Wojciech Zieliński

Pisanie recenzji drugiego tomu dłuższej serii jest trudne samo w sobie, a jeśli robi się to po mniej więcej tygodniu od pierwszego tekstu, ryzyko powtarzania samego siebie rośnie niepomiernie. Jeśli czytając poniższe zdania, odniesiecie wrażenie, że gdzieś już to widzieliście, to zapewne macie rację. Będzie to wina zarówno moja, jak i Wojciecha Zielińskiego. Dlaczego wplątuję w to wszystko autora? Cóż, opisuję to, co widzę, a widzę, że przyświecała mu znana skądinąd maksyma “bigger, better, more badass”.

Zanim sięgnąłem po książkę Zielińskiego, zrobiłem coś, czego zwykle unikam jak ognia: przeczytałem internetowe komentarze na jej temat. (...) Szybko przypomniałem sobie jednak, dlaczego z reguły podobne opinie ignoruję. Mają one bowiem tendencję do polaryzacji: gra czy powieść albo jest absolutnie genialna i zasługuje na dziesiątkę, albo zupełnie do bani i należy jej się okrąglutkie zero. Jak zwykle sytuacja okazała się jednak znacznie bardziej złożona.

Strony: 1