Skocz do zawartości

Kebab City


Sir Jedi

Rekomendowane odpowiedzi

No tak, miało być coś innego. Coś dłuższego i fantasy. Jednak zablokowałem się na samej końcówce i muszę jeszcze trochę przemyśleć rozwiązanie akcji tamtego opowiadanka. Jednak, żeby (nie) było wam smutno wrzucę coś innego.

Pomysł kiełkował od sierpnia '09. Smacznego:

Kebab City

Wracałem do domu potwornie zmęczony, ale nad wyraz szczęśliwy. Nie każdy ma taki utarg i oddaną klientelę. Nie każdy serwuje tak niezwykłe danie jak ja.

Nie muszę wam chyba tłumaczyć czym jest kebab? U nas w Polsce utarło się, że jest to połowa buły, a na jej dnie dosłownie kilka plasterków baraniego bądź, o zgrozo, drobiowego mięsa. Resztę bułki wypełnia surówka. Gówno jakich mało. Dlatego ja nie serwuje, w swojej budce, zwykłych kebabów. Co ja jestem? Pseudoturas-naciągacz? Moje wyroby są jak bajki tysiąca i jednej noc; niezwykłe, orientalne i do tego trochę tajemnicze. Uważasz, że robię Ci wodę z mózgu? Że to tylko puste przechwałki? To, ile punktów gastronomicznych w Polsce podaje do swoich kebabów Ayrana? Ile Donerów i reszta tego syfu dodaje więcej niż 100g mięsa? No właśnie. Mój sekret drzemie w składnikach.

Nie wahałem się ani chwili; kredyt wziąłem jak najszybciej. Budkę na Półwiejskiej otworzyłem zeszłej wiosny. Moje gastro nazwałem "Kebab City". Od razu zacząłem zacierać ręce - w końcu Półwiejska to poznański pseudo highstreet. Interes szedł jak świeże bułeczki; duża buła po 9 złotych, mała za 6. Do tego Ayran lub Cola. Po miesiącu postanowiłem, że moje bistro będzie działać 24 godziny na dobę. To był mój kolejny strzał w dziesiątkę. Zatrudniłem kilku pracowników; w dobie jak najbardziej sprawdza się powiedzenie, że "żadna praca nie hańbi". Dwie dziewczyny i pięciu chłopaków. Raczej bez większego szału. Wyróżniał się tylko Robert; miał tatuaż na łydce, jednak na szczęście kiedy stał w budce, niczego nie było widać, więc klientów mi nie odstraszał. Poznaniacy powoli oswajali się z nowym fast foodem na Półwiiejskiej, więc mogłem z radość odserwować jak interes się rozkręca. Dochody ze zwykłego piątku i soboty, spokojnie starczały na pokrycie kredytu i czynszu za mieszkanie. W sumie dlaczego, nie małbym być polskim odpowiednikiem braci McDonalds? Może otworzę sieć restauracki, a w konsekwencji czego będę spał na kasie? Czasem dobrze jest pomarzyć, bo przecież "Marzenia to masturbacja wyobraźni".

Dziewczyny nie potrzebowałem, bo i po co? Żeby mi gderała ciągle nad uchem i trwoniła moje ciężko zarobione pieniądze na zakupy? Wolałem clubbing i przelotne znajomości. Najlepsze kluby, najlepsze drinki. Niektóre takie znajomości kończyły się u mnie w łóżku inne w klubowym kiblu. Może nie miałem aparycji jakiejś gwiazdy filmowej albo sportowca, ale miałem to co kobiety kochają najbardziej. Czyli pieniądze. Z rodziną utrzymywałem dość nikłe stosunki. Rodzice dawno się rozwiedli. Starsza siostra mieszkała i pracowała w Anglii. Ponoć poznała tam przestojnego murzyna i chcą się pobrać. Szczerze mówiąc mało mnie to obchodzi.

