Skocz do zawartości

Inheritor

Użytkownicy
  • Postów

    150
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Inheritor

  1. Inheritor

    Seriale fantastyczne

    Ja po obejrzeniu ostatniego odcinka serialu Lost poczułem się naprawdę LOST, chociaż zakończenie jest pozytywne .
  2. "Czytaj, czytaj i jeszcze raz czytaj, a potem pisz." dobra dewiza.
  3. Inheritor

    Hrywny

    Troche przypomniało mi nasz wypad do parku w poniedziałek ;p. A co do samego opowiadania, to składne i ciekawe. Zaskoczył mnie motyw wielkiego kota, gdy poczytałem o tym nieco więcej - lubie takie ciekawostki. W ostatnich dwóch zdaniach wychwyciłem powtórzenie "po czym" troche rzuca się w oczy. Tak to małe literówki tylko. Chciałbym zobaczyć coś dłuższego . Pisz dalej.
  4. Inheritor

    Próbka

    Też dobrze pamiętam Bardal gdy pojawił się Fallout. Moja z nim przygoda trwała jakies 20 minut, bo gra bardziej mnie denerwowała niż cieszyła. Ostatnio próbowałem wykonać drugie podejście, ale gra skonczyła się po dwóch godzinach. F 3 chyba za bardzo wszedł mi już w krew. W grach szukam zawsze dynamiki i akcji, a turówki mnie denerwują (poza serią Heroes). Chociaż jest tak jak powiedziałeś, każdy ma inne zdanie i to sprawia, że każdy jest oryginalny .
  5. Inheritor

    Próbka

    Odniosę się tylko do stwierdzenia, że Fallout 3 zdobył sukces bo w nazwie ma "Fallout". Nie jest tak, stwierdzając na moim przykładzie. Ja zaczałem serie od 3 i grając w poprzednie byłem zdziwiony dlaczego gra zdobyła kiedyś taką popularność (pewnie dlatego, że zacząłem od moim zdaniem najlepszej części). F 3 otrzymał wszystkie, zasłużone, nagrody bo jest świetną grą, nie tylko z nazwy. Jak nie wierzysz Haz to wejdz sobie na największe serwisy o grach (gamespot czy ign). P.S. Od dawna wiadome jest na EM, że każde zdanie, odmiennie od opinii Haza jest "złeeee".
  6. Inheritor

    Próbka

    K-trine nie przejmuj się krytyką Haza bo jest wielkim przeciwnikiem Fallout 3. Udowodnił to niejednokrotnie, choćby mówiąc, że tytuł Game of the Year dla F3 jest nic nie wart ;p.
  7. AS 1 był świetny, ale schematyczny. Za to AS 2 jest jeszcze lepszy i różnorodny (sandbox). Co do fabuły, to na koniec obu cześci wykrzyknąłem: " O kur..!"
  8. Własnie takie same "dziwne" RPG zostało zastosowane w Gothic 3 i pewnie dlatego nie odniosło sukcesu. Wole stare metody .
  9. Ja miałem duże problemy z Morrowindem. Zwłaszcza jeśli chodzi o sterowanie i system walki i szybko przerzuciłem sie na Obliviona.
  10. Argonianie, bo lubie jaszczurki. No i są zwinne, a ja lubie szybka gre. Morrowind jakos mi do gustu nie przypadł, za to Obliviona przeszedłem 3 razy .
  11. Inheritor

    Skąd jesteś?

    Heh, nasze słynne korki, piekna sprawa ;p.
  12. Bardal podzielam twoją opinie na temat AS 2. Muzyka w tej grze również mnie urzekła, a zwłaszcza kawałek w podziemiach watykanu .
  13. Inheritor

