Nieśmiertelność zabije nas wszystkich - Drew Magary - Fragment #2

Rozdział 3

„CHRYSTE, JUŻ ZAWSZE BĘDĘ MIESIĄCZKOWAĆ"

Do dziś nikomu nie wyjawiłem, że zdecydowałem się przyjąć lekarstwo. Nie powiedziałem ojcu, siostrze ani żadnemu koledze z pracy – nikogo też nie pytałem o radę. Nie wiedzą, że to zrobiłem, podobnie zresztą jak ja nie mam pojęcia, czy oni czasem również nie przeszli kuracji. Słowem nie wspomniałem o tym nawet znajomemu bankierowi, od którego dostałem adres lekarza. Po pierwsze, nie zakończyłem jeszcze procesu i czułbym się głupio, rozpowiadając, iż stanę się nieśmiertelny, gdy wciąż istnieje możliwość, że mój zacny doktor zostanie za tydzień nakryty i trafi za kratki.

 

Co ważne, do tej pory nie spotkałem nikogo, kto przyznałby się do tego publicznie. Jak sądzę, wszyscy przyjęliśmy niepisaną zasadę, iż o tym się po prostu nie rozmawia. Trochę podobnie jak w przypadku korekty nosa. Wszelkie rozmowy o lekarstwie, w jakich brałem udział, były czysto teoretyczne; „Zdecydowałbyś się?", „A co gdyby to zalegalizowali? Wtedy też nie?", „Poleciałbyś na kurację do Brazylii? Podobno niektórzy z mojej firmy wzięli nagle urlopy z powodu „okazyjnych wakacji w Rio". Tego rodzaju gadanina. Nikt jednak nie powiedział mi wprost: „Tak, zrobiłem to". Dziwne. Przecież ludzie się na to decydują. Skoro taki przeciętniak jak ja potrafi załatwić sobie kurację, to zakładam, że nie jestem jedyny ani aż tak niezwykły. Pewnie jednak całą rzecz wciąż otacza zbyt dużo wątpliwości, by się tym popisywać.

Tak czy inaczej, z zadowoleniem milczałem na ten temat. Wreszcie wszystko wyciągnęła ze mnie Katy. Moja współlokatorka byłaby świetnym śledczym. Interesuje się ludźmi wręcz agresywnie. Jeśli postawisz jej butelkę wina, zarzuci cię setkami pytań, aż poczujesz się, jakby świeciła ci w oczy mocną lampą. Uwielbia wydobywać ważne informacje i potem się nimi zabawiać – rozciąga je w dłoniach, odbija o ściany, a kiedy się znudzi, odrzuca w kąt. Siedzieliśmy więc w mieszkaniu i oglądaliśmy wiadomości. Leciał właśnie wieczorny reportaż na temat lekarstwa i Katy znienacka spytała mnie, mrużąc oko:

– Załatwiłeś to sobie?

– Co? Nie... Skąd.

– O mój Boże! – jęknęła. – Jesteś najgorszym kłamcą na świecie.

 

– Wcale nie kłamię.

– Odkąd zaczął się ten program, zamilkłeś jak grób. Nie próbuj nic przede mną ukrywać. Mam doskonały nos do lekarstwa.

– Nos do lekarstwa?

– Uhm. Pamiętasz, opowiadałam ci, że Jesse Padget przeszła kurację? To prawda. Widać było od razu, zamykała się, gdy tylko ktoś wspomniał o lekarstwie. Zupełnie jak ty teraz. Przejrzyj się w lustrze. Rumienisz się. Wyglądasz jak gigantyczny pomidor.

– O Jezu...

– Zrobiłeś to! Zrobiłeś! Zrobiłeś! Nie do wiary! Ty kłamliwy draniu!

W rekordowym czasie wydobyła ze mnie przyznanie do winy i rozpromieniła się zadowolona z sukcesu. W jej oczach tańczyły iskierki, uśmiechała się z dumy. Ma ukruszoną jedynkę i demonstruje to przy każdej okazji, uważając za swoją cechę szczególną.

– Tylko nie rozpowiadaj o tym po całym mieście, dobra?

– Och jasne, nikomu nie powiem – odparła. – Przysięgam ci. Ale musisz mi wszystko zrelacjonować.

– Proces jeszcze nie jest zakończony.

