Skocz do zawartości

calavera

Użytkownicy
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez calavera

  1. calavera

    Postać fantastyczna

    Postać Edu, nie otoczenie. Choć to samo w sobie też urocze pytanie (tyle że bardziej oklepane - jeśli nie było na tym forum wątku 'w jakiej nibylandii chcielibyście mieszkać?' będę naprawdę zaskoczony), więc od biedy można by na oba odpowiedzieć w tym samym temacie.
  2. Ok, przyznać się - kto zabił forum? I to akurat jak zdecydowałem się założyć temat pasujący do jego tematyki
  3. calavera

    Co to jest 'elf'?

    Dręczy mnie to pytanie od jakiegoś czasu, bo niestety z konceptem elfa się spotykam tu i ówdzie, ale dopiero teraz do mnie dotarło że mam pod nosem ekspertów w kwestiach fantastycznych. Pytanie to zrodziło się w moim zarośniętym czerepie po którymś twierdzeniu fana książki X w jego krytyce książki Y 'to są elfy, tylko inaczej się nazywają! (ergo, rasa nie jest tak oryginalna jak chciałby twierdzić autor) albo wręcz przeciwnie 'elfy by się tak nie zachowały! to gwałcenie archetypu!' Co mnie zastanowiło niesamowicie, bo dla mnie definicja elfa sprowadza się niemal wyłącznie do kategorii estetycznych - elf ma mieć kinky uszy i samoregulujący metabolizm (ZERO TŁUSZCZU FUCK YEAH). To 'niemal' się tyczy jakiejś tam długowieczności - chyba nie spotkałem jeszcze elfa, który żyłby krócej niż 150-200 lat, więc jakoś to weszło w moje rozumienie tegoż słowa. Ale dalej reaguję zdziwieniem na wszelkie twierdzenia znawców fantasy w stylu 'elf to konkretny archetyp i wiadomo czego po elfie się spodziewać'. Prawda to? Istnieje jakiś w miarę sensowny archetyp elfa, który jest uznawany przez więcej niż dwie osoby naraz? Czy wy macie szersze/bardziej szczegółowe definicje tegoż stwora, czy też nie jestem jedyną osobą mającą tak luźne jego rozumienie? A jeśli istnieje taka szczegółowa definicja, jak się do samej idei odnosicie - do jej nadużywania w książkach i grach? Jak reagujecie na kolejnego dragon ejdża, mającego świętą trójcę ras fantasy? I wreszcie... czy elfy mają rogi?
  4. Ej, doceniam intencje. Całe moje 'przesłanie' sprowadza się do idei: 'nie łammy krzywdzących stereotypów poprzez tworzenie nowych'. I nawet nie zarzucam Ci celowego przeginania w drugą stronę, ale zwracam uwagę jak Twoje wypowiedzi mogą (a nawet moim zdaniem muszą) zostać zrozumiane - wbrew Twoim intencjom. Tylko osoba uznająca krytykę może podążać ścieżką samodoskonalenia, mrówcze dziecię.
  5. calavera

