Skocz do zawartości

Bardal

Użytkownicy
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Bardal

  1. Na potwierdzenie mych słów, artykuł z bardzo "szanowanego" portalu. http://nowa.twojapogoda.pl/wiadomosci/106345,pogoda-podczas-bitwy-pod-grunwaldem
  2. A tam za gorąco. W 1410 też grzało niemiłosiernie. Przynajmniej były wiernie odwzorowane warunki atmosferyczne.
  3. Nowe spojrzenie na Bitwę pod Grunwaldem i drugi filmik:
  4. Tak źle i tak niedobrze. MMO w świecie Fallouta? Jakoś nie pachnie mi przełomowym tworem, który porwie tysiące graczy na całym świecie.
  5. Słońce z wolna chowało się za wierzchołkami gór, które niczym kamienne posągi okalały dolinę. Czerwono purpurowa gra świateł wciąż próbowała zwalczyć nadciągającą zasłonę ciemności, która pokrywała już większość nieba. Promienie niczym bystre ogniki odbijały się od tafli pobliskiego jeziora, próbując sięgnąć do najdalszych zakątków rozległego terenu. Rozrosłe topole, świerki, sosny górowały wokół wodnego zbiornika, dając schronienie wielorakiemu ptactwu, które gdzieniegdzie dawało o sobie znać, powoli szykując się do nadejścia nocy. Zielone liście krzewów lekko falowały na ciepłym południowym wietrze, słychać było żerujące zwierzęta, które w tej oazie spokoju dalekie były od trosk wszelakich. Niebo od strony wschodu zaczynało pokrywać się wielobarwnymi gwiazdami, by w ciągu kilkudziesięciu minut objąć całe sklepienie wielką mozaiką tlących punktów. Wśród tej bajkowej scenerii, na nierównej ścieżce idącej wzdłuż brzegu jeziora szli Ona i On. Ramie w ramie, spokojnym krokiem spacerowali przez dobrze znaną im okolicę, z rozbawieniem rozmawiając między sobą. Ona co chwila wskakiwała to na pieniek złamanego drzewa, to dużym susem pokonywała spróchniałe resztki powalonych dębów lub zatrzymując się na chwile, podziwiała piękno okalającej ją przyrody. On wodził za nią wzrokiem, nie spuszczając oczy nawet na chwilę. Uśmiechał się serdecznie, starając się uchwycić każde najdrobniejsze jej słowo czy też gest. Często jej dokuczał, dając lekkiego kuksańca w ramię lub przejeżdżając listkiem za uchem. Dla postronnego obserwatora wyglądali na szczęśliwych ludzi, pozbawionych trosk, nie przejmujących się upływającym czasem, napawających się własnym towarzystwem oraz otaczającym ich smukłe sylwetki światem. Drogę którą szli znali bardzo dobrze. Nie pierwszy raz wspólnie spacerowali nad tym, jednym w swoim rodzaju, przyrodniczym pomnikiem. Często podczas rozmów wspominali wydarzenia, czy też sytuacje, jakich zaznali podczas niezliczonych wędrówek doliną. Ona wskazywała na rosły dąb pod którym pewnego wieczoru On przygrywał jej na lutni, cichutko śpiewając zasłyszane pieśni. Zauważyła mały strumyk wybijający wśród rozległych mchów, przy którym niegdyś spragnieni raczyli się rześką górską woda. On za to przypominał o niezwykle wyglądającej skale, na której mieli okazje leżeć do późnych godzin nocnych, rysując palcem gwiazdozbiory na niebie. Nie zapomniał również o krzakach malin, w które ku jej uciesze wpadł, raniąc sobie nogi do krwi lub o jamie dzikiego zwierza, głębokiej i ciemnej, do której chcieli wejść i zobaczyć mieszkańca. Idąc tak dotarli do swojego ulubionego miejsca, gdzie zazwyczaj kończyli podróż i odpoczywając rozmawiali na niezliczone ilości tematów. Weszli na wystający pośród doliny płaskowyż w kształcie strzały, której grot skierowany był w stronę zachodzącego słońca. Miejsce to górowało nad koronami drzew , w oddali majaczyła tafla jeziora, teraz zabarwiona na kolor ciemno czerwony. Słońce już tylko do połowy wystawało zza gór na zachodzie, rażąc oślepiającym blaskiem nań patrzących. Oni stali tak nieruchomo oczarowani urokiem chwili, za każdym razem tak samo zachwyceni, jakby byli w tym miejscu dopiero pierwszy raz. Stanęli na przeciwko siebie i uśmiechnęli serdecznie. Ona o śniadej twarzy, z której ciepło spoglądały duże zielone oczy. Naturalne jasne brązowe włosy teraz koloru najszczerszego złota, opadały bo bokach jej owalnej twarzy. Zamknięte usta, niczym maliny, kiedy tylko się otwierały wyglądały jak delikatne płatki róż porwane przez wiatr i unoszone ku oddali. Kobieta ta drobnej postury, ubrana w dobrze dopasowaną suknię koloru białego, wyglądała niczym anioł, który zstąpił aby podziwiać ziemski zachód słońca. On za to wyższy o głowę, ubrany w zwykłe mieszczańskie ubranie koloru ciemnoszarego, z daleka sprawiał wrażenie rosłego elfa, który widząc zstępująca anielską istotę, przyszedł podziwiać jej piękno i urodę. Włosy ciął krótko a wokół ust zostawiał lekko widoczny zarost, który przy dotknięciu ręką kuł niczym krzew agrestu. Oczy jego bystre i pełne polotu, potrafiły zauważyć i docenić piękno swej towarzyszki. Orli nos z profilu sprawiał iż wyglądał niczym drapieżny sokół, który lada moment spadnie na swą ofiarę. Stali tak wpatrzeni w siebie kiedy to nagle ona objęła jego ramiona, splatając delikatne dłonie za głową i rzekła: - Przyjacielu mój! Tyle razem już czasu spędziliśmy, tyle łez razem wylaliśmy, tyle radosnych uniesień przeżyliśmy. Czuję, jakbym znała Cię od swych narodzin, choć to zaledwie trzy nowie minęły jak Cię pierwszy raz zobaczyłam. Czuję, wiem, że czas ucieka i goi rozgorzałe emocje, aczkolwiek chciałabym Ci się zwierzyć z czegoś dla mnie bardzo ważnego... On wtedy skinąwszy głową, uśmiechem życzliwym ja obdarowawszy, dał jej