Skocz do zawartości

Utopia Abasara, Księga druga - Powstanie


Superkarpik

Rekomendowane odpowiedzi

Ponieważ z mojej winy w dziale twórczość własna zrobił sie lekki bałagan związany z pojawieniem się sporej liczby moich krótkich opowiadań, Zacznę części księgi drugiej umieszczać w jednym temacie jak miało to miejsce w Fallout Tactics opowieść bohatera. A więc zaczynamy drugą księgę, o tytule Powstanie. Pozdrawiam serdecznie :)

                                                                       

                                                                                    ***

1. Raport

Niewielki kościółek na obrzeżach Herz stał opuszczony od wielu lat. Farba na ścianach dawno została zmyta przez nieustępliwy czas i ciągłe opady deszczu. Wszelkie symbole religijne zostały zniszczone albo rozkradzione. Nawet zdewastowane drzwi były zabite deskami. Jedynie kształt budynku przypominał o roli jaką miał spełniać. Pourywane i na wpół przegniłe deski odgradzały ogród pełen starych wysuszonych drzew tej zbezczeszczonej, lecz nadal świętej ziemi.

Złote liście powoli opadały na ziemię zwiastując nadchodzącą zimę. Wszystkie jednak zanim dotknęły brukowanego chodnika, obracały się wokół mężczyzny. Był wysoki, miał długie kasztanowe włosy. Nosił biały płaszcz ze złotymi guzikami. Obok niego stał nieco niższy starzec o długich sumiastych wąsiskach. Miał całkowicie ogoloną głowę. Nosił brązowy płaszcz i pas z głową wiewiórki pośrodku.

- Jak sytuacja w Himalajach? – Spytał mężczyzna w białym płaszczu. Liście zaczęły tańczyć wokół jego wystawionej dłoni.

- W miarę opanowana. Ród smoków zgodził się podzielić terenem z goblinami i przedstawicielami yetich.

- Yetich?

- Pokazali się dopiero kilka miesięcy temu. Żyją tylko na tym terenie. Zgodnie z prawami Sanktuarium, muszą mieć przydzielone terytorium.

- A co z ambasadą ludzką? – Na te słowa stary Kozak wyraźnie posmutniał.

- Smoki z trudem zaakceptowały chciwe gobliny a z jeszcze większym trudem dzikie Yeti. Proponowanie by oddały jeszcze część terenu dla ludzi przeleje czarę goryczy.

- Ludzie także mieszkali w Azji. Zgodnie z konwencją Europejskią…

- Ludzie mieszkali wszędzie, Gabrielu. Elfy też. Krasnoludy również. Każda rasa mieszkała na całej kuli ziemskiej póki nie połączono ich w jedno.

- Tak wiem, pamiętam o „teorii Bram”

Przez krótką chwilę dało się jedynie słyszeć szum liści obracanych w powietrzu. Kazitimir westchnął ciężko.

- Nie odpuścisz z tą ambasadą prawda? Mało nas już naginęło w tych wszystkich konfliktach?

- Potrzebuję posterunków na każdym terytorium.

- Wiesz że inne rasy postrzegają to jako imperializm? Już prawie 40% ziemi należy wyłącznie do ludzi.

- Dobrze wiesz, że tylko tak można kontrolować to wszystko.

Kazitimir ponownie westchnął. Poczuł ile ma lat i żałował, że sprawy potoczyły się tym torem. Czasami nawet żałował, że zjawił się tamtego dnia na Harnivala 7…

- Kontrola jest niepotrzebna.

- trzy miesiące po upadku Abasara Wampiry z Rumunii wymordowały wszystkie humanoidalne istoty na terenie całej wschodniej europy. Gdyby nie sprzeciw Sanktuarium powybijałbym te krwiożercze istoty co do jednego.  Nie mów mi więc, że kontrola jest niepotrzebna.

Liście wokół dłoni wirowały coraz szybciej zlewając się w zielono złotą kulę.

- Pragnę pokoju i stabilizacji tak jak ty, Kazitimirze, ale zgodzisz się ze mną, że pewna kontrola musi być narzucona, przynajmniej teraz, w okresie przejściowym…

Stary kozak odwrócił się i powoli zaczął iść w stronę wyjścia. Nie miał zamiaru po raz kolejny kłócić się. Nie miał już na to siły. Żałował, że Magnus nie odnalazł się tamtego pamiętnego dnia. Gdzieś, głęboko w starym sercu żywił jeszcze maleńką iskierkę nadziei, że jego przyjaciel jeszcze, żyje…

Miał też nadzieję na powrót Uriela. Chłopak zniknął gdy tylko dowiedział się o tym wszystkim.

