Skocz do zawartości

Matimak

Użytkownicy
  • Postów

    375
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Matimak

  1. Witamy, Witamy  :-[ xD

    Wilczku, tylko nie zacznij i tu wyć do księżyca. :D

    A Ciebie Pawle witamy na forum, życząc jednocześnie owocnego pobytu w naszym pozytywnie zakręconym towarzystwie.  ;) Zachecamy do aktywnego postowania i uczestnictwa w życiu forum.

  2. Wszyscy oczekiwali czegoś wielkiego, ale nikt z zebranych nie spodziewał się takiego widowiska. Gdy Mistrz Esenheim, rozpoczął tworzenie swego dzieła, publika zareagowała bardzo żywo. Prości chłopi poczęli spluwać przez lewe ramię i czynić tajemne znaki mające przegnać złe moce, którym według ich mniemania ów niechybnie służył W tylnych rzędach wzmógł się nawet krzyk i raban, kiedy mniej odporni spośród widzów, poczęli przepychać się i tłoczyć, by jak najszybciej opuścić mroczną strefę. Z kolei ci zaprawieni w bojach, niby mimochodem, położyli dłonie na rękojeściach rapierów, szabel i wszystkich innych  przedmiotów, mogących posłużyć do ewentualnej obrony przed tym, co czaiło się w ciemnościach- wszak wyobraźnia podszeptuje niepewnej świadomości szereg najgorszych rzeczy. Jeszcze inni osłupieli z wrażenia, biernie oczekując na to co miało nastąpić. A potem cała publika niczym jednolita masa

    Zastygła

    Znieruchomiała

    Zamarła

      To co rozgrywało się na ich oczach, było rzeczą niepojętą dla prostego umysłu. Nagle znaleźli się w samym środku wielkiego, nieuniknionego kataklizmu, który choć piękny  i pociągający, był zarazem groźny i niebezpieczny. Z pewnością na pewnej ilości słabszych umysłów, wydarzenia których właśnie stały się świadkami pozostawią trwałe piętno. Mroczna iluminacja jakiej właśnie doświadczali ludzie zebrani na placu, nie była czymś ordynaryjnym nawet biorąc pod uwagę magiczne sztuczki. Czarownik, który podjął się jej stworzenia musiał być albo bardzo dobry w swym fachu, albo istotnie bratać się z diabelskimi mocami- przynajmniej w takich kategoriach rozpatrywali to ludzie prości.

      Gdy pokaz dobiegł końca a Mistrz Esenheim zmęczonym krokiem zwlókł się ze sceny, część zebranych odetchnęła z ulgą, część poczęła klaskać i wiwatować, co bogatsi ponownie otwierali sakiewki, a byli i tacy którzy prosili o bis. Rzecz jasna wśród całej tej zbieraniny znalazło się kilku maruderów, chcących spalić przygodnego magika na stosie, ale to było przecież nieuniknione. Ileż to razy sztukmistrze i iluzjonisci wypędzani byli z wiosek i karczem za kontakty z demonami>

    Nikt tego nie liczył...

    ***

    - Patriarcha nigdy nie przyznał mi tytułu rycerskiego, choć przelewałem za niego krew w niejednej Krucjacie. Widać chłopskim synom dworskie splendory nie pisane.

    Madouc wypowiedział te słowa z nutą ledwie dostrzegalnego żalu w zachrypłym głosie. Jednocześnie miło mu było na sercu, że ktoś tak młody i wysoko urodzony jak Wolferin, potrafił uszanować doświadczenie i wiek bez względu na to z której warstwy społecznej wywodzi się ich posiadacz. Niestety, w panującym w państwach Patriarchatu systemie feudalny, już dano zabrakło miejsca na docenianie ludzi za ich przymioty. Wszystko to zastąpiły wielkie rody i ich machinacje.

    - Jego Ekscelencja rad będzie, żeście jego zaproszenie przyjęli. Nasz Biskup lubi słuchać, co to się w dalekich stronach dzieje. Jadła i napitku wam...