przyzwolenie. - Kocham Cię. Rzekła ona kierując swe ogromne oczu ku niemu, które niczym dwa srebrzysto zielone księżyce oplotły jego umysł i zanurzyły w ogniu emocji. Ręce ścisnęła mocniej, dając upust swym buzującym uczuciom, którymi obdarzała swojego towarzysza. On wtedy patrząc tak na jej buzię, podziwiając każdy centymetr ciała, wahał się wewnętrznie. Wiedział jakie są konsekwencje. Jednak przez te chwile spędzone razem, w których zapominał o wszelakim świecie, w których liczyły się tylko jej słowa i gesty, radującego go bardziej niż cokolwiek innego, wiedział co odpowiedzieć. Powoli i wyraźnie wyartykułował, nie spuszczając wzorku z jej przepięknych oczu. - Ja Ciebie też. Wtedy uniesiony przeogromnym pożądaniem wobec tej drobnej małej osóbki, przygarnął ja do siebie i nie pytając już o nic, zbliżył swe usta do jej. Przyjęła pocałunek. Tak spleceni, wśród bajkowej scenerii, całowali się namiętnie niczym dawni kochankowie, którzy po wielu latach odnajdują siebie i ponownie zakochują. Czuł jej delikatne usta, które przy każdym ruchu warg miękko ocierały się o jego język, jej oddech niczym morska bryza, namawiał do kontynuowania pocałunki i gdyby nie jej lekkie odsunięcie, nigdy nie chciałby skończyć. - Oh.. Przytul mnie kochany! Wpadła w jego silne ramiona chowając twarz w jego lnianej tunice. On poczuł jak jej zimne łzy powoli zaczęły kapać na jego pierś i spływać w dół podbrzusza. - Wiesz. Każdego dnia powoli umierałam, gdyż nie wiedziałam czy kiedykolwiek Ci powiem co do Ciebie czuję. Teraz już wiem że było warto. Wiem, że Cię kocham jak nikogo innego! On przymknął na chwile oczy i w duchu karmił się wzbierającą falą miłości, miłości która grzmiała w nim jak ogromna fala po potężnej burzy. Spojrzał na chwilę w niebo, szukając swojej szczęśliwej gwiazdy jaką była Patronka Zakochanych Jelkenna. Szukając tak po nieboskłonie i tuląc do piersi swą ukochaną kobietą, spostrzegł TO, na co był przygotowany. Westchnął w duchu i pocałował ją w głowę, nie przeszkadzały mu włosy wpadające do buzi czy też drażniące jego nos. Chciał aby ta chwila zatrzymała się już na wieczność. Ponownie poszukał wzrokiem obiektu na niebie. Widział go już dokładnie. Ogromny biały orzeł, niczym obłok chmury sunął ku nim. Szerokie pierzaste skrzydła z wolna odpychały zwierze od powietrza, a zakrzywiony złoty nos odbijał promienie zachodzącego słońca. Wyglądał jak ziemski odpowiednich któregoś z Bogów, który zmęczony życiem w zaświatach, postanowił przybierając formę ziemskiego zwierzęcia zstąpić do kochanków. Orzeł powoli podszedł do lądowania, niecałe cztery metry od pary kochanków. Kiedy to jego ostre pazury już miały dotknąć ziemi, nagle jak za działaniem magicznego zaklęcia zamieniły się w stopy. Tak kolejno ulegał przemianę, aż On ujrzał przed sobą rosłego mężczyznę. W duchu nazwał go orłem jako że twarz takowe zwierze przypominała. Jednak cała reszta była ludzka. Nogi, dłonie, ręce, szyja a nawet szaty przywdział, koloru srebrnego, przeszywane złotą nicią. Jego twarz smukła o zakrzywionym nosie i długie siwe włosy sięgające do pasa, sprawiły iż zadrżał w duchu. Orzeł rozprostował kończyny i bacznie spojrzał na zakochanych, na jego ustach zamajaczył lekko widoczny uśmieszek, palce od dłoni splatał niczym dzikie pnącza. On skrzywił się po czym cichutko szepnął jej na ucho. - Ja już umarłem. Naglę podniosła głowę i załzawionymi ze szczęścia oczami spojrzała na jego zatroskaną twarz. Dotknęła dłonią jego policzka, który twardy był jak skała i gęsto porośnięty kłującym włosiem. - Jak to umarłeś? Jak możesz tak mówić? kochanie? Jednak On nie patrzył na nią. Poczuła jak puszcza ją i delikatnie przejeżdża dłońmi po plecach. Podążyła za jego wzrokiem i zobaczyła Orła. - Kto to jest? Znasz go? Co się dzieje? Spojrzał na nią, na jego twarzy promieniał szczery uśmiech połączony z zatroskaniem w oczach. Złapał ją obiema rękoma za głowę i pocałował w czoło a następnie w usta. Ona nie oponowała, chodź widać iż zmieszana sytuacją była nadzwyczaj. Wtedy On rzekł: - Dziękuję Ci za wszystko kochanie. Dziękuję Ci za ten czas który dane nam było spędzić, nie żałuje ani jednaj chwili, ani jednego słowa i ani jednego czynu. To Ciebie pokochałem tak naprawdę, cieleśnie jak nie było mi dane wcześniej. Żegnaj moja prawdziwa miłości. Po tych słowach oczy mu się zaszkliły lecz odwrócił wzrok od ukochanej. Odszedł dwa kroki w tył. Skinął na przybysza z niebios i zamknął oczy. Ona próbowała zaprzeczyć, krzyknąć, nie mogła. Chciała szarpnąć ręką, podbiec do ukochanego, nie mogła. Jakaś niewiarygodna siła zatrzymała ją w miejscu i tylko stała przyglądając się biegu wydarzeń. Cała w sobie krzyczała nie wiedząc, nie znając przyczyn tej sytuacji. Patrzyła na ukochanego który zatrzymał się kawałek od niej i zawiesił wzrok w jej oczach. Widziała jego ból, jego walkę i pogodzenie się z losem. Chciała działać, nie mogła. Wtem tajemniczy przybysz podszedł kilka kroków w przód i wyciągnął swe zakończone długimi pazurami ręce, kierując je w stronę mężczyzny. Nagle spomiędzy orlich palców wystrzeliły wielobarwne promienie, niczym rój komet dopadły mężczyznę zwalając go z nóg. Zdawałoby się iż są to łańcuchy które wbiwszy się głęboko w ciało kochanka wysysają z niego życiodajną energię, wspomnienia, duszę. On krzyczał z całych sił. Ból był nie do wytrzymania, żyły na jego szyi wybrzuszyły skórę, sprawiając wrażenie grubych konarów. Palce wbił głęboko w ziemię i zaparł się aby napiąć mięśnie oszalałe od bólu. Orzeł nie przestawał wypuszczać złowrogich promieni. Kochanek czuł jak oszalałe łańcuchy wwiercają się mu w czaszkę jak zabierają z niego to co najcenniejsze, jego przeżycia i emocje. Czuł jakby wypompowywano z niego wszystko to co czyniło go człowiekiem, jakby ktoś odkręcił butelkę i wylał wodę na ziemię. Nic tylko sama pustka, bezdenny stan jaki nikomu nie jest dany. Kiedy orzeł przestał, On zwalił się z głuchym łoskotem na trawę i leżąc na wznak, łapał łapczywie powietrze wytrzeszczając oczy w kierunku nieba. Ona poczuła jak magiczny paraliż odpływa z jej ciała i od razu z krzykiem dopadła ukochanego. - Nie! Coś ty zrobił! Ty potworze! Kochanie... Nie umieraj! Proszę nie rób mi tego! Błagam! Jej płacz uniósł się po dolinie głośnym echem, strasząc pobliskie ptactwo, które z donośnym hałasem spłoszyło się w powietrze. Ona leżąc na nim szlochała spazmatycznie, biła pięścią w jego pierś i zalewała się łzami. Orzeł spokojnym krokiem podszedł do kochanka i przyklęknął bacznie patrząc w jego twarz. Po chwili uniósł zabójcze ręce i powoli opuścił jego powieki, spod których puste oczy patrzyły w rozświetlone gwiazdy. Jego oddech stawał się coraz bardziej szybszy i płytki aż w końcu nadszedł ten ostatni. W dolinie zapanowała absolutna cisza. Ptaki już nie ćwierkały, liście nie szeleściły, zwierzyna nie żerowała. Ona w szaleńczym płaczu poderwała ręce i zaczęła uderzać Orła ze wszystkich sił jakie miała. - Zabiłeś go! Dlaczego! Ty bestio! Ty potworze! Niestety wszystkie ciosy trafiały w powietrze miast na orlęcą twarz. Bezsilna kochanka upadła na brzuch i złapawszy się w pasie zwymiotowała, dając upust swoim nerwom i emocjom związanym ze śmiercią dopiero co odkrytej miłości. Orzeł spokojnie na nią spojrzał i rzekł swym głosem, który nieprzyjemny ,sprawiał ból w uszach i drżenie wszystkich członków jej ciała. - Jestem demonem, w taki sposób mnie nie zranisz. Pozwól, że wytłumaczę Ci tą sytuację. Wstał z klęczek i stanął przed kochanką, która wciąż wypluwała ślinę leżąc na boku. - Wstań. Rozkazał a ona nie mogąc się sprzeciwić, wbrew własnej woli podniosła się i skierowała brudną od ziemi, zalaną srebrzystymi łzami twarz w stronę demona. - Dawno temu kiedy jeszcze Ciebie na świecie nie było, ów leżący tam człowiek, używając swych magicznych zdolności, przyzwał mnie do swojej komnaty. Wpierw zaskoczony, dał namówić się na szczerą rozmowę, oczekując ode mnie profitów. Oczywiste, jak każdy go przyzywa demona. Więc w konkluzji zawarliśmy pakt. Jego pragnieniem było długowieczne życie, poznawanie niezliczonych krain, bezkresnych połaci, ciekawych osób. Potrafiłem mu to zapewnić. Jednak jak się domyślasz potrzebowałem czegoś w zamian. Więc, powiedziałem że zabiorę mu to bez czego dusza w życiu wiecznym, ulega wielkim cierpieniom. I zabrałem. Ona przejechała ręką po twarzy i odgarnęła włosy. Wciąż trzęsac się z emocji, spoglądała na ciało swego partnera, lecz wciąż była pod działaniem woli demona. Wyjąkała. - Cco mmu zaaabrałeś? Orzeł zbliżył swą twarz do jej i wycedził przez zęby. - Miłość. Widząc jej zaskoczenie, pokiwał głową i kontynuował. - Żywię się ludzkimi emocjami, daje mi to siłę, sprawia że rosnę, moja moc się powiększa. Powiedziałem mu że owszem, ofiaruje mu życie wieczne lecz w zamian nie możne on nigdy nikogo pokochać cieleśnie bądź w wypowiedzi. Kiedy jego dusza gotowała się z tego uczucia, musiał hamować swe czyny i słowa. Przyznam jednak, iż był to najdłużej trzymający się zasad człowiek z jakim taki pakt zawarłem. Uwierz poznał w życiu wiele kobiet, bardziej lub mniej atrakcyjnych, jednak dopiero ty sprawiłaś iż pokochał prawdziwie. To uczucie które w nim wybuchło podczas waszego pocałunku, było dla mnie jak potężny zastrzyk energii , która mało nie wprowadziła mnie w szaleństwo. Tak, on kochał Cię potężną miłością, jednakże aż do dzisiaj musiał to skrzętnie ukrywać. Zdecydowanie nigdy wcześniej nie poczułem tak silnej więzi. - Jesteś zwykłym potworem! Jak można tak zwodzić ludzi i na końcu ich zabijać! Tym razem demon uśmiechnął się i przeszedł parę kroków w kierunku krańca urwiska. W końcu będąc już na krawędzi zapatrzył się w ledwie wystające zza gór słońce i rzekł do niej. - Idiotą jest ten kto wierzy, iż podpisując się własną krwią pod takim zobowiązaniem, w przypadku jego nie dotrzymania, krwi tej nie upuści. Ja ze swojej części umowy się wywiązałem, on już nie. Jego dusza, emocje, wspomnienia znacznie wzmocniły me siły, to prawda. Ale czy nie oferowałem uczciwego paktu? Czyż sam tego nie pragnął? Czyż sam się na to nie zgodził? Kto jest większym głupcem? Ten który sprzedaje trefny towar czy ten kto go kupi? - Odejdź plugawa istoto! Nie chce Cię widzieć! Ona wykrzyczała w jego kierunku i poczuła iż demon zwalnia ją spod wpływu swojego umysłu. Ponownie padła na ciało swego kochanka, szepcząc jego imię i szlochając spazmatycznie. Orzeł jeszcze raz się obejrzał na to całe widowisko i skrzywił blade wargi, nadając im kształt glizd które to ryją w ziemi. Oczy mu zabłysły olśniewającym blaskiem i wysyczał formułkę w dziwnym języku. Kiedy ona się obejrzała zobaczyła już tylko mknącego w dal białego orła, który z wolna niczym dostojny pan tych ziem, szybował nad krajobrazem, niosąc zwiastun kolejnej śmierci.
  6. Bardal

