Skocz do zawartości

alkaria

Użytkownicy
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia alkaria

Newbie

Newbie (1/14)

0

Reputacja

  1. Witam i dziękuję za kolejną opinię. Z tym patosem jest tak, że albo ktoś go lubi, albo nie. Na podstawie różnych komentarzy, które do mnie docierają, mogę stwierdzić, iż osoby zirytowane pewną wzniosłością powieści są w mniejszości, toteż myślę że to kwestia preferencji czytelniczych. Chciałabym prosić o rozwinięcie określenia "brak błędów postaci", gdyż nie bardzo rozumiem, o co chodzi. Jeśli chodzi o stwierdzenie, że "Alkaria" jest powieścią typu "od zera do bohatera", to nie zgodzę się z tą opinią, gdyż głównym zamierzeniem książki jest ukazanie faktu, że główni bohaterowie okazują się być kimś innym, jednak nie będę pisać na czym to polega, gdyż zdradziłabym zakończenie książki. Pozwolę sobie zacytować wypowiedź: I co do całości tej opinii mogę przyznać, że tak jest, ale też nie do końca, ale tu też należałoby dobrnąć do końca i pionty powieści. Być może powyższe określenia są stereotypowe lub cechujące daną dziedzinę, zależy od punktu widzenia. Kończąc na niefortunnym upadku centaura, to na swoją obronę mogę jedynie stwierdzić, że co my - kobiety - wiemy o walce wręcz, fizyce czy grawitacji występującej podczas bitwy. Można zdać się jedynie na wyobraźnię, niźli na realizm zachowań. A więc przyznaję, tutaj ubytki w wiedzy autorki. Swoją drogą chciałabym zauważyć dziwną zbieżność, która mnie, jako autorce powyższego dzieła, wydaje się dość kuriozalna. Czytający zadają mi masę pytań, czy nie wydaję owego dzieła oraz czy próbowałam działać w tym kierunku, podczas gdy inni zarzucają kompletny brak talentu czy umiejętności pisarskich (mam na myśli inne opinie, niż te występujące tutaj). Przez to ciężko stwierdzić, czy to kwestia upodobań czytelników czy być może książka nie powinna ujrzeć "światła dziennego". Ciężka dola autora Pozdrawiam i mimo wszystko zachęcam do czytania całości
  2. Raczej nie myślę o wydaniu tej książki. Może kiedyś... Obecnie chcę zobaczyć, czy czytelnikom w sieci się spodoba moja powieść.
  3. Faktycznie, mój błąd logiczny, powinnam zastąpić słowem "postać" (na przykład). Najlepiej uczyć się na błędach, które niekiedy bywają niezauważalne bez wyraźnej sugestii, tak więc dziękuję za uwagę. Zachęcam do przeczytania całości
  4. Na życzenie zamieszczam fragment walki. Soness podniósł jeden z długich mieczy leżących nieopodal i zbliżył się do mnie. Omiotłam spojrzeniem jego kroczącą posturę, analizując wiele czynników. Oceniłam, że potencjalny wróg jest ode mnie wyższy, jednak o wiele cięższy, a także stwierdziłam fakt, że mimo iż nie pochodzimy z tej samej rasy, mamy takie same narządy wewnętrzne i słabe punkty na ciele. Błyskawicznie przypomniałam sobie wszystkie lekcje Orena: pchnięcia, rodzaje zasłon, postawy, kroki, pracę nóg, kontrataki. Cała teoria jak i praktyka błysnęły przed moimi oczami. Mój mózg był jak superszybki kalkulator, oceniający szansę na przeżycie i sposoby na uśmiercenie przeciwnika. Przez chwilę poczułam się, jakby to wcale nie była swoista symulacja walki. Oren stanął blisko, zupełnie jakby chciał w razie czego mnie obronić. Nie wierzył, że zdołam wygrać z centaurem, co mnie trochę