– Nie jest zakończony? Co oni ci robią? Powiedz mi, no powiedz. Podobno dostaje się sześćdziesiąt zastrzyków, wszystkie pod pachę.

– Nie. Lekarz pobrał mi krew, a za tydzień zrobi mi trzy zastrzyki. I to wszystko.

– Tylko tyle? Ja pierdzielę. A ile to kosztuje?

– Siedem tysięcy.

– Siedem patoli?!

– Cii!

– Przecież to tyle co nic! A nawet jeszcze taniej. Kiedyś u Lusardiego zapłaciłam większy rachunek za kolację! Musisz mi powiedzieć, jak się to załatwia.

– Nie mogę.

– Oj, przestań.

– Lekarz przyjmuje wyłącznie osoby polecone przez ludzi z niewielkiego kręgu bliskich znajomych. Ja mam tego farta, że znam jego przyjaciela. Doktor nie chce pracować z nikim innym. Wiesz, zachowuje się trochę jak diler, serio.

– Więc powiedz mi jak się ten twój kumpel nazywa i też się na niego powołam.

– Nie mogę.

– No proszę cię. Nie bądź jak pies ogrodnika. Co wy, w jakiś męski klub się bawicie? Przechodzicie kurację, a potem pływacie razem na golasa? O to chodzi?

– Po prostu nie chcę nikomu narobić kłopotów. Lekarz wyraźnie mnie prosił, bym mu nikogo nie podsyłał.

– To nieuczciwe. Kim jest ten twój znajomy? Schilling? To na pewno Schilling.

– Nie...

Kolejny krzywy, triumfalny uśmieszek.

– To on! Niesamowite. Nie potrzebuję nawet wykrywacza kłamstw. Wystarczy, że zadam ci pytanie i zaczekam, aż zacznie ci się kurzyć z nosa.

– I tak nie znasz jeszcze adresu ani numeru telefonu.

– Dlaczego miałbyś mi nie dać? No naprawdę. Wymień choć jeden dobry powód, poza twoją chłopięcą obietnicą. Powiedz mi, dlaczego ja nie zasługuję na tę informację, a ty tak. Nie uważałam cię dotąd za skrytego. A teraz proszę cię o coś, a ty się wycofujesz. No przestań. Nie bądź żyła. Przecież i tak wszyscy się dowiedzą, co zrobiłeś. Prawdę mówiąc, skoro ja odkryłam to tak szybko, rano będzie huczeć o tym w całej okolicy.

– Okej. Dobra. Powiem ci. Ale dopiero za tydzień, kiedy sam przyjmę zastrzyki. Poza tym przez pół roku będziesz opłacać kablówkę.

– Co?!

– Cena informacji. Normalna transakcja.

– Pieprzony prawnik.

– Podałem ci warunki. Umowa stoi?

– Stoi. Wciąż nie mogę uwierzyć, że znalazłeś tego lekarza. Kocham cię! Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki! Wiesz, że sama próbowałam kogoś takiego odszukać? I przez kilka miesięcy nic. Ulżyło mi. To niesamowite. Ale... ten twój doktor... Na pewno jest uczciwy?

– Tak.

– Bo wiesz, dużo się słyszy o oszustwach. Skąd pewność, że nie wstrzyknie ci płynu do naczyń? W zeszłym tygodniu zrobili to takiej kobiecie w Queens.

– Jestem pewien, że nie podali jej płynu do naczyń. Zresztą mój lekarz nie ma nawet czego zmywać.

– Okej, więc zaczekam, aż przyjmiesz lekarstwo. I jeśli nie padniesz po tym trupem, od razu dzwonię. Jestem taka podekscytowana! Już zawsze będę mieć dwadzieścia siedem lat! I nie muszę po to latać do São Paolo!

Zerwała się z miejsca i ruszyła do kuchni. Zamarła jednak w pół drogi.

– Chryste – jęknęła. – Wiesz co sobie właśnie pomyślałam? Już zawsze będę miesiączkować. Do dupy.

– To chyba niewielka cena.

– Wiesz, możemy już zawsze mieszkać razem. Podpisałbyś umowę wynajmu na sto lat?

– Nie.

– Twoja strata. Ja zamierzam imprezować do roku 5000!

Nalała sobie pełen kieliszek wina Shiraz i zaczęła tańczyć na sofie.

Data modyfikacji:

13/06/2019, 10.00


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.