    Wiara

    Czyli tak, jeśli wulkanolodzy, geolodzy i egiptolodzy spierają się o to, czy przez wybuch na Santorini (prawdopodobnego sprawcę kataklizmów w Egipcie) nie przesunąc chronologii historii Egiptu o 200 lat, to jest ok. Ale jeśli przez przypadek gdzieś tam pojawi się ekipa Discovery, zrobi jakiś materiał, wytnie nudne kawałki i puści w tv, to jest to ewidentny znak, że całe te badania to bujda na resorach. A że jeszcze jakiś Izraelczyk do tego dodaje, że wszystkie mity hebrajskie to bujda, to jest już 200% pewności, że biblijne opowiastki są wyssane z palca. To faktycznie bardzo krytyczne myślenie. Niezbyt trzeźwe, ale bardzo krytyczne. Od końca: myślenie krytyczne nie może być nietrzeźwe. Myślenie krytyczne = myślenie trzeźwe. Chyba że stosujemy potoczną (tj. w moim przekonaniu uskutecznianą głównie przez idiotów 'ze wsi') definicję krytycyzmu jako depresyjnego marudzenia. Ale osoba wykształcona powinna wiedzieć że myślenie krytyczne nie sprowadza się do 'nieeee podoba mi się bo nieeeeee'. Przykład z Discovery nie miał w żaden sposób sugerować jakoby samo ich zainteresowanie w magiczny sposób mogło zmieniać historię, co zdajesz się mi zarzucać. Co chciałem przekazać to to, że Discovery (zwłaszcza ostatnimi czasy) i podobne instytucje słyną z 'naginania' faktów. Zwróć uwagę na ich blok programowy: 'dokumenty' o duchach, ufo, cudach fatimskich, szukaniu arki noego (czy generalnie o potopie), budowaniu traktorów czy innych motocykli i łapaniu rekinów (or sth, dawno nie oglądałem, ale z rzetelnych źródeł wiem że jest tam coraz gorzej). To chyba wybitnie pokazuje że telewizja ta kładzie cholernie silny nacisk na efekciarstwo i kontrowersyjność (w pewnym sensie) - kosztem rzetelności do tego stopnia, że rzetelności wcale nie da się w ich produkcjach uświadczyć. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie by nawet w tak niesprzyjających przekazywaniu prawdy historyczno-archeologicznej warunkach ekipa Discovery zrelacjonowała coś w sposób rzetelny i zgodny z najbardziej prawdopodobnymi interpretacjami znanych faktów, aaaaaaaaaleeeeeeee z oczywistych przyczyn wyniki badań wspomnianych izraelskich archeologów stanowią dla mnie o wiele większy dowód. Jeśli uważasz inaczej, chętnie usłyszę wyjaśnienie dlaczego. Bo w tej chwili naprawdę nie mam żadnego pomysłu na to, jak jakakolwiek inteligentna osoba jest w stanie stawiać na równi 'dokumenty Discovery Ch.' i badania, które bardzo chciały udowodnić X, ale niechcący udowodniły anty-X i bardzo z tego powodu cierpią.
  6. calavera

    Wiara

    Nie jestem znawcą tematu i nie czuję się na siłach, by mówić o "wszystkich" badaniach. Słyszałem o różnych badaniach, część bliżej zgłębiłem, bo musiałem, ale czy wszystkie? Nie wiem. Ok. Ok, źle to ująłem, bo faktycznie niczego to na 100% nie dowodzi. Niemniej, hipotezy które tutaj przywołałem, wydają się być całkiem prawdopodobne - przynajmniej w moim odczuciu. Zatem widocznie mamy zupełnie inne wymogi względem prawdopodobieństwa hipotez. Plagi wydarzyły się wg biblii podczas niewoli egipskiej, która wg archeologów nie miała miejsca. Zatem nawet jeśli rzeczywiście w Egipcie wydarzyło się coś, co mogłoby zachować się w mitologii w stylu plag hebrajskiego boga, to jaka jest szansa że faktycznie hebrajczycy tworzący biblię mieli jakiekolwiek pojęcie o wydarzeniach z Egiptu? Oczywiście nie wykluczam wariantu, w którym autorzy biblii mogli zasłyszeć historię 'trzy pokolenia wstecz rzeka Egiptu spłynęła krwią', po czym stworzyli opowieść 'ok, to było dlatego że eee... byliśmy tam niewolnikami, ale wyczarowaliśmy parę klątw i uciekając z tej niewoli skopaliśmy jeszcze faraonowi dupsko, fuck yeah!' Brzmi sensownie. Tak czy inaczej moje chyba podstawowe zastrzeżenie do tego typu odkryć opiera się na tym, że przedstawiane są one niemal wyłącznie w badziewnych filimach dokumentalnych na Discovery Ch, które słowem nie wspominają o dostępnych dla każdego zainteresowanego wynikach badań zarówno wspomnianych archeologów izraelskich (jak i europejskich), które wykluczyły prawdziwość niemal wszystkich starotestamentowych historii i tym samym zaczynają przypominać niemal bzdury Danikena. GDYBY te dokumenty zaznaczyły 'ok, większość z tego to ewidentnie bzdura, ale mamy tu parę całkiem sensownych dowodów' miałyby jakąś szczątkową wartość - ale tymczasem wszystkie (na które ja trafiłem) prezentują swoje odkrycia w sposób 'wow, czyż to nie wspaniałe? znaleźliśmy (tak naprawdę niepotrzebne, rzecz jasna) dowody na zajebistość biblii!' Jeśli dla kogoś to 'całkiem prawdopodobne hipotezy' sugeruję włączyć tryb krytycznego myślenia. Inaczej niedaleka droga do wierzenia w horoskopy.
  7. Oczywiście zgadzam się że panuje sporo dezinformacji nt. średniowiecza i warto je zwalczać, ale nie poprzez przeginanie w drugą stronę. Mimo iż Twój post prawie wcale de facto nie mówi że było fajnie, to jednak używasz sformułowań dających takie silne wrażenie. A na forum składającym się w dużej mierze z osób młodych, często łatwowiernych osób, jest dość sporym błędem.
  8. Czyli de facto przyznajesz że było źle, ale dobierasz słowa niejasne i niejednoznaczne w taki sposób, by Twoja wypowiedź *brzmiała* jakbyś mówił coś przeciwnego. Będzie z Ciebie dobry humanista :3
  9. calavera