    Seriale fantastyczne

    Ja oglądam Lost 6 na bieżąco jak leci w USA. Wymiata!
  14. To prześle Ci tak za tydzien juz poprawiona, bedzie prosciej .
  15. Superkarpik przesłałem Ci ją przecież. Normalna 12 Times New Roman. Mam juz dosyc opowiadań, mam ich równo 11. Z resztą, moje opowiadania są uzupełnieniem książki. A poprawianie książki, która sie samemu pisało nie jest trudne, idze bardzo szybko 10-20 stron dziennie nie zarywając nocki i nie opuszczając pracy.
  16. K-trine to nie jest opowiadanie a pierwszy rozdział mojej 130 stronnicowej ksiązki, która jest juz od roku gotowa. Zgodze sie, że wiele trzeba poprawić, ale raczej jesli chodzi o styl tylko (marzyłbym by jakiś korektor mógł spojrzeć na całą książkę i doradzic co nieco). Aktualnie jestem w połowie poprawiania ksiązki pod względem tolkienowskim. Czyli wywalam typowe rasy i wzorce nie ruszajac fabuły. W skrócie chce dodać jej własnej inwencji. Wrzuciłem tu ten rozdział by poznać wasze zdanie na temat stylu, pod którego kątem własnie poprawiam reszte rozdziałów. Głownie poprawiam pierwszy rozdział bo kilka osób zarzuciło mi, że jest "słaby" w porównaniu do całej książki. A propo opowiadań to mam ich także sporo, które moge opublikowac na EM jesli pojawi się chęc z waszej strony. Poprawiłem kilka aspektów i dialogów, sami sprawdzcie czy jest lepiej.
  17. Chciałbym kiedys wydać, ale jak narazie chcę ją udoskonalić do granic moich możliwości. Chętnie moge przesłac ją paru osobą jesli sie zdeklaruja, ale powtarzam, ze jest sporo naleciałosci tolkiena. Ten zamieszczony tutaj rozdział jest początek zmiany głównych nazw i zjawisk w książce, nie ruszam juz fabuły. Najbardziej zalezy mi teraz na waszej krytyce. Matimak: wysłane. Jak zaczniesz to nie radze czytać uwzględniając rozdział znajdujący się tutaj, a tylko ten w książce. Wprowadziłem tu pewien wątek, który zostanie tylko delikatnie napomknięty w poprawionej wersji.
  18. Superkarpik to jest pierwszy rozdział książki, która już dawno skonczyłem. Tylko poprawiam stylistyke i forme utworu. Postaram się również odbiec od tolkienowskich wzorców. Chciałbym jeszcze przerobic dialog z dziadkiem i dodac pare smaczków, jak np. szkoła czytania i pisania, która dziadek Zurisa prowadził. Po poradzie Markusza chce również sprawić by więcej postaci w wiosce było "ciekawszych". A propo książki, to jak chcesz chętnie moge CI ją na maila wysłać, ale tylko wersje z przed roku, bo poprawiona jest wciąż w fazie testowania ;p.
  19. Inheritor