    Stary wojownik przerwał gwałtownie. Za przykładem swych ludzi skierował wzrok na plac gdzie jakiś magik odstawiał swoje sztuczki. Jednakże teraz w tamtym miejscu nie było ani placu ani ludzi-  wszystko spowijała nieprzenikniona, iskrząca się ciemność. Z zewnątrz wyglądało to tak, jakby nad wszystkim zawisła cienista kopuła, odcinając to miejsce od słonecznego światła. Weteran  po trzykroć splunął przez lewe ramię, czyniąc przy tym szereg świętych znaków by odgonić od siebie i swych towarzyszy wszelkie złe moce. Może nie umiał czytać i pisać, ale wiedział jedno-  za tym wszystkim musiała stać jakaś mroczna siła, która za nic ma sobie obecność w mieście Patriarszego Sługi. W swoim długim, wojennym żywocie, Madouc nie raz widział już podobne rzeczy, dzięki czemu po krótkiej chwili konfuzji wziął się naprędce w garść. Nie mógł wszak zapominać, iż jest odpowiedzialny za swych ludzi jak i za biskupiego gościa.

    - Trzymać się blisko jeden drugiego i jazda do domu biskupa- zakrzyknął żwawo na swoich ludzi, którzy błyskawicznie wykonali polecenie.

    Oddział podzielił się na dwie części i ustawił tak, że Madouc wraz z młodym rycerzem znajdowali się w środku kolumny. Pomimo braku bezpośredniego zagrożenia, na twarzach knechtów można było dostrzec skupienie i wzmożoną czujność. Oni byli pewni, że zło czai się w pobliżu i czyha na nich ukradkiem. Kolumna równym, marszowym krokiem ruszyła przed siebie, zanurzając się w plątaninę Brasiengrafskich ulic i uliczek.

    - Nie wiem co to było Jasny Panie- rzekł stary żołnierz-  ale pewnikiem nic dobrego. A że dal Bogów to obraza, ku temu wątpliwości nie mam. Ot widzicie paniczu, moi chłopcy jednak się zdać mogą na co w razie potrzeby.

    Starzec uśmiechnął się lekko. Orszak, który miał obecnie pod komendą, składał się po większości ze starych dobrych zabijaków, których nie raz znał od młokosa i często trzepał skórę nim w końcu wyuczył jak maja trzymać brzeszczot, żeby nim ranić wroga zamiast siebie.  Oj oćwiczył ich on nie raz! Teraz jednak musiał z duma przyznać, ze chłopaki porosły jak dęby i każdy stanąłby i za dziesięciu  heretyckich pludraków. Traktował ich wszystkich jak synówa to z tego względu ze własnych dzieci nie miał, bowiem mu zaraza żonę zabrała kiedy ta młoda jeszcze była a drugiej niewiasty nie szukał.  Cieszył się tedy wielce, ze kiedy swoje już w armii powalczył, Biskup wziął go na  służbę i kazał ćwiczyć młodych. A gdy przyszło jechać, to i pojechał bo nic go już w kraju nie trzymało.

     

    ***

        Stary Shaduk warknął w geście tryumfu. Udało się! Teraz wystarczyło już tylko wejść w odpowiedni stopień transu i nawiązać z tym młokosem stały kontakt. I gdy już prawie udało mu się to osiągnąć, moc istoty która przywiodła go do tego siedliszcza, zamanifestowała się gwałtownie. Szaman wiedział dobrze, że był to raptem ułomek mocy jaką dysponowała ta istota a jednak zaskoczony tą nagłą  jej emanacją, musiał skupić cała swa duchowa jaźń na unikaniu wykrycia, co kosztowało go tyleż samo wysiłku ile nerwów. Manifestacja ta ustała jednak tak nagle jak się pojawiła i porządnie poirytowany szaman wznowił swój kontakt z pożądanym obiektem.

    - Chodź, chodź! Przodkowie upomnieli się o Ciebie. Mają dla Ciebie misję. Chodź! Idź tam, gdzie bladoskórzy cumują wielkie łodzie. Tam mnie znajdziesz.   

  3. To już chyba pewna prawidłowość, że w parze z zainteresowaniem fantastyka idzie słuchanie metalu i jego odgałęzień, tudzież rocka i jego odnóg. Nie spotkałem jeszcze fantasty słuchającego disco polo (i obym nie wywołał wilka z lasu). A właśnie...

    Wolf! Pani tu lubi pagan i wiking :D Będą z niej ludzie nie?