zasmuciło. Soness pozwolił, abym zaatakowała pierwsza – stał ze stoickim spokojem, czekając na mój ruch. Jego koński ogon powiewał na chłodnym wietrze, a opalony tors odbijał promienie porannego słońca. Zaatakowałam niezwykle szybko, celując ostrze w lewą stronę jego piersi. Dostrzegłam lekkie zdziwienie Sonessa, lecz nie zawahał się i równie szybko zablokował mój atak. Jego pchnięcia były niezwykle silne. Z trudem je odpierałam, już po kilku uderzeniach stali poczułam ból w ramionach. Zdałam sobie sprawę, że Oren nie traktował mnie podczas treningów jak wroga. Dostrzegłam to w zdecydowanych ruchach centaura – nie oszczędzał mnie i zapewne nie zważał na fakt, że jestem słabszą kobietą. Przez jakiś czas (który zapewne był krótki) nasza walka przypominała grę w tenisa: odpieranie ataków przeciwnika i czekanie na jego chwilę nieuwagi. Soness doskonale walczył. Choć na pierwszy rzut oka wydawał się ociężały, potrafił w jednej chwili oderwać cztery kopyta od podłoża i wykonać podskok, aby uchronić się przed podcięciem. Udawało mu się również przewidywać moje ciosy oraz pchnięcia, przypomniałam sobie naukę Orena o mowie ciała i miałam zamiar zastosować taktykę zmylenia. W pewnym momencie jego ostrze przecięło moją rękę. Poczułam tylko lekkie szczypanie, adrenalina płynąca w żyłach przyćmiła ból i fakt zranienia. Kątem oka dostrzegłam Orena, który zrobił krok do przodu, aby mi pomóc i Jaspera, który go zatrzymał. Dobiegł do mnie też głos Kanjriego, jednak słyszałam go jakby zza grubego muru. Nagle cały świat zatrzymał się w ułamku sekundy; w moich uszach zadudnił dziwny tętent, widziany obraz zamazał się, a w głowie poczułam zawroty. W tej jednej chwili cała teoria, lekcje, wszelkie nazwy i wszystko inne związane z nauką straciło swoje znaczenie. W walkach z Orenem zdarzało mi się zranić, czasami nawet własnym ostrzem, z czego on miał niezły ubaw, jednak ta krew, która teraz pojawiła się na mojej ranie, była czymś więcej. Poczułam, że to walka na śmierć i życie. Instynktownie broniłam się przed uderzeniami centaura, nie analizując już tego, co robię. Moje ciało było napędzane przez jakąś nieznaną dotąd siłę, która kierowała mną niczym marionetką. W końcu całą swą mocą pchnęłam ostrze w jego kierunku. Uskoczył w ostatniej chwili, jednak potknął się i upadł. Obłok kurzu, który wzbił się w powietrze, nie powstrzymał mnie od wbicia miecza w ziemię, tuż obok twarzy leżącego Sonessa. Dookoła zapadła absolutna cisza. Oddychałam głęboko, starając się uspokoić napięte mięśnie i dudniące serce. Choć walka nie trwała długo, była niezwykle męcząca, czułam się jak po dalekobieżnym maratonie. Dopiero po chwili zauważyłam, że ostrze mojego miecza stało się czarne… Zupełnie jakbym zamoczyła je w lepkiej, gęstej substancji przypominającej smołę. Połyskiwało też bladym, żółtym światłem, które było dziwnie nienaturalne. Przestraszona, puściłam rękojeść miecza i odeszłam do tyłu, nadal wpatrując się w ostrze. Soness podniósł się i wyjął miecz z ziemi. W jego dłoni szybko zmienił swoją barwę na srebrną. – Znasz czary – powiedział, oddychając nieco szybciej, choć wyglądał, jakby w ogóle nie był zmęczony walką. – Nie – odparłam zdziwiona równie jak pozostali. – To pchnięcie nie było twoje. Nie masz tyle