    Utarte szlaki

    Hmm... Chyba coś pokręciłem jak zwykle, juz to poprawiłem.
  20. Inheritor

    Utarte szlaki

    Ja jestem zwolennikiem fabuły nad formą i to w kazdym wypadku. Może być kiepsko napisane, ale jeśli jest oryginalne to coś w sam raz dla mnie .
  21. Nigdy nie odważył się na rozmowę w cztery oczy. Jej uroda i niewinny urok zawsze go zawstydzał i skutecznie zatrzymywał przed podjęciem pierwszego kroku w jej stronę. Zuris starał się tego po sobie nie okazywać i codziennie ciężko pracował w polu ze swoim ojcem, który od urodzenia pracował na roli w wiosce. Ich rodzina posiadała spore pola pszenicy, którymi zaopatrywała wioskę. Chłopak często kłócił się z ojcem. Matka powiadała, że te różnice zatrą się w miarę upływu lat. Głęboko w to wierzył, ponieważ szanował ojca za jego pracę i oddanie rodzinie. Nawet po ciężkim dniu na polu, nigdy nie narzekał, zawsze robił coś dla innych, często zapominał o sobie. Zuris pobieżnie to doceniał, ale nie zmieniało to faktu, ze kochał ojca. Wracając pewnego dnia samotnie z pola, uwagę chłopca przykuł podejrzany czarny dym, który wznosił się w nieboskłon. Zakrywał on niemalże całe zmierzchające niebo. Obłok zdawał się je pożerać i ciągle rosnąć w siłę. Przyglądał mu się uważnie, aż do jego głowy wkradła się myśl, której nie był w stanie zaprzeczyć: - To przecież z wioski! – powiedział do siebie i zaczął biec w stronę domu, rzucając narzędzia na ziemię. Biegł jak opętany, potykając się niemalże o każdą nierówność w starej drodze. Gdy dotarł na miejsce, to jego oczom ukazał się straszny obraz. Szalone języki ognia wypełzały z domów i pluły czarnym dymem. Był ciężki i duszny. Wszystko płonęło, a po wiosce biegały, wyrzynając jej mieszkańców, dziwne pokraczne istoty w zardzewiałych zbrojach i z powystrzępianymi mieczami. Twarze ich przypominały najgorsze koszmary, które chłopak widział w nocnych marach. A nieludzie ruchy przyprawiały o dreszcze. Było ich około tuzina. Ktoś nagle wyskoczył z okna jednego z pochłoniętych domostw i uderzył ciężko o ziemie. Jego noga gruchnęła z dźwiękiem pękającego kamienia. Pokraczna bestia podeszła do niego i stanęła nad mężczyzną zaciskającym zęby z bólu. Potwór złapał go za krótkie włosy i podniósł na kolana. Szczerbate ostrze rozpruło jego szyje, a krew spłynęła po jego brodzie i zniknęła pod koszulą, naznaczając ją czerwonym potokiem. Zuris patrzył jak ciało brata jego przyjaciela, który zwykł go pilnować, opada bezwładnie i drga w konwulsjach. Chłopak poczuł jak zalewa go zimny, nieprzyjemny pot, a w jego żołądku coś zaczyna go ściskać niemiłosiernie. Stał za niewysokim stoiskiem z lipy, na którym zwykle rozkładali się wędrowni kupcy. Przy największym z domów, z którego był właśnie wyprowadzany rządca wioski, stał jeden z intruzów z wysoko uniesionym sztandarem. Był niedbale wykonany z poszarpanej, zielonej szmaty, która ledwo trzymała się krzywego kija. Przedstawiała fioletowego pająka z żądłem w odwłoku i nienaturalnie dużymi kłami w paszczy. Jego ślepia, namalowane krzywo, mieniły się na czerwono. Bestia wyprowadzająca rządce pchnął go mocno nogą w plecy, tak, że upadł na twarz przed sztandarem. - Gdzie on jest!? – charcząc swoim dziwnym akcentem sztandarowy nachylił się nad starcem. - Nie wiem o co ci chodzi. - odpowiedział łapiąc z trudem oddech. - Kłamczysz! - krzyknął na niego drugi, stojący z tyłu. - Wywlec ich wszystkich tutaj. - rozkazał wysoki potwór odziany w kolczatą zbroje z przerośniętą prawą rękawicą służącą jako tarcza. Wyróżniał się spośród innych stworzeń i wydawało się, że jest ich dowódcą. Pobliskie istoty zareagowały natychmiast i zaczęły zaciągać żywych jeszcze ludzi przed oblicze dowódcy. Z domu naprzeciwko Zurisa, wybiegła mała, blond włosa dziewczynka. Biegła w jego stronę chwiejąc się i niepewnie łapiąc równowagę na nogach. Od razu rozpoznał Laurę i wyskoczył ze swojej kryjówki. Dziewczyna skoczyła mu w ramiona, była zalana łzami. - U-uciekaj... – jej głos załamał się, sama osunęła się na ziemie. W jej plecach tkwiła czarna strzała, a z rany, po jej białej sukience, stróżką płynęła krew. Zuris patrzył z przerażeniem na martwe ciało przyjaciółki osuwające się z jego piersi. Został zauważony, wszystko nagle straciło sens. Nie zastanawiając się ani chwili podniósł z ziemi kamień niewiele większy od jego dłoni i ruszył naprzeciw