  4. Jedyna gra w jaką obecnie gram to "Mount & Blade: Warband"  :)

    Sam niedawno odstawiłem Ogniem i Mieczem. Grałbym dłużej, ale po zdobyciu 600 sławy i sympatii króla Jana Kazimierza (jakieś 70 bodaj) gra zaczęła mnie irytować, gdyż rozgrywka prowadziła donikąd. Może w świecie Warbanda dłużej zabawię, ale to za jakiś czas - póki co mam dość formuły M&B. :P

    W Ogniem i Mieczem jeszcze nie grałem, ale zamierzam to nadrobić po sesji letniej. Co do Warbanda, to ta gra... uzależnia. Naumyślnie nie instalowałem jej na laptopie, który towarzyszy mi na studiach, bo  wtedy z zaliczeniami byłoby ciężko. Ale, że akurat wróciłem do domu... ;). Ale to pewnie dlatego, ze klimat tej gry strasznie mi odpowiada.

  5. A ja jestem teraz w fazie polskiego rocka i heavy metalu z lat 80'', czyli Turbo, TSA, Fatum i tak dalej. Zostało mi jeszcze chyba po zeszło poniedziałkowym koncercie tych pierwszych, gdzie pomimo, że ich nowe kawałki to już raczej nowoczesne napażanie, starymi numerami wciąż wymiatali.

  6. Były już przecież konkursy, co prawda growe, ale były.

    Co nie zmienia faktu, ze mogą i muszą być następne i to nie tylko growe. Wszak to także pewien sposób animacji Użytkowników. :).

    Hmmmm Kiciu konkurs twórczy powiadasz? To by nawet było lepsze od zwykłego konkursu "z wiedzy o", bo może by nam w Twórczości Własnej przybyło parę tekstów i ktoś zostałby na stałe. Pytanie jest tylko o temat prac.... Jakieś pomysły?

  7. Panowie, Panowie, Panowie

    Przyznaje zamuliłem niemiłosiernie, do czego dołożył się jeszcze czterodniowy brak połączenia z siecią. Tym niemniej wróciłem wraz z kolejnym postem w sesji. Przyznam, przez chwilę (długą chwilę) nie miałem pomysłu jak ruszyć z miejsca, tym niemniej kryzys twórczy został zażegnany, wiec jak tylko (dodajmy dziś) podpięto mnie znów do sieci, wysłałem wcześniej przygotowaną wiadomość. Za zwłokę, jako że zaszła w dużej części z mojej winy- najmocniej przepraszam, tym niemniej gramy dalej, oczywiście jeśli wciąż reflektujecie na rozgrywkę.

    Przecież na arkanie do klawiatury nikogo nie zaciągnę ;)

  8.   Twarze widzów obserwujących  zajście wyrażały całą gamę emocji, począwszy od rozbawienia, poprzez irytację, aż na całkowitej konsternacji skończywszy. Jedni zaśmiewali się do rozpuku widząc, jak dwie filigranowe elfki znoszą ze sceny draba ze trzy razy większego od siebie. Inni z kolei spoglądali z niedowierzaniem na Alice, zachodząc w głowę jakim cudem ktoś tak niepozorny mógł w mgnieniu oka poradzić sobie z rosłym mężczyzną w sile wieku. Jeszcze inni nie mogli zrozumieć, dlaczego natręt nie został w porę obezwładniony przez kogoś z tłumu. Takie zajścia, choć typowe i nieuniknione- w końcu w każdym tłumie gapiów znajdowała się przynajmniej jedna odważna (tudzież nader pożądnie podchmielona) jednostka pragnąca zdemaskować jawne oszustwo- za każdym razem wzbudzały te same emocje.  