    Wiara

    Nie będę wyzywał Cię od ignorantów, bo może po prostu źle sformułowałeś pierwsze zdanie i nie chciałeś napisać tego co napisałeś - ale jednak popełniłeś parę błędów rzeczowych (w paru ledwie słowach). Ale cóż - każdy może ulec dezinformacji, eh? Konkretnie - nie 'wiele' mitów jest badanych, ale generalnie wszystkie (poza częściami księgi rodzaju, rzecz jasna). Badania archeologiczne prowadzone przez Izraelczyków (czyli grupę, której najbardziej zależało na udowodnieniu prawdziwości rzeczonych mitów) wykazały nie tylko absolutny brak wykopalisk potwierdzających historie biblijne, ale wręcz natrafiły na detale wyraźnie przeczące wersjom biblijnym (nazwy miast, opisy geograficzne jak i chronologia leżą i kwiczą - tj. zupełnie się nie zgadzają). To co Ty przytoczyłeś, to nie efekt 'badań, które dowodzą', ale zwyczajne (w większości przypadków) quasi-naukowe gdybanie apologetów biblijnych. 'Cóż, MOŻE dałoby się tę historię wyjaśnić w taki sposób...' i jak najbardziej mamy całe mnóstwo mniej lub bardziej sensownych hipotez nt. wspomnianych w którymś z moich poprzednich postów pierwowzorów historii biblijnych. Ale nie należy zapominać że mimo iż wiele z tych historii faktycznie się w jakiejś formie wydarzyło albo mogło wydarzyć (jakiś patriarcha niechętny poświęceniu syna, mógł w rozpaczy uznać że bóg do niego przemówił i zniósł obowiązek zarzynania ludzkich dzieci - jak wspaniałomyślnie), to jednak całkiem spora ich część najprawdopodobniej jest od początku do końca zmyślona - co się tyczy zwłaszcza plag, jak i samej niewoli egipskiej. Zatem sugeruję o większą uwagę przy pisaniu o faktach, badaniach etc. bo łatwo dać do zrozumienia jakoby coś było wiadome kiedy absolutnie nie jest. Albo zmianę źródeł wiedzy - sam kiedyś trafiłem w telewizji na 'dokument' wyjaśniający pseudo-naukowo historie biblijne, ale miał on oczywiście wartość mniej wiecej taką jak Zeistgeist.
  10. To i ja się dołączę, bo widzę że nikt nie ujął sprawy w sposób, który mi się od razu na myśl nasunął. Droga Sigyn, Twój podstawowy problem komunikacyjny -jak mi się zdaje- polega na używaniu złego języka do tego, co chcesz przekazać. Tj. korzystasz z języka faktów do mówienia o rzeczach nie mieszczących się w zbiorze faktów (przynajmniej nie bezpośrednio). I np. piszesz 'podoba mi się jak było kiedyś' co sugeruje że to co Cię urzeka, kiedykolwiek istniało, zamiast napisać 'podoba mi się świat, który nigdy nie istniał i który istnieć by wręcz nie mógł, ale który sobie wymyśliłam i estetycznie przypomina troszkę średniowiecze - oraz Bambi i inne filmy Disneya'. Gdybyś tak to napisała, nikt nie musiałby tłumaczyć że te wartości, o których piszesz nie zniknęły nagle w ciągu ostatnich dekad czy nawet stuleci - lecz nigdy nie były wyznawane przez jakiekolwiek znaczniejsze grupy ludzi. Oczywiście mylenie historii z fikcją na forum fantastycznym to rzecz, której należało się spodziewać, ale wydaje mi się że właśnie fantaści powinni kłaść nacisk na dostrzeganie tej cienkiej granicy, aby nie uskuteczniać stereotypu niedouczonych nerdów wygadujących z pełną powagą bzdury w stylu 'Ryszard Lwie Serce na Smoku Wawelskim podbił orków osmańskich!' albo 'kiedyś ludzie szanowali naturę'. Oczywiście istnieje możliwość, że dysponujesz zupełnie innym systemem wartości od mojego - a zatem i definicjami słów nacechowanych pozytywnie. Przez co np. mogłabyś definiować szacunek jako coś opartego na strachu i ignorancji i dalej twierdzić, że tego typu szacunek jest nie tylko coś wart, ale że jest wręcz więcej wart niż to, że ludzkość zaczyna powooooooli W KOŃCU szanować człowieka. Jeśli tak, daj znać - zawsze chciałem porozmawiać z absolutnie obcą formą inteligencji, a większość z tych spotykanych ciemnymi nocami w wąskich uliczkach jest mało komunikatywna i zazwyczaj grozi urazami jeśli się nie użyczy 'szluga'.
  11. calavera