nieprzyjaciela, który przed chwilą go zauważył. Wskoczył na niego i chaotycznie zaczął okładać swoją tępą bronią. Z szału wybudził go tępy ból głowy, który sprawił, że padł na ziemie. Leżał na plecach i patrzył jak czarny obłok dalej posila się pięknym , letnim niebem. Świat jakby nagle ucichł, a uderzenie silnej stopy w jego żebra zdało się być cichsze od lotu muchy. Kaszlnął krwią, która zalała mu oczy. W powietrzu zawisło ostrze, które zatrzymały słowa w dziwnym języku. Coś podniosło go i powlekło do reszty ocalałych z wioski. Związali mu ręce z tyłu i posadzili na kolana. Poczuł jak krew przestaje mu dopływać do palców. Był oszołomiony i błędnie rozglądał się dookoła. Po jego prawej płakała starsza kobieta, identycznie związana z podartą na plecach suknią. Spojrzał w lewo i ujrzał znajomą bliznę na szyi. Przyjrzał się uważniej i dostąpił olśnienia. Jego zmysły momentalnie się wyostrzyły i zrozumiał, że jego ojciec był w tej samej, beznadziejnej sytuacji. Miał rozkwaszoną prawą część twarzy, a z czoła sączyła się krew. - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - szepnął porozumiewawczo do syna i uśmiechnął się delikatnie. - No więc człowieku. Dalej będziesz będziesz go ukrywać? - dowódca nachylił się nad rządcą. Jego twarz była zielonkawa, a niekształtne rysy twarzy były naznaczone bliznami. Oczy przypominały jaszczurze, a zęby powykrzywiane i nienaturalnie ostre z brązowawą śliną. Uszy, przypominające płetwy śniętej ryby miały mnóstwo brudnych kolczyków. Gęste, rude włosy były brudne z rozdwojonymi końcówkami. - Ale go już tu nie ma! - zapłakał rzewnymi łzami z głosem chwiejącym się od bólu. Zuris ciągle patrzył na ojca, który wpatrywał się na scenę przed sobą. Nie rozumiał co się dzieje dookoła. Jeszcze przed chwilą był na polu, a chwilę później Laura umarła mu na rękach. Teraz zaś klęczał związany z rozciętą głową, z której ciepła krew kapała mu na dłonie. - Odszedł wiele lat temu! - wykrzyczał ojciec, zwracając na siebie uwagę. Intruz spojrzał na niego i wyciągnął swój szczerbaty miecz. Ukucnął przed nim, wykonał wyraźny gest dłonią, że chce usłyszeć więcej. - Odszedł i powiedział, że już tu nigdy nie wróci. - w połowie zdania wypluł krew z rany na twarzy, która zalała mu usta. - Więc na nic mi się nie przydasz. - zakrzywione ostrze wbiło się poniżej mostka i rozdzierając organy wewnętrzne przebiło się obok kręgosłupa. Mężczyzna otworzył szeroko usta i w kilka sekund jego oczy zamarły. Ostrze wysunęło się z jego ciała, a on bezwładnie opadł do przodu. Do oczu Zurisa napłynęły łzy, a z gardła wydobył się krzyk. Dowódca uderzył go w twarz otwartą dłonią i chłopak ucichł, a odrętwienie powróciło wraz z bólem. - Tak lepiej. - Dlaczego? - zapytał przez łzy z opuszczoną głową. - Bo jesteście marnymi istotkami i do tego... - przerwał nagle przyglądając się jego brązowym oczom. Podniósł mu głowę trzymając za brodę i spojrzał raz jeszcze. Poczuł zimny dotyk srebra na skórze. Był to porysowany sygnet na kciuku z symbolem płonącej kuli. Dobył swój miecz i przejechał nim po prawym policzku chłopaka. Skóra rozdarła się jak kartka papieru przecięta tępymi nożyczkami. - Panie nie znaleźliśma jej. - odparł ktoś zza jego pleców. - Lordzie Slugron? - Chyba jednak znaleźliśmy to czego szukaliśmy. - na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech, po czym wstał. - Zabierzemy go ze sobą. - A Drogoth? Jej przecie dla niego nie mamy. - Za to dla esonów mamy to czego trzeba. Te imiona nic nie mówiły Zurisowi, ponieważ jeszcze za mało wiedział o Alasterii. Czuł jednak, że w rękach tych istot nie spotka go nic dobrego. Wciąż był lekko otępiały, a ból głowy znowu zaczął mu przyćmiewać świadomość. Każdy oddech sprawiał mu ból w klatce piersiowej, a twarz piekła jak przypalona świeczką. W tej duszącej niemocy, gdzieś z oddali usłyszał znajomy dźwięk. Śpiew tak delikatny, a zarazem wyraźny, że można by się do niego przytulić. Przeszył jego głowę i oplótł ciało. Poczuł jak ziemia trzęsie się pod jego umęczonymi kolanami. Podniósł głowę i ujrzał jak dom rządcy rozpada się wpół i zapada się pod ziemię. Deski pękały jak jego ulubione wafelki, które robiła niegdyś jego babci. Usłyszał krzyki i przewrócił się na bok. Widział jak wszystko się zapada, a świat przestaje istnieć. Slugron stracił równowagę i wpadł do szczeliny łapiąc się krawędzi