siły. To znaczy, ja jestem dzieckiem i określona siła w atakach nie jest mi pisana. Również ciało kobiety nie wytworzy określonej energii do tak mocnego uderzenia – powiedział Jasper, wpatrując się w ostrze. – Co masz na myśli? – spytałam. – Amanda nie pochodzi z naszego świata. Być może ma moce, o których nie wiemy? – Głos Orena zabrzmiał mało przekonywująco. Odniosłam wrażenie, że chce mnie ochronić, tłumacząc tę dziwną moc i maź na ostrzu. Zastanawiałam się przez moment, wbijając wzrok we własne dłonie. Analizując ostatnie pchnięcie, uzmysłowiłam sobie, iż rzeczywiście poczułam się nieswojo. Zupełnie, jakby tajemnicza moc dodała mi sił, jakby ten atak nie należał do końca do mnie… Zdałam sobie sprawę, że wystarczyło kilka centymetrów dalej wbić miecz, a centaur byłby już ze swoimi przodkami. Księga Pierwsza, rozdział Drużyna, str. 156-158
  5. Istotnie, muszę przyznać, iż opisy przeważają w książce, ocierając się o niegdyś zarzucany patos, do którego niestety mam słabość, jednak akcja również się pojawia. W Księdze Drugiej widnieją liczne sceny walk, ucieczek, samotnej tułaczki i walki o przetrwanie. Tak więc, mimo wszystko zachęcam do czytania
  6. Zapraszam do przeczytania mojej powieści pod tytułem Alkaria. Jest to nowa wersja "starej" książki. Więcej informacji na www.alkaria.net.pl Krótki opis: Alkaria to pełna przygód opowieść z dziedziny fantastyki o pokonywaniu zła i lęków, również tych, które skrywamy w głębi duszy. Odpowiada też na pytanie, czym tak naprawdę jest miłość oraz udowadnia, że owo uczucie może być silniejsze niż wszechwładna śmierć. Fragment powieści: Stałam na wierzchołku wysokiego klifu, o stromym, poszarpanym brzegu, u stóp którego rozpościerało się skąpane w ogniu jezioro. Kobaltowy odcień wody kontrastował z czerwono-żółtymi językami płomieni, które niczym delfiny wydobywały się spod tafli ku górze, po czym lądowały i ginęły gdzieś pod powierzchnią fal. Blask odbijający się w wodzie rozświetlał ciemny horyzont, który nagle otworzył przede mną swoją tajemniczą skarbnicę. Omiotłam zdumionym spojrzeniem cały widnokrąg i obiekty znajdujące się poniżej linii skał. Na pierwszy plan wysuwały się kolosalne budynki tłoczące się ciasno ze sobą, przypominające zapomniane miasta starożytnej Persji. Całość została wzniesiona na wapiennych skałach oraz granitowych płaskowyżach. U stóp owych wzniesień i gigantycznych głazów były płonące rzeczki zawijające swą zygzakowatość ku zachodowi, strzeliste budowle o szerokich fasadach i arkadach, których ciemny kolor grafitowego kamienia odbijał jasny blask wszechobecnych płomieni. Na obrzeżach miasta widniały ogromne płyty, ciosane z dziwnego minerału, idealnie gładkie, a zarazem pokarbowane; pięły się na wysokość kilkuset metrów, przewyższając niektóre budynki miasta. Na ich płaszczyźnie wygrawerowano złote inskrypcje w dziwnym języku i przepiękną kobietę, której szata i włosy płonęły żółtym ogniem. Kolejne płyty były odwrócone tyłem, ku centrum, dlatego nie mogłam ujrzeć przedstawionych na nich postaci, ale domyśliłam się, że każda z nich atakowana jest przez szpony żywiołu. Marmurowa brama okalająca przód jednego z największych budynków również płonęła, miała kształt rozłożonego ogona pawia, przez którego oczka