Skocz do zawartości

Adeptus

Użytkownicy
  • Postów

    4
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Adeptus

  1. (Krótkie opowiadanie, jedne z pierwszych w moim życiu, które odważyłem się pokazać szerszej publiczności).

         Meduza sprzątała w swojej jaskini, podśpiewując pod nosem. Lubiła to robić (śpiewać, nie sprzątać), ale jednak trochę smutno jej było, że od wielu lat jedynym głosem, jaki słyszy, jest jej własny. Lecz cóż zrobić – kiedy rozgniewane bóstwo pokarze cię taką paskudną klątwą jak ta, jedyne co możesz zrobić, to postarać się, żeby nikt więcej nie cierpiał. Niestety, pomimo tego, że Meduza wyniosła się na to odludzie i tak zdarzały się… ,,wypadki”. Przed wejściem do jaskini stało już kilka posągów. Twarze niektórych z nich zastygły w wyrazie zaskoczenia, innych – wściekłości. Meduza nie wiedziała, czy zaklęci nieszczęśnicy cokolwiek czują – ale na wszelki wypadek uszyła kilka płacht, którymi ich nakryła, aby zła pogoda i ptasie odchody nie dawały się biedakom we znaki. Skrycie żywiła nadzieję, że kiedyś znajdzie sposób, aby ich odczarować.

          – Hej! – krzyknęła, kiedy nagle jeden z wężowych włosów opadł jej na twarz. Aż wypuściła miotłę z ręki.

          – Nie rób tego więcej! – powiedziała i lekko pacnęła węża po głowie. Stworzenie odskoczyło od jej twarzy. Jednak cały czas kiwało się o palec od niej, sycząc.

          – O co chodzi? Dostałeś już jeść, tak? – spytała Meduza. – Bo będziesz grubszy niż wyższy! Eee… to znaczy – dłuższy!

          Jednak pozostałe włosy też najwyraźniej były zaniepokojone. Wiły się we wszystkie strony i syczały.

          – Wiem! – Meduza pstryknęła palcami. Trochę szpony przeszkadzały, ale ten nawyk pozostał jej ze starych czasów. – Czujecie, że ktoś nadchodzi!

         Najśmielszy z włosów – ten, który przed chwilą ją ,,zaatakował” entuzjastycznie pokiwał łbem.

          – Co za szczęście, że właśnie posprzątałam – mruknęła pod nosem dziewczyna. – A niech to Hades pochłonie! Zapomniałabym o najważniejszym!

         Podeszła do legowiska, które kiedyś umościła sobie w kącie groty. Nie było to nic wielkiego, ot kupka słomy nakryta kolejną, pozszywaną z kawałków płachtą. Po chwili wyciągnęła spod ,,posłania" szeroką zieloną wstążkę i zawiązała ją sobie wokoło głowy, tak aby zakryć oczy. Teraz miała pewność, że nowemu przybyszowi nic się nie stanie.

          – Wsadź sobie w tyłek swoją klątwę, Ateno – mruknęła. Ale cichutko, tak aby bogini przypadkiem nie usłyszała.

          Po chwili do jej uszu doszły odgłosy kroków. Były ciche, najwyraźniej ten ktoś szedł powoli i ostrożnie. ,,Pewnie się boi” – pomyślała ze smutkiem Meduza. Cóż, trudno było mu się dziwić. Jednak zaraz dziewczyna poweselała. Od tej pory nikt nie musi się jej bać!

          – Witaj! – powiedziała głośno, starając się, aby brzmiało to przyjacielsko, a na twarzy pokazał się miły uśmiech. Na szczęście, choć Atena zmieniła jej włosy w węże (okazały się zresztą całkiem miłe, od kiedy zaprzyjaźniła się z nimi na tyle, że przestały ją kąsać), paznokcie w szpony, i dała jej te nie wiadomo do czego potrzebne skrzydła (raz próbowała ich użyć… Do tej pory nie wszystkie siniaki zeszły), ale nie zabrała jej dźwięcznego głosu i sympatycznej buzi (tak przynajmniej je określali inni kiedy… kiedy jeszcze z nią rozmawiali).

          – Nazywam się Meduza – ciągnęła. – Pewnie słyszałeś, że mój wzrok zamienia ludzi w kamień, ale nie bój się! Teraz noszę to – wskazała po omacku na opaskę. – Nic ci się nie stanie!