swoją rękawicą ze szponami. Ziemia wydała ze swoich trzewi potężny ryk, a morderca jego ojca spojrzał mu głęboko w oczy. - Jakiem żyw przysięgam, że jeszcze cię dopadnę człowieczku i zabije z wielką przyjemnością! – kamień się obsunął i bestia spadła w mrok z przeraźliwym wrzaskiem. Ziemia przestała wyć, było słychać tylko jak resztki Etny zapadają się w otchłań. Zuris znajdował się na niewielkiej kamiennej półce, gdy wszystko inne zostało naznaczone licznymi szczelinami. Tajemniczy śpiew umilkł już dawno temu, on tego nie zauważył. Ocalały patrzył na ten obraz rozpaczy z niedowierzaniem, ale jego siły były na wyczerpaniu i krew z rany na policzku zaczęła zalewać mu twarz, nie miał siły się zastanawiać nad swoim cudownym ocaleniem. Chłopiec zaczął tracić świadomość i ostatnie co widział to mała, śnieżna mysz, która podążała z gracją w jego stronę...
  22. Tak jak w temacie. Ostatnimy czasy ze względu na nadmiar zjawiska znawnym wolnym czasem postanowiłem zabrac sie za swoje pisanie. Zaczałem od książki chciałbym podzielić się z wami swoim świeżym dokonaniem. Proszę o krytykę bez ogródek, która pomoże mi się udoskonalic ;p. [align=center]Blizna [/align] Jest rok 3842. Etna, niewielka wioska na zachodzie, w której spokojnie żyją ludzie, uprawiając swoje pola. Malowniczy krajobraz złotych pól, kryształowego jeziorka i zielonych wyżyn, pobudza do życia. Mieszkańców tej dziewiczej krainy nie dotyka zepsucie świata, ani jego problemy, są wolni. Już niedługo miał nastąpić koniec tego spokoju, lecz wpierw poznajmy bohatera tej opowieści. Bohatera, który jeszcze nie zdaje sobie sprawy z rzeczy, których dokona... Stare drzewa szeptały do siebie o nadbiegającym człowieku. Młodzieniec wracał z nad jeziora, jego długie włosy, koloru czarnego mahoniu, wciąż były mokre. Biegł ile sił w nogach, główną drogą wioski, która była wyłożona płaskimi, nieregularnymi kamieniami, aż nagle o jego uszy obił się dziwny dźwięk. Las okalający jego wioskę był „lasem niemym”, jak mówili starsi, ale mimo to teraz wydawał z siebie dźwięk, niecodzienny dźwięk. Przypominał coś na podobieństwo pomruku, może nawet śpiewu. Ciemnowłosy chłopiec zbliżył się na jego skraj, który był bardzo gęsty z wysokimi, starymi, brązowymi drzewami, pooplatanymi długimi zielonymi i szarymi roślinami. Zawsze bał się tego miejsca ze względu na opowieści ojca, który odradzał mu wchodzenie tamże. Lecz tym razem ciekawość, jaką wykazują młodzi chłopcy, była większa od przestróg ojca i wzięła górę nad rozsądkiem. Młody człowiek nie czekając ani chwili wkroczył do Ciemnego Lasu kuszony dziwnym dźwiękiem. Z ziemi wystawały korzenie, co znacznie utrudniało mu przedzieranie się przez gęstwinę. W miarę jak wchodził w głąb jego gęsto zakorzenionych drzew, blask słońca był coraz słabszy, a las wydawał się ciemniejszy. Przez korony drzew przebijały się pojedyncze promienie słońca tworząc malownicze kolumny, które zdawały się podtrzymywać leśne okrycie. Widząc to rozmarzył się na chwile i nie patrząc pod nogi potknął się upadając na kolana. Próbując się uratować przed upadkiem niezgrabnie spróbował oprzeć się prawym przedramieniem o pobliskie drzewo. Lewa dłoń wbiła się w miękką ściółkę przyjmując na siebie cały ciężar ciała. Szybko odzyskał równowagę i wstał patrząc na obtarty rękaw od białej koszuli z jedwabiu, którą uszyła jego matka. Dobrze pamiętał jak targowała się z kupcem o jedwab, który nie należał do najtańszych i często spotykanych. W pocie czoła wykonała dla syna wspaniałą koszulę z bajecznymi haftami na ramionach, przy guzikach i szyi. Jej rękawy były zwężone przy nadgarstkach i odpowiednio rozszerzone na dłoniach, przykrywając je do połowy śródręcza. Była zarówno elegancka, jak i wygodna. Skrzywił się bo wiedział, że ta z pozoru nieznacząca chwila zapomnienia będzie go kosztować. Upewnił się tylko czy jego, wysokie do połowy piszczeli, buty z czarnej skóry oraz spodnie wykonane z tkaniny o podobnej kolorystyce nie ucierpiały i zaczął iść dalej. Dziwny dźwięk był coraz wyraźniejszy i zaczął przypominać delikatny śpiew kobiety. Odbijał się echem od drzew i pełzł po miękkim leśnym dywanie. Chłopak na kilka sekund musiał zmrużyć oczy, ze względu na blask słońca. Wyglądało na to, że wyszedł z ciemności i znalazł się na pięknej, słonecznej, zielonej polanie, całej porośniętej białymi kwiatami. Na