Żmija - Andrzej Sapkowski - Recenzja

Od momentu wydania ostatniego tomu Trylogii Husyckiej, tj. „Lux Perpetua”, minęły trzy lata. Przez ten czas o Andrzeju Sapkowskim niewiele można było usłyszeć – brak newsów i zapowiedzi z pewnością intrygował niejednego miłośnika prozy łódzkiego pisarza. I całkiem słusznie, gdyż jak się bowiem okazało, w marcu tego roku Newsweek ogłosił, że AS powraca na scenę ze „Żmiją” - nową powieścią, której akcja miała przenieść nas na górzyste tereny Afganistanu.

I gdy wszystko zdawało się zmierzać ku wydaniu książki, o „Żmii” znów zrobiło się cicho. Nie wiem, czy półroczne opóźnienie w stosunku do pierwotnej, marcowej premiery było spowodowane problemami z redakcją czy też być może wyd. superNOWA zwyczajnie chciało zaostrzyć czytelniczy apetyt na nowe dzieło Sapkowskiego; w każdym bądź razie, gdy książka w październiku ostatecznie trafiła na półki sklepowe, moje oczekiwania były dość duże.

Akcja powieści, jak już wspomniałem na wstępie, ma miejsce na terenach dzisiejszego „Afganu”. Przez zdecydowanie większą część książki poznajemy ten niegościnny kraj wraz z oddziałami Związku Radzieckiego, które prowadziły militarną interwencję na tym obszarze w latach 1979-1989. Na Afganistan patrzymy jednak nie tylko oczami Sowietów, gdyż przez pewien czas towarzyszymy również 66. pułkowi piechoty angielskiej podczas II wojny afgańsko-brytyjskiej, wojskom Aleksandra Wielkiego, które podbijają te tereny na drodze do Indii, a przez chwilę nawet oddziałowi polskiego kontyngentu, stacjonującemu w Afganistanie w ramach misji stabilizacyjnej. Nie, tak naprawdę w tym momencie nie uchyliłem nawet rąbka samej fabuły – wszystkie te informacje można na dobrą sprawę wyczytać z tylnej okładki książki.

 

Fabuła z początku rozwija się bardzo leniwie i dość „niefantastycznie” - po ok. ¼ powieści można by rzec, że jest to powieść stricte militarystyczna. Później akcja nabiera większego tempa, pojawia się też trochę magii, jednak wciąż jest jej dość mało w porównaniu z resztą twórczości pisarza. Główny wątek fabularny, opierający się na podróżach w czasie pomiędzy poszczególnymi okresami historii Afganistanu, bliskowschodnich legendach oraz tajemniczej złotej żmii jest dość prosty, jednak mimo to bardzo intrygujący. Cóż jednak z tego, skoro został on zbrodniczo przycięty, marnując tym samym swój potencjał... ? Sprawy nie ratują nawet wątki poboczne, bo raz, że jest ich bardzo mało, a dwa, że również są okrojone do minimum.

Warto tutaj wspomnieć o dość specyficznym języku powieści. Chcąc lepiej oddać realia światów, w jakich żyją poszczególni bohaterowie, Sapkowski wprowadził niezliczoną ilość wstawek rosyjskich, angielskich i greckich, do bólu karmiąc nas również terminologią wojskową. Takie zabiegi nie zdziwią nikogo, kto miał do czynienia z „Trylogia Husycką” - już tam pisarz uraczył nas wieloma wtrąceniami czy nawet całymi pieśniami w obcych językach. Niemniej jednak w cyklu husyckim było tego jakby mniej; obce terminy nie przytłaczały czytelnika tak, jak ma to miejsce w „Żmii”. Owszem, podobnie jak w przypadku „Trylogii...”, autor umieścił z tyłu książki glosariusz, jednakże wyjaśnia on niewiele spośród terminów, z którymi przeciętny człowiek nie styka się na co dzień. Chwała pisarzowi, że posiada tak ogromną wiedzę historyczną i lingwistyczną, jednak przelanie tego na karty powieści w tak wielkiej ilości nie było najlepszym pomysłem. Podczas lektury właściwie co chwilę trzeba się odwoływać do słowników, by zrozumieć subtelne różnice pomiędzy „ka-en-pe” i „ka-pe-pe” czy „ładunkiem 200” a „ładunkiem 300”. Nie mogę zaprzeczyć, że w fantastyce historycznej rzetelne przedstawienie realiów jest bardzo istotne, ale tym razem Sapkowski zwyczajnie przedobrzył.