    E-books

    Załóżmy osobny temat, bo widzę że to bardzo często przewijający się tu wątek i wręcz prosi się o uroczą rozmowę :3
  12. calavera

    Wiara

    Zacznę od końca: Uważam że napisałeś coś bezdennie głupiego - mniej więcej na poziomie 'tide goes in, tide goes out'. ALE! to dość typowe w przypadku niedouczonych dzieci w temacie wiary, więc nie musisz się czuć z tym źle. Nawet zaznaczyłem że uważam ślepe błądzenie za lepsze zjawisko, niż niechęć do poruszania tematu - zatem i tak lepiej wypadłeś niż większość użytkowników tego forum. Nie płakusiaj! Co do obniżania poziomu dyskusji - nazwanie rzeczy po imieniu nigdy nie obniża poziomu tak bardzo, jak pisanie absolutnie durnych banialuków, które samemu można było sprawdzić w trzy minuty przy pomocy google i dojść do wniosku 'ok, ten argument nie przejdzie'. No ale to typowa taktyka ludzi głupich - czepiasz się formy mojej wypowiedzi, a nie jej treści (argumentów, które mają świadczyć o tym że Twoja wypowiedź była arcygłupia). Kto tu niby zaniża poziom? W kwestii akcentowania co ważniejszych słów - zapewniam, że podkreślanie najważniejszych elementów w zdaniu bardzo się przydaje przy rozmowach z dziećmi. Zdajesz się zapominać, że ludzie mają więcej zmysłów niż tylko wzrok (a i powietrze można w pewnym sensie zobaczyć). Jeśli nie dysponujesz zmysłem dotyku, to fakt - musisz mi uwierzyć na słowo że bardzo łatwo poczuć powietrze. Arogancja nie jest dla każdego.
  13. calavera