jej środku rosło stare, karłowate drzewo, którego powyginane gałęzie były zwrócone w różne strony. Najwyraźniej była to martwa olcha. Kora przypominała z barwy węgiel, była czarna i matowa. Podszedł powoli do drzewa i jeszcze raz usłyszał, już znacznie wyraźniej, spokojny, unoszący się w powietrzu kobiecy śpiew. Sprawiał on, że ta z pozoru zwykła polana otrzymywała w darze garstkę tajemniczości, która zaintrygowała młodzieńca. - Ktoś tu jest? – zapukał w pień i śpiew ucichł, a z dziury w pniu wyłoniła się mała, biała mysz. - To tylko mysz. – pomyślał odwracając się w stronę drogi powrotnej, ignorując zwierze. - I co z tego? – odezwał się ktoś ze spokojem w głosie. Ciekawski słuchacz zląkł się i spojrzał na drzewo, po myszy nie było najmniejszego śladu. Rozejrzał się dookoła i niespodziewanie uderzyła go świadomość, że jest jeszcze bardziej spóźniony niż w chwili gdy biegł z jeziora. Zebrał się w sobie i wybiegł z lasu tak szybko jak pozwalała mu na to droga, którą już raz pokonał. Szczególną uwagę zwrócił na korzeń, przez który ostatnio upadł i zwinnie go przeskoczył. Wybiegł z lasu i skierował się w stronę domu. Dostrzegł parę starszych ludzi z oddali, którzy stojąc na pobliskim polu zaczęli się mu przyglądać. Po kilku minutach dotarł na pole pszenicy należące do jego ojca, które było jednym z największych w całej wiosce. Przeskoczył płot, o milimetry nie zahaczając o jego krzywe deski, i następnie wbiegł tylnymi drzwiami do dwupiętrowego, drewnianego domu z niemałą zadyszką. Drzwi zaskrzypiały głośno. - Przepraszam, że się spóźniłem, ale byłem w Ciemnym Lesie i... - Gdzie byłeś!? – wykrzyczał ojciec zwracając na nich uwagę dziadka i mamy. Momentalnie wstał i opierając się rękami o stół nachylił się nad synem z gniewem rysującym się na jego twarzy. - Wiem, że nie wolno nam tam wchodzić, ale... - To, czemu Zurisie wiedząc to wszedłeś tam mimo naszych ostrzeżeń!? – wciąż krzyczał. - Ja, ja przepraszam, wiem zrobiłem głupio. – po tych słowach chłopaka, kobieta w długich, kruczych włosach odetchnęła z ulgą i wróciła do mieszania zupy. - A to? – wskazał na obdarty rękaw. - To nic, naprawie to. - zasłonił kawałek materiału dłonią i zaczął błądzić wzrokiem po stole. Mężczyzna ukradkiem spojrzał w brązowe oczy syna i wyraz jego twarzy poprawił się, co od razu go uspokoiło. Usiadł z powrotem do stołu, a Zuris odczekał kilka sekund i zrobił to samo. Nie sądził, że z koszulą pójdzie tak łatwo, odetchnął z ulgą w duchu. Wciąż dyszał, chodź starał się to ukryć przed ojcem. Przedzieranie się przez las zmęczyło go niemiłosiernie, a był przecież najlepszym biegaczem w wiosce. Zupa z marchwi, którą się właśnie zajadał była dosyć dobra, choć chłopak wolałby pomidorową. Po jego prawicy siedział sędziwy staruszek, którego krótka broda była cała czerwona od zupy. Zaś po drugiej stronie siedział znacznie młodszy, dorosły mężczyzna z krótkimi, czarnymi włosami, był gładko ogolony. Po prawej stronie szyi miał bliznę, jej historia była mu nieznana. Kobieta przy garnku była wysoka, jak cała rodzina, ciało zaś miała smukłe. Jej twarz była delikatna, a niebieskie oczy miały w sobie pewnego rodzaju głębie. Nosiła na sobie długą, białą suknię z odkrytymi ramionami. Zarówno dziadek, jak i ojciec Zurisa mieli ciuchy robocze, zapewne niedawno wrócili z pola. Młodzieniec skończył obiad i podziękował, ojciec przytaknął, co znaczyło, że syn może odejść. Zaraz po wyjściu z domu otarł twarz dłonią i szybko podwinął obdarty rękaw koszuli, to samo uczynił z drugim. Na niebie znajdowały się nieliczne, białe chmurki, słońce od razu ogrzało policzki chłopca. Zmiótł jeszcze tylko kurz z czarnych butów i ruszył w dół głównej drogi. Z oddali było widać stary młyn. Po kilku minutach powolnego spaceru droga się skończyła, a wejście do młyna było już tylko kilka kroków od niego. Przy wejściu leżały stare worki po mące i zniszczone skrzynki obrośnięte skąpo trawą. Spojrzał w górę na połamane łopaty wiatraku i zwisające materiały, którymi lubiły bawić się małe wróble w wietrzne dni. Wszedł do środka i spostrzegł, że ktoś znajduje się wewnątrz. Była to grupa jego rówieśników, dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Niezbyt entuzjastycznie przywitali się z nowo przybyłym. Musieli czekać na niego już od jakiegoś czasu bo wszyscy wyglądali na rozleniwionych. - Co dziś