Kasa, hajs, siano. Miałem go coraz więcej, coraz łatwiej, coraz szybciej. W sumie wszystko inne przestało mnie interesować. Co mi tam po tym jak gra Lech, kto jest przy władzy lub jaki oszołom wygrał następnego Big Brothera. Najważniejsze są pienądze. Nie, żebym wyszedł na jakiegoś sknerę - dałem nawet pracownikom podwyżkę. A co mi tam parę stówek miesięcznie mnie nie zbawi, a dla nich to napewno spory zastrzyk pieniezy. Szybko się dorobiłem, powiedziałbym nawet, że za szybko. Przede wszystkim nie chciałem tego wszystkiego stracić.

A wszyscy wmawiali mi kiedyś, że po szkole gastronomicznej będę na zmywaku w Irlandii pracował. Co za głupcy! Teraz to oni zapierdalają po jakiś Żabkach czy Biedronkach, a ja jestem królem życia.  Jednak moja bajka nie trwała zbyt długo.

Jesienią nadszedł kryzys. W przeciwieństwie do zachodu w Polsce nie dał się on tak mocno we znaki, no ale zawsze. Japiszony, zaczęły zaciskać pasa,  szerokim łukiem omijając moją budkę. Imprezowiczów drastycznie ubywało. Mało kto, w trakcie zakupów, zamawiał moje pyszne kebaby. Książek nie lubiłem czytać, więc w oczekiwaniu na klientów rozwiązywałem jakieś durne krzyżówki, bądź słuchałem empeka. Coraz częściej wracałem do domu z utargiem poniżej moich oczekiwać, w konsekwencji czego musiał ograniczyć wydatki. Szło coraz gorzej. Zmusiałem zwolnić dwie osoby zabrać podwyżkę. Miałem dwa wyjścia: albo zwijam interes, albo poszukam jakiegoś złotego środka. Nie chciałem widzieć min tych jebanych złośliwców i słyszeć ich docinków: "Przecież mówiliśmy Ci, że się nie uda", "Widzisz, trzeba było wyjechać z nami", "Myślałeś, że zarobić krocie sprzedając bułki?". Musiałem zacząć kombinować. No i w końcu wykombinowałem.

Pewnie powiecie, że jestem zwierzęciem. Bestią, która nie powinna istnieć. Skurwielem bez serca? Gówno mnie to obchodzi. Najważniejsze, że uratowałem interes i że wszystko wróciło do normy. Znów odwiedzam najmodniejsze i najdroższe kluby. Znów czuję intensywny zapach pieniędzy.

Dawno nie odwiedzałem swojej babci. Mieszka sama na Górczynie. Babcią opiekuje się Aldona, siostra mojej matki. Wpada do niej od czasu, do czasu; robi zakupy, sprząta, myje okna. Takie tam duperele. Aldona przychodzi zawsze w poniedziałki, środy, piątki i niedziele po południu. Wybrałem ssię babulinki we wtorek.

Aż się zdziwiłem, że babcia mnie poznała. Dopiero potem zauważyłem, że ma moje zdjęcie z gimnazjum nad telewizorem.

-Ale się zmieniłeś. Ledwo Cię poznałam. - Słabym głosem babcia podjęła rozmowę.

-No wiesz babciu, jestem już mężczyzną, a nie tym gówniarzem, jakiego widzisz na zdjęciu. - wydawało mi się, że kobiecina nie rozumie do końca o czym do niej mówię, ale ważne, że utrzymywała kontakt wzrokowy.

-Aldonka opowiadała mi, że prowadzisz budkę z jedzeniem.

-To prawda, babciu. Ostatnio idzie mi trochę słabiej, ale mam zamiar szybko wszystko naprawić. Bardzo szybko...

Babcia chwilę się zamyśliła, po czym zaproponowała:

-Wnusiu, a może herbatki?

-Ależ oczywiście babciu. Nie kłopocz się jednak. Ja zrobię.

