Kłamca 3: Ochłap sztandaru - Jakub Ćwiek - Recenzja

W listopadzie zeszłego roku nakładem wyd. Fabryka Słów ukazała się kolejna powieść Jakuba Ćwieka pt. „Kłamca 3. Ochłap sztandaru”. Trzecia już część serii o niezwykle popularnym Lokim z miejsca stała się pozycją must-have na półkach miłośników twórczości pochodzącego z Głuchołaz pisarza. Jako że pierwsze dwa tomy „Kłamcy” okazały się całkiem dobrymi książkami, oczekiwania wobec kontynuacji miałem dość wysokie. I mimo wszystko, Jakub Ćwiek także i tym razem podołał wyzwaniu.

Fabuła książki roztacza się wokół Apokalipsy, którą chce wywołać nie kto inny, a sam Lucyfer. Naturalnie, pomysł Księcia Piekieł nie podoba się aniołom, planującym pokrzyżowanie działań „Lucka” poprzez zabicie go. Zadanie to zostaje powierzone oczywiście Lokiemu – najlepszemu agentowi pracującemu dla zastępów niebieskich. Sprawa wydaje się o tyle prosta, że Antychryst jest jeszcze kwilącym się w swoim dziecinnym łóżeczku niemowlęciem – ot, lekka i szybka robota przed udaniem się na zaległy urlop. Sprawy zaczynają się jednak poważnie komplikować, przez co były nordycki bóg będzie zmuszony odłożyć swoje wakacje jeszcze na bardzo długi czas...

Pierwsze, co od razu rzuca się w oczy przy lekturze książki, to kompletna zmiana kompozycji „Kłamcy”. W pierwszych dwóch tomach mieliśmy do czynienia ze swoistą antologią opowiadań o przygodach Lokiego, fabularnie ze sobą powiązanych. Tym razem w nasze ręce wpada pełnokrwista, podzielona na dziesięć rozdziałów powieść. W związku z tym, zmienił się również sposób narracji. O ile w pierwszych dwóch tomach każde opowiadanie kręciło się wokół osoby Lokiego, o tyle teraz rozdziały zostały podzielone na przeplatające się mikro-historie, ukazujące wydarzenia poszczególnych bohaterów książki – tak Lokiego, jak i Jenny, aniołów, czy książąt piekła. Konstrukcja książki przypomina film, scena po scenie odsłaniający założenia stworzonego przez Ćwieka scenariusza. Zabieg ten nie wpłynął w bardzo znaczący sposób na odbiór „trójki” w porównaniu do poprzednich dwóch tomów, jednak mimo to można go zaliczyć do plusów powieści - „Kłamcę” wciąż czyta się lekko i przyjemnie.

 

Kolejnym bardzo ciekawym aspektem „Ochłapu sztandaru” jest sposób, w jaki ukazano Apokalipsę. Zgodnie ze znanymi nam przekazami biblijnymi, dzień Sądu Ostatecznego mają poprzedzić plagi, kataklizmy i inne przerażające wydarzenia. Tymczasem u Ćwieka Apokalipsa ma znacznie łagodniejszy wymiar, można by rzec, że odebrano jej patos, z którym jest na co dzień przedstawiana. Czytelnik patrzy na wszystkie wydarzenia z dość dużą dozą dystansu, co jest prawdopodobnie efektem tego, że autor mocno „uczłowieczył” obie strony konfliktu. Ludzką twarz aniołów znamy już z poprzednich tomów „Kłamcy”, jednak nie inaczej sprawa ma się z demonami – niech za przykład tego poświadczy kreacja Lucyfera, wielkiego miłośnika serialu „Przyjaciele”. Apokalipsa wg Ćwieka nie przeraża, w konsekwencji czego, choć na kartach książki ważą się losy świata, ciężko odnieść wrażenie, że jest to coś więcej niż tylko zwykła operacja militarna.

Znamienne dla dwóch poprzednich tomów przygód Lokiego było to, że autor raczył nas rozmaitymi nawiązaniami do popkultury, liczonymi w dziesiątkach. Nie inaczej jest i tym razem – z każdym kolejnym rozdziałem natrafiamy na wiele ciekawych „smaczków”. Niektóre z nich są dość oczywiste, inne nieco bardziej subtelne, za to odkrywanie ich dodaje lekturze dodatkowego kolorytu. Niemniej, żadne z tych nawiązań nie wpływa znacząco na fabułę, toteż nieznajomość ich w żadnym wypadku nie odbiera przyjemności z zagłębiania się w kolejne wątki powieści.

Zmierzając ku końcowym refleksjom, stwierdzam, że trzeciej odsłonie „Kłamcy” nie można tak naprawdę wiele zarzucić. Za to można, a nawet trzeba, wypomnieć jej zakończenie, a właściwie... jego brak. Dochodząc do ostatniej strony powieści okazuje się, że nagle historia zwyczajnie się urywa, niczym przecięta skalpelem. Autor przy każdej możliwej okazji podkreśla, iż jest to efekt tego, że musiał oddać powieść do druku w wyznaczonym terminie i nie chciał dopisywać reszty książki „na szybko”, przez co reszta „trójki” ukaże się w czwartym tomie „Kłamcy”. Naturalnie, nie można mieć pretensji do Ćwieka o to, że wyszło tak, a nie inaczej, jednak mimo wszystko pewien niedosyt po zakończeniu lektury pozostał.

„Kłamca 3: Ochłap sztandaru” jest tym, czego oczekiwał każdy miłośnik przygód Lokiego – powieścią, od której ciężko się oderwać ze względu na wartką akcję, a z drugiej strony wciąż tak samo lekkostrawną i nie stawiającą poważnych pytań. Szkoda, że „trójka” nie ma finiszu z prawdziwego zdarzenia, choć dzięki temu z jeszcze większą niecierpliwością można czekać na ostatni tom przygód Lokiego, który ukaże się w przyszłym roku. Na pewno jednak nikt, kto szuka w najnowszym „Kłamcy” kolejnej porcji dobrej rozrywki, nie będzie zawiedziony. Zapewniam.


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.