    Wiara

    Kolega następnym razem powstrzyma się od używania wyrażeń, których nie rozumie - prawda? Przyznaję że często się nad tym zastanawiam - ale oczywiście cieszę się że zadajesz (głupie bo głupie) pytania i próbujesz się czegoś dowiedzieć. Odwracając popularne powiedzenie: lepiej się ośmieszyć i dowiedzieć czegoś nowego, niż być cichym ignorantem. A uważasz że skąd WIEMY że powietrze istnieje? Ktoś przeczytał o nim w starożytnej książce spisanej przez barbarzyńskich pastuchów i uznał 'ej, to całkiem fajna idea, powinniśmy ją głosić z religijnym fanatyzmem!'? Innymi słowy: tak, przeprowadzono doświadczenia pokazujące jednoznacznie że powietrze istnieje (naprawdę czuję się głupio że muszę coś takiego pisać). 'Bóg istnieje bo mam buty'. Widzę że naprawdę rozmawiamy na poziomie (albo bardzo uroczo trollujesz - nie ma to oczywiście żadnego znaczenia, bo 'troll udający idiotę' = idiota). Wiemy że powietrze istnieje ponieważ przeprowadzono liczne doświadczenia, których rezultaty można oczywiście zinterpretować na praktycznie nieskończoną ilość sposobów, ale interpretacja interpretacji nierówna. Interpretacja 'powietrze istnieje' jest najsensowniejsza, choćby z powodu już wspomnianej w tym temacie brzytwy Ockhama (tj. odnosi się owa interpretacja do innych sprawdzonych teorii naukowych, a nie niepopartych doświadczalnie idei związanych np. z eterem czy bogiem). Dlatego możemy obiektywnie stwierdzić że zdanie 'zapałka płonie z powodu takich a nie innych reakcji chemicznych podtrzymywanych przez tlen zawarty w powietrzu' jest nieskończenie bardziej sensowne (i prawdziwe) niż zdanie 'zapałka płonie bo żywiołaki ognia urządzają sobie imprezę na jej czubku'. Dla porównania: Wiemy że bóg istnieje ponieważ jesteśmy w posiadaniu przerabianego wielokrotnie dokumentu, zawierającego zapis mentalności koczowniczych hebrajczyków sprzed wielu wieków, który poza wieloma barbarzyńskimi nakazami i prezentacją żałosnej, niewolniczej moralności, mówi 'bóg istnieje'. Ew. wiemy że bóg istnieje, bo mam takie przeczucie, którego niczym nie mogę podeprzeć. Widzisz pewną różnicę w ciężarze materiału dowodowego pomiędzy tymi dwoma przypadkami? Oczywiście że nie.
  14. Hohoho, no dobra - I'll play :3 W jaki sposób moje zarżnięte sesje tyczą się obecnej, rogalikowej? Gdybym kiedykolwiek twierdził, że 'kto morduje sesję, potępion będzie i niech sczeźnie' wtedy fakt, mógłbym zostać uznany za sporego hipokrytę - to i tak abstrahując od faktu, że na śmierć każdej sesji mam zajebistą wymówkę - lepszą od 'nie chciało mi się', choć opartą zawsze na wyjaśnieniu 'nie zamierzam prowadzić dla niewspółpracujących graczy', co z moją konfliktową naturą prowadzi do oczywistych problemów. Wydawało mi się też, że przerwy nie muszę wyjaśniać, no ale: sesję zastopował najpierw Grayson (oczywiście można zwalić na mnie winę, jako że w tamtym momencie sesji jego postać uczyniłem kluczową dla rozwoju akcji, a akurat on sesję olał), potem przerwa w działaniu AW i reszta dramy - a w efekcie wykruszenie się 3/4 graczy. Ile osób na rogalu grało w faerie na AW? Dwie - z pięciu czy sześciu. No ale winny jestem niekonsekwencji - zwłaszcza w kontekście rad dawanych w tym temacie. Zamiast strzelania fochów na całą sesję, mogłem zgodnie ze swoimi słowami ukatrupić/okaleczyć zapychającego gracza, zwłaszcza że miałem ku temu idealną okazję ;]
  15. calavera

