Skocz do zawartości

Tatuś


Zuo

Rekomendowane odpowiedzi

Spojrzała na światło, które przebijało się przez tumany ciężkiego powietrza; zapach starego drewna mieszał się z irytującym smrodem różowej farby, której nienawidziła. Słońce próbowało musnąć jej policzki, jednak bariera szkła uniemożliwiła kontakt. Ona nie potrzebowała słońca, oj nie... chciała czegoś zupełnie innego...

Biała prosta sukienka, typowa dla dziewczynek w wieku ośmiu lat zasłaniała jej kruche ciałko przed niebezpieczeństwami tego świata, odgradzając ją od potworów z szaf, ludzi pełnych gniewu i nienawiści do całego świata, problemów wojen, pieniędzy, pędu za karierą. Była dzieckiem, w tej profesji czuła się wyśmienicie...

Hm... przynajmniej powinna...

Poczuła dreszcze na karku wraz z usłyszeniem regularnego odgłosu kroków; pewne, mocne, niebywale męskie oraz dorosłe. Spojrzała na swoje dłonie, pragnęła ze wszystkich sił, by nie drżały, jednak nie udało się to... podobnie jak usta oraz iskra w oczach, jeszcze tląca się, mimo braku akceptacji nawet zwykłego swetra zjedzonego przez mole...

Szedł przez hol; niemalże czuła jego oddech, widziała jego oczy wpatrujące się w nią z taką miłością; zawsze kochany, zawsze dobry, zawsze myślący o wszystkim, spełniający każde jej życzenie. Osoba idealna...

Tatuś...

Strach i radość jednocześnie; w uszach wciąż pobrzmiewała jej jego ostatnia groźba; czuła się winna, czuła się podle. Jak mogła tak bardzo zranić Tatusia? Jak mogła poprosić go o coś takiego? Och, miała szczęście, że Tatuś ma tak dobre serce! Mimowolnie zaczęła się kołysać na swoim bielutkim łóżeczku; miś dawno leżał w kącie, jednak z regału ktoś na nią spoglądał...

Niemy świadek... porcelanowa lalka z kasztanowymi włosami i zimnym uśmiechem; arystokratyczne rysy twarzy, chłód bijący z zakamarka nieżywych oczu, kruchość materiału oraz zwiewność jedwabnego ubranka.

Rozmyślania przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi; spojrzała przez ramię swoimi zielonymi ogromnymi oczyma, a miłość po raz kolejny zwyciężyła. To był on, ten sam Tatuś, ten dobry człowiek! Stanął w progu, jak jakiś bóg, jak książę na białym rumaku, przyszedł ją wybawić od spojrzenia lalki! Prawdziwy bohater...

- Jak się czujesz, Irmino? – pytanie przyjemnym dla ucha tonem wypadło z jego ust.

- D-Dobrze, Tatusiu... – wydukała niepewnie; czy przebaczył jej?

Skinął głową i powoli do niej podszedł; dorosły mężczyzna w średnim wieku, o twarzy poczciwej. Uśmiechnął się kącikami ust, a dłoń jego powędrowała w kierunku głowy. Zaczął gładzić jej delikatne włoski, odganiając złe myśli jednocześnie. Jego dotyk był jak lekarstwo...

Podniosła oczy, w których tliła się ostatnia iskierka. Skarb głupców, ale i mądrych... nadzieja. Coś, w co czasami wątpimy, coś niematerialnego, a jednocześnie powiązanego ze światem doczesnym... coś wspaniałego...

- Tatusiu... kochasz mnie? – przerwała milczenie, jednocześnie schowała twarz w dłoniach. – Byłam zła! Na pewno mnie nie kochasz! Byłam niegrzeczna!

- Och, córciu... – rzekł po chwili, nadal czule głaskając ją po włosach. – Oczywiście, że cię kocham. Nigdy w to nie wątp!

Proste słowa; zapomniane przez świat, używane przez miliony ludzi, typowe, niemodne, narzędzie do uzyskania określonego celu. Fundament człowieczeństwa, który stał się tylko symbolem, by kolejny symbol zastąpił symbol człowieka... i tak w nieskończoność...

Myśli urojone?

Radość dziecka, jakby otrzymało gwiazdkę z nieba... wpadła w ramiona swojego ojca, tuląc się do jego kolan, jakby były czymś świętym; łzy spływały jej po policzkach, łzy prawdziwego szczęścia, łzy kojące duszę. Tatuś stał tylko, klepiąc ją po ramieniu. Akompaniamentem była złowroga cisza... jakby nie chcąc pokazać światu miłości dziecka...

- Już będę grzeczna! Tatusiu, dziękuję! Kocham cię! – krzyknęła z podniecenia, jakie ogarnęło jej kruche ciało.

Nic nie powiedział; nie potrzebował już słów, przynajmniej na razie. Czuł na sobie wzrok tej wstrętnej lalki z regału, jednak nic z tym nie zrobił. Nie bał się irracjonalnych myśli, które z czasem nawiedzały go coraz częściej. Zamiast tego odpiął guziki koszuli, po czym ściągnął ją z siebie i rzucił w kąt; Irmina patrzyła na niego z rozszerzonymi oczami... euforia przeminęła i wkradło się coś gorszego...

Brutalna rzeczywistość...

- Kochasz Tatusia, prawda? – zawsze zadawał to samo pytanie... i zawsze skutek był taki sam.

- Tak, Tatusiu. Z całego serca! – odparła, nadal wiedziona nadzieją, że Tatuś dzisiaj jej tego nie zrobi. Nie mogła o tym porozmawiać z mamusią... to był przecież ich sekret!

- To dobrze, Irminko, to dobrze... – wymruczał.

Jego ogromne dłonie powędrowały w kierunku jej sukienki i bez zbędnych ceregieli zdarł z niej obrońcę przed podłym światem; pożądliwym wzrokiem przejechał po jej ciele, zupełnie płaskim, zupełnie nieatrakcyjnym, po prostu... dziecięcym, słabiutkim, kruchutkim, łatwym do zniszczenia... z uśmiechem zaczął rozpinać zamek swoich czarnych firmowych dżinsów. W kącikach oczu czaiło się szaleństwo, brutalność oraz... tak, miłość. Kochał swoją córkę, zawsze tak mówił i w to wierzył... z całego serca...

- Tatusiu... – pisk wydobył się z zaciśniętych ust dziewczynki na widok tego, czego nie powinna jeszcze oglądać.

- Spokojnie, Tatuś tu jest... wszystko będzie dobrze... – rzekł spokojnie.

Tatuś tu był, nie mógł zrobić jej krzywdy... znowu nadzieja pojawiła się w jej oczach, a miłość pochłonęła serce, mięśnie, kości, umysł. Nie mogła go zawieść, przecież on ją kochał, a nie robiłby czegoś złego przecież... pomoże Tatusiowi, później będzie czuł się lepiej...

Rozchylił jej uda i w tym momencie miłość była ostatnią rzeczą w myślach porcelanowej lalki... przez cały czas Irmina na nią spoglądała, a kąciki ust zabawki coraz bardziej przypominały diabelski uśmieszek. Jedyny świadek codziennego spektaklu, codziennej miłości, codziennych pustych słów...

Histeryczny śmiech wypełnił starą księgę... by zagłuszyć jęk spełnionego ojca...

- Grzeczna dziewczynka... – wymruczał jeszcze...

Nieskończona miłość dziecka... pozbawionego niewinności...

------------------------

- Laleczko, dlaczego dzisiaj się ze mnie nie śmiejesz?

Pytanie odbiło się od czterech ścian, jednak doszło do porcelanowej lalki, którą trzymała dzisiaj w dłoniach. Zielone ogromne oczy spoglądały na nią z zimnym wyrachowaniem oraz czymś, czego nie dało się określić. Dziwny błysk rozświetlił niemalże całe pomieszczenie, nawet potwory z szafy nie ośmieliły się jej dzisiaj nawiedzić.

- Może, dlatego że mam trzynaste urodziny? – kolejne pytanie pozostało bez odpowiedzi; gniewnie rzuciła zabawką o ścianę, tym samym nareszcie kończąc jej zawód niemego świadka.

Właśnie wtedy rozległy się kroki; Tatuś nadchodził, ten sam dobry, ten sam kochający, ten sam spełniający każdą jej zachciankę. Mamusia niestety zginęła w wypadku dwa miesiące temu, więc Tatuś spał już z nią.

Nie miała już świata marzeń... Tatuś zdeptał go swoimi markowymi butami, zastępując go swoim uśmiechem i pożądliwym spojrzeniem. Ale porcelanowa lalka i różowy sweter zjedzony przez mole... one powiedziały jej prawdę!

Otworzył drzwi i stanął w progu; już lekko zgarbiony, a włosy przyprószone siwizną, mimo to jego wzrok i usta takie same... a jego dłonie obejmowały z zapalczywością klamkę. Zmarszczył brwi, gdyż w nikłym świetle dostrzegł szczątki porcelanowej lalki; przeniósł zdziwione spojrzenie na swoją kochaną córeczkę.

