Krótki lot motyla bojowego - Eugeniusz Dębski - Fragment #2

Sierżant Jasper Butterwoth wyszedł na drugie patio i z marszu wskoczył do basenu. Ekrany korytarzowe wyglądały, jakby we wszystkich naraz naciśnięto stop‑klatkę.
Cisza i bezruch. Milt zagwizdał głośno. Jeden z monitorów jakby zareagował na ten głos, w płaszczyźnie ekranu rozjarzył się prostokąt drzwi, ukazując pośrodku czarną sylwetkę. Milt zaklął, widząc, że to kobieta, i szarpnął do siebie sterownik, w podnieceniu pomylił się dwukrotnie, zanim udało mu się wciągnąć obraz jej twarzy na ekran jednego z monitorów. Chwilę wpatrywał się w europejskie rysy Murzynki, a potem, gdy ją rozpoznał, gdy dotarło do niego, kto zjawił się niespodziewanie w bloku, gdy przetrawił tę informację, zerwał się i wyskoczył z biura. Biegiem dotarł do części mieszkalnej.
Tu, niewidoczny dla Elli Readlef Trewinkard, podbiegł do rogu, zwolnił i spokojnie wyszedł na prostą.
– Milt! – krzyknęła Ella, ujrzawszy go kilkanaście metrów przed sobą, puściła się biegiem w jego kierunku i prawie nie hamując, rzuciła mu się na szyję i uścisnęła go mocno.
Milt usłyszał za plecami uderzenie o podłogę małej torebki. Czule poklepał Ellę po plecach i pocałował w szyję tuż pod uchem; pisnęła i przytuliła się mocniej. Delikatnie odsunął ją od siebie i uśmiechnął się, próbując złagodzić pytanie, które musiał zadać:
– Skąd się tu wzięłaś?
– W żargonie wojskowym znaczy to: „Serdecznie witam”, tak? – Pulchne wargi rozciągały się w uśmiechu, odsłaniając drobne, oślepiająco białe zęby.
– „Serdecznie witam” w żargonie wojskowym znaczy: „Odpieprzcie się”. Natomiast: „Skąd się tu wzięłaś” znaczy: „Skąd się tu wzięłaś”. Nie dziwisz się chyba, że jestem nieco... hm, zaskoczony...
– Dziwię się, ale mniejsza o to. Po prostu... – Ella schyliła się i podniosła torebkę. Milt usiłował ją wyprzedzić, lecz nie zdążył.
– Jak tylko się dowiedziałam, że tu jesteś, od razu postanowiłam cię odwiedzić. – Wzruszyła ramionami. – Nie widzieliśmy się... Ile? – Zmarszczyła nos. – Dwanaście? Tak, dwanaście lat.
Milt skinął głową i przygryzł wargi. Rzucił spojrzenie za plecy Elli. Obejrzała się.
– Czekasz na kogoś?
– Taak... Wiesz co? – Położył jej rękę na ramieniu. – Chodźmy do mnie, będę mógł czuwać nad sytuacją i porozmawiać z tobą. – Pociągnął ją lekko. Wyczuł jakby nieznaczny opór, po sekundzie jednak Ella uśmiechnęła się i bez protestów pozwoliła się poprowadzić.
– Mamy wizytację – wyjaśnił Milt. – Nic szczególnego, ale armia, jakakolwiek aktualnie jest, powinna się jakoś prezentować. – Przeszli już prawie cały korytarz. – Poczekasz u mnie w pokoju, to nie powinno potrwać długo, potem urwę się i pojedziemy gdzieś na kolację, dobrze?
– Może pojedziemy... – Ella powiedziała to jakoś dziwnie, figlarnie, jakby się tylko przekomarzała i równocześnie zastanawiała nad czymś. – To ktoś ważny?
– Jak by ci to powiedzieć... Ważny, sam nowy prezydent...
– Jej ramię, czuł to, trzymając ją za łokieć, drgnęło i na pół sekundy zesztywniało. – A wiesz chyba, co obecnie znaczy armia i co znaczy prezydent. – Wzruszył ramionami i pociągnął ją w prawo, zamierzając przez łącznik wejść do biura. Ella jednak szarpnęła się w kierunku drzwi na patio
z basenem.
– Co tam jest? – zapytała i zanim Milt zdążył ją powstrzymać, uwolniła rękę i wyszła na patio. – Ho, ho! Nieźle tu macie! – Zatrzymała się w progu i obejrzała przez ramię na zbliżającego się Brownella. – Jednostka specjalna? – zapytała.
– Jaka tam jednostka specjalna... – Machnął pogardliwie ręką. – Do służby w armii, nawet takiej, jaką jeszcze podobno jest nasza, nie znajdziesz wielu chętnych, dlatego musimy przynajmniej stwarzać takie warunki, żeby ktokolwiek zechciał zająć się choćby konserwacją sprzętu. Chodźmy lepiej do...
Ella szybko wyszła na patio, gdzie zatrzymała się po przejściu kilku kroków. Rozglądała się po basenie, leżakach, parasolach, palcami prawej dłoni łagodnie przebierając po kwiatach krzewu aglicji. Milt westchnął i podszedł do niej.
– Ella... – powiedział, kładąc jej dłoń na ramieniu. – Zrozum...
Zza pstrego parawanu wyłonił się Jasper, potknął się jakby, zawahał, zerknął na swoje błyszczące od solenizatora ciało i podjął decyzję. Dziwnym, marszowym niemal krokiem podszedł i wyprężył się. Milt pokręcił z politowaniem głową, otworzył usta i tak został, gdy Jasper wyskandował:
– Pani prezydent! Sierżant Jasper Butterwoth. Oddział nasłuchu i dekodowania.
Patrzył prosto w oczy Elli, ale Milt, choć oszołomiony do granic możliwości, spostrzegł, że Butterwoth kątem oka widzi jego otwarte usta i wytrzeszczone oczy i z tego zapewne powodu usta wyginają mu się w dziwnym uśmiechu. Zamknął swoje, natychmiast uświadamiając sobie przyczyny dziwnego zachowania generała i cień uśmiechu na jego twarzy przy pożegnaniu. Generał
zrozumiał, że Milt nie ma pojęcia, kim jest nowy prezydent, i nie chciał psuć sobie widowiska. Kamery były również na patio. Milt zawył w duchu.

...ciąg dalszy w książce.

Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.