No to mam cię stara babo! Wszystko przepisałaś na tą głupią i brzydką Aldonę. Dostanie więc czego będzie chciała. Ja też wyzmę to co mi się należy!

Wszedłem do kuchni i od razu wyjąłem z szuflady tłuczek do mięsa. Nie wstawiłem nawet wody na herbatę. Wróciłem do pokoju i roztrzaskałem tej starej babie łeb. Nawet nie zdążyła krzyknąć. Było już po sprawie.

Nawet nie wiesz jak łatwo zabić człowieka. Zamykasz na chwilę oczy i uderzasz. Raz, drugi, trzeci i po kłopocie. Poziom adrenaliny i testosteronu rośnie nie wyobrażalnie. Czujesz się drapieżnik na polowaniu. Albo ty zabijesz i przeżyjesz, albo przeciwnik. Budzą się w tobie pierwotne instynkty, które przejmują władzę nad Twoim umysłem. Stajesz się zwierzęciem, obdartym z człowieczeństwa.

Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał. Ciało babki poćwiartowałem jeszcze w jej mieszkaniu. Zapakowałem je we worki na śmieci. W sumie to ironia losu – babka była dla mnie, właśnie takim nie potrzebnym śmieciem. Mieszkanie dokładnie wysprzątałem z moich śladów. Miałem na to dużo czasu. Chciało by się powiedzieć zbrodnia doskonała. Wszystko załadowałem do samochodu i zawiozłem do mojego mieszkania. Mięso babki schowałem na samym dnie zamrażalki. Z podniecenia nie mogłem zasnąć. Krew pulsowała w moich żyłach, umysł w kółko odtwarzał sekwencję mojego polowania. Na szczęście wszystko poszło zgodnie z moim zamysłem. Czuję się z siebie dumny i... jestem szczęśliwy. Na drugi dzień odpowiednio przyrządziłem i przyprawiłem mięcho. Potem zawiozłem je do budki. W między czasie załatwiłem szyld "Nowa, niezwykła receptura". Nabiłem mięcho na rożno, włączyłem grilla i cierpliwie czekałem.

Tylko Aldona udawała, ze przejęła się zaginięciem babki. Z jej mieszkania nic nie zginęło, przez co wykluczono motyw rabunkowy. Do dziś policja uważa ją za zaginioną. Ot, stara kobiecina wyszła z domu i nie wróciła. Przecież takich spraw są setki, jak nie tysiące. W głębi ducha umierałem ze śmiechu.

To był hit! Wszystkim wmawiałem, że to mięso ze strusia. Ściągnie specjalnie z Australii. Japiszony, imprezowicze, zgłodniali studenci, nawet głupia Aldona. Dosłownie wszyscy, znów zajadali się moimi kebabami. Interes rozkręcił się na nowo, a ja znów pozamykałem wszystkim szczekające gęby. Byłem z siebie nieziemsko zadowolony. Jest jeszcze jeden plus. Teraz mam babcie codziennie przy sobie. Starannie ją opiekam, dziele się nią, z dziesiątkami głodnych Poznaniaków. I nikt jeszcze nie złożył mi reklamacji... 

Jednak mięso kiedyś się skończy. A wtedy będę musiał znów zapolować. Może ty będziesz następnym celem?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Generalnie - ciekawe. Nie zaskoczyło mnie, bardzo mi przypomina jedno z opowiadań w ,,Twarzach Szatana". Powinieneś trochę bardziej potrzymać ludzi w niepewności, jak na mój gust.

Trochę powtórzeń i cała masa literówek. Monolog. Małe.

Nie jest źle. Takie czytadełko. To materiał w sumie na coś dłuższego jest.

Cóż... jest ok. Nie jakieś niezwykłe, nie wgniata w fotel, ani nie sprawia, że kwiczę i tarzam się po ziemi.

Po prostu jest ok.

Pisz dalej ;]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dłuższego? Jak dla mnie to historia idealna właśnie na takie krótkie opowiadanie, choć z moją wyobraźnią ogólnie dobrze nie jest, więc może dlatego nie widzę sposobu rozbudowania fabuły. ;)

Ogólnie tekst mi się podoba, akuratny do moich zasobów czasowych. Po hm, zapowiedzi spodziewałem się raczej czegoś humorystycznego (źle zinterpretowałem "żeby (nie) było wam smutno"), a tu proszę. Zaskoczenie, w sumie można by powiedzieć "miłe", jednak ze względu na finał historii jakoś mi to słowo nie pasuje. :P Swoją drogą, pomysł nieźle poroniony. IMO. ;)

Ale kebaby i tak lubię. Doner z sosem chili w Kebab Housie rządzi. ^^

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jest źle. Takie lekkie, bez zaskoczeń. Ogólnie dużo czerpiesz z typowego stylu grozy. Pierwsza osoba i pisanie bardzo pewne, wręcz grubiańskie. Zrobiłeś duże postępy. Co do długości, to mi się podoba jak jest. Nie musi być dłuższe, wszystko jest na miejscu. Ogólnie jest nieźle, oby tak dalej. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ach, na tym polega magia tego opowiadania.

Budka znajduje się na najruchliwszej ulicy w Poznaniu. Co godzinę przewijają się przez "Teatralkę" tysiące osób. Da się wyrzuć i to fest ;)

Wiadomo, że gość nie jest milionerem, ale rozbija potężną kasę na imprezy. Nie napisałem, że nie ma, może jakiś super-hiper nowoczesnych mebli, ani nie wozi się Bentleyem. Mój błąd. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Charlene Downes została porwana, zgwałcona, poćwiartowana i przerobiona na kebab. A jej oprawca wyszedł na wolność!

Charlene Downes miała 14 lat, gdy 1 listopada 2003 r. wyszła ze swego rodzinnego domu w angielskim mieście Blackpool i wszelki ślad po niej zaginął. Dopiero po roku zgłosił się świadek, który ujawnił wstrząsającą prawdę: dziewczynka nie żyje. Jego przyjaciel Iyad Alabattikhi (31 l.) przyznał mu się, że ją zgwałcił, a potem zabił i użył ciała do zrobienia kebabów. Alabattikhi jest właścicielem budki z kebabem o nazwie Funny Boyz (weseli chłopcy).

Policja założyła podsłuchy w budce, domu i samochodzie podejrzanego oraz jego wspólnika, który miał uczestniczyć w ćwiartowaniu zwłok. Nagrano 2500 godzin rozmów, w których była mowa o seksie z 14-latką, zabójstwie i przerabianiu na kebab. To wystarczyło, by postawić sprawców przed sądem.

Gdy jednak doszło do rozprawy, sąd nie zrozumiał z nagrań ani słowa. Niedouczeni policjanci nie mieli pojęcia, jak przechowuje się takie taśmy. Wskutek ich bezmyślności stały się kompletnie bezużyteczne. Nie pomyśleli też, aby zrobić porządny zapis rozmów. Oskarżeni skorzystali z sytuacji – zeznali, że tylko sobie żartowali, a Charlene nigdy nie widzieli. Sąd nie miał wyjścia, musiał ich wypuścić.

Werdykt wywołał oburzenie w całej Anglii. Sprawę zbadała specjalna komisja, która zyskała właśnie pewność: gdyby nie karygodna fuszerka policjantów, zwyrodnialec i jego kompan siedzieliby teraz za kratami. Teraz trzeba prowadzić śledztwo od nowa i nie ma szans na zdobycie równie mocnych dowodów.

Szczególnie ciężko przeżywają to wszystko rodzice Charlene, Karen i Robert Downes. Dopóki sprawa nie zostanie zamknięta, a winni ukarani, nie znajdą spokoju. Nie mogą nawet pójść na grób córki...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Rozrywkowym czy nie, nikt by ci czegoś takiego nie wydał. Są pewne granice moralne, których się nie przekracza i to opowiadanie jest świetnym przykładem tego, o czym NIE powinno się pisać. Nawet w literaturze grozy.