         Usłyszała, że przybysz przystanął.

         – Jak miło z twojej strony – w ochrypłym głosie gościa było czuć lekka kpinę i chyba niedowierzanie.

         – Naprawdę! – zapewniła Meduza. – A ty jak się nazywasz? Czym się zajmujesz?

         – Nazywam się Perseusz i jestem herosem. Zabijam potwory – z jakiegoś powodu przybysz postawił wyraźny nacisk na ostatnie zdanie.

         – Brawo! – ucieszyła się Meduza. – To dobrze, że są tacy bohaterowie jak ty, którzy bronią zwykłych ludzi przed niebezpieczeństwami. Powiedz, teraz jesteś na jakiejś misji? Tropisz jakieś groźne monstrum? – pytała podekscytowana.

         – Owszem.

         – Jejku! A mogę ci jakoś pomóc? – spytała Meduza.

         Mężczyzna przez chwilę milczał, po czym wybuchnął donośnym śmiechem. Meduza zawtórowała mu – nieco cicho i nieśmiało, bo nie miała pojęcia, co go tak rozbawiło, ale chciała być grzeczna.

         – Pewnie! – powiedział gość, kiedy skończył się śmiać. – Po prostu stój przez chwilkę bez ruchu…. Może nieco pochyl głowę… I broń Zeusie, nie zdejmuj tej opaski!

         Dziewczyna posłusznie wykonała to, co jej kazał. Nie rozumiała, o co chodzi w tym dziwnym rytuale… Ale była tak szczęśliwa! Wreszcie znalazła przyjaciela… I to w dodatku sławnego bohatera, któremu może pomóc w jego walce ze złem! Czuła, że razem dokonają wielkich czynów.

         Czuła, że opowieść o Perseuszu i Meduzie przetrwa wieki.

  2. Ja ostatnio najwięcej słucham "Blind Guardian" i "Rhapsody". To się chyba power metal nazywa? Mają fajne, energetyczne piosenki w fantastycznych klimatach, z których każda opowiada jakąś historyjkę (a czasem cały album składa się w sagę).

  3. Nie jest to "Władca Pierścieni" seria o klasę gorsza, ale obejrzeć się da bez większej przykrości. Nawet ten romans elfio-krasnoludzki bym zdzierżył, gdyby nie te nadęte teksty w rodzaju "Czemu tak boli" "Bo to było prawdziwe".

  4. Teraz czytam "Hiperprzestrzeń" Michio Kaku, profesora fizyki. Okazuje się, że wszechświat prawdopodobnie ma więcej wymiarów niż trzy - cztery, licząc czas - a konkretnie ma ich dziesięć i nie są to jakieś majaczenia njuejdżowców tylko wynika to po prostu z fizyki (okazuje się, że różne zjawiska fizyczne łatwiej wytłumaczyć, a wzory działają lepiej, kiedy się przyjmie, że wszechświat ma właśnie 10 wymiarów). Gołym okiem nie jesteśmy w stanie postrzegać 6 pozostałych, tak jak płaska dwuwymiarowa istota nie byłaby w stanie widzieć w trójwymiarze, ale one są. Stąd też takie cyrki jak np. teleportacja są teoretycznie możliwe, tylko po prostu brakuje nam źródeł energii wystarczająco wydajnych, by w praktyce je stosować. Zagadnienie samo w sobie bardzo ciekawe, ale kiedy autor przechodzi przez różne teorie fizyczne z wzorami, może to być męczące i niezrozumiałe dla laika (jakim jestem).

  5. Gram sobie w tego klasyka i trochę dziwnie mi idzie. Jestem wojownikiem, teoretycznie nastawionym na walkę wręcz, ale co chwilę natrafiam na jakiegoś koksa, który rozwala mnie jednym uderzeniem, a moje ciosy (jeśli w ogóle zdążę go trafić) odbierają mu jakieś 3% życia. Jednocześnie większość tych koksów mogę pokonać niezbyt honorową taktyką "Strzel z łuku, odbiegnij trochę, strzel z łuku, znowu odbiegnij" i tak dalej. Mogę w ten sposób rozwalić praktycznie każdego (jedynie pewne problemy mam z wrogami, którzy dysponują atakiem dystansowym). Czy to normalne?

×
×
  • Dodaj nową pozycję...