    Akademik

    Nie zawsze. Są też mieszkania otwarte. Wchodzisz kiedy chcesz i wychodzisz kiedy chcesz Zawsze spotykasz kogoś nowego.
  7. Bardal

    Czego słuchacie?

    To i ja coś wrzucę. Zakk Wylde i jego solówka. Tutaj coś bardziej spokojnego, ten sam wykonawca Nieeee..... ;/
  8. Wy to macie dobrze. Ja od roku jestem ninja, bez sprecyzowanych planów edukacyjnych.
  9. Bardal

    Exodus

    Właśnie dla nich. Już poprawione. Gdzie tam jest napisane co mówi spiker przez megafony? Audycja radiowa odsłuchiwana jest przez Barrego w Memphis, Usa. Na plac zabaw. Potem oddaliła się do piekarni w tylko sobie znanych zamiarach. Słowo "zabawki", miało oznaczać zjeżdżalnie, bujane koniki, kręciołki i takie tam co na placu się znajdują. Miałem napisać "Elementy stałe do zabaw integracyjnych dla dzieci poniżej dziesiątego roku życia"?
  10. Bardal

    Exodus

    Swego czasu pisałem zwiastun dla gry vallheru w klimacie postapokaliptycznym. Gra nie wypaliła, zwiastun został Suli lubiła bawić się w piaskownicy. Mama często ją zabierała po pracy do osiedlowego placu zabaw, gdzie wszystkie kolorowe zabawki szczerze ją radowały i zajmowały czas na długo. Nie inaczej było dzisiaj... Pogoda dopisywała jak to zwykle bywało o tej porze roku, lekki wschodni wiatr ciepło opatulał spacerowiczów a śpiew skowronków nadawał całej scenerii istne bajkowy klimat. Mała Suli, już zanim weszła na ulubione miejsce harców, zobaczyła swoich towarzyszy dziecięcych zabaw : Alexa i Dorę, którzy machali w jej stronę. - Idź maleńka się pobawić a mamusia szybko pójdzie do piekarni... o tam na rogu. Dobrze? Sara pogłaskała swoją córkę i dała jej soczystego buziaka w czoło. Mała skinęła pośpiesznie główką i zapiszczała, nie patrząc nawet w stronę rodzicielki. - Dobrze mamo! Nie minęła chwila a Suli biegała raźno po placu zabaw, to skacząc przez wielobarwne drewniane okręgi lub przewracając się na trawie ku uciesze swoich przyjaciół. Dookoła kręciło się sporo ludzi. Tegoroczny letni festyn dzieci w Sydney organizowany właśnie na tym placu zabaw, wymagał jeszcze sporych przygotowań. Robotnicy uwijali się przy rusztowaniach a przechodni ludzie spoglądali z zaciekawieniem na prace przygotowawcze. Gdzieniegdzie rozlegał się głos stukającego młotka o stalowe bariery lub głośny warkot piły łańcuchowej, tnącej drewniane bale. Wśród siedzących na ławkach dorosłych panowało ogólne rozleniwienie i błogostan, po ciężko przepracowanym dniu. Nic nie zwiastowało tego co miało lada chwila nastąpić... Nagle powietrze wypełnił huk syren alarmowych. Ludzie nie widząc co się dzieje poczęli rozglądać się we wszystkie strony, co niektórzy przestraszeni szybko oddalali się w kierunku bloków. Suli stojąc na zjeżdżalni zaczęła szukać wzrokiem matki. Z głośników przywieszonych na słupie rozległy się nie zrozumiałe dla niej słowa, wypowiadane pośpiesznie, w nerwowym tonie. Nie był pomyślny apel. Coś było nie tak jak powinno. Suli stała się świadkiem dziwnych wydarzeń. Obecni na placu zabaw jakby za dotknięciem magicznej różdżki otrzeźwieli, powoli rozumiejąc usłyszane słowa spikera zza głośników. Ludzie w panice poczęli uciekać we wszystkie strony. Nie patrzyli kto stoi na ich drodze... Motłoch pełen krzyków, przepychania wypełnił cały plac zabaw. Jakiś mężczyzna nie bacząc na to iż przebiega po leżących istotach parł przed siebie, a z ust wykrzykiwał różnorakie przekleństwa. Z drugiej strony jakaś kobieta szlochając wniebogłosy podnosiła z ziemi swoje stratowane dziecko. Wiele zakrwawionych twarzy, wykrzywionych w bólu, krzyczało szukając swoich bliskich bądź nawołując do ustąpienia miejsca. Rusztowanie stawiane pod sceną runęło pod naporem ludzkich ciał, z hukiem spadając na rozszalały tłum. Maleńka aż zadrżała ze strachu i złapała się kurczowo poręczy zjeżdżalni. W piaskownicy na dole dostrzegła małego Alexa, który szlochając spazmatycznie szukał wzrokiem rodziców, bezskutecznie... - Mamusiu..... Suli wciąż nie widziała Sary, Rozglądała się nerwowo roniąc coraz to większe ilości łez...Tłum był tak wielki, iż z trudem rozpoznawała kogokolwiek. Naglę ludzie zaczęli wyciągać ręce ku górze. Bieganina powoli cichła, ustępując miejsca krzykom poturbowanych lub rannych. Wtedy to mała Suli, ostatni raz w życiu spojrzała na niebo. Niebieską paletę barw przecięła dziwna smuga ognia, która zmierzała wprost w kierunku Ziemi. - Gwiazda! Pomyślała maleńka, gdyż mama uczyła ją dużo na temat dziwów na niebie. Wiele razy podziwiała kosmos z małego teleskopu, który tatuś kupił jej na urodziny. Klasnęła w ręce i podskoczyła z podniecenia. - Alex nie płacz! To gwiazda! Dziwna smuga opadała coraz niżej, niżej i niżej, aż znikła za oddalonymi wieżowcami.... Barry siedział na swym bujanym fotelu spoglądając na rozległe połacie swojego rancha na wschodnim krańcu Memphis. Powoli, z namiętnością, żuł źdźbło trawy. Nagle przenośne radio z którego leciała spokojna relaksująca muzyka zaskrzeczało i z głośnika wydobył się zdenerwowany głos komentatora. - Co to wiadomości tak wcześnie? Barry zwiększył głośność odbiornika. Jego wieloletnią tradycją, był poranny odsłuch najświeżych wiadomości, zawsze na tarasie wśród budzącego się słońca. - Drodzy słuchacze! Katastrofa! Nadszedł Dzień Ostateczny! Dosłownie 20 minut temu wydarzyła się straszliwa tragedia. Rosyjskie głowice nuklearne dalekiego zasięgu spadły na kontynent Azjatycki oraz Australię. Rodacy nadszedł Dzień Próby! Miasta takie jak Sydney, Tokio, Delphi, Pekin, zostały doszczętnie zniszczone! Miliony zabitych ludzi. Kontynenty stoją w ogniu, nie ma łączności, nie ma kontaktu z nikim! Powtarzam z nikim! Rosyjski agresor rozpoczął ostatnią z wielkich wojen!...krhhhhhhhh... O Boże!....hhkrkrkhhhhhh.... w naszą stronę...khrhrhrh...tujcie się!...................... Jacob przyklęknął przy sporych rozmiarów gruzowym zawalisku i spojrzał w wizjer lornetki. Spokojnie metr po metrze lustrował teren przed sobą. -Jak na razie spokojnie... Mruknął pod nosem. Często mówił do siebie, pomagała mu to jakoś zwalczać samotność z jaką podróżował na co dzień. Samotność, która nie jednego już pokonała, wprowadzając w zimne objęcia śmierci. Splunął pod siebie i jeszcze raz obrzucił wzrokiem teren przed sobą, szukając jakichkolwiek oznak bytowania. Potyczka sam na sam z oddziałem szabrowników, nie była tym czego w tej chwili pragnął. Jakieś 50 metrów na wprost stał jeden z nielicznych w tej okolicy reliktów z dawnej epoki. Niegdyś blok mieszkalny, teraz kupa gruzu, powyginanych prętów i piaskowych usypisk. Wiatr hulający od wschodu wzniecał tumany piasku i pyłów gipsowych, które spokojnie osiadały na starej podniszczonej kanapie leżącej na wschodnim krańcu budynku, to na starych metalowych drzwiach lezących tuż przed czymś co kiedyś było klatką schodową. Widniał jeszcze na nich numer. „6” - Moja szczęśliwa liczba! Jacob uśmiechnął się do siebie i ruszył przez zawalisko, trzymając niski profil. Przystanął jeszcze i sprawdził pistolet. Przeładował aby nabój wpadł do komory. W razie czego... Długo przemierzał gruzowisko, wyszukując czegokolwiek co by nadawało się na sprzedaż u pasera albo na czarnym rynku. Bezskutecznie. Ewidentnie nie był tutaj pierwszym poszukiwaczem zaginionych skarbów. Świadczyły o tym między innymi ludzkie odchody, o zgrozo, pozostawione na wpół zniszczonej muszli klozetowej. Ktoś miał bardzo ciekawe poczucie humoru. Chociaż, możliwe iż miała być to namiastka dawnej normalności. Normalności za którą tęskni każdy jeden twardy skurwiel, pozostający przy życiu na tym padole gruzów. Zrezygnowany po godzinnym przeszukiwaniu, przysiadł na jeszcze istniejących schodach na pierwsze piętro i popił wody z manierki. Popukał podeszwą o beton, pozbywając się odłamków szkła oraz gipsu. Nagle u stóp, wśród kamieni, zauważył małe blaszane pudełko z wyrytym misiem na wieczku. Zainteresowany znaleziskiem podniósł zdobycz i powoli ją otworzył. W pudełku leżało małe zdjęcie, na którym widniała pewne rodzina. W momencie w którym został ono zrobione wyglądali na szczęśliwych. Kobieta mocno ściskała swoją małą córeczkę, prawdopodobnie tatuś dumnie pokazywał dyplom ukończenia przedszkola. Jacob skrzywił się lekko i odwrócił fotografię. Z tyłu widniał napis: „ Dla kochanej córeczki Suli, z życzeniami wielu sukcesów w przyszłym życiu. Rodzice.”
  11. Bardal