- Co z Egiptem? – Spytał Gabriel nie odwracając się nawet do swojego mistrza, a raczej byłego mistrza. Z jego głosu zniknęła jakakolwiek nuta szacunku dla tego starego człowieka. Kazitimir natychmiast się zatrzymał.

- Rebelia  Faraona Acherona, powoli zostaje opanowywana.

- Dlaczego powoli?

- Jak wynika ze zwojów. Acheron był najpotężniejszym nekromantą a jednocześnie sługą Anubisa jaki chodził po tej ziemi. Ożywił i wezwał pod swoją kontrolę wszystko co kiedykolwiek żyło w Egipcie.

- Dlaczego wcześniej o nim nie słyszeliśmy?

- Ożywili go potomkowie samego Anubisa. Do tej pory żyli w ukryciu w strachu przed Abasarem. Teraz… no cóż…

- Nieważne. – Przerwał mu Gabriel. Liście nad jego dłonią utworzyły już idealną kulę. Jej obrót był tak szybki, że zdawać by się mogło, że Gabriel trzyma zieloną piłkę.  – Kto przeprowadza pacyfikację?

- Samael i trzy pułki gwardii anielskiej.

- Poradzą sobie?

- Ponoszą spore straty, Dowództwo w Europie zastanawia się nad mobilizacją kolejnych trzech pułków, ale Sanktuarium…

- Nie obchodzi mnie zdanie Sanktuarium. Każ Samaelowi się pośpieszyć. Ma mnie informować na bieżąco choćby mentalnie.

- To wszystko?

- Tak. Możesz wracać do Azji.

- A co z tobą?

- Wzywają mnie do Sanktuarium. Znów mają jakieś awersje względem ludzi…

Kazitimir w milczeniu zaczął odchodził. Towarzyszył mu jedynie stukot jego własnych  butów o brukowany chodnik. Zatrzymał się dopiero przed zdezelowaną bramą świątyni. Odwrócił się patrząc na swojego ucznia, perfekcyjnie kontrolującego wiatr w swoich dłoniach.

- Wiesz, że on wróci prawda? – W jednej chwili kula z liści rozwiała się. – Nic nie jest w stanie go zatrzymać. Nawet Magnus nie był. Być może nie jutro. Może nawet nie za dziesięć lat, ale on wróci. Ciekaw jestem co zrobimy wtedy, gdy zobaczy swoje podwórko tak zaniedbane?

Gabriel stał w milczeniu z wystawioną dłonią. Liście nie poruszały się. Wiatr ucichł. Słychać było jedynie stukot budów oddalającego się starca…

W tym samym czasie w nieznanych nikomu szczytach, gdzie siedem lat temu stała siedziba klanu Ukrytych, u samych stup gór spoczywało truchło smoka. Niedaleko owego cielska wydrążona była jaskinia. Długa i ciemna. Na samym jej końcu siedział człowiek, wyjący z bólu. Cały czas trzymał się za głowę, próbując od siedmiu lat pokonać zaklęcie, które na niego rzucono. Ciągły jazgot i wrzask utrzymujący się w jego głowie był nie do zniesienia. Próbował go wyciszyć, wyłączyć, ale było to niemożliwe. Wycie zagłuszało jego własne myśli. Krzyk bólu był jedyną formą wyrazu samego siebie na jaką był zdolny. Siedem lat medytacji jednak miało niedługo przynieść zamierzony rezultat. Zbierał w  swym umyśle bowiem przestrzeń pozbawioną jazgotu. Każdy skrawek głuchej na zaklęcie myśli był okupiony nieopisanym bólem. Już niedługo jednak przestrzeń ta będzie wystarczająca dla niego by mógł, złamać tę klątwę.

Wiedział co działo się na świecie. Wiedział, że przez jego nieobecność każda rasa, a zwłaszcza ludzka wszczynały konflikt za konfliktem zabijając kolejnych słabszych. Jego utopia rozpadała się na kawałki a on nie mógł nic na to poradzić. 

