­warzystwie. Rozmyślał tak chwilę, podniósł się i nachylił nad śpiącą. Włosy zasłaniały twarz dziewczyny, porucz­nik Enka zastanawiał się właśnie, czy powinien je odgar­nąć, gdy zadzwonił telefon.
- Enka - wymamrotał Enka do słuchawki.
- Zbieraj się do nas - głos Gruli brzmiał zbyt rześko jak na wczesną porę - ale już, na raz, dwa, trzy. Dzwo­nili
- Sam się zbieraj - poradził mu porucznik Enka.
- Stary szaleje. Z góry zadzwonili - wyjaśnił Grula. - Dostaję hyzia, więc nie marudź i rusz tyłek. Przecież...
Dziewczyna obróciła się.
- Jeśli chcesz mnie pocałować w dupę, adres znasz, a ja ci wyjaśnię, gdzie moja dupa się znajduje - rzekł słodko porucznik Enka. - Nie dziś. Nie teraz. Mam...
Jasne pukle zsunęły się, odsłaniając przepełnioną mi­łością twarz dziewczęcia. Oczy porucznika Enki rozsze­rzyły się gwałtownie.
- Rozumiem - powiedział.
- To dla mnie zaszczyt, panie ministrze - powiedział miękko, a Grula zakaszlał po drugiej stronie kabla.
- Co tam się wyrabia, Zbyszek?
- Zaraz będę, panie ministrze - porucznik Enka od­łożył słuchawkę i rzucił w stronę dziewczyny: - Musimy się zbierać!
W czasie, który wystarczył porucznikowi Ence do wskoczenia we wranglery, czarną koszulę i wojskową kurtkę, dziewczyna zdążyła założyć majtki i zapiąć sta­nik. Enka popchał ją do przedpokoju, przed drzwiami wręczył kłąb ciuchów i nim zdążyła otworzyć usta, już stali na korytarzu, a Enka zamykał drzwi.
- Zbyszku, oszalałeś? - jednocześnie próbowała utrzymać ubrania i chwycić się Enki. Jej głos brzmiał co­raz głośniej: - To ty myślisz, że tak można, tak po prostu, że mnie i ciebie...? Tak wyrzucić po prostu? Co? Że ja...
Porucznik Enka ujął jej twarz w dłonie.
- Kochanie - powiedział, patrząc jej prosto w oczy. - Kiszczak, rozumiesz? Tyle tylko ci powiem – pocałował ją w czoło i powtórzył - Kiszczak.
Maślany wzrok odprowadzał porucznika Enkę, który skręcił na schody i pognał z dziesiątego piętra, skacząc po trzy stopnie.

- Grula, czyś ty zwariował?
Nad głową Gruli, grube litery układały się w napis Uczciwość i sumienność wizytówką, służb mundu­rowych. Ścianę przecinała gęsta pajęczyna pęknięć zie-lonawego tynku. Chudy młodzieniec przy biurku obok przerwał pisanie, popatrzył na Enkę i natychmiast skulił się nad maszyną. Pokój wypełnił dźwięk klawiszy, w któ­re młodzieniec stukał jednym palcem.
- Dbam o ciebie - oświadczył Grula.
- Nie chcę myśleć, co by się podziało, gdybyś prze­stał dbać - Enka opadł na krzesło. - Co tu się wyrabia? Ledwo szósta minęła...
Podbródek Gruli zafalował nad kołnierzem flanelo­wej koszuli.
- Przypomnieli sobie o tobie - rzekł. - Ikony.
- Nie wiem, co to są ikony. Wiem, co to jest wolne.
- Ikony. Kanał przerzutowy, maszyny drukarskie, sukces w walce ze „sprzedawczykami ojczyzny”. No, człowieku, nie pamiętasz?
- Przypomnieli sobie?
- Pamiętali cały czas.
- Powiem ci coś, Grula - wyszczerzył się porucznik Enka. - Nauczę cię nowego słowa. Słowo brzmi uprzej­mość. Uprzejmy człowiek odbiera telefony, nieuprzejmy, nie. Uprzejmy człowiek zaiwania przez miasto z kogutemi przez chodnik, a cham śpi dalej. Uprzejmy czło­wiek, koniec końców, dowiaduje się, że ktoś mu robi ła­skę za to, że jest taki miły, zamyka mordę i słucha.
- Pojedziesz pod Płock - uśmiechnął się Grula.
- Podobno im dalej na północ, w listopadzie, tym piękniej - rozmarzył się Enka i nagle spoważniał. - Co właściwie się dzieje?
- Jest delikatna sprawa - Grula podniósł się i zaczął spacerować po pokoju. Miał spodnie „piramidy” i ma­rynarkę tak szarą, że pozazdrościłyby jej myszy. - Może uda się coś z awansem zrobić. Za długo tu tkwimy, nie? No, w każdym razie jest trup.
- Trup - powtórzył porucznik Enka.
- Ksiądz.
- Ksiądz - mruknął Enka. - No proszę, coś nowe­go.
- Wikary, konkretnie. Martwy. Paskudna sprawa. Nasz konsultant...
- Kupiony?
- Wikary? No skąd?
- Znów mi z wikarym wyjeżdżasz, biskup kupiony, nie? - prychnął Enka. - Konsultant mówię.
- Ksiądz.
- Ksiądz wikary?
- Ksiądz konsultant.
- Pieprzyć to - Enka odgiął głowę. - Jaki znowu ksiądz?
- Czeka w drugim pokoju - wyjaśnił Grula. - Profe­sorek. Mądra głowa. Pojedziecie razem.
Porucznik Enka pogłaskał się po brodzie, wydął war­gi, jakby chciał splunąć. Popatrzył poważnie na Grulę, a Grula zgarbił się i usiadł.
- Potrzebują kogoś błyskotliwego - wyjaśnił spokoj­nie Grula. - No i padło na ciebie, więc nie wiem, o co się wku... Ja, co? - roześmiał się porucznik Enka. - Mam gacie pełne radosnego kału i tylko marzę o tym, by zapieprzać na drugi koniec Polski z jakimś klechą i zboczeńcem, by rozgrzebać francowaty zgon niemniej francowatego syna Watykanu.
- Ksiądz - mruknął Enka. - No proszę, coś nowe­go.
- Wikary, konkretnie. Martwy. Paskudna sprawa. Nasz konsultant...
- Kupiony?
- Wikary? No skąd?
- Znów mi z wikarym wyjeżdżasz, biskup kupiony, nie? - prychnął Enka. - Konsultant mówię.
- Ksiądz.
- Ksiądz wikary?
- Ksiądz konsultant.
- Pieprzyć to - Enka odgiął głowę. - Jaki znowu ksiądz?
- Czeka w drugim pokoju - wyjaśnił Grula. - Profe­sorek. Mądra głowa. Pojedziecie razem. Porucznik Enka pogłaskał się po brodzie, wydął war­gi, jakby chciał splunąć. Popatrzył poważnie na Grulę, a Grula zgarbił się i usiadł.
- Potrzebują kogoś błyskotliwego - wyjaśnił spokoj­nie Grula. - No i padło na ciebie, więc nie wiem, o co się wku...
Ja, co? - roześmiał się porucznik Enka. - Mam gacie pełne radosnego kału i tylko marzę o tym, by zapieprzać na drugi koniec Polski z jakimś klechą i zboczeńcem, by rozgrzebać francowaty zgon niemniej francowatego syna Watykanu.

Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.