przechodziły i przelatywały różne istoty. Jej struktura była idealnie biała, dlatego odbijała istniejące morze ognia niczym lustro. Od jej podnóża biegły strome schody, okalane przez zielone pnącza i żółty mech, który nie imał się języków pochłaniającego wszystko wokół ognia. Ekspansywne kłębowiska jaskrawych płomieni, paszcze żarłocznego żywiołu oraz różnobarwne pasma pulsującej poświaty kłębiły się wokół każdej materii – żywej czy też martwej, pozostawiając zaledwie skrawki połaci, których zaborczy żywioł jeszcze nie ogarnął. Całe miasto, wręcz monstrualne w swoim rozmiarze, monumentalne wzniesienia, doliny i rośliny, jak również każda żywa istota nosiła na sobie piętno ognia. Zdawało się, że ów żywioł kieruje wszystkimi istotami, które poruszały się niemal jednym rytmem, podczas gdy miliardy strzelistych płomieni odchodziło od ich ciał i statecznych przedmiotów wokół, na kształt wijących się węży, które bezustannie szukają swego pożywienia – powietrza. (...) Wiedząc iż to mara na jawie, bez namysłu skoczyłam z klifu, pikując szybko głową w dół, po czym wylądowałam z głośnym pluskiem w jeziorze. Ciepło rozlało się po moim ciele niczym łagodzący balsam, a ogniste potwory, przez które przedzierałam się płynąc, nie okazały się tak straszne – ustępowały mi miejsca, tarasując drogę, jakby były żywe i widziały niewidocznymi oczyma moją postać. Wyszłam na brzeg, na którym zielonkawy ogień chłonął urodzajną trawę, wydawało mi się, że żywioł i rośliny stały się braćmi, bowiem płomienie przybierały kolor tego, na czym osiadały. Kolorowe grzyby, porozmieszczane w zabawnie równych rzędach, promieniowały coraz to bardziej zróżnicowanymi odcieniami, począwszy od mrocznych barw czarnej ziemi, a skończywszy na ostrej żółci, wyrzucając snopy blasku ku górze, po czym tworzyły nakładającą się na ciemny krajobraz tęczę. Zrozumiałam, iż obecny tu ogień nie jest taki, jaki znam ze swojego świata – nie jest demonem, który wyłącznie niszczy czy odbiera życie, nie jest katem zadającym upiorny ból. Wręcz przeciwnie, zdawał się być moim przyjacielem, który nakłaniał zmysł wzroku do wyostrzenia i spojrzenia na to, co niewidoczne dla oczu. Prowadził mnie, popychając za pomocą lekkiego wiatru, chcąc wciągnąć w głąb tej płonącej krainy. Ogień był jak Banhi, który ową cząstkę niezwykłej formy magii nosi zawsze na sobie niczym dostojną koronę. Księga Druga, rozdział Erranat, str. 341-342. ___________________________________________________________________________________________ Zapraszam
  7. Odpowiadam na post Cedricka. Zaczęłam to pisać około rok temu. Pół roku pisałam całość, a pół roku poprawiałam, dodawałam wątki i łatałam dziury fabularne. Jednakże pisałam wyłącznie dla zabicia nudy, czasami miałam miesiąc przerwy, czasami tydzień. Więc trudno określić, ile zajęło pisanie całości, jeśli chodzi o dokładną miarę czasową. Można więc określić na upartego, że piszę od roku. Nie mam zamiaru wydawać tego, ani próbować (broń Boże ). Ja piszę z nudów po prostu, a tworząc tę historię, nie przypuszczałam, że będę ją upubliczniać. Pisałam do dla siebie Oczywiście, masz rację, poprawiłam tekst na miarę mojej wiedzy i nie wrzuciłam do Internetu "surowej" jego wersji. Jeśli chodzi o patos, to uważam, że nie jest