Adam Przechrzta

Antykwariat pod Salamandrą wywołał we mnie mieszane uczucia. Oryginalny, ciekawy świat wzbudził spory entuzjazm, niestety autor dość szybko roztrwonił go niekonsekwencją w trzymaniu się własnych zasad, tworząc coraz to bardziej absurdalne wyjątki dla głównego bohatera. W efekcie cierpiała wiarygodność, dobijana dodatkowo nadużywaniem motywu metaforycznej odsieczy kawaleryjskiej, raz po raz ratującej Janusza ze śmiertelnej zdawałoby się opresji. Podchodząc do “dwójki”, miałem nadzieję, że coś się w tej sprawie zmieni.

Twórczość Adama Przechrzty znam głównie za sprawą całkiem udanego „stalingradzkiego” cyklu o majorze Razumowskim. Miał on rzecz jasna swoje wzloty i upadki, ale ogólnie rzecz biorąc, stanowił kawał solidnej literatury rozrywkowej. Choć w Antykwariacie pod Salamandrą teoretycznie zmieniło się wszystko, w praktyce nietrudno znaleźć punkty zbieżne.

„Janusz Korpacki wbił nóż w wątrobę Huberta, a on nie zareagował”. W ten sposób Adam Przechrzta zaprasza do wciągającej historii stosunków polsko-rosyjskich, losów „Alchemika” oraz mitycznej Chorągwi Michała Archanioła. Zaczęło się ciekawie, jednak czy to wystarczy aby na dłużej przyciągnąć czytelnika?

Początek roku 1942. Oblegany od 21 września 1941 Leningrad tonie w problemach. Miasto zostało odcięte od zapasów. Pozbawieni żywności i ciepła ludzie staczają się coraz niżej - nasila się fala gwałtów, rozbojów i morderstw. Odnotowano wiele przypadków złamania jednego z największych tabu naszego gatunku – kanibalizmu. Na domiar złego coraz głośniejszym echem odbija się sprawa Doskonałych – tajemniczej sekty, której członkowie zyskują rzekomo odporność na mróz i głód. Zajęte prowadzeniem wewnętrznej wojenki władze ignorowały te pogłoski. Do czasu. (...) Na miejsce zostaje wysłany służący w GRU (Głównym Zarządzie Wywiadu) major Aleksander Razumowski.

Strony: 1 2