    Trzeba tu nadmienić, iż pomimo rozwoju technicznego, społeczeństwo Brasiengraf pozostawało w pewnych kwestiach niezwykle konserwatywne. Jednym z takich właśnie aspektów był wizerunek kobiety. Bardowie i pieśniarze opiewali niewieścią urodę w tysiącach pieśni, acz widok niewiasty z mieczem w dłoni, czy choćby takiej  która w pojedynkę rozprawia się z mężczyzną, wciąż był w tych stronach czymś nietypowym i wzbudzającym powszechne zdziwienie. W wyższych sferach tutejszej socjety, noszenie przez kobietę broni w ogóle  uznawane było za działanie wysoce nietaktowne i pozbawione dobrego smaku. Tym niemniej, gdy dziewczęta usuwały ze sceny skonfundowanego osiłka, oklaskom i gwizdom nie było końca. Powszechnie wszak wiadomo, że nic tak nie rozradowuje prostego ludu, jak burda, szczególnie jeśli w takowej to nadobna niewiasta da do wiwatu nazbyt pewnemu siebie moczymordzie. Carroll musiała przyznać w duchu, iż cała ta sytuacja wyszła im wszystkim na dobre, gdyż wraz z sercami publiki zdobyli jej sakiewki i kabzy, z których złoto posypało się nader obficie.

      Wrzawa ostygła jednakże równie szybko jak wybuchła. Zebrany przed sceną tłum, może i nie był oczytany ani zaznajomiony z arkanami czarodziejstwa, jednakże wiedział doskonale, iż wszelkiego rodzaju kuglarze i magicy, pozostawiają najlepsze sztuczki na sam koniec Do miasta w dawnych czasach zjeżdżało wiele podobnych trup i choć wraz z rozwojem technologii, pojawiały się one coraz rzadziej, w umysłach maluczkich wciąż żywe były wspomnienia dawnych występów. Niezmącona cisza zaległa jak tłum długi i szeroki. Wszyscy wstrzymywali oddechy w oczekiwaniu na COŚ, na manifestację mocy wielkiego maga, na mały, lokalny cud, który utwierdziłby ich w przekonaniu, że nie oddali swych ciężko zarobionych pieniędzy w ręce bandy oszustów. Czekali...

    ***

      Biskup Monfort, piastujący w Brasiengraf stanowisko ambasadora księstwa Aerlum, był posiadaczem niezwykle przenikliwego umysłu. Czcigodni Bogowie nie dali mu co prawda ciała na swe nieskalane podobieństwo, acz w zamian obdarzyli iście boską zdolnością do planowania, przewidywania i snucia intryg. W świecie zakulisowych machinacji poruszał się z rozmysłem godnym szachisty i refleksem, którego nie powstydziłby się cyrkowy nożownik. Błyskawicznie reagował na zmiany w polityce i wykorzystywał wszelkie nadarzające się okazje, by wzmocnić autorytet Kościoła, kosztem nowego bałwochwalstwa, jakim była technologia. Jako ambasador był człowiekiem politycznie nietykalnym, zaś jako bliski przyjaciel Patriarchy i kościelny fanatyk , knuł i spiskował ku jego chwale na wszelkie możliwe sposoby.  Siatka szpiegowska jaką stworzył przez lata piastowania swego urzędu, zaczynała już powoli przenikać do środowiska samego Wszechtechnicznego Uniwersytetu. A tam szykowało się coś wielkiego, coś czego nawet jego ludzie nie potrafili dokładnie spenetrować. Biskup był pewien, że cała ta farsa z nowym wynalazkiem, była tylko próbą odwrócenia uwagi od czegoś dużo ważniejszego. Słuchy o nowych wykopaliskach na pustyni Shak- Dum, chodziły od dawna, acz nikt ich oficjalnie nie potwierdzał. Dlatego musiał wiedzieć co się tam dzieje Musiał!

       Całe szczęście  okazja nadarzała się sama. Młody panicz de Vadan zjawił się w mieście nie przypadkiem. Ach, jakże przydały się w tym momencie kontakty na dworze w  Excarticus! Ten młody rycerz z pewnością nada się na kluczową dźwignię biskupich planów, trzeba go tylko odpowiednio oświecić i nadać odpowiednią motywacje jego czynom. Jego młode serce należało do Kościoła i był dlań gotów zrobić wiele a stary biskup Monfort osobiście się postara, by te granice wierności jeszcze bardziej poszerzyć.