Kolejny zarzut wobec „Żmii” to brak wyrazistych bohaterów. Łódzki pisarz zawsze słynął z tworzenia bardzo barwnych postaci – wystarczy tutaj nadmienić Geralta z wiedźmińskiej sagi czy Reynevana, Szarleja i Samsona z Trylogii Husyckiej. Przygody wyżej wymienionych niejednokrotnie poruszały, czytelnik nigdy nie był wobec nich obojętny, wyrabiając sobie opinię na temat każdej z tych postaci na podstawie dokonywanych przezeń czynów. Tymczasem w „Żmii” jest wręcz odwrotnie – książkę czyta się kompletnie beznamiętnie. Główny bohater, praporszczyk stacjonującej w „Afganie” sowieckiej armii Paweł Lewart właściwie niczym nie wyróżnia się spośród innych sołdaków. Większości z jego towarzyszy nie można ocenić, gdyż ich osobowości składają się jedynie kilkulinijkowych, suchych charakterystyk. W przekroju całej książki tylko o Łomonosowie i Sawieliewie można powiedzieć, że w jakiś sposób wyróżniają się na tle reszty bohaterów. Niestety, potencjał tych postaci także nie został wykorzystany – pierwszy z nich odgrywa rolę raczej drugoplanową, drugi zaledwie epizodyczną.

Charakterystyczną cechą książek Sapkowskiego zawsze było to, że oprócz czystej rozrywki zawsze oferowały pewne przesłanie. Nie inaczej jest i tym razem. AS w swojej najnowszej powieści przede wszystkim pokazuje to, że Afganistan jest miejscem, którego nie da się podbić militarnie, i to nawet dysponując najlepszym wojskiem w danej epoce. Nie sili się przy tym na upiększanie krajobrazu, do czego zdążył już nas zresztą przyzwyczaić – okrucieństwa wojny, jej bezsens, a także „odczłowieczenie” żołnierzy to motywy, które przewijają się przez całą książkę. Nie ma tu może konkretnych aluzji do obecnej sytuacji na Bliskim Wschodzie, jednak bez wątpienia „Żmija” daje do myślenia.

Sapkowski to jednak wciąż niedościgniony wzór dla wielu pisarzy jeśli chodzi o warsztat: wspaniały styl, bogactwo językowe, świetne, choć już nie tak częste humorystyczne dialogi i ta rzadko spotykana lekkość pióra sprawiają, że „Żmija” pomimo wielu mankamentów wybija się ponad przeciętność.

 

W ogólnym rozrachunku nie można jednak powiedzieć, że wybija się znacznie. Powieść jest zdecydowanie zbyt krótka (ledwie 230 stron), przez co zarówno wątek główny, wątki poboczne, jak i profile samych bohaterów zostały okrojone do niezbędnego, bezbarwnego minimum. Świetna technika pisarska i wierne oddanie realiów Afganistanu na przestrzeni wieków to jednak za mało, by sprawić, że czytelnik będzie przewracał kolejne karty powieści z zapartym tchem. Grzechem byłoby powiedzieć, że „Żmija” jest kompletnie niewarta uwagi, ale z całą pewnością pozostaje daleko w tyle za sagą o Wiedźminie czy Trylogią Husycką.

Najnowszej powieści Sapkowskiego jeszcze przed premierą wielu przypisywało „Zajdla 2010” - jak się okazuje, zdecydowanie na wyrost. „Żmija” zawiodła moje oczekiwania i z pewnością nie mogę jej polecić „w ciemno” - na rynku jest obecnie zbyt wiele innych, ciekawych tytułów, w które warto zainwestować. AS zanotował wyraźny spadek formy - miejmy nadzieję, że tylko jednorazowy...


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.