to błędem czy nadużyciem gatunkowym, ale świadomym wyborem autora. Prolog (jak sama nazwa wskazuje), jest swoistym wstępem, ukazującym patetyczną formę opowieści. Rozdział Pierwszy jest już pisany w innej formie, w narracji pierwszoosobowej. Być może Tobie nie pasuje ten patos, ale są tacy, którym to on właśnie nadaje oryginalności. Zależy to od gustu czytelnika. A wiadomo, że autor nie zadowoli całej rzeszy czytających Oczywiście książka obfituje w błędy, literówki, źle budowane zdania itd, można by wyliczać długo. Jednakże nie mam odpowiedniej wiedzy, aby te błędy ujarzmić, nie wiążę swojej przyszłości z pisaniem, jak już wspominałam - to tylko sposób na nudę. Oczywiście będę starała się kształcić i być lepsza, jednakże bez przesadyzmu Na wystawę to nie pójdzie Weźmy dla przykładu chociażby mistrza Kinga, kiedy zaczynał tworzyć swoje dzieła. Oczywiście, niemożliwą rzeczą jest, że jego rękopisy, czy maszynopisy były pozbawione jakikolwiek błędów. Od tego są korekty i skrupulanta edycja odpowiednich ku temu ludzi. Poza tym, pisanie to wiedza, którą zdobywa się całe życie. Ja jestem młoda, mam praktycznie zero doświadczenia, więc owe błędy oczywiście się pojawiają. Nie mniej jednak zachęcam do przymrużenia oka na błędy i czytania dalszego tekstu. Kiedy wyłączycie umysł profesorów ;D, historia może Was wciągnąć. Ale, z drugiej strony, mężczyźni nie czytają o miłości A to ona jest głównym tematem. Ale cóż, jestem kobietą toteż taki temat się pojawia ;D Dziękuję za wszelkie porady i mam nadzieję, że przeczytacie dalszy ciąg. Głównym atutem autora jest wyobraźnia (czasami niepohamowana), możliwe, że dostrzeżecie to w późniejszych etapach. Pozdrawiam czytających
  8. Żadnej łaski nie robię, będę wdzięczna za jakiekolwiek uwagi itp. Jednakże miejcie na uwadze, że nie jestem profesorem Miodkiem i mam prawo do błędów, a poza tym to pierwsze "coś", co udało mi się napisać. Pozdrawiam wszystkich.
  9. Zatem wrzucam prolog, jednak nie jestem zwolenniczką oceniania książki po tak zwanej okładce. Powieść ma ponad 600 stron i trudno ukazać w jednym fragmencie wszystko, co się w niej dzieje. Zaznaczam, że jestem amatorem i proszę mi wybaczyć wszelakie błędy. Życzę miłej lektury [align=center]PROLOG[/align] Potężne łapy bursztynowego Smoka odbiły się od ziemi. Jego ogromne ciało wzbiło się w powietrze, rozsypując dookoła złoty pył. Skrzydła zalśniły w nikłym blasku trzech księżyców. Noc była wyjątkowo ciemna i zimna. Im wyżej leciał, tym gęstsze chmury pojawiały się wokół niego. Po chwili, ciemność była niczym otchłań, w którą Smok świadomie się zatapiał. Pojedyncze pasma światła, które były tak delikatne, że zdawały się złudzeniem, nadawały scenerii aurę niezwykłości. Lecz nie ujmowały nawet w najmniejszym stopniu mroku i grozy. Serce Smoka trzepotało zawzięcie, jak gdyby chciało krzyczeć, lecz nie potrafiło. Ogromne ciało przeszywały pasma nieokreślonego bólu i niepokoju. Jego skrzydła wydawały ciche trzepoty, które były jedynym słyszalnym dźwiękiem pośród tej obezwładniającej ciszy. Oczy Smoka spowijał złoty kolor, lecz nie taki, który można było zobaczyć zazwyczaj. Bowiem teraz pojawił się w nich ogromny strach. Choć zwierzę było potężne i większość znanych mu istot była o wiele