mamy? - Laura znalazła książkę o potworach w starej szafie ojca. – odpowiedział Zurisowi jeden z chłopców. Niska blondynka o rumianych policzkach wyciągnęła zza siebie dużą książkę w twardej oprawie, o bogato zdobionych brzegach. Na okładce widniał napis: „Demonologia”. Dziewczyna położyła księgę na kamieniu młyńskim, który miał nadłupane wnętrze, i otworzyła na środku. W młynie było wystarczająco dużo światła, by czytać książkę, a przez zniszczony dach przebijały promienie słońca. Wszyscy ustawili się wokół dziewczyny, która zaczęła czytać. Oscylony, to pomniejsze demony, zrodzone ze śmierci małych dzieci, które wcześniej zostały zamordowane. Nie różnią się wyglądem od ghuli, czy zombi, ale są mniejsze. Ich powstanie, tak jak u wszystkich trupojadów, jest związane z naruszeniem ich grobów... - Ja już nie chce tego czytać. – Laura zrzuciła książkę z kamienia, co doprowadziło do powstania dużej chmury kurzu. - Ta książka jest odpowiednia tylko na wieczorne historie, takie potwory nie istnieją. – stwierdził jeden z chłopców. - Tylko małe dzieciaki w coś takiego wierzą co nie Zuris? - zapytał kolejny. - A skąd ja mam to wiedzieć? - Jesteś z nas najstarszy, szesnaście wiosen, a to już przecież upoważnia. - Upoważnia do czego? - No wiesz. - przerwał na chwile, podszedł do niego bliżej i wyszeptał. - Dziewczyny, wiesz. Zuris podniósł znacząco brwi i spojrzał ukradkiem na Laurę, która zarumieniła się dostrzegając jego spojrzenie. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, gdy jeden z chłopców podniósł księgę i wręczył go dziewczynie, przerywając ten niewinny kontakt. - Lepiej odłożę ją na miejsce, tata się wścieknie, jeśli zobaczy, że jej nie ma. – odparła, a jej piękny uśmiech osłabł. - Spotkamy się pewnie wieczorem, muszę pomagać tacie, reperuje dach. – odparł drugi chłopak. - Ja też mam pracę, bywajcie. Całe towarzystwo rozeszło się, każde w swoją stronę. Zuris odchodząc raz jeszcze spojrzał na oddalającą się blondynkę i uśmiech sam pojawił mu się na ustach. Wrócił do domu, gdzie czekała go już praca z rodziną. Był późny sierpień i sam środek żniw. Ogrom obowiązków, które powierzono mu na resztę dnia wykluczał wyjście na rynek by posłuchać starych opowieści o mitycznych potworach i zjawach, co było tradycją Etny. Chłopak położył się na łóżko, był zmęczony po pracy. Zamknął oczy na chwile i od razu musiał je otworzyć, bo do pokoju wszedł jego dziadek. Staruszek usiadł na łóżku obok wnuka. Miał już blisko osiemdziesiąt lat i w jego oczach widać było, że wiele już przeżył w swoim długim życiu. Ale mimo to na wysuszonej twarzy prawie zawsze gościł uśmiech. - Tak szybko dorastasz, aż trudno mi się z tym pogodzić. – powiedział i uśmiechnął się szczerze. - Przecież widziałeś jak dorasta mama, czy już wtedy się z tym nie pogodziłeś? - odparł pewnie. - Niestety, ale to nigdy nie jest łatwe, ale zawsze cieszy. - w starych oczach pojawił się delikatny błysk. – Opowiedz mi proszę, co się stało w lesie. – westchnął przeciągle i mówił dalej. – Tak dawno tam nie byłem, ciekawe czy coś się zmieniło. - Dziadku, byłeś w Ciemnym Lesie? – zapytał ze zdziwieniem. - Ha i to bardzo wiele razy, ale wpierw twoja opowieść nie zwlekaj proszę. - Ale tata zabronił tam wchodzić, a ja naprawdę nie chciałem, ale ten głos... - Jaki głos, chłopcze? - Nie wiem dokładnie, znalazłem tam stare drzewo, z którego wydobywał się kobiecy śpiew. Potem zobaczyłem mysz i ktoś przemówił, ale nie wiem kto i wróciłem do domu. - Mysz, powiadasz. - Tak, była taka nienaturalnie biała. Odwróciłem się dosłownie na moment i już jej tam nie było. - Zurisie, dobrze wiesz, że w lesie mogą się czaić przeróżne niebezpieczeństwa, a co jakbyś natrafił na rusałkę? - Ale dziadku, przecież nie ma czegoś takiego jak rusałki, to bajka dla niegrzecznych dzieci. - Jest na tym świecie jeszcze wiele rzeczy, które warto poznać... - Ale dlaczego wypytujesz mnie o las? - Wiesz chłopcze teraz nie jesteśmy w ogóle w krainie ludzi. – te słowa zafascynowały Zurisa. – To kraina elfów, Anis. - Elfów? Tych z opowieści, wiecznie pięknych i walecznych jak nikt inny? - Dokładnie, a nasza wioska jest swego rodzaju enklawą. - Opowiedz mi coś więcej, proszę. – w żołądku poczuł znajomy uścisk, który towarzyszył mu zawsze gdy z przyjaciółmi otwierali zakazane dla nich księgi. - Jak dobrze wiesz żyjemy w Alasterii, krainie