      Ludzie biskupa, przybrani w niepozorne, szare opończe, odnaleźli młodzieńca opierającego się o filar jednego z budynków, nieopodal placu na którym jakiś przygodny magik próbował zarobić na chleb. Madouc Bane będący dowódcą biskupiej straży, wziął ze sobą zaledwie pół tuzina ludzi, zbrojnych lekko, tak by nie wzbudzać podejrzeń szpiegów którzy bez wątpienia patrzyli biskupowi na ręce. Stary weteran Krucjaty Berweryjskiej, doskonale znał się na swoim rzemiośle i tym razem nie spodziewał się żadnych kłopotów.  Wszystko nawet dla wprawnego oka szpiega wyglądało tak, jakby Jego Ekscelencja po prostu zapraszała zagranicznego rycerza w gości, tak hak to bywało w dawnych czasach. Madouc zdjął kaptur, ukazując starą, czerstwą i poznaczoną licznymi bliznami twarz i postąpił ku rycerzowi zostawiając  resztę pocztu nieco z tyłu. Nigdy nie był rycerzem, acz za Kościół przelał więcej krwi niż nie jeden wielmoża. Wiek nie pozbawił go werwy i krzepy i pomimo sześciu dekad na karku wciąż trzymał się prosto. Gdy przemówił zachrypłym głosem, od razu widać było, że przywykł do wydawania rozkazów i surowej, żołnierskiej dyscypliny, nie zaś do posłowania.

    - Wyście zapewne panicz Wolferin de Vadan. – rzekł z werwą-  Jego Ekscelencja Biskup Monfort, przysyła nas z wyrazami szacunku, chcąc jednocześnie udzielić Ci schronienia pod swym dachem w tym pełnym heretyków mieście. Nie godzi się wszak by godny rycerz sypiał w karczmie pospołu ze schizmatykami. Ci ludzie zostali- tu wskazał na czekający w oddaleniu orszak- przydzieleni zostali Ci przez Biskupa, do osobistej ochrony podczas przemierzania ulic miasta, ja zaś mam zadbać o tom byście bezpiecznie dotarli w biskupie progi.

    -

    ***

      Stary Shaduk nienawidził ludzkich miast. Jego stary, orkowy łeb nie  mógł pojąć jak niektórzy pobratymcy mogą porzucić ścieżkę przodków na rzecz mieszkania w murach tego, tego... czegoś! Nie miał jednak zbyt wiele czasu na rozmyślania na ten temat. Jeśli bladoskórzy złapią Szamana  Orków na swoim terytorium, gotowi obedrzeć go ze skóry i spalić żywcem. Rzecz jasna byłaby to śmierć bohaterska i z pewnością  dostałby się dzięki temu w poczet Przodków, acz stary czarownik niezbyt chciał rozstawać się ze swoim orkowym życiem. Tym niemniej wciąż czuł potęgę ducha, który skierował jego kroki do tego miasta. Gdyby tak tylko mógł go wchłonąć, ogarnąć go swym duchowym jestestwem i posiąść moc jaką włada to starożytne bóstwo! Stałby się orkiem nad orkami! Panem plemion! Horda wreszcie przesta by walczyć miedzy sobą i zwróciłaby się przeciw tym, którzy w dawnych czasach wygnali ją z urodzajnych ziem i zmusili do życia na pustyni.  Wszystko to pod JEGO komendą. W takim wypadku nawet po śmierci byłby największym z Przodków!

      Ale sam nie mógł jawne wyjść do ludzi. Musiał znaleźć kogoś swojej krwi, swojej rasy, by z niego uczynić posłańca. Skupił więc całe swe duchowe jestestwo, by odnaleźć taką właśnie istotę. Musiał przy tym uważać, by nie zostać wykrytym przez tą...  nadistotę. Ściągnięcie na siebie uwagi tego bytu było by wysoce nieporządne.

      Wreszcie udało mu się znaleźć kogoś w sam raz. Teraz tylko wystarczyło wprowadzić się w trans i przeniknąć do umysłu tego młokosa.

    - Obudź się! Przodkowie maja dla Ciebie zadanie! Zbudź się i przybądź!

    ***

    Nekromanci zawsze mają jakieś plany. Niezależnie od tego komu lub czemu służą, zawsze upatrują okazji do ich realizacji gdzie się tylko da. Ich mikrospołeczność zebrana w Brasiengrafskich katakumbach, nie była wyjątkiem. Cóż knuli tym razem? Co sprawiło, że jeden z nich wyszedł z cienia? Tego nie wie nikt.

     

    Podpiąłem wątek, tak w ogóle. Haz

×
×
  • Dodaj nową pozycję...