mniejsza, Smok odczuwał strach, który coraz bardziej skręcał jego żołądek. Był to strach przed złem. Przed okrucieństwem, którego Smok nigdy nie widział i nigdy nie miał prawa widzieć. Wiedział, że gna wprost w szpony śmierci. Wiedział, że ucieczka to marzenie, które nigdy się nie ziści. Lecz nie miał wyboru. Musiał gnać poprzez ten mrok nocy, bowiem tak, jak jego pasażerka, miał do wypełnienia misję, z której nie było już odwrotu. Kobieta, która siedziała na grzbiecie Smoka zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Zimny wiatr owiewał jej twarz i wzbijał w powietrze kosmyki jasnobrązowych włosów, które w pewnym stopniu zlewały się z kolorytem skóry Smoka. Pięści kobiety były zaciśnięte niezwykle mocno. Jakby przeżywała ogromy ból i próbowała go okiełznać. Strach Smoka był też jej strachem, choć mogłoby się wydawać, że czuła jeszcze większą rozpacz, bowiem to na nią spadło to pasmo odpowiedzialności. Choć nie wszystko rozumiała, choć tak wiele rzeczy nie zostało jeszcze powiedziane, nie było odwrotu. Mknęła więc poprzez ciemność, na spotkanie z przeznaczeniem. Przez zieleń jej oczu przebijała się powaga i niepewność, lecz nie było w nich widać strachu, który targał nią od środka. Kamienna twarz nie zdradzała żadnych emocji, była jak wykuta z brązu, zastygła w czasie i bezpieczeństwie. Choć była sama, mając do towarzystwa tylko Smoka, który mknął z wielką prędkością, ukrywała swoje emocje. Jakby nie chciała, aby zwierzę również je dostrzegło, choć wiedziała, że Smok wie, co w tym momencie czuje. Można oszukać człowieka tą aktorską, opanowaną mimiką twarzy, lecz nie można było oszukać Smoka, bowiem on patrzył prosto w serce. Kobieta doskonale zdawała sobie sprawę, że próbuje oszukać samą siebie, udowodnić sobie, że strach nie jest władcą, który rozkazuje, nie jest oceanem, który pochłania, nie jest Bogiem, który o wszystkim decyduje. Lecz strach był wszystkim. Nie można go było wymazać, usunąć, zapomnieć. Wraz z nim rodziło się pasmo niepewności. Kobieta zadawała sobie w myślach tysiące pytań, na które nie miała usłyszeć odpowiedzi. Czy uda jej się pokonać największe lęki? Czy znajdzie w sobie tyle siły i odwagi, aby spojrzeć w oczy złu? Czy zdoła ocalić tę cudowną krainę? Co się stanie z wszystkimi duszami, jeśli jej się nie uda? Co się stanie z nią? Czy śmierć będzie wybawieniem, od tego, co na nią czeka? Jakie mroczne tajemnice ma jeszcze do okrycia? Czy przeżyje i pozna odpowiedzi na te wszystkie pytania, które dręczyły ją od tak dawna? Najważniejsze, a zarazem najbardziej bolesne pytanie zawsze pojawiało się na samym końcu. Czy zdoła uratować życie osobie, którą tak bardzo kocha? Czy on jeszcze żyje, czy może jest już martwy, jak ta czerń dookoła? Kiedy Smok wylądował na ziemi nie było już więcej czasu na zastanawianie się. Łapy zwierzęcia wzbiły w powietrze tumany pyłu i piasku, który dostał się jej do oczu. Kobieta zamrugała kilka razy i poczuła się, jakby ocknęła się ze snu, letargu i dopiero teraz poczuła w sobie ogromną odwagę. Lecz czy ona wystarczy? Oto nastała chwila walki. Walki ze złem, w najgorszej jego postaci. Złem, którego nie rozumiała i nie pojmowała. Lecz musiała je pokonać Zeskoczywszy z grzbietu Smoka zacisnęła delikatną dłoń na rękojeści