    Wiara

    Przed czyim ołtarzem? ;] Mógłbym odpisać po prostu 'bzdura', ale zamiast tego zapytam - skąd ten pesymizm? Zjawisko o którym wspominasz, czyli bezkonkluzywność dyskusji (nie tylko religijnych) oczywiście występuje - w końcu dlatego właśnie ciągle nie mamy konsensusu na wiele różnych tematów. Niemniej nie wynika to (moim zdaniem) z nierozwiązywalnej natury tych tematów, ba, wręcz przeciwnie - jest to efekt stosowania paru bardzo niesprzyjających wyciąganiu jakichkolwiek wniosków technik retoryczno-konwersacyjnych, które de facto ucinają dyskusjom łeb akurat, gdy jest się tuż tuż od wyciągnięcia rzeczonych wniosków (jakkolwiek wstępnych i minimalistycznych). Generalnie wystarczy być konsekwentnym i czytać to, co piszą oponenci. Tradycyjne dyskusje mają często niewiele sensu, bo polegają na przerzucaniu się argumentami, czyli tworzą de facto dwa nie do końca związane ze sobą monologi, które z rzadka tylko wchodzą ze sobą w dialog (jakkolwiek w tej metaforze durnie to brzmi ;] ) i komentują cudze argumenty w sposób dokładny i konstruktywny. Lepszą alternatywą jest faktyczny DIALOG, w którym absolutnie TRZEBA odnieść się do każdego z argumentów drugiej strony, aż tylko jedna z nich nie pozostanie w posiadaniu niezbijalnych argumentów (dlatego moje posty są takie długie ;] ). Jeśli obie strony jakimś cudem takowe posiadają, oznacza to że dyskusja nie drąży tematu wystarczająco głęboko. Zatem stwierdzenie 'nie ma sensu rozmawiać' odbieram jako 'nie chce mi się dyskutować naprawdę'. Co właściwie nie powinno być zarzutem - w końcu to forum internetowe, gdzie ludzie z definicji wolą ignorować cudze posty i onanizować się swoją własną błyskotliwością ;] Ok, ale zacznijmy od podstaw - jaki w ogóle argument? Bo generalnie wszystkie z jakimi się spotkałem były na poziomie teodycei - czyli dość konkretnie żałosnym. Ha! Tuż przed naciśnięciem 'wyślij wiadomość' zauważyłem że nie napisałeś tam 'wszechmogącego i miłosiernego', a jedynie 'miłosiernego'. To rozwiązuje cały problem :3
  16. Usadawiam się na najbliższym krześle aby nie dać po sobie poznać, iż w obecnym stanie ledwie mogę ustać na nogach i udając brak zaciekawienia, gestem ręki przyjmuję gościa.
  17. Oh dear, to żyje? Byłem pewien żę MG rzecz olał i z czystym sumieniem (po uspokojeniu wkurwa 'ktoś robi inicjatywę, a potem ją olewa, marnując mój i swój czas - le fuck!') przestałem zaglądać na EN. A tu jednak niespodzianka, więc zaraz nadrobię nieobecność, żeby (jeszcze bardziej) nie wyjść na hipokrytę narzekającego na nieaktywnych, a potem samemu znikającemu na całe tygodnie. Bajdełej, bo widzę że była tu wymiana zdań nt. kolejkowania. Z tego co pamiętam, kolejkowanie (tj. jasno ustaloną kolejność kto po kim pisze), słusznie wywalono, ale dalej ktoś się chyba upierał przy idei: 'MG -> wszyscy gracze -> MG -> wszyscy gracze', która bywa równie bzdurna w pewnych kontekstach. Czasami dany gracz nie musi nic pisać (jak np. moja nieprzytomna postać jakiś czas temu, bo -uwaga- była nieprzytomna), czasami musi się wpieprzyć parukrotnie pomiędzy posty współgraczy zanim pozwoli odpisać MG. Zdrowy rozsądek i wyczucie kontekstu, panowie. Nie sztywne zasady. Niemniej na ejta chętnie popsioczę, bo moją sesję na rogalu też zabił - co było dodatkowo wkurwiające, jako że to właśnie on mi truł trzy miesiące dupę o to, bym ową sesję zaczął Gorzka ironia.
