Labirynty - Michał Cetnarowski - Recenzja

Michała Cetnarowskiego śmiało można by nazwać „człowiekiem-orkiestrą” - publicyście, dziennikarzowi, a ostatnio redaktorowi naczelnemu antologii „Nowe idzie”, w październiku doszyto kolejną łatkę - „pisarza fantastycznego”. Wtedy to bowiem nakładem wyd. Powergraph na półki sklepowe trafił książkowy debiut Poznaniaka, zbiór opowiadań zatytułowany „Labirynty”.

Debiut, co trzeba przyznać, bardzo osobliwy. Autor zaserwował nam jedenaście bardzo zróżnicowanych opowiadań, czerpiąc wzorce z wielu różnych konwencji. Mamy bowiem zarówno post-apokaliptyczną wizję świata po III wojnie światowej („Droga na zachód”), opowiadanie science-fiction hołdujące twórczości Philipa K. Dicka („Nexus”), jak i będący bliski klasycznego fantasy obraz spotkania kultury ludzkiej z elficką, a dokładniej „aelficką” („Ziemia obiecana”).

Cetnarowski jednak nie trzyma się raz obranej konwencji, starając się mieszać różne style i wychodzić poza gatunkowe szufladki. Nawet kiedy wplata w swoje historie motywy znane i popularne w literaturze, to stara się je ugryźć od zupełnie innej strony. Całość opleciona jest bardzo kwiecistym, niemalże poetyckim językiem, zawierającym wiele odległych metafor, anafor, czy apostrof. „Labirynty” aż kipią od symbolizmu, co z jednej strony sprawia, że każde opowiadanie należy czytać bardzo uważnie i w większości przypadków doszukiwać się więcej, niż tylko jednej płaszczyzny, a z drugiej daje czytelnikowi pole do własnej interpretacji wydarzeń, zmuszając go do zastanowienia się nad poruszanymi problemami.

 

Cechą wspólną dla niemal wszystkich historii jest brak określenia czasu lub/i miejsca akcji, co świadczy o ich uniwersalizmie; Cetnarowski daje nam do zrozumienia, że opisywane przez niego zdarzenia mogłyby mieć miejsce w praktycznie każdym czasie i miejscu, a jednym z bohaterów mógłby zostać każdy z nas.

Bardzo ważnym aspektem „Labiryntów” jest psychologia. To ona niekiedy gra pierwsze skrzypce w opowiadaniu, spychając akcję na dalszy plan i przedstawiając nam emocje bohaterów, z reguły uwikłanych w sytuacje tragiczne, jak choćby w „Pieśni z doliny”. Dialogi często zastępowane są przez wewnętrzne monologi, ukazujące nam nieprzekłamaną niczym głębię każdej z postaci: ich motywacje, marzenia, pragnienia i rozterki. Świat, który ukazuje Cetnarowski w swoich opowiadaniach jest relatywny; to, jak wygląda, zależy od bohatera, który aktualnie nań patrzy, odmalowując go we własnych barwach na podstawie uczuć i doznań zmysłowych – smaku gorzały, chłodu wody w górskim potoku, czy zapachu siarki.

Żonglując stylami i konwencjami autor kilkukrotnie jednak zgubił drogę w zbudowanych przez siebie labiryntach. Tak jest chociażby we wspomnianej już wyżej „Pieśni z doliny” - poruszającym, bardzo emocjonalnym opowiadaniu z wepchniętym jakby na siłę wątkiem fantastycznym, który w pewnym momencie zwyczajnie się urywa. Podobnych sytuacji nie ma jednak wiele, toteż można to zrzucić na karb debiutu.

„Labirynty” to antologia bardzo refleksyjna. Jest to lektura, której nie czyta się lekko i przyjemnie, gdyż niejednokrotnie zmusza do doszukiwania się i analizowania zawartych w niej symboli. Niełatwo jednoznacznie powiedzieć, czy jest to książka dobra czy słaba – specyficzny styl pisarza można zarówno pokochać, jak i znienawidzić. Autor wykazuje jednak w swoim pierwszym dziele spory potencjał i dlatego uważam, że warto dać mu szansę i zanurzyć się odmętach labiryntów... Pozostaje jedynie pytanie: Quo vadis, Cetnarowski?


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.