- Już niedługo. – Wyjęczał na głos Abasar, Spiżowy Przewoźnik – Już niedługo…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

2. Armia Umarłych

Baza na terenie Egiptu przypominała raczej koczowisko kupców, niż jednostkę militarną. Tysiące namiotów, różnej wielkości, dwa, może trzy murowane budynki służące za szpital i centrum łączności i kilka wież sensorycznych zagłuszających sygnał myślowy. Pomysł ucznia klanu Ukrytych

Samael Trzymając ręką pożółkły turban na głowie podszedł do oficera gwardii anielskiej. Dowódca ubrany był w żółty mundur z wyszytymi na plecach skrzydłami. Wyglądał o wiele dostojniej od chłopaka w poszarpanej piaskiem tunice o tym samym kolorze co turban.

- Jak wygląda sytuacja majorze? – Mag umysłu starał się przekrzyczeć nasilającą się burzę piaskową. Gdy po trzeciej próbie zrozumienia odpowiedzi dowódcy nie usłyszał ani słowa, uniósł rękę do góry tworząc na terenie  bazy głuchą przestrzeń o rozpiętości kilku kilometrów. Swoista tarcza energii, zatrzymywała wszelki wiatr i pył. Major zamilkł podziwiając to niecodzienne zjawisko.

Magowie nowej generacji – pomyślał z pogardą Samael. Były ich dziesiątki tysięcy. Każdy człowiek, u którego wykryto zdolności magiczne był pośpiesznie uczony kilku zaklęć i po odpowiednim szkoleniu został przydzielany do anielskiej gwardii, jednostki stworzonej przez Gabriela.  Byli oni nieporównywalnie słabsi od uczniów klanu ukrytych. Sam Samael byłby w stanie roznieść całą tę bazę w pył. Nie mógł jednak w pojedynkę zdobywać pustyni…

- Półk ognisty utworzył kolumnę na wprost wejścia do katakumb wroga. Zajmują się w tym momencie spopielaniem każdego umarłego który się zbliży. – Zaczął tłumaczyć major rysując znacznikiem na piasku karykaturalny obraz całej sytuacji. Długą linią zaznaczył miejsce przebywania swoich oddziałów.

- Spopielają ich pojedynczo? – wtrącił Samael.

- Cóż… tak.

- Każ dziesięciu z nim podpalać cały teren raz na godzinę. Żadnych kul ognia.  Acheron posiada niezliczone zastępy nieumartych i w ten sposób niepotrzebnie tylko marnujecie energię…

- Oczywiście Lordzie Samaelu. – mężczyzna drgnął na sam dźwięk rangi jaką mu nadano. Drugą jedyną istotą na planecie posiadającą ten stopień był Kazitimir, choć w mniemaniu Samaela, mistrz był od niego o wiele ważniejszy. Jedyny, kto posiadał wyższy stopień był anioł.

Ponieważ Uriel zaginął, nie przyznano mu takiego tytułu. Chłopak cały czas miał nadzieję na odnalezienie przyjaciela.

- Pozostałe dwa pułki czekają na rozkazy w namiotach. W skład każdej dywizji…

- Wystarczy. Wiem już wszystko – Samael dosłownie widział, co chce powiedzieć major. Czytał w myślach każdej osoby w obozie, nawet majora. Znał nastawienie żołnierzy do siebie. Wiedział, że cieszy się wśród nich dużym zaufaniem. Potrafił nakierować natarcia na odpowiednie miejsca ponosząc przy tym nikłe straty w ludziach. Sam zresztą uczestniczył w każdej walce na pierwszej linii frontu, ale nawet on nie mógł uratować wszystkich. Na skinienie dłoni, burza piaskowa ponownie zawładnęła obozem. Bariera zniknęła, a Lord udał się do swojej kwatery, trzeciego i ostatniego, murowanego budynku w obozie.

Jego pokój był urządzony podobnie do celi w dawnej siedzibie klanu ukrytych. Stare, drewniane biurko, zawalone było różnego rodzaju pergaminami, depeszami z dowództwa Europejskiego, rozkazy lokalne, dziennik. Leżało tam nawet kilka zwojów z zaklęciami. Chwycił akurat zwój napisany jeszcze przez Magnusa. Zaklęcie teleportacji na teren klanu ukrytych. Cóż, kiedyś mogło to być skuteczne, gdy ich siedziba nie była jeszcze spopielonym gruzem na szczycie Himalajów. Teraz to była raczej pamiątka po czasach tak innych od teraźniejszości, jakby działy się w innym stuleciu.  Przyglądał się chwilę zwojowi zastanawiając się jak wygląda sytuacja w Himalajach, którą zajmował się jego mistrz. Przez zagrania Gabriela, coraz więcej ras odwracało się od Ludzi. Samael już wiele razy próbował kłócić się z nim na temat jak powinien wyglądać ład na świecie i jakimi metodami powinni go wprowadzać. Wszystko jednak zdawało się na nic. Gabriel świadomy swojej niezrównanej mocy nie słuchał niczyich rad. Twierdził, że sam wie jak poradzić sobie z tym wszystkim.