  18. Po bardziej niż zadowalającym wyniku incydentu z pijakiem i zakończeniu częsci z idiotycznymi zapychaczami czasu, coraz bardziej staję się świadom ubywającej mocy i wiążącego się z tym rosnącego głodu. Ostatnim punktem programu jest dość wyczerpująca iluzja o sporym zasięgu - dlatego zawsze wymaga dodatkowej ofiary tuż przed jej zainicjowaniem. Sama energia czerpana od widzów nie wystarcza - choć można powiedzieć, że całe to przedstawienie było jedynie swoistym przygotowaniem na końcową... atrakcję: zbudowało mentalny fundament, na którym opieram całą moc wizji doświadczanych przez widzów. W momencie gdy Carol za kulisami składa ofiarę, zauważam pewne niepokojące... komplikacje. Moja galaktyczna część natury budzi się niespodziewanie i w bardzo agresywny sposób dopomina się pożywienia, przestrzeni i powrotu do swojego naturalnego habitatu - nie do końca świadoma niemożliwości spełnienia tych pragnień. Wewnętrzna walka, próba ukojenia czarnodziurowych żądz trwa trochę dłużej niż powinna i moje kapłanki na pewno zaczynają się niepokoić, a widownia niecierpliwić - kiedy w końcu postanawiam iść na kompromis. Wstaję z tronu, z trudem utrzymując swoją nieboską formę, robię parę powolnych kroków ku krawędzi sceny i patrząc na widownię przekrwionymi oczyma, decyduję się ostatecznie na jedyne sensowne wyjście: stworzenie nowej iluzji, od podstaw. W sposób wykorzystujący całą niepożądaną potęgę czarnej dziury. Otaczam cały plac całunem absolutnej ciemności, w której widnieję tylko ja sam na scenie - ale po paru chwilach również znikam w mroku. W moim miejscu tworzę zawirowanie ciemności, niczym atramentu, które po paru agresywnych fluktuacjach zagęszcza się i eksploduje miliardem maleńkich iskier, które błyskawicznie rozpraszają się po całym zaciemnionym placu, zmieniają kształty, łączą w gromady, eksplodują... toczą na oczach skrytej w cieniu widowni błyskawiczne żywoty pełne dynamiki i chaosu - a jednak pełne swoistego porządku i piękna (co nieskromnie przyznaję w duchu). Ujawniam teraz ciemniejsze od czerni punkty wirujące pomiędzy świetlistymi gromadami, żywiące się niedostrzegalną do tej pory dla widzów materią - pochłaniające coraz więcej i więcej, aż zaczynają zajmować centralne miejsca w gromadach. Stanowią jednocześnie pierwsze byty w tym dziwnym świecie, wykazujące jakąkolwiek intencjonalność: napędzają gromady iskier gnane swoimi kaprysami, doprowadzają do ich kolizji, fuzji, albo dzieląc się na mniejsze mroczne punkty - podziału gromad na części. W niektórych gromadach pojawiają się błękitnawe przebłyski, widoczne jako rodzaj mgiełki. Czasami obejmującej tylko pojedyncze z niezliczonych iskier - i w mgnieniu oka gasnące... Czasami rozprzestrzeniające się na pobliskie iskry w danej gromadzie. Wtedy też czarne dziury zaczynają zauważalnie pożerać całe światło w tym mikroświecie - najpierw skupiając się na objętych mgiełką obszarach... potem pożerając wszystko co się nawinie - czasami i siebie nawzajem. Po paru minutach całe światło zaczyna zanikać. Z niezliczonych bilionów iskier pozostają ledwie pojedyncze zubożone gromady, z napęczniałymi czarnymi dziurami w centrum... Z powodu głodu nie jestem w stanie ukazać ostatecznej śmierci wszechświata, z którego pochodzę - zamiast tego powoli krok po kroku rozwiązuję iluzję i przywracam widownię światu. Bez słowa odwracam się i anemicznie wchodzę za kurtynę, by runąć na pierwsze miękkie posłanie w moim zasięgu.
  19. We''ve been out-trolled, good sirs. A shame!
  20. Obawiam się że Matimak wystarczająco jasno dał do zrozumienia, iż padliśmy ofiarą trollingu. Brawo, panie Matimak, brawo. Nie żeby użyta przez Ciebie metoda wymagała wielkiej przebiegłości, niemniej od początku można było podejrzewać iż coś tu jest nie tak. Tak czy inaczej niespecjalnie podoba mi się fakt, że w tak chamski sposób zmarnowano mój czas i zrobiono ze mnie idiotę. Mam więc nadzieję że jesteś dumny ze swojego sukcesu trollingowego - bo ja na pewno nie.
  21. Ok, karp ostro dał ciała, ale wrócił już przedwczoraj. Nie chcę zrzędzić i wychodzić z pozycji roszczeniowej, ale jaki jest powód obecnej zwłoki z ruszeniem sesji? Jeśli została oficjalnie uśmiercona, po prostu chciałbym by ta informacja się tu pojawiła - choćby po to bym nie musiał niepotrzebnie zaglądać tu parę razy dziennie by sprawdzić czy czasami ktoś nie ruszył akcji. Dość często zrzędzę, że sesje forumowe opierają się wyłącznie na tempie: sesja z wypicowanymi postami i dobrym tempem jest idealna; z dobrym tempem, ale średniawymi postami (tj. takimi, których pisanie nie zajmuje pół godziny) jest dobra; z marnym tempem a zajebistymi postami jest martwa. Co widać doskonale na przykłądzie właśnie tejże sesji.
  22. Gdyby ta zasada działała, nie byłoby tylu księży. Powiedziałbym wręcz, że nie byłoby ich wcale :3
  23. Ależ pamiętam - pamięć to jedna z niewielu rzeczy, które mam słoniowe. Aloha!
  24. Ja chciałbym minimalnie nagiąć temat wątku i zamiast pytać, wzorem autora, jak wykreować kolejnego tolkienistę i elitarnego geeka czującego się dobrze tylko na konwentach i w Bardzie, wolałbym się dowiedzieć - po co w ogóle kształtować kogoś takiego? Zawsze uważałem że ograniczanie się w sferze gustów jest -eufemistycznie to ujmując- nierozsądne :3 Tzn. ma jakiś sens robienie tego typu serwisów, ale w sferze indywidualnej zawsze obawiałem się ludzi określających się ''fanami fantastyki'' tudzież ''fantastami'' - a już zwłaszcza gdy wzorem karpa pozują na członków elitarnego getta, niesprawiedliwie pogardzanego przez komercyjny i wyprany z wszelkiej oryginalności ''mainstream'' (bardzo brzydkie słowo w tym gronie). W najlepszym razie to rozkoszne, w najgorszym żałosne. Dlatego chciałbym wiedzieć, dlaczego w ten sposób spoglądacie na edukację artystyczną młodego człowieka? Nie lepiej mu podrzucać ''dobrą literaturę'' zamiast ''dobrego fantasy''? Nie lepiej ''dobre filmy'' zamiast ''dobrych filmów fantasy'' (ha!)? Oczywiście umysł ludzki uwielbia szufladkować i się ''specjalizować'' - ale dość oczywistym mi się zdaje, że to bardzo ograniczające i zabijające wyobraźnię, więc czemu by nie przeciwdziałać tej smutnej tendencji prowadząc zrównoważoną i jak najrozleglejszą edukację w dziedzinie literatury i filmów?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...