podzielonej na siedem królestw. – Zuris ciągle słuchał z uwagą, dziadka. – Znajdujemy się na południowo-zachodnim końcu krainy, która jak ci już mówiłem należy do elfów. Jesteśmy tu, bo niegdyś nasi przodkowie pomogli rdzennym mieszkańcom tego królestwa i od tamtego czasu ludzie mogą się tu osiedlać. - Odnoszę wrażenie, że wiesz to wszystko nie z naszej płytkiej, miejscowej studni wiedzy. - Bystry z ciebie chłopak. Pochodzę z Imperium Myrthanis, krainy ludzi. Jest zupełnie inna od Anisu. Cała Alasteria jest niezwykle różnorodna. Nie mieszkają tam tylko elfy i ludzie, ale wiele innych ras, niekoniecznie podobnych. - A gdzie jest to ludzkie królestwo? - Daleko na północny-wschód jest wielkie miasto na wzgórzu, które nazywa się Nuris. Właśnie stamtąd pochodzę wnuczku. Miasto to jest nad wyraz piękne, jego wysokie wieże piętrzą się majestatycznie w niebo. Mury dumnie stoją, ochraniając jego mieszkańców. Trudno jest mi opisać wspaniałość tego miasta, jeśli nigdy nie widziałeś jakiegokolwiek miasta. Przed tobą jeszcze całe życie i założę się, że jeszcze zobaczysz Nuris, a widoku tego zapewne nigdy nie zapomnisz, tak samo jak ja. - Nuris, to bardzo podobna nazwa do mojego imienia. - Zauważyłeś, miałem duży wpływ na wybór twojego imienia, które jest ludzkim imieniem. - Co chcesz przez to powiedzieć, że jest ludzkim imieniem? - Zuris w starej mowie ludzi znaczy „niosący”. - „Niosący”? - Zapewne kiedyś to zrozumiesz, ale teraz muszę już iść. - Dziadku, zostań jeszcze chwilę, opowiedz więcej. - Będziemy mieli jeszcze czas na opowieści, tymczasem bywaj wnuczku. Mój reumatyzm to nie przelewki. Staruszek wstał ociężale i wyszedł z pokoju, delikatnie zamknął drzwi, tak by nie zaskrzypiały. Chłopiec położył się na łóżko wciąż myśląc o wszystkim, co dziś widział i słyszał. Gdyby nie dzisiejsze wydarzenia, to bez wątpienia potraktował by krótką historię dziadka jak każdą bajkę usłyszaną na rynku. Jednakże niezwykła atmosfera Ciemnego Lasu, której był naocznym świadkiem podważyła jego teorię o normalności Alasterii. Blask księżyca, jak cichy włamywacz, wdarł się do pokoju i przyniósł ze sobą zmęczenie. Chłopak spojrzał na jedną z desek, która była nogą łóżka i zobaczył, że brakuje tam kawałka drewna. Zaś na desce widniały wyryte trzy litery: kha. Zapewne reszta słowa była na brakującym kawałku. Zuris pamiętał, że tajemniczy napis był na łóżku od zawsze. Opowieść dziadka poruszyła wyobraźnię chłopaka i nie pozwoliła mu zasną przez większą część nocy. Gdy wreszcie zasnął, to śnił o odległym mieście Nuris i setkach miejsc, które mógłby odwiedzić. Młodzieniec przez następne dni wyczekiwał, aż dziadek znowu przyjdzie do niego i opowie o świecie, w którym od tak dawna żyje w nieświadomości. Etna była małą wioską z zaledwie dziewięcioma domami. Jeden z nich był opuszczony po pożarze, zaś jego mieszkańcy wprowadzili się do domu swoich przyjaciół. Pojawienie się ognia do dziś pozostawało zagadką. Podobno jeden z jego mieszkańców mieszkał w domu Zurisa przez pewien czas przed jego narodzinami, ale potem zniknął bez śladu. We wiosce był również młyn, którego lata świetności już dawno minęły. Przynajmniej raz na miesiąc odbywała się mała biesiada, w której uczestniczyła cała wioska. Były tam opowiadane różne historie, głównie przez Ebrena – dziadka Zurisa. Prowadził małą szkółkę, w której uczył dzieci czytać i przekazywał prawdy o otaczającym je świecie. Choć większość mieszkańców traktowała ją z przymrużeniem oka, twierdząc, że nie trzeba umieć czytać, ani pisać by dobrze żyć, to nigdy się nie poddawał. Jego wnuk uczył się pilnie i szybko posiadł umiejętność pisania, czytania, czy składnego wyrażania myśli. Mimo to był raczej samotnikiem, lubił przesiadywać całe godziny na wzgórzu i rozmyślać. Wyobrażał sobie często świat, który go otacza, mityczne potwory i wielkich bohaterów. Niekiedy spotykał się z rówieśnikami i czytał stare księgi, ale od pewnego czasu wolał to robić sam, chociaż zawsze śledził wzrokiem młodziutką Laurę.
  23. Inheritor

    Wiedźmin 2

    Wszystko jest w nim lepsze, prócz tej twarzy ;p. Nawet kucyk mi się podoba.
  24. Inheritor

    Pomoc w zadaniu

    Wygrzebałem swoje stare savy z Wieśka i faktycznie to szulernia, w której można zagrać z kosterem, pierwszym szulerem. Mój błąd ;p.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...