Historia, wikingowie i Ainar Skald - wywiad z Łukaszem Malinowskim

Skald. Karmiciel kruków był bez wątpienia jednym z najlepszych fantastyczno-historycznych debiutów ostatnich lat. Szybkie tempo akcji, wiarygodni bohaterowie o nietuzinkowych osobowościach czy wreszcie niesamowicie drobiazgowe oddanie historycznych realiów okazały się sztandarowymi elementami książki, która na przestrzeni ostatnich lat rozwinęła się w kilkutomowy cykl. Z jego autorem, Łukaszem Malinowskim, miałem okazję porozmawiać o jego twórczości, ale też o historii i dawnej kulturze. Ponadto "ojciec" Skalda uchylił rąbka tajemnicy dotyczącej swoich kolejnych planów wydawnicznych, dlatego tym bardziej zachęcam do lektury naszego wywiadu!

EnklawaNetwork: W trakcie swoich dotychczasowych przygód główny bohater Twoich książek, Ainar Skald, zwiedził ogromną część znanego sobie świata. Poza ojczyzną i nie tak odległą "Wyspą Irów" dotarł on również do terenów wschodniej Europy i zachodniej Azji, a teraz przybił do wybrzeży Bizancjum. Na Morzu Śródziemnym, które opisujesz w Wężowym języku, nie brakuje również innych Waregów. Czy prawdziwy skandynawski wojownik z X w., który pokonał taką drogę, mógłby się potem chwalić sławą wielkiego podróżnika, czy może było to wówczas coś zupełnie naturalnego?

Łukasz Malinowski: Skandynawowie w okresie wikingów byli niezwykle ruchliwi. Odwiedzali wszystkie tereny, o których wspominasz (i wiele innych też), ale rzadko jeden człowiek był w stanie zwiedzić je wszystkie. W owych czasach nie znano idei podróży turystycznych i w odległe kraje udawano się w konkretnym celu - by się wzbogacić, czy to przez rabunek, czy handel. Wielu wojowników dokonywało tylko jednej lub dwóch takich „życiowych wypraw” na co dzień zajmując się łupieniem okolicznych terenów i lokalnymi waśniami. Dalekie eskapady kupieckie wiązały się z ogromnym ryzykiem, ale zysk za jedną czy dwie wyprawy do Bizancjum czy do krajów arabskich prawdopodobnie „ustawiały” kupca do końca życia. Dla Skandynawów szczególne znaczenie miało właśnie Bizancjum, które dla Waregów jawiło się jako kraina mlekiem i miodem płynąca, a sława tamtejszych bogactw przyciągała wielu wojowników. Część z nich tam zostawało, a ci, którzy wrócili na Północ, stawali się w oczach swoich społeczności bohaterami. Z terenów Skandynawii są znane kamienie runiczne, na których widnieją napisy w stylu: „Wzniesiono ten kamień dla Olafa, który był w Miklagardzie (Konstantynopolu)”, co dowodzi, że taka „wycieczka” była życiowym osiągnięciem danego człowieka. Również znaczna część piśmiennictwa staronordyckiego poświęcona jest podróżom, a wielu obieżyświatów, czy odkrywców doczekało się własnych sag. Dlatego Ainar Skald z całą pewnością byłby w Skandynawii sławny już tylko z powodu swoich licznych podróży, choć swoim pobratymcom daje o wiele więcej powodów, by go sławić w opowieściach.

Literatura - Pod lupą - Historia, wikingowie i Ainar Skald - wywiad z Łukaszem Malinowskim - Skald. Karmiciel kruków
 

EN: Na razie jednak nie zanosi się na powrót Skalda do ojczyzny, bowiem ten po raz kolejny uwikłał się w poważne kłopoty i... Po raz kolejny, w mniejszym lub większym stopniu, są one związane z kobietami, jakie spotyka na swojej drodze. Trzeba przyznać, że norny mają niezwykłą tendencję do splatania losu pieśniarza z przedstawicielkami płci pięknej o naprawdę silnym, wyrazistym charakterze. Właściwie w Twojej twórczości próżno szukać bohaterek "zwyczajnych", których nie cechowałby spryt, charyzma, umiejętność manipulacji ludźmi, a nawet dążenie do władzy. Czy jest to działanie podświadome czy może element głębszego zamysłu, zgodnie z którym Skald po prostu przyciąga do siebie właśnie takie kobiety?