    Co czytacie?

    Historia pięknej Katarzyny była w "Płomień i krzyż tom I". Czytałeś wszystkie części przygód Mordimera? Patrząc na całokształt to Jezusa jest tam całkiem sporo. Szczególnie mam na myśli "Łowcy Dusz" Aby nie robić offtopa. Aktualnie czytam "Hitler. Studium Tyranii" Alana Bullocka.
  12. Bardal

    Próbka

    To oczywiste, że fani serii, którzy mieli okazję grać w Fallouty 1&2 w latach kiedy wychodziły na światowe rynki, zawsze będą bronić tamtego klimatu. Pamiętam jak dziś, kiedy wśród znajomych rozeszły się pierwsze egzemplarze Fallouta, przez co najmniej dwa tygodnie nikt nie "wynurzał" się z domu. Wtedy była to gra na tyle przełomowa, iż hipnotyzowała przy ekranie, swoją złożonością oraz niesamowitym klimatem. Trzeba jasno przyznać, że Fallout Trzeci już taką grą nie jest. W późnych latach 90' nie było tytułów jak "Dragon Age", "Mass Effect" czy wspomniany "Oblivion". Wasza "wymiana zdań na ten temat" jest bezcelowa. Starzy wyjadacze pamiętają tamte wrażenia i F3 oceniają chłodno. Wyjadacze młodsi, patrzą na ten twór z innej strony, nie mając w głowie presji wymogów, co do kontynuacji serii. Każdy ma prawo do własnej opinii, wydawanej wedle własnych doświadczeń. PS Z opiniowania recenzji k-trine przeszliście na recenzowanie własnych opinii na temat jej recenzji
  13. Oglądałem dziś w kinie "Robin Hood'a". Przyznam, że jestem bardzo niepocieszony... Widział już ktoś z was? Jak wam się podobało? Miejscami miałem wrażenie, iż oglądam ten serial co kiedyś w telewizji nadawali "Przygody Robin Hooda" czy coś w tym stylu. Dopiero końcówka przybiła do poziomu, którego oczekiwałem. "Gladiator" bije ten film na głowę.
  14. Podobnie jak główny bohater na końcu ACII Jak najbardziej zasłużył. Druga część jest pod każdym względem lepsza, bardziej różnorodna od jedynki. Ścieżka dźwiękowa dobrze współgra z akcją na ekranie. Mnie osobiście zachwycił początek, cut scenka kiedy to stoimy na dachu i pojawia się napis "Assassin's Creed II", a w tle słychać temat muzyczny "Ezio Family". Kto grał ten wie co mam na myśli
  15. Bardal