miecza, którym jeszcze nie tak dawno, w ogóle nie umiała się posługiwać. Chłód złota i rubinów wywołał falę wspomnień, którą szybko musiała zagłuszyć wewnętrznym krzykiem. Nie było, bowiem czasu na słabość. Nie było czasu na łzy. Z determinacją na twarzy podążyła w kierunku najmroczniejszego i najciemniejszego miejsca, jakie kiedykolwiek widziała. Mroźny wiatr oplótł jej ciało niczym wąż. Jej serce było jak zamknięty w słoju ptak, trzepotało szaleńczo próbując się wydostać z tej matni. Stróżka potu pociekła jej po czole i karku. Zimny wiatr nie potrafił ochłodzić strachu i silnych emocji. Choć miała ochotę zawrócić, uciec i krzyczeć, szła naprzód, zatapiając się w ciemności. Pozwoliła, żeby ten mrok otoczył ją niczym wróg. Pozwoliła, aby odebrał jej wzrok. Lecz ta ciemność nie była tak straszna, w porównaniu z tym, co ją czekało. Nagle ciemna postać, która wzięła się jakby znikąd zastąpiła jej drogę. Był od niej nieco wyższy i potężniejszy. Kiedy stanął tuż przed nią, tak blisko, jej oddech zatrzymał się na moment. Jego twarz krył cień czarnego kaptura, jednak żaden cień nie mógł ukryć tych oczu, na widok, których serce kobiety zatrzymało swój szaleńczy bieg. Tak nienaturalne, a zarazem piękne, intensywnie fioletowe oczy, wpatrywały się w jej twarz. Były abstrakcją, światłem na tle mroku dookoła. Były jak tęcza, iskrząca się w świetle ostrego słońca. Jak kropla rosy, która bezszelestnie spada z brzegu płatka róży. Jak migoczący Księżyc: chmurne, a jednak jasne i nie odkryte. Były pięknem i mrokiem zarazem. Ich magnetyzm nie pozwolił jej wykonać żadnego ruchu. Zdawały się ją hipnotyzować, obezwładniać. Odbierały całą odwagę, przyćmiły wszelkie uczucia, także strach, który stał się nagle białą kartką. Ich niezwykły kolor i blask niósł oczyszczenie. Kiedy wszelkie myśli i emocje kobiety ucichły, postać wyciągnęła powoli dłoń ku piersi kobiety. Obydwoje wstrzymali swoje oddechy. On spojrzał głęboko w jej oczy, odbierając resztki rozumu. I jednym szybkim ruchem wyrwał jej serce…
  10. Właśnie, nie mogę pisać na tym forum wiadomości prywatnych (proxy) więc nie ekscytujcie się Toteż chcę, aby czytelnicy kontaktowali się ze mną przez maila, bo nie mam jak odpowiedzieć inaczej. Ale jesteście nerwowi :>
  11. Jeśli chodzi o kontakt, to zapraszam na mój adres e-mail: alkaria@o2.pl
  12. Witajcie przybysze! Chciałam zaprezentować Wam moją nową, debiutancką powieść fantasy. Nie wrzucę jej tutaj w całości bowiem jest "troszkę" długawa, ale zachęcam wszystkich, którzy kochają czytać do zapoznania się z e-bookiem. Jest to moja pierwsza książka, dlatego proszę o wyrozumiałość. Będę wdzięczna za cenne opinie, uwagi i komentarze, dotyczące wszystkiego na temat "Alkarii". Wszystkie informacje na temat książki i fabuły znajdziecie tutaj: http://chomikuj.pl/alkaria
  13. Klasyka fantastyki, w najnowszym wydaniu. Świetna propozycja dla młodzieży jak i starszych fanów tegoż gatunku literatury. Barwny świat, intrygująca historia, pasmo wzruszeń i uniesień wraz z oryginalnymi bohaterami. Przygody i pradawne legendy innego świata. A to wszystko w "Alkarii" - niezwykłej krainie, która mimo swojego piękna skrywa mrok i wszystkie kręgi piekła. Zapraszam! http://chomikuj.pl/alkaria
×
×
  • Dodaj nową pozycję...