Jump to content

Na drodze donikąd


Guest Inheritor

Recommended Posts

Guest Inheritor

Zamieszczam, tu jedno z moich pierwszych opowiadań. Nie jest ono najwcześniejszym, ponieważ pochodzi z przed roku. Całe opowiadanie przyśniło mi się pewnej nocy i po przebudzeniu postanowiłem od razu wszystko spisać. Nie jest może doskonałe, ani zbyt długie, ale ma coś w sobie i często lubię je czytać.

Na drodze donikąd

Radio cicho zaskrzeczało i od razu umilkło, po chwili wydało z siebie żywe dźwięki. Trzy kliknięcia i jeden zgrzyt, teraz można ruszać. Klucz przekręcił się w stacyjce, a silnik wydał z siebie donośny hałas. Niebieski citroen berlingo wyjechał z ulicy niepostrzeżenie, było zbyt wcześnie, by ktokolwiek mógłby się nim zainteresować. Słońce leniwie wstawało na horyzoncie, a jego promyki zatrzymywały się na nielicznych chmurach. Na ulicach nie było wcale ludzi, w mieście napotkali zaledwie trzy samochody. Nawet światła zmieniały kolor tak, jakby były po nieprzespanej nocy. Niebieski samochód powoli jechał przez niewielkie miasto, po czym diametralnie przyspieszył, gdy znalazł się już przy, znanej przez wszystkich, restauracji Magnat.

On prowadził, ona zaś obok niego siedziała. Na tylnych siedzeniu był jednak ktoś jeszcze, znacznie młodszy, ale mimo to wiele ich łączyło. Nie rozmawiali zbyt dużo, poranek tak na nich wpływał. Każdy spoglądał na drogę, prócz niego. W umyśle swoim był gdzie indziej, z dala od wszystkiego, tam gdzie jest łatwiej. Oni nie zwracali na niego uwagi, zachwycali się sobą w myślach. Już niedługo, a razem staną przed kapłanem w bieli i na krzyż Boga przysięgać miłość sobie będą. On będzie wtedy krok za nimi, na dowód ich przysięgi. Nie teraz, wszystko nie teraz, to nie ten czas...

Niebieski samochód wyprzedza powolny autobus, nie widzi, co się za nim kryje, jest już  późno... Dwa pojazdy na jednym pasie ku sobie zmierzają, a ona łapie go za rękę i ściska z całej siły. Nikt nie wspomniał o tym z tyłu...

Dziewczyna otwiera oczy, ma rozpalone policzki. Sama zaś leży na kolanach, ściska rękę ukochanego. Czuje pod nogami miękkość trawy i zimno porannej rosy. Jej oczy oślepia wyłaniające się słońce. Obok niej leży narzeczony, nic mu nie jest, stracił tylko przytomność. Dopiero teraz widzi, kto przed nim stoi. Młody chłopak, o oczach nieba i włosach słomy. Nie ma na sobie nic poza spodniami dżinsowymi i czarnymi butami. Na twarzy ma on uśmiech, niepewny, tajemniczy. Ciało ma wątłe, ale silne w duchu. Z jego pleców wyrasta para rozpostartych, anielskich skrzydeł.

- Oddałem cud swego życia, by mogło przetrwać wasze...

Chłopak padł na kolana, po czym twarzą na trawę, a skrzydła bezwładnie podążyły za nim. Wszędzie unosiły się białe pióra, które delikatnie opadały na ciało martwego anioła...

Poprawiłam literówki i braki polskich znaków po awarii ;) - Shane

Link to comment
Share on other sites

Ja to bym si? poczepia?a missclicków i interpunkcji  :P Ale to normalne.

Co do tre?ci: podoba mi si?, krótko, na temat. Praktyczny brak dialogów. Ma?o fantastyczne, ale dobre. Fajnie opisujesz.

Nie wyobra?a?am sobie nigdy anio?ów w d?insach heh  :P

Link to comment
Share on other sites

Join the conversation

You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.

Guest
Reply to this topic...

×   Pasted as rich text.   Paste as plain text instead

  Only 75 emoji are allowed.

×   Your link has been automatically embedded.   Display as a link instead

×   Your previous content has been restored.   Clear editor

×   You cannot paste images directly. Upload or insert images from URL.

×
×
  • Create New...