Eremanta - Joanna Skalska - Recenzja

Początkujący polscy pisarze-fantaści coraz częściej próbują wedrzeć się na rynek przebojem, debiutując od razu długą formą, lub niedługo po opublikowaniu pierwszych opowiadań. Bez wątpienia do tej fali nowych autorów można zaliczyć Joannę Skalską, którą jeszcze do niedawna czytelnicy mogli kojarzyć jedynie z dwóch opowiadań, w tym jednego wydanego w ciepło przyjętej antologii „Nowe idzie” wyd. Powergraph. Krótkie formy jednak najwyraźniej nie zaspokajały ambicji Skalskiej, efektem czego jest „Eremanta” - jej debiutancka powieść.

Pisarka skonstruowała swoje dzieło wg modelu „szkatułkowego”, znanego choćby z „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Jana Potockiego. Książka składa się na dobrą sprawę z trzech mikropowieści, opisujących zupełnie inne realia, jednak na tyle ze sobą powiązanych, by nie mogły bez siebie istnieć.

Główna oś historii kręci się wokół historii Magdy – niedoszłej studentki iberystyki, która wyjechała do Londynu, by dorobić trochę pieniędzy na pilnowaniu domostwa rodziny Sławińskich, aktualnie bawiących na wakacjach za oceanem. Wolny czas kobieta zdecydowała się wypełnić tłumaczeniem „Eremanty” - zdobytej niegdyś hiszpańskojęzycznej książki, opowiadającej historię małej wioski o tytułowej nazwie oraz perypetii kilku pokoleń jej mieszkańców. Ostatni wątek fabularny związany jest z korespondencją rodziny Sławińskich i przenosi nas w lata '70, kiedy to rodzice nieobecnej pani domu ukrywali w swoim mieszkaniu nieznajomego Duńczyka, mającego nieszczęście zawitać do Gdańska w trakcie robotniczych strajków.

 

Spośród wymienionych wyżej wątków zdecydowanie najlepiej wypada ten „eremancki”. Historia zawarta na kartach tłumaczonej przez Magdę „Eremanty” przywodzi na myśl dzieło Gabriela Garcii Marqueza „Sto lat samotności”. Książka kolumbijskiego pisarza i mikropowieść Skalskiej posiadają wiele cech wspólnych – opowiadają o odciętej od świata hiszpańskiej wiosce, w której na pierwszy plan wychodzą perypetie kolejnych pokoleń jednej z miejscowych rodzin. W obu przypadkach bardzo ważną rolę odgrywają uczucia bohaterów, a właściwie problem z ich wyrażaniem – to właśnie on jest przyczyną samotności bohaterów, niespełnionych miłości i toczenia bezsensownych wojen, które targają światem zarówno u Marqueza, jak i u Skalskiej. Być może nawet i sam tytuł nie jest przypadkowy, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że jedna z bohaterek „Stu lat samotności” nosiła imię... Amaranta. Delikatna gra słów? Wydaje mi się to całkiem prawdopodobne.

Uczucia te są jednak obecne nie tylko w wątku „eremanckim”, lecz wewnątrz każdej mikropowieści. Magda niejednokrotnie wspomina wydarzenia opisane w „Eremancie” w kontekście własnych przeżyć, śniąc o samej wiosce i umiejscawiając w niej siebie i swoje marzenia. Kobieta zauważa bowiem wiele podobieństw pomiędzy własnym życiem, perypetiami poszczególnych Eremantczyków oraz treścią korespondencji Sławińskich. I choć każda z opisywanych sytuacji przedstawia kompletnie różne czasy i miejsca, to jednak ich bohaterów łączą te same bolączki. W powieści Skalskiej to nie wydarzenia są bowiem najważniejsze – ba! Można by rzec, że stanowią one jedynie tło dla prawdziwego sedna książki – ukazania myśli i uczuć człowieka pogrążonego w samotności, człowieka poszukującego miłości, człowieka pożądającego osoby bliskiej, z którą mógłby dzielić przeżycia dnia codziennego.

Bardzo ważna dla odpowiedniego odbioru książki była zastosowana przez Skalską narracja – trzecioosobowa, przedstawiająca rzeczywistość oczami Magdy (z wyjątkiem listów, kiedy to funkcję narratora przejmuje Sławińska) i tym samym pozostawiająca wiele niedokończonych myśli i niejasnych sugestii, pozbawiona klarownych wniosków. Autorka nie podkreśla różnic pomiędzy światem realnym i fantastycznym, pozwalając czytelnikowi na interpretację misternie lecz kunsztownie splecionego warkocza ludzkich losów według własnego klucza uczuć. Skalska zmusza odbiorcę, by ten choć przez chwilę zastanowił się nad poruszanymi problemami i to głównie dzięki umiejętnej narracji udaje jej się to znakomicie.

Wielka szkoda z kolei, że autorka nie pokusiła się o stylizacje językowe w poszczególnych mikropowieściach; zarówno życie codzienne Magdy, tworzone przez nią tłumaczenie „Eremanty”, jak i korespondencje Sławińskich są pisane tym samym, niemal niezmienionym językiem. Nie jest to może ogromny mankament książki, jednakże bardziej zróżnicowany język, zwłaszcza w wątku „eremanckim”, z pewnością znacznie uatrakcyjniłby lekturę.

Joanna Skalska dość szybko zdecydowała się na debiut powieściowy i trzeba przyznać, że jest to debiut udany. Logiczna i przemyślana konstrukcja książki, umiejętna, skłaniająca do przemyśleń narracja oraz doskonale wyważona mieszanka miłości i samotności – to zdecydowanie najmocniejsze strony „Eremanty”. Nie jest to książka dla wszystkich, a to ze względu właśnie na jej refleksyjny charakter, który z pewnością odrzuci miłośników wartkiej akcji. Jestem za to przekonany, że osoby o bardziej wrażliwym usposobieniu będą zachwycone.


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.