- Irmino, co tu się stało? – zapytał miłym głosem. Głosem Tatusia.

- Była niegrzeczna, Tatusiu, więc musiałam ją ukarać! – odparła butnie unosząc głowę; błysk czaił się w kącikach oczu i nie uciekł stamtąd. – Była zła i obojętna! Nie pomogła, nie kochała! Zła, zła porcelanowa laleczka!

Skinął jedynie głową i zrobił krok w jej stronę, później następny. Dłoń ogromną położył na główce i zaczął bawić się aksamitnymi w dotyku włosami; rytuał zatoczył koło, by po raz kolejny ukazać się w pełnej krasie, odnowić wszystko...

- Ale ona... ona mi powiedziała! Powiedziała!

- Cóż ci takiego powiedziała, córeczko? – spytał się, jednak oczami wyobraźni widział już Irminkę nago...

Na moment zamilkła tylko po to, by w ciszy wolno odwrócić głowę; spojrzała mu głęboko w oczy, a uśmiech pojawił się na jej ustach. Nigdy nie wyglądała doroślej; w swojej białej sukience opinającej idealnie ciało, wolno poruszając się, niebywale kusząco...

Mimo to zrobił krok do tyłu; pożądanie jakby odeszło na drugi plan. Po raz pierwszy od tylu lat... po raz pierwszy otrzeźwiał, po raz pierwszy poczuł coś dziwnego... czyżby wyrzuty sumienia? A może... strach przed córką? Przed jej krzywdą, przed... prawdą?

- Kochasz mnie, Tatusiu? – spytała się po prostu.

- Oczywiście, córeczko. – odparł bez wahania.

Skinęła głową i wolno wstała z łóżka; kołysała rozmyślnie biodrami, patrzyła z satysfakcją na jego reakcję, reakcję samca, zwykłego zwierzęcia. Widziała jak cofa się, jak opiera swe ciało o ścianę, gdy znalazła się blisko niego. Przejechała ustami po szyi...

- Co ty robisz? – odepchnął ją z całej siły, aż przewróciła lampkę nocną.

- Tatusiu, nieładnie! Przecież jest tak samo! Tylko zmiana ról, jeśli mnie kochasz, to się zgodzisz! Pobawmy się! Teraz ja będę Tatusiem, a ty mną! – histeryczny śmiech zwieńczył jej słowa. Jak wisienka na torcie.

- To jest chore! Nie wiesz, co mówisz! – wykrzyczał z serca swojego; wydawało mu się to obrzydliwe, złe... zakazane...

- Przecież to jest to samo... tak jak kilka lat temu, Tatusiu... – wysyczała. – Tak samo. Tylko ja teraz to robię. Ale przecież cię kocham! A ty mnie!

Zaczął potrząsać głową i właśnie wtedy doznał olśnienia...

Krew splamiła różową ścianę pokoju, a ciało ojca upadło bezwiednie na podłogę wystrojoną dywanem. Szkarłatna ciecz spływała po jego szyi, po jego koszuli, którą zawsze rozpinał. Był słaby, bezbronny, opuszczony... nikt mu nie pomógł... i w dodatku był świadek...

Biały miś! Tak, on widzi! Ale nie powie! Nie powie, gdyż nikt nie zapyta, ktoś go wyrzuci na śmieci, zupełnie niekochanego i opuszczonego. Nie opowie historii życia, nie sprawi, że ktoś zapłacze... nikt się nie dowie...

- Nie kochałeś mnie, Tatusiu! Kłamałeś! Laleczka miała rację... za kłamstwo należy się kara... – rzekła zimnym tonem. – Kara surowa! Bozia nie lubi takich jak ty! Misio też tak uważa! Kara, kara, kara! Śmierć, śmierć, śmierć... za utraconą niewinność! – podniosła głos, który był niemalże krzykiem z jej duszy, jakby ktoś ją na strzępy od środka rozrywał. – Potrzebujesz odkupienia, Tatusiu! Laleczka mówiła, że potrzebujesz męczeńskiej śmierci.

Podniósł z trudem wzrok, otworzył usta, jednak...

Pustka...

--------------------------

W zielonej celi powietrze wydawało się ciężkie; kobieta w niebieskim stroju, o długich kręconych blond włosach i małych błękitnych oczach spoglądała na swoją pacjentkę spod grubych szkieł tanich okularów. Przeczytała kilka razy notatki innych lekarek, pielęgniarek oraz ochroniarzy; niestety, dwóch zdążyła już zabić.

