Skocz do zawartości

Chtulhu recenzja


Ulwar

Rekomendowane odpowiedzi

Call of Cthulhu

Urodził się 20 sierpnia 1890 roku w Providence, w amerykańskim stanie Rhode Island, w rodzinie o angielskich korzeniach. Bardzo wcześnie zaczął ujawniać swój talent – jako trzylatek recytował poezję, a w wieku sześciu lat sam zaczął pisać pierwsze wiersze. W rozwijaniu pasji pomagał mu dziadek, który zachęcał go do czytania książek i opowiadał mu wymyślone przez siebie, mrożące krew w żyłach historie. Howard Phillips Lovecraft, bo o nim mowa, jest dziś ikoną popkultury. Jego dzieła fascynują twórców w każdej dziedzinie – od filmów, przez muzykę (Metallica  nagrała utwór Call of Chtulhu) po gry komputerowe. Mimo tak ogromnego wpływu na popkulturę gry na podstawie  mitologii twórcy z Providence nie były nigdy dość dobre – no może poza Dark Corners of The Earth. Dlatego jak dowiedziałem się że wychodzi „Call of Cthulhu”, nie mogłem się doczekać jej premiery. Co z tego wynikło? Dowiecie się poniżej.

Na początek…

Gra należy do gatunku przygodówek i została podzielona na rozdziały. W zależności od przydzielania naszej postaci punktów, każdy z nich da się w pewnym sensie przejść na kilka sposobów. Mechanika gry pozwala nam na dokonywanie wyborów, jednak nie wpływają one zbyt znacząco na przebieg wydarzeń. Daleko jest zatem tej produkcji do współczesnych gier dających nam zadania poboczne wpływające na historię. Rozwój postaci też jest mocno ograniczony.

Niewątpliwym atutem gry jest bardzo mocne osadzenie historii w realiach Lovecrafta. Niestety, twórcom nie udało się tego w interesujący sposób wykorzystać. Wcielamy się w detektywa imieniem Edward Pierce. Człowieka, który niczym w starym kinie noir jest zmęczony życiem i pike dużą ilość alkoholu. Aby uratować swą detektywistyczną godność przyjmujemy zlecenie odnalezienia niejakiej Sary Hawkins. W tym celu udajemy się na tajemniczą wyspę Darkwater, gdzie mieszkała nasza zaginiona wraz z rodziną. Właśnie tu w małej rybackiej wiosce będzie toczyć się cała akcja gry.

Tak, początek historii jest wybitnie utrzymany w klimacie mistrza grozy. Jednak całej grze brakuje ostatecznego szlifu. Postacie, które spotkamy na naszej drodze, są nudne, bez jakiejkolwiek ciekawej historii, za mało tu grozy, a wydarzenia przez cały czas są pchane liniowo. Fabuła ciągnie się jak ciągutki z odpustu, a pod sam koniec po prostu chcemy już zakończyć rozgrywkę aby nie przysnąć. Dialogi z postaciami są nudnawe i nie współgrają z ruchem warg postaci z którymi rozmawiamy.

Największą bolączką dla mnie jest jednak grafika. Przecież gra została wydana na konsole nowej generacji, a modele postaci wyglądają jak w przygodówkach sprzed kilku lat. Na szczęście oprawa muzyczna jest naprawdę genialna i rekompensuje w pewnym stopniu niedociągnięcia.

Rozgrywka sama w sobie przypomina symulatory chodzenia z dodaną mechaniką rekonstrukcji wydarzeń. Tryb ten pozwala nam na lepsze zrozumienie tego co zaszło oraz odkrycie kolejnych kawałków tajemnicy. Zagadki w grze są zbyt proste. Nie jestem fanem gier przygodowych, a tutaj podczas rozgrywki zaciąłem się tylko raz, co powinno wiele mówić o skomplikowaniu produkcji. Dodano także elementy skradankowe i szczerze mówiąc gorzej nie dało się tego zrobić. W pewnym momencie lądujemy w szpitalu psychiatrycznym i musimy z niego uciec. Po pierwsze, cała ta zabawa w skradanie zepsuta jest przez to, że nie mamy możliwości zapisania gry w dowolnym momencie więc gdy złapie nas strażnik wracamy do początku. Po drugie totalna alogiczność tego trybu – mogę się skradać ale gra nie uwzględnia tego że skoro są szafy, w których mogę się schować przed strażnikami to równie dobrze mógłbym założyć mu nelsona od tyłu i ukryć w szafie.

Jak więc ocenić cały tytuł ? Gra jest poprawna – tylko i aż poprawna. Mamy tu wiele elementów z gier nowej generacji, mamy kwestie wyboru, skradanie się i nawet rozwój postaci, jednak wszystko potraktowane zbyt po macoszemu. Dlatego gra wydaje nam się tytułem sprzed dekady.

Oczywiście otrzymujemy też kilka możliwych zakończeń, ale przy tak liniowej rozgrywce nie różnią się one zbytnio i nie zachęcają do przejścia gry ponownie.

Ocena 5/10

Plusy :

-Dobrze oddana Mitologia Lovecrafta

-Udzwiękowienie

-Elementy RPG

Minusy:

-Liniowość

-Brak Grozy

-Nudny tryb skradankowy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Ogólnie rzecz mówiąc, to recenzja napisana dość "po łebkach". Po fajnym wstępie o Lovecrafcie jest dużo chaosu i ogólników. Brakuje nieco mocniejszego wgłębienia się w fabułę - bez spojlerów, chodzi o samą ocenę narracji, tempa akcji, to w końcu w dużej mierze gra fabularna. Brakuje też bardziej szczegółowej opisu mechanizmów gry. Tutaj:

Cytat

Rozgrywka sama w sobie przypomina symulatory chodzenia z dodaną mechaniką rekonstrukcji wydarzeń. Tryb ten pozwala nam na lepsze zrozumienie tego co zaszło oraz odkrycie kolejnych kawałków tajemnicy. Zagadki w grze są zbyt proste. Nie jestem fanem gier przygodowych, a tutaj podczas rozgrywki zaciąłem się tylko raz, co powinno wiele mówić o skomplikowaniu produkcji. Dodano także elementy skradankowe i szczerze mówiąc gorzej nie dało się tego zrobić. W pewnym momencie lądujemy w szpitalu psychiatrycznym i musimy z niego uciec. Po pierwsze, cała ta zabawa w skradanie zepsuta jest przez to, że nie mamy możliwości zapisania gry w dowolnym momencie więc gdy złapie nas strażnik wracamy do początku. Po drugie totalna alogiczność tego trybu – mogę się skradać ale gra nie uwzględnia tego że skoro są szafy, w których mogę się schować przed strażnikami to równie dobrze mógłbym założyć mu nelsona od tyłu i ukryć w szafie.

opis jest dość spłycona, chaotyczna. Coś więcej przydałoby się o zagadkach, coś więcej o rozwoju postaci, funkcjonowaniu zapisów gry, replayability, czy wreszcie elemencie popadania w paranoję i jej wpływu na dostępne decyzje. Pamiętam z trailerów, że dla twórców gry był to jeden z kluczowych elementów rozgrywki, a tutaj nie mamy o nim właściwie nic.

A na marginesie polecamy jeszcze pilnować w opisie jednego czasu - "przyjmujemy", "udajemy", "będzie toczyć się". To się gryzie.

Tyle na ten moment. Raz jeszcze przepraszam za dłuuuugi okres mojej niedostępności. Mam nadzieję, ostatni taki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...