    Próbka

    Wypowiem się, jak to odebrałem ze strony zwykłego "zjadacza chleba", czytelnika recenzji. Wstęp mnie nie porwał. Pierwsze zdanie czytałem chyba ze trzy razy, aż w końcu "Ah! No tak loga firm tuż przed intro". Nazwa gry pojawia się dopiero pod koniec drugiego akapitu, gracz niezaznajomiony z tytułem, przez pierwsze dwanaście zdań nie wie o czym mowa. Dlatego uważam, że już w pierwszym akapicie powinnaś zawrzeć z czym mamy do czynienia. Wydaje mi się, że takie stwierdzenie sugerujące czytelnikowi jak ma postępować, w recenzji nie jest mile widziane. W niektórych miejscach, zbyt dajesz się ponieść wyobraźni, co skutkuje rozległymi opisami. Przykładem jest jak opisujesz świat po wyjściu z krypty. Oczywiście, że informacja na ten temat powinna być zamieszczona ale nie tak rozlegle. Zamiast tego jako czytelnik życzyłbym sobie opinię na temat szaty graficznej, notkę o silniku graficznym. Ponadto zabrakło informacji o optymalizacji gry oraz bugach w grze. Dalej... Fabułę przedstawiłaś w sposób pobieżny. Wydaje mi się, że jej główny, początkowy zarys czytający recenzję, może spokojnie poznać, bez narażania go na zbytnie poznanie "smaczków" fabularnych. Zabrakło informacji o misjach pobocznych, rozległości świata. Próżno szukać też nawiązania do kwestii typowej dla tego tytułu. Pierwsze dwie części naszpikowane były elementami kultury masowej, dzięki temu tak pokochaliśmy stare Fallouty. Jako czytelnik, fan serii, chciałbym się dowiedzieć jak to wygląda w trzeciej części. Na koniec zabrakło mi opinii na temat ścieżki dźwiękowej. To wszystko z mojej strony.
  16. Po części się zgodzę, po części nie. Czy książka ma bawić? Oczywiście może, lecz nie musi. Moim zdaniem książka powinna uczyć myślenia, pojmowania rzeczy na pierwszy "rzut oka" niewidocznych, ukrytych gdzieś między wierszami. Książka powinna dawać satysfakcję, kiedy to po jej przeczytaniu dochodzimy do pewnych przemyśleń, wcześniej dla nas niejasnych. To jest ta otoczka filozoficzna, która nawet nie musi być wielce wyolbrzymiona w danym utworze. Wystarczy "zaszczepić" jej dawki w odpowiednich momentach. Nie chce też aby z tego wywodu wynikło, iż dobrze napisana książka nie daje satysfakcji. Jak najdalej mi od takiego poglądu ale... ("ale" jest w pierwszym poście ) Szczególnie jako szmatławiec osadzony w realiach Star Wars polecam "Mroczne Widmo", autor Terry Brooks. Wyobrażam sobie multum sposobów na napisanie tej historii w bardziej porywający sposób. ?! Osiem? Jeden film?! Który to? Przepraszam, źle sformułowałem wstęp do tego przykładu. Oczywiście, zgadzam się z Tobą. Chociaż, sam musisz przyznać, że moja nadzieja wyrażona w ostatnim zdaniu, jest jak najbardziej zgodna z pragnieniami wielu czytelników "Władca" miał posłużyć tylko i wyłącznie jako przykład, dla mnie najlepiej obrazujący kwestie o których pisałem.
  17. Witam wszystkich. Natchniony wczorajszą rozmową z "Matimakiem", doszedłem do pewnych przemyśleń. Jest to swobodny wywód myślowy i nad niektórymi jego aspektami wciąż się zastanawiam. Proszę, nie traktować tego jako stanowisko mojej osoby, bardziej luźne przemyślenia. Parę dni temu ukończyłem czytanie, kolejnego już tomu, przygód Inkwizytora Mordimera, autorstwa Jacka Piekary. Kiedy to zamknąłem ostatnią stronę zadałem sobie pytanie: "Czy to właśnie tego oczekuję po dobrej książce?". W wymienionym wyżej tytule natknąłem się na wiele ciekawych aspektów: intrygi, ciekawi bohaterowie, alternatywna historia podparta chrześcijańskimi filarami, zaskakujące zwroty akcji czy też świetne wątki humorystyczne. Akcja w książce poprowadzona była w sposób wartki, namawiając czytelnika do przerzucania stron bez odrywania oczu od tekstu. Wolne momenty umilały perypetie głównych postaci, które nie gorzej przykuwały do tej pozycji. Powiecie: "Do czego zmierzam?". Spieszę z odpowiedzią. Otóż, niesmak mój po skończeniu tej książki, wynikł z kwestii samej formy pisania, którą zauważam w wielu współczesnych pozycjach. Czy nie jest tak, że w dobie wielkiego konsumpcjonizmu, w nasze ręce wpadają pozycję, choć przemyślane, to nie mające swoistej "głębi"? Owej "głębi", czy też "otoczki twórczej" zabrakło mi w wyżej wymienionej pozycji autorstwa pana Jacka Piekary. Dostajemy w ręce twór, napakowany do granic akcją, z momentalnie zmieniającym się czasem i miejscem wydarzeń, o ilości bohaterów pojawiających się, nie wspomnę. Czy nie jesteśmy w jakiś sposób otępiani, takim podejściem do przedstawienia fabuły? Analogię widzę tutaj w kinematografii. Z jednej strony mamy film, który trwa osiem godzin, gdzie są przedstawione ciekawe wątki poboczne, piękne i dokładne zdjęcia plenerów, opisana jest historia (w przypadku świata całkowicie wymyślonego) na wiele wydarzeń wstecz niż ta z głównej fabuły, nie ma przeskoków miejsca i czasu, akcja jest spójna. Z drugiej strony dostajemy film, który trwa trzy godziny. Nie ma w nim miejsca na rozległy opis wprowadzenia do fabuły, czy też dokładnych zdjęć plenerów, poprowadzenia akcji w sposób możliwie szczegółowy. Dostajemy twór, który w żadnym momencie nie ma nas znudzić, naszpikowany akcją i szybko zmieniającymi się wydarzeniami. Taki "smakowity kąsek, dla nas, konsumpcjonistów". Mówi się "ta książka była łatwa i przyjemna". Prawda jest taka, że większość ludzi właśnie takie książki najbardziej ceni i wraca do ich czytania po raz wtóry. Gdzie się podziały takie twory jak "Diuna" Franka Herberta, gdzie sposób przekazu treści, był tak unikatowy, iż nad każdym zdaniem człowiek musiał się pochylić i zastanowić? Czyż nie ma takiej tendencji, aby współczesne książki były łatwe, szybkie i przyjemne? Człowiek wszak zapracowany, dlaczego miałby jeszcze zbytnio nadwyrężać swój umysł skomplikowanymi pozycjami? Chciałbym tutaj przytoczyć pozycję autorstwa J.R.R Tolkiena, "Władca Pierścieni". Przez wielu czytelników jego spuścizny, uważany jest za geniusza w swojej kategorii, za pisarza wielkiego formatu, który nie tylko napisał książkę a stworzył swoistą mitologię. Porównanie tej pozycji, z tworem przytoczonym na wstępie tekstu, może być dla wielu nieporozumieniem. Zabieg jest to celowy, gdyż pokazuje różnicę w sposobie przekazu, czy też stworzenia, fikcyjnej historii i przekazania jej szerszej masie ludzi. Tolkien powiedział kiedyś sentencję: "Ja nie wymyślam przygód moich bohaterów. Ja podróżuję wraz z nimi." To zdanie idealnie obrazuje w jaki sposób poprowadził on wydarzenia w swojej książce. Jest to ta "głębia" o której wspomniałem na początku. Akcja poprowadzona w sposób bardzo szczegółowy, czytelnik ma czas przystanąć, wraz z autorem podziwiać piękno wyimaginowanej przyrody, wsłuchać się w dźwięk pieśni, odkrywać świat w sposób możliwie dokładny. Tolkien stworzył "otoczkę", nie tylko napisał książkę. Wszystko to co jest dookoła głównego nurtu fabularnego, sprawia iż jest to pozycja genialna, choć dla konsumpcyjnego czytelnika - nudna. Czyż nie jest to ta prześwietna "spoina", która powinna łączyć akcję w pisarstwie fantastycznym? Mam wrażenie, że w ramach wielu współczesnych pozycji, dostajemy swoiste "pół-produkty", zawierające tylko esencję historii opowiedzianych. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy zjawisko to występuje na dużą skalę. . Ba, nie jestem nawet w stanie stwierdzić czy w ogóle ma to miejsce. Zapewne wielu pozycji książkowych nie przeczytałem i wielu jeszcze nie przeczytam. Mam tylko nadzieję, że dane mi będzie jeszcze zaznać tak godnego tworu jakim jest wspomniana historia Śródziemia i magicznych pierścieni.
  18. Bardal

    Smajl Korner

    Z serii brutalnych (+18) http://images33.fotosik.pl/422/245ce60aea8adc2f.jpg
  19. Bardal

    Skąd jesteś?

    Widzę, że główne siły EM to środek, środek-północ kraju Ja dopisuję się ze strony Bydgoszczy. Z innej beczki... Brodnicę swojego czasu często odwiedzałem jako kurier z Dhl, także miasto jest mi bliżej znane Jak również korek na wlocie od strony Torunia ;/
  20. Ostatnim czasy miałem przyjemność zagrać w Assassin's Creed II. Powiem jedno... Świetnie wkomponowana muzyka w wydarzenia dziejące się na ekranie, oddaje dynamikę podczas akcji , jak i zwalnia w spokojnych momentach. Jesper Kyd, autor ścieżki dźwiękowej, wspiął się na wyżyny i moim zdaniem, jego twór dorównuje kinowym produkcjom. Co by nie szukać:
  21. Bardal

    Kilka słów o sobie

    Preferuję styl wiejskiej zadymy. Sztuk walk nie ćwiczyłem, tylko samoobronę.
  22. Bardal

    Kilka słów o sobie

    Witam czytających. Najbezpieczniejszą formą "wejścia" w nowe środowisko jest przedstawienie się, więc czynię to z pokorą. Nazywam się Remigiusz, rocznik dobry bo 1988. Od urodzenia mieszkam w Bydgoszczy. Tematyką fantasy interesuję się od lat dziewięciu, w bardziej konkretnej formie (własne teksty, projekty) od sześciu. Jako, że tematyka fantasy jest tworem szeroko pojętym, niektóre jej elementy cieszą bardziej, inne mniej. Swoje zainteresowanie przelewam na książki fantasy i "nieoficjalną" twórczość amatorów. W zamierzchłych czasach dużo grałem w gry komputerowe, głównie RPG. Obecnie czasu mało a gier coraz więcej. Lubię tworzyć własne opowieści, krótkie teksty, wiersze. Często na siłę poszukuję oryginalność, co przy dzisiejszym nakładzie pomysłów wypuszczanych w świat, doprowadza mnie do białej gorączki. Ponad to, jestem zaangażowany w małym kółku zrzeszającym ludzi, którzy mają duży potencjał pisarski, jednak brak im motywacji aby uwolnić swój talent. Stwierdzenie, że organ nieużywany zanika, w przypadku talentów pisarskich, myśli abstrakcyjnej, ma swoje zastosowanie. Pozostały wolny czas przeznaczam na swoją kobietę i grę MMO, której mam zaszczyt przewodzić. Zawodowo pracuję w agencji ochrony i tutaj STOP! Chciałbym zapewnić obywateli, że pracownik ochrony nie jest półgłówkiem, który tylko spina mięśnie i sączy ślinę Znajdują się wyjątki, które mają olej w głowie i perspektywy. Kończę już i przepraszam za chaotyczność wypowiedzi. Ciężko mi zawsze, w sensowny sposób opisać siebie i swoje zainteresowania. Dziękuję.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...