- O czym pani myśli? – spytała się nastolatka; zielone ogromne oczy pełne miłości i jednocześnie obłędu penetrowały każdy zakamarek jej umysłu.

Potrząsnęła głową; jej kot został zamknięty w łazience... jednak to mogło poczekać. Musi napisać jedynie jakieś nowe rzeczy o tej dziewczynie i pójdzie do domu. To się liczyło; dziewczyna nie miała szans na wyleczenie, ponadto nikt na nią nie czekał.

- O tobie oczywiście.

- Dlaczego pani kłamie? – lekko skrzywiła głowę, jakby pragnęła spojrzeć na nią z innej perspektywy. – Kogoś mi pani przypomina...

- Och, a kogo, moje dziecko?

- Porcelanową laleczkę... – wyszeptała po chwili, jakby zdradziła największy sekret.

- Aha... – zaczęła pisać niebieskim długopisem w notatniku.

Cisza znowu opanowała cztery ściany... królowa cierpienia i niekiedy radości...

- Powiesz mi, co się stało w twoje trzynaste urodziny?

- Pani jest zła jak porcelanowa laleczka! Bierna! Bierna! Bierna! – nagle trzasnęła w biurko; starsza kobieta aż drgnęła. – Żyjąca paskudna laleczko, misio ci wszystko powie! Misio ci powie! Zapytaj go!

Kobieta z niedowierzaniem pokręciła głową; dała znak strażnikom, by niebawem zabrali stąd dziewczynę. Sama zaś wstała i ruszyła w kierunku swojego wyjścia. Wątpiła, by ta młoda szalona nastolatka ruszyła za nią. Potrafiła jedynie bezmyślnie pleść bzdury... jak każdy z tego ośrodka.

- Nie pomogę ci, skoro nie chcesz nic powiedzieć... – rzekła zimnym tonem przez ramię, na moment przystając.

Śmiech wzbudził w niej nagłe zainteresowanie; ludzka ciekawość zawsze wygrywała batalię. Teraz już piętnastoletnia kobieta patrzyła na nią gorejącymi oczyma, a usta wygięła w kpiącym uśmiechu. Jakby rozumiała i widziała więcej, niż ktokolwiek inny.

- Nie chodzi o słowa, tylko o chęci i czyny. – powiedziała wolno. – A pani tego brak. Przez cały czas, porcelanowa laleczko z mojego dzieciństwa, patrzyła pani w te notatki, nie w moje umęczone myśli. Nie uśmiechała się pani, nie złapała za rękę, nie powiedziała, że wszystko będzie dobrze. Nic.

Pani psychiatra otworzyła ze zdziwieniem usta; czyżby rozdwojenie jaźni, osoba myśląca oraz osoba chora psychicznie, która gada coś o misiu, laleczce i Tatusiu?

- Myślami była pani gdzie indziej; pani obojętność niszczy nas bardziej, niż cokolwiek innego. Czego chciałam? Gwiazdki z nieba? Bogactwa? Nie, po prostu zrozumienia. Uszu do słuchania. Uśmiechu. Dobrych i miłych słów powiedzianych z serca.

- Dziewczyno, ja chcę ci pomóc, ale...

- Czy ma pani w tym swoim małym notatniczku coś o współczuciu, o okazaniu serca, o zrozumieniu? Pewnie dane, diagnoza: chora psychicznie... czy masz tam napisane coś o cierpieniu, o walce wewnętrznej? Nie sądzę...

- Posłuchaj...

- Nie, twoim zadaniem jest słuchać swoich pacjentów. – wstała nagle, jednak nie zrobiła kroku ku starszej pani. – Więc mnie słuchaj! Wykuła pani parę tomiszczy, ale zapomniała pani o księdze człowieczeństwa! O fundamentach bycia nim! – wymierzyła chudy palec w jej stronę. – Nie jest pani człowiekiem, tylko maszyną!

- Uspokój się, dziewczynko, pomogę ci, tylko usiądź... porozmawiamy...

- Nie chcę do tego wracać! Nie chcę opisywać spaczonej miłości, dotyku ojcowskiej dłoni tam, gdzie być nie powinna! Straconej niewinności... tylko dlatego, że w tym świecie kochałam bezwarunkowo! Po prostu za to, że istnieje! Jak pies! – głos jej zadrżał, jednak nie usiadła. Okrążyła biurko zwinnym susem. – A panią na to stać?

- Nie sądzę, by ta rozmowa...