Poza tym krótkie. I jakieś napięcie powinno być, większa dynamika. Może i ciężko budować napięcie w tak krótkim tekście, ale jeśli mam być szczery, to przeczytałem je kompletnie beznamiętnie.

I razi duża dysproporcja pomiędzy poszczególnymi częściami opowiadania. Zawiązanie akcji i zakończenia zwyczajnie giną pod naporem nieporównywalnie większego wstępu.

Tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozrywkowym czy nie, nikt by ci czegoś takiego nie wydał. Są pewne granice moralne, których się nie przekracza i to opowiadanie jest świetnym przykładem tego, o czym NIE powinno się pisać. Nawet w literaturze grozy.

Nie, całkiem i zupełnie nie.

O ile ktoś chce tego czytać, nie widzę przeszkód, by o tym pisać. Ciebie to razi - ale nie masz obowiązku czytania. W czym to jest gorsze od książki o pedofilu-mordercy, że tak odniosę się do klasyki literatury światowej*, od strony etycznej**?

Idąc tym tropem, można wyznaczyć sztuczne granice, których nie należy przekraczać, ale to będzie czyjaś arbitralna decyzja, dyktowana jego osobistymi preferencjami, poczuciem estetyki, etyki i całej masy innych czynników. I to uważam za niedopuszczalne.

*To jedna z moich ulubionych powieści!

**Nie mówię, zauważ, o stronie technicznej, atrakcyjności tematu, sposobie jego ujęcia... Rozważam goły temat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mrozu, a pamiętasz jak byliśmy na spotkaniu autorskim z Grahamem Mastertonem? To mistrz w przekraczaniu granic moralnych, także jestem przy nim mały pikuś. ;P

Reszta spostrzeżeń tyczy się mojego żałosnego warsztatu, więc przyjmuję to 'na klatę'.

PS: (ciiii) Zdziwisz się jak ktoś to wyda ;D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile ktoś chce tego czytać, nie widzę przeszkód, by o tym pisać.

Cóż, nie ma tematu, który nie interesowałby nikogo. Gdyby ta zasada funkcjonowała, to nikt nie miałby za złe pedofilowi, że wydaje swój pamiętnik pt. "7 dni kamasutry z 7-latką"... bo przecież zawsze znajdzie się inny dewiant o podobnych skłonnościach, prawda?

Ciebie to razi - ale nie masz obowiązku czytania.

Mnie to nie razi - wiem, że ten tekst jest fikcją i tak jak napisałem w poście wcześniej, przeczytałem go beznamiętnie.

Odniosłem się za to do ogólnej moralności społecznej. Temat opowiadania jest bardzo kontrowersyjny i jestem przekonany, że żadne rozsądnie myślące wydawnictwo nie zaryzykowałoby wydania czegoś takiego. No chyba, że napisałby to ktoś o uznanej renomie, będący na rynku już kilka lat, ale tej opcji nie rozważamy.

W czym to jest gorsze od książki o pedofilu-mordercy, że tak odniosę się do klasyki literatury światowej*, od strony etycznej**?

**Nie mówię, zauważ, o stronie technicznej, atrakcyjności tematu, sposobie jego ujęcia... Rozważam goły temat.

Kiedy mi właśnie nie chodzi o goły temat, a o ujęcie tegoż.

Morderca-pedofil? Ok, rzecz normalna. Przynajmniej dopóki nie opisuje się ze wszystkimi szczegółami scen gwałtu i mordu. O to mi właśnie chodzi w tekście SJ-a.

Kiedyś w jednej książce Piekary, nota bene też lubiącego "krwiste" opisy, pojawiła się scena, w której wieśniacy złapali jakiegoś barona, odcięli mu ręce i nogi, nadziali na rożen i jeszcze żywego podpiekali na ogniu. Brutalne, ale był to jeden krótki epizod, nie wpływający w żaden sposób na całokształt książki.

Tymczasem u SJ-a ćwiartowanie jest właściwie punktem kulminacyjnym opowieści. To własnie szczegóły mordu są najważniejsze, to właśnie szczegóły mordu są wyeksponowane na samym froncie. Po prostu czuć, że autor chciał opisać wstrząsającą rzeż, zaś całą resztę dodał, żeby nadać jej jakiś sens. I to się nie udało - wyszła taka literacka "Piła" w wersji demo; symboliczniefabularyzowana, niesmaczna rozpierducha bez ładu i składu.

Reasumując: morderstwa, gwałty, ok, dopóki się ich nie eksponuje ponad miarę.

Idąc tym tropem, można wyznaczyć sztuczne granice, których nie należy przekraczać, ale to będzie czyjaś arbitralna decyzja, dyktowana jego osobistymi preferencjami, poczuciem estetyki, etyki i całej masy innych czynników. I to uważam za niedopuszczalne.

Chcąc nie chcąc, ulegasz takiej sztucznej granicy. Ja też. I każdy człowiek, który nie jest pustelnikiem. Bo to społeczność, w której żyjesz, wyznacza tę sztuczną granicę.

Człowiek jest istotą "stadną" i jeśli chce żyć w grupie, to musi przestrzegać pewnych praw, także moralnych czy etycznych. Inaczej jest wykluczany i izolowany od reszty. Nie jest tak?

Mrozu, a pamiętasz jak byliśmy na spotkaniu autorskim z Grahamem Mastertonem? To mistrz w przekraczaniu granic moralnych, także jestem przy nim mały pikuś. ;P

1. Nie nazywasz się Graham Masterton. ;)

2. Ja się nie znam na twórczości Mastertona, więc nie mam punktu odniesienia. ;)

3. Nie wiem czy się zrozumieliśmy... nie chodziło mi o samo przekraczanie granic moralnych, ale też ich ujęcie. Trochę wyżej się o tym rozpisałem, więc tutaj nie będę się już powtarzał.

PS: (ciiii) Zdziwisz się jak ktoś to wyda

Jeśli całą historię porządnie rozszerzysz, by scena ćwiartowania nie była osią opowieści, ujmiesz z niej trochę detali, dorzucisz do tego jakąś sensowniejszą fabułę, to może się nawet nie zdziwię... ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale widzisz, Mroz - to, co cię boli w opowiadaniu SJ to warsztat.

Nie uważam, że grafomanom (to nie do ciebie SJ, po prostu idę do granicy skali) należy zabronić pisania o rzeczach kontrowersyjnych, czy nawet szokujących, bo to czytelnicy to zweryfikują i powiedzą mu, że to niesmaczne, beznadziejne i do dupy. Jeżeli zaś pisze to w sposób intrygujący, tak, że balansuje na granicy dobrego smaku - wtedy jest to interesujące i zabranianie tego tym bardziej jest nie na miejscu.

Jeżeli pedofil napisze i opublikuje wspomniany pamiętnik, to go zamkną; jeżeli to będzie wytwór fikcji literackiej, chociaż anatomicznie dokładny - niech pisze; czytelinik powinien mieć dość rozsądku, by widzieć, że jest to gniot obliczony na tanią sensację. Chyba, że nie jest. Przekraczanie granic dobrego smaku rodzi znakomite owoce, jeżeli jest zrobione umiejętnie. Umiejętności do tego wymagane są ogromne, bo w przeciwnym wypadku jest to jedynie attention whoring przy pomocy najbardziej krzykliwych środków - ale to nasz problem, żeby umieć odróżnić attention whore od kogoś umiejącego w inteligentny sposób (może skłaniający do głębszej refleksji) przekraczać granice. Dlatego 'nie powinno się pisać' jest tu mocno na wyrost i się z nim nie zgadzam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż śledze temat uważnie i musze jednak skłonić się ku argumentom Hazretha. Nie uważam tekstu SJ za takowy, który mógłby przekroczyć granice dobrego smaku. Moge tu przytoczyć jedno z opowiadań ze zbioru "Trupojad nie ma ocalenia", w którym to niezwykle dokładnie jest opisane jak główny bohater zjada wcześniej wykopanego nieboszczyka. Owy opis był dużo bardziej "brutalniejszy", że tak się wyraży, niż wspomniane przez Ciebie ćwiartowanie babci Mrozu. Nadmienie również, że w moim odczuciu nie opis mordu był punktem kulminacyjnym a wykorzystanie ciała ofiary. Moim zdaniem opowiadanie nie przekroczyło "sztucznej granicy" wyznaczanej przez nasze społeczeństwo, ale co najwyżej granice indywidum.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JA się nie obrażam, bo zdaję sobie sprawę ze swojej ułomności. :P

Tekst jest daleki od przekroczenia granic moralnych, czy w ogóle jakiś granic. Czytając ileśtam dzisiątek opowiadań 'grozy', napisałem, to co napisałem i w porówaniu z niektórymi tekstami to 'mały pikuś'.

A co do wydania: wyda, wyda. Jak dodam jeszcze brutalniejsze sceny. Bo ludzi kręcą jakie mocne 'fabuły'. (seria PIŁA).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie uważam, że grafomanom (to nie do ciebie SJ, po prostu idę do granicy skali) należy zabronić pisania o rzeczach kontrowersyjnych, czy nawet szokujących, bo to czytelnicy to zweryfikują i powiedzą mu, że to niesmaczne, beznadziejne i do dupy.

No i właśnie prawem czytelniczym stwierdziłem, że to "niesmaczne, beznadziejne i do dupy". Tu się chyba zgadzamy.

Jeżeli zaś pisze to w sposób intrygujący, tak, że balansuje na granicy dobrego smaku - wtedy jest to interesujące i zabranianie tego tym bardziej jest nie na miejscu.

Jeżeli pedofil napisze i opublikuje wspomniany pamiętnik, to go zamkną; jeżeli to będzie wytwór fikcji literackiej, chociaż anatomicznie dokładny - niech pisze; czytelinik powinien mieć dość rozsądku, by widzieć, że jest to gniot obliczony na tanią sensację. Chyba, że nie jest. Przekraczanie granic dobrego smaku rodzi znakomite owoce, jeżeli jest zrobione umiejętnie. Umiejętności do tego wymagane są ogromne, bo w przeciwnym wypadku jest to jedynie attention whoring przy pomocy najbardziej krzykliwych środków - ale to nasz problem, żeby umieć odróżnić attention whore od kogoś umiejącego w inteligentny sposób (może skłaniający do głębszej refleksji) przekraczać granice. Dlatego 'nie powinno się pisać' jest tu mocno na wyrost i się z nim nie zgadzam.

Jasne, zabronić nie mogę, mamy wolny kraj, każdy piszę co chce, jak się wydawcy spodoba, to i to może wydać.

Martwi mnie jednak ten trend do przekraczania granic. Teoretycznie, gdyby podobna scena ćwiartowania przydarzyła się w życiu (a sam przytoczyłeś fragment informacji o tym, że coś takiego miało miejsce naprawdę), to powinna człowieka przerazić albo chociaż poruszyć. Ale jeśli ktoś czyta o czymś takim an codzień, ogląda na codzień takie filmy etc., to niby co ma go tu ruszyć? Nie chce tu wyjść na jakiegoś kaznodzieję, bo daleko mi do bycia nieustraszonym obrońcą moralności, ale taka twórczość w jakiś sposób "odczłowiecza" nas - jednego mniej, drugiego bardziej, ale jednak to się dzieje. To doprowadza ludzi do coraz większej obojętności, co jest już problemem społecznym. Nie wiem tylko, czy to odpowiedni czas i miejsce na omawianie tej kwestii, która w zasadzie wyniknęła "przy okazji" moich refleksji na temat tekstu.

Nie chodzi mi tutaj już o książki/filmy, w których takie sceny są dodatkiem; dodatkiem, który jednemu się spodoba, drugiemu nie, ale właściwie nie ma to wielkiego znaczenia dla głównego wątku fabuły.

Chodzi mi tu, co jeszcze raz podkreślę, o ekspozycję. O to, że opowiedzenie o  fantazyjnym mordzie jest celem nadrzędnym, podczas gdy inne elementy tekstu/filmu są marginalizowane lub nie istnieją. Nie podoba mi się, że branża grozy zmierza właśnie w tym kierunku i stąd stanowcze "NIE" w pierwszym poście.

Cóż śledze temat uważnie i musze jednak skłonić się ku argumentom Hazretha. Nie uważam tekstu SJ za takowy, który mógłby przekroczyć granice dobrego smaku. Moge tu przytoczyć jedno z opowiadań ze zbioru "Trupojad nie ma ocalenia", w którym to niezwykle dokładnie jest opisane jak główny bohater zjada wcześniej wykopanego nieboszczyka. Owy opis był dużo bardziej "brutalniejszy", że tak się wyraży, niż wspomniane przez Ciebie ćwiartowanie babci Mrozu.

Ok, ale pytanie brzmi: jak bardzo był wyeksponowany motyw zjadania tego nieboszczyka? Była to oś akcji opowiadania czy tylko dodatek do głównego wątku?

Nadmienie również, że w moim odczuciu nie opis mordu był punktem kulminacyjnym a wykorzystanie ciała ofiary.

Cóż, cała akcja opowiadania ogranicza się do ćwiartowania i wykorzystania zwłok, więc punktu kulminacyjnego też należy szukać gdzieś tutaj. I jeśli mam być szczery, to za ciut bezcelowe uważam spieranie się, czy było to w momencie ćwiartowania, czy wrzucania "specjału" na rożen.

A co do wydania: wyda, wyda. Jak dodam jeszcze brutalniejsze sceny. Bo ludzi kręcą jakie mocne 'fabuły'. (seria PIŁA).

Poczekamy, zobaczymy. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli oceniasz to jako czytelnik, OK - nie czepiam się i nie dotykam twojej opinii, bo jest twoja. Mój rant odnosił się do twojego "nie powinno się pisać (...)".

Co do tej ogólnej znieczulicy, to problem jest na tyle złożony, że nie upatrywałbym w literackiej tendencji przekraczania kolejnych granic przyczyny - ona jest raczej skutkiem. Granice przesuwają się, a twórcy zawsze chcieli je przekraczać, stąd coraz śmielsze literackie wyczyny (chociaż to też względne).

Natomiast mamy łatwy i szybki przepływ informacji i dzięki temu możemy dowiadywać się dużo więcej, niż np. sto lat temu. A skoro informacje napływają do nas w tak masowej ilości, to siłą rzeczy podmioty odpowiedzialne za ich dostarczanie chcą zwrócić uwagę na siebie - a im coś bardziej drastyczne, tym bardziej ściąga uwagę widowni. I tak stopniowo przekraczane są kolejne granice - wszędzie dookoła nas. Literatura to tylko jeden z elementów; tego się raczej nie da zatrzymać. Musisz umieć to rozważyć na poziomie jednostkowym, bo nie mamy narzędzi do kierowania takim samorzutnym procesem. Nie wiem zresztą, czy kierowanie nim to najlepszy pomysł - bo jedyne, co można zrobić, to narzucić odgórne ograniczenia, co jest paskudnym pomysłem i mam nadzieję, że to rozumiesz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...