Rozmyślania przerwał mu silny alarm psioniczny. Strach. Na terenie pułku ognia. Coś musiało się pojawić. Coś co przeraziło gwardzistów. Samael natychmiast wybiegł z budynku zarzucając pożółkłą tunikę na plecy  odsłaniając tym samym pancerz bojowy z mitrilu wzbogacanego złotem. Kunsztownie wykonane ochraniacze na łokciach, kolanach jak i sam napierśnik ozdobione były licznymi runami o rubinowym kolorze. Była to swoista ochrona przed słabszymi zaklęciami. Przed tymi mocniejszymi, Lord musiał bronić się sam. Przedzierając się przez burzę piaskową widział błyski i eksplozje świadczące o rozgorzałej walce.

Gdy dotarł na miejsce zobaczył skarabeusze. Wielkie jak domy i naprawdę przerażającej liczbie. Jego żołnierze byli rozrywani na strzępy przez odnóża tych przerażających monstrów. Wielu krzyczało o pomoc i wybawienie.  Jeden skarabeusz widząc Nowo przybyłego Samaela obrał go na cel swoich szczypiec. Ten jednak zatrzymał potwora wystawiając jedynie rękę do przodu. Przerośnięty robal wił się wściekle starając się oswobodzić z pułapki, której nie mógł nawet dotknąć. Gdy Lord zacisnął pięść, ogromna siła zmiażdżyła skarabeusza na kulę niewiele większą od człowieka. Zielona posoka rozpłynęła się po całym polu bitwy zwracając na siebie uwagę nie tylko gwardzistów ale także pozostałych robali. Wydały z siebie głośny pisk przypominający zawodzenie skrzypiec, po czym wszystkie ruszyły prosto na Samaela.

- Wezwijcie pozostałe dwa pułki! – krzyczał do żołnierza stojącego najbliżej – przygotujcie natarcie. Każ majorowi uderzyć klinem gdy tylko będziecie gotowi. Tylko magia daleko zasięgowa! – po tych słowach wzbił się w powietrze przeskakując nad watahą sług Acherona W powietrzu zobaczył, że w jego stronę nie zmierzają tylko Skarabeusze ale także dwunożne biesy, sługi Anubisa. Było ich kilka tysięcy, szara fala trupich ciał zmierzała w ich stronę.

Samael wylądował z taką siłą, że biesy znajdujące się w jego najbliższym sąsiedztwie odrzuciło do tyłu na kilka metrów. Armia umarłych otoczyła go dokładnie na kształt leja który utworzył lądując. Skarabeusze głośno klekotały szczypcami, a biesy warczały śliniąc się na gorący piasek.

- Wiem, że tu jesteś. Żaden nekromanta nie może kontrolować tak wielu istnień ze zbyt dużej odległości. Nawet ty nie jesteś tak potężny, Acheronie…

Krąg rozstąpił się. Do środka weszła istota, chuda i wysoka jak tyczka. Spod rękawów długiej szaty wystawały szare, kościste palce zakończone długimi czarnymi paznokciami. Każdy jego krok znaczyły glizdy wypadające spod jego szaty.

- Więc to ty jesteś powodem dla którego wezwano mnie zza grobu? – odezwała się postać bulgoczącym głosem zdejmując kaptur. Z pustych oczodołów także wychodziły larwy. Skóra istoty była pozrywana w wielu miejscach odsłaniając zgniłe pozostałości po mięśniach i organach.

- Acheron jak się domyślam. – Zwrócił się w jego stronę lord Gwardii Anielskiej. 

- A ty musisz być tym osławionym aniołem. Tym, który rozprzestrzenia zarazę jaką są ludzie na całej planecie.

- Niestety mylisz się nekromanto. – Powietrze wokół dłoni Samaela zaczęło drżeć. Jego białe włosy zaczęły stroszyć się ku górze. Burza piaskowa momentalnie ucichła. – Jestem człowiekiem.

Acheron uniósł dłoń i na jego rozkaz armia nieumartych, rozpoczęła atak. Uczeń klanu ukrytych tylko na to czekał…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...