- Zadałam pytanie! – warknęła, patrząc na panią psycholog czy psychiatrę... była nią przecież tylko z nazwy...

- Nie...

Uderzenie padło na twarz kobieciny; cisza przestała wieść prym, stare światło lampy na moment przestało interesować się pustymi krzesłami. Irmina stała jak kat nad skazańcem; oczekiwała prostej odpowiedzi... dlaczego nikt nie potrafił normalnie czegoś powiedzieć? Dlaczego? Czy to było trudne?

- Uspokój się, bo zawołam ochronę! – wydukała z siebie.

- Kolejne roboty? – zaśmiała się. – Wy nie pomagacie, wy pogłębiacie chorobę. Nie potraficie pokazać drogi, to wy wpisujecie, że jesteśmy chorzy psychicznie. Czy bycie człowiekiem więc jest chorobą? Czy nie zasługujemy na miłość? Na szacunek? Na współczucie? Na przyjaźń?

Zamknęła oczy; wydawała się niewinna, jakby oczekiwała na kogoś przez całe życie, na swojego rycerza, który uwolni ją od Tatusia. Była sama... była rozbita, gdyż nie widziała pomocy, nie widziała nigdzie indziej miłości...

- Porcelanowa laleczka mówiła, że nie wiem, co to miłość. Znałam jej spaczoną wersję... ale misio mi powiedział! Chcę latawca! Albo samolocik, to odlecę stąd! Polecę do krainy miłości! Gdzie nie będzie Tatusia, nie będzie, nie będzie!

- Irmino, uspokój się...

- Kara! Tatuś mówił, że ci, co nie kochają to nie są ludźmi! Należy się kara za brak człowieczeństwa!

Krzyk przerażonej kobiety zmieszał się z modlitwą dziewczynki; tym razem ofiarą była krew kobiety zapatrzonej za daleko...

Miłość zbierała swe żniwo.

----------

- Misio! – krzyknęła z radością na widok swojego niemego świadka, który pokazał jej, jak kochać właściwie.

Zabrudzony, wśród wielu innych rzeczy, zapomniany. Otoczony starymi puszkami, w śmietniku, czekał na swoją księżniczkę, na swojego anioła, który nareszcie się pojawił. Czekał na nią z otwartymi ramionami, jak nikt inny. Wzięła go do rąk i przytuliła do swojego bijącego serca, a łzy spływały jej kaskadą po policzku.

- Nareszcie razem! Obronię cię! Nikt cię nie skrzywdzi! Zła porcelanowa żywa laleczka nie żyje...

Słowa pomieszały jej się, jednak misio rozumiał doskonale; język miłości nie znał przecież żadnych granic. Nie potępiał jej, po prostu kochał taką, jaką była. Jedyny. Jej. Wiedziała, że zostaną już na wieki. Nic ich nie rozłączy... nie ma już Tatusia, nie ma niebezpieczeństwa...

Pisk opon i zduszone krzyki przerwały potok łez szczęścia; panowie w niebieskich mundurach, celowali w nią czymś brzydkim. Tuląc do serca misia, patrzyła na nich, zupełnie nic nie rozumiejąc. Przyszli jej go odebrać? Nie mogą!

- Źli ludzie! Źli, źli, źli tatusiowie! – wykrzyczała przez łzy i ruszyła na jednego z nich.

Odgłos pociąganego spustu, wystrzał i... cisza. Ciało piętnastoletniej dziewczyny upadło na ziemię, a łzy poleciały w kierunku nieba... było tak daleko... jednak nie o niebo jej chodziło, a o ukochanego... ukochanego misia...

Zamknęła oczy, jednak nic nie widziała; brak całego życia przed oczami, tylko chłód i zapach spleśniałego mięsa dochodzący ze śmietnika. Z trudem odwróciła głowę, znajdując jej ukochanego pluszaka. Nie w jej ramionach, oddalony kilka centymetrów od palców dłoni... tak blisko i jednocześnie tak daleko...

- Przytul mnie... – wyszeptała ostatnimi siłami. – Obroń mnie...

Rozpacz w guzikowych oczach misia była nie do opisania; pragnął ją pocieszyć, pragnął coś powiedzieć... ale odgłos zbliżających się mężczyzn zagłuszył bicie serca, ich niezrozumiałe puste słowa udusiły dziewczynkę...

- Niestety nie żyje... – wyrwało się policjantowi. – Musimy zadzwonić do komendanta i szpitala. Trzeba zabrać zwłoki.

Dane; suche dane bez znajomości osoby, bez słów pożegnania. Jeden z nich wyciągnął papierosa i zapalił. Drugi zaś dzwonił do swojego przełożonego, meldując mu o wszystkim jak gdyby nigdy nic. Później wróci do żony, do swoich dzieci i spojrzy w ekran telewizora, popijając piwo, gdy dzieci będą walczyły z potworami z szafy...

Nie będzie obrońcą... zły, zły tatuś!

W końcu wszystko zostało posprzątane, ciało Irminy zapakowane do wora, do zimnego złego wora pełnego potworów z jej koszmarów, a dłonie tatusia ciągle ją dotykały... czy znowu spotkać go miała, gdy dusza jej daleko była? Czy katuszy nie będzie końca?

Nie znam odpowiedzi... misio jednak zna...

Poszukajcie go, gdyż został wyrzucony do śmietnika i wywieziony hen daleko, gdzieś samotny pośród starych puszek, butelek po piwie czy wódce, wśród kloszardów, wśród zapachu zgniłych czereśni... nie poszedł za swoją ukochaną...

„Dopóki śmierć nas nie rozłączy...”. I rozłączyła... koniec drogi poznawania miłości...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aaach, widzę, że jeszcze nikogo tu nie było!

Zatem na mnie spoczywa zmieszanie z bło... ekhm, skrytykowanie tego opowiadania... nie, no dobra. Spokojnie, źle chyba nie będzie... ^^

Słońce próbowało musnąć jej policzki, jednak bariera szkła uniemożliwiła kontakt.

To słońce przez szkło nie przechodzi? A właściwie promień słoneczny...

nienawiści do całego świata,

Powtórzenie świata i wcześniej też świata. Swoją drogą - pancerna ta sukienka :)

Tu jest zbyt dużo cytatów, ale masz czasami pomieszany szyk zdania.

I znów brak cytatów... powiem tylko, że masz strasznie, strasznie dużo trzykropków. Za dużo.

– Była zła i obojętna! Nie pomogła, nie kochała! Zła, zła porcelanowa laleczka!

Ten sposób mowy nie pasuje mi do 13-latki. Ale może po tym, co przeszła, jest usprawiedliwiona?

- To jest chore! Nie wiesz, co mówisz! – wykrzyczał z serca swojego;

Dziwne zdanie. Dziwnie się czyta.

dała znak strażnikom, by niebawem zabrali stąd dziewczynę. Sama zaś wstała i ruszyła w kierunku swojego wyjścia. Wątpiła, by ta młoda szalona nastolatka ruszyła za nią. Potrafiła jedynie bezmyślnie pleść bzdury... jak każdy z tego ośrodka.

1. Skoro ośrodek, to nie strażnicy, tylko pielęgniarze.

2. Nastolatki zwykle są młode.

Uderzenie padło na twarz kobieciny;

Jak mówię, strasznie dziwne budujesz te zdania.

Odgłos pociąganego spustu,

Jaki odgłos wydaje pociągany spust? I jest on donośny na tyle, by być odgłosem docierającym do uszu dziewczyny?

- Niestety nie żyje... – wyrwało się policjantowi.

Wyrwało?

czy znowu spotkać go miała, gdy dusza jej daleko była?

Cóż to za językowy potwór?!

Czy katuszy nie będzie końca?

Katuszą.

Ok, refleksje końcowe - strasznie dziwnie napisane. Potwory językowe, błędny szyk, trochę błędów. Fabuła... ciekawa, ale niedopracowana. Widać, że masz pomysły i chęci, ale brak warsztatu.

Dużo, dużo czytaj i pisz dalej. Może za parę lat coś już wyjdzie :) Życzę samozaparcia.

Wkradł Ci się trochę patos. Próbuj go eliminować.

Pisz dalej. Warto. Zawsze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mam w zwyczaju poprawiania błędów, bo też nie potrafię tego za bardzo robić, więc po prostu napiszę co myślę.

Opowiadanie naprawdę dobre. Każda część wydaje się być czymś oddzielnym. Jednocześnie wszystkie trzy części ze sobą współpracują.

Czytałem z zapartym tchem :D

Zastanawiam się czy nie lepszy byłby tytuł związany z misiem niż z tatusiem.

Pisz dalej. w mojej ocenie 5 :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam zwyczaj poprawiania błędów. Więc poprzyczepiam się trochę. Dla dobra tego tekstu :P

zapach starego drewna mieszał się z irytującym smrodem różowej farby, której nienawidziła
Jaki zapach ma różowa farba? W domyśle chodzi o coś starego, tuszę więc, że i ona jest tam nie od wczoraj. A sucha farba nie śmierdzi raczej...

Słońce próbowało musnąć jej policzki, jednak bariera szkła uniemożliwiła kontakt.
Cedrik już zwrócił na to uwagę. Ja się do tego podepnę. Szkło nie jest żadną barierą dla światła.

Biała prosta sukienka, typowa dla dziewczynek w wieku ośmiu lat zasłaniała jej kruche ciałko przed niebezpieczeństwami tego świata, odgradzając ją od potworów z szaf, ludzi pełnych gniewu i nienawiści do całego świata, problemów wojen, pieniędzy, pędu za karierą.
Ooo też chcę taką. Trzeba rozpocząć masową produkcję! I sprzedać wojsku!

Była dzieckiem, w tej profesji czuła się wyśmienicie...

Eee... a ma prawo wykonywania zawodu? "Rola" chyba lepiej by tu zdała egzamin"

regularnego odgłosu kroków; pewne, mocne, niebywale męskie oraz dorosłe
Czy odgłosy mogą być "dorosłe"?

podobnie jak usta oraz iskra w oczach, jeszcze tląca się, mimo braku akceptacji nawet zwykłego swetra zjedzonego przez mole...
O-o eeee CO? O ile pierwszą część zdania rozumiem, o tyle reszty już ni hu hu

Strach i radość jednocześnie; w uszach wciąż pobrzmiewała jej jego ostatnia groźba;
jej jego - trzeba coś z tym zrobić, bo burzy sens zdania

dorosły mężczyzna w średnim wieku,

A widziałaś gówniarza w średnim wieku?

Fundament człowieczeństwa, który stał się tylko symbolem, by kolejny symbol zastąpił symbol człowieka... i tak w nieskończoność...
Sens tego zdania gubi się po drugim "symbolu", a szkoda. Powtórzenia za bardzo rażą.

Tatuś stał tylko, klepiąc ją po ramieniu
Jeszcze przed momentem gładził ją czule po włoskach.

Nie bał się irracjonalnych myśli, które z czasem nawiedzały go coraz częściej.
Czasem coraz częściej?

Histeryczny śmiech wypełnił starą księgę... by zagłuszyć jęk spełnionego ojca...
Rozumiem założenie... ale skąd nagle ta księga?

gniewnie rzuciła zabawką o ścianę, tym samym nareszcie kończąc jej zawód niemego świadka.
Najpierw profesja, teraz zawód. I ani jedno, ani drugie nie pasuje.

– Była zła i obojętna! Nie pomogła, nie kochała! Zła, zła porcelanowa laleczka!
Faktycznie, nie pasuje to do trzynastolatki.

Dłoń ogromną położył na główce
Co to za szyk zdaniowy?:|

Nigdy nie wyglądała doroślej; w swojej białej sukience opinającej idealnie ciało, wolno poruszając się, niebywale kusząco...

Ciągle ta sama sukienka? Od tylu lat?

Przeczytała kilka razy notatki innych lekarek
Lekarek, psycholożek, pedagożek? Chcesz sobie wrogów narobić?:P

Musi napisać jedynie jakieś nowe rzeczy o tej dziewczynie i pójdzie do domu.
Jakieś nowe rzeczy... brzmi mało profesjonalnie.

Kobieta z niedowierzaniem pokręciła głową; dała znak strażnikom, by niebawem zabrali stąd dziewczynę.
Strażnicy to w więzieniu. Cele też. W takich miejscach to się "izolatkami" zwie. Choć działa na tej samej zasadzie. Swoją drogą, skoro ona jest w "celi" to dlaczego "strażnicy" mają ją zabrać?

Wątpiła, by ta młoda szalona nastolatka ruszyła za nią. Potrafiła jedynie bezmyślnie pleść bzdury... jak każdy z tego ośrodka.
Młoda nastolatka. To raz. Dwa: przed chwilą pisałaś, że zabiła dwóch ochroniarzy ;> Czy to się nie kłóci ze stwierdzeniem, że tylko plotła bzdury?

Teraz już piętnastoletnia kobieta patrzyła na nią gorejącymi oczyma,
No nie nazwałabym jej kobietą raczej.

Pani psychiatra otworzyła ze zdziwieniem usta; czyżby rozdwojenie jaźni, osoba myśląca oraz osoba chora psychicznie, która gada coś o misiu, laleczce i Tatusiu?
to nie jest tak, ze osoby chore psychicznie nie myślą, a z tego zdania tak wynika. Poza tym rozdwojenie jaźni nie polega na przebłyskach świadomości. Po trzecie, psychiatra raczej nie zdziwiłby się którąkolwiek z tych opcji, więc raczej ust by nie otworzył. Toż to jego robota. Profesja.

głos jej zadrżał, jednak nie usiadła.
Gdyby usiadła, przestałby drżeć?

Okrążyła biurko zwinnym susem.
Staram się sobie to wyobrazić...

Krzyk przerażonej kobiety zmieszał się z modlitwą dziewczynki;

Ja bym się chciała dowiedzieć... jak ona to robi? Zabiła ojca, dwóch strażników, psychiatrę. JAK? Jak nastolatka może to zrobić? Gołymi rękami?  Dlaczego nie jest uznana za niebezpieczną, skoro zabiła 2 strażników? Dlaczego psychiatra siedziała z nią przedzielona tylko biurkiem? Trochę tu mi brakuje logiki.

Wiedziała, że zostaną już na wieki.
Gdzie zostaną? Z czym zostaną? Jak?

- Niestety nie żyje... – wyrwało się policjantowi.

Ona dopiero na niego "ruszyła". Nie strzeliłby tak, żeby zabić. Swoją drogą... wyrwało się?

Musimy zadzwonić do komendanta i szpitala. Trzeba zabrać zwłoki.
Szpital nie zabierze zwłok.

czy znowu spotkać go miała, gdy dusza jej daleko była?
Arrgh...? Szyk Mastera Yody?

Czy katuszy nie będzie końca?
Katuszom

Ogólnie: Opowiadanie jest przewidywalne od pierwszych słów opisujących Tatusia. Zaskoczyło mnie to, jak dziewczynka odwróciła role. To było dość mocne. Męczył mnie trochę ten dziwny szyk zdaniowy - przeszkadzał w czytaniu, tworzył fałszywe wrażenie patosu? Tekst jest refleksyjny i nie trzeba go było dodatkowo upiększać.

Myślę, że masz potencjał, pomysł i chęć. Brakuje jednak trochę w warsztacie, wkradły się bowiem liczne nielogiczności.

Przepraszam za czepialstwo, ale nie robię tego, żeby krytykować, tylko po to, by wyłapać i pokazać ci błędy, których następnym razem na pewno unikniesz. Tekst jest imo dobry, refleksyjny, do pomyślenia, a niełatwo napisać coś takiego  (swoją drogą, masz jakieś złe przejścia z lekarzami? Widać niechęć ;P )

Pisz dalej, powodzenia :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po zobaczeniu tytułu jedynie wiedziałem, że będę zaskoczony tylko w wypadku, gdy opowiadanie nie będzie o ojcu-pedofilu.

Also, this:

- To jest chore! Nie wiesz, co mówisz! – wykrzyczał z serca swojego;

made me laugh. Out loud.

Oczywiście ja mam raczej dziwne poczucie humoru, ale co mam na myśli: za bardzo się starasz z pokazaniem tego, jaki tatuś jest okropny, a przy tym nieszczery wobec siebie, i wychodzi coś, co brzmi potwornie niewiarygodnie. Generalnie pod względem stylu jest mocno tak sobie, na co zwróciła uwagę Shane.

Ja sam też nie lubię patetycznego moralizowania (ach, paskudna lekarka, reprezentująca materialistyczne społeczeństwo egocentryków, pomija to, co jest prawdziwie ludzkie i odtrąca, och, zła!); rozumiem, że epizod w szpitalu psychiatrycznym miał być raczej symboliczny (jak i całe opowiadanie) - a przynajmniej taką mam nadzieję, bo opisywanie lekarzy psychiatrów, jako półgłówków stawiających diagnozę 'choroba psychiczna'  jest cokolwiek naiwne.

Niemniej, plus za przynajmniej podjęcie tematu, który stanowi jakieś tam tabu, bo to zawsze jest dla mnie przynajmniej ciekawe; szkoda za to jeszcze, że to, co powinno być bardzo silnym punktem w tego typu opowiadaniu, tj. prawdopodobieństwo psychologiczne postaci, trochę kuleje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi wydaję się jednak, że autor świetnie przedstawił całą sytuację.

Z punktu widzenia tej dziewczyny Lekarze rzeczywiście byli półgłówkami.

Autor doskonale uchwycił nie tyle postać ojca czy dziewczyny, lecz misia i lalki ( ale to według mnie  ;) )

Część w szpitalu nie jest symboliczna, lecz zamyka historię w całość. Według mnie nadal 5 :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...