Relacja z Falkonu 2009
Wstyd się przyznać że ja, mieszkaniec Lublina, nigdym na Falkonie nie był. Ba, gorzej – przez wiele lat słodko drzemałem we własnym łóżku, nie zdając sobie sprawy, że coś takiego istnieje! Ale że na urodziny nie wypada nie przyjść... postanowiłem w tym roku przerwać ten haniebny proceder i w piątek 13-go zjawiłem się przed Wyższą Szkołą Przedsiębiorczości i Administracji w Lublinie. Z ukłuciem zdenerwowania przed nieznanym i ekscytacją przed nieuniknionym stanąłem na progu uczelni, na 3 dni zamienionej w wesołe miasteczko dla fantastów. Miło mnie zaskoczyło, gdy już przy wejściu ujrzałem grupę rozentuzjazmowanych młodych ludzi, czekających na swoją kolej do akredytacji. Przy wejściu każdy uiścił należną opłatę i otrzymywał siateczkę, w której oprócz masy świstków i reklam znajdowały się dwie ważne rzeczy – identyfikator i program konwentu.