ŁM: Masz rację. Mało u mnie zwyczajnych kobiet, ale tak już jest nasz świat zbudowany – niewiasty to bardzo niezwykłe istoty. Dodatkowo konwencja wymusza określone typy charakterologiczne. Zauważ, że przeciętnych facetów też nie ma u mnie zbyt dużo. Skald po prostu porusza się w środowisku wojowników, banitów i władców, więc siłą rzeczy w tym „męskim świecie” radzą sobie tylko mocne kobiety. Oczywiście czasem Ainar spotyka i łagodne dziewki, głównie mężatki, za którymi przepada, ale one są dla niego tylko bohaterkami jednej nocy. A z przelotnej miłostki nie da się zrobić głównego wątku powieści. Obecność silnych kobiet w moim świecie przedstawionym ma też historyczne uzasadnienie – wydaje się bowiem, że w X wieku te kobiety były bardziej szanowane, które posiadały cechy wówczas przypisywane mężczyznom: były odważne, zdecydowane, sprytne, umiały zarządzać i radziły sobie z mieczem.

EN: To prawda. Pod tym względem, patrząc z perspektywy kolejnych dziesięciu wieków historii, to chyba wcale się tak bardzo nie różnimy od naszych przodków? Może poza kwestią radzenia sobie z mieczem, choć zapewne niejedna miłośniczka rekonstrukcji historycznej nie zgodziłaby się z tym stwierdzeniem. (uśmiech)

ŁM: Na pewnej ogólnej płaszczyźnie rzeczywiście jesteśmy do siebie podobni. Wszystkich napędza nas chęć do zapewnienia sobie dobrych warunków życiowych, targają nami podobne emocje, i tak dalej. Ale to wszystko są komunały, nad którymi nie warto się rozwodzić. Najciekawsze są różnice, a tych było co niemiara! Inny system wartości, światopogląd i kultura sprawiały, że pogański wojownik z X wieku myślał, interpretował świat, a nawet odczuwał inaczej niż człowiek współczesny. Weźmy mojego głównego bohatera, Ainara Skalda. W czasach wikingów on byłby bohaterem, bo wypełniał zalecenia heroicznej etyki lansowanej przez skaldów na królewskich dworach, tymczasem większość czytelników bierze go za łotra lub przynajmniej antybohatera. Z drugiej strony mamy postać Finloga Barda, łagodnego intelektualisty z wielką ufnością w ludzi, którego współczesny odbiorca książki odbiera bardzo pozytywnie, a większość wikingów traktowałoby go jako niemęskiego tchórza, co nie umie się bronić i marnuje czas na bezowocnych rozważaniach. W powieściach staram się dotykać tych różnic, ale i tak skazany jestem na uproszczenia, bo dokładne odtworzenie historycznych postaci z X wieku sprawiłoby, że książka byłaby niestrawna i niezrozumiała dla współczesnego czytelnika. Dzisiaj posługujemy się bowiem zupełnie innym kodem kulturowym, i nawet przełamując bariery czasowe i językowe, nie mielibyśmy o czym rozmawiać z wikingami.

EN: Właśnie, w swoich książkach starasz się odrzucić Interpretatio Christiana, czyli cały bagaż kultury łacińskiej, przez który na co dzień patrzymy na nasz świat. Bardzo podoba mi się, że próbujesz wniknąć w mentalność ludzi sprzed tysiąca lat, choć sztuka to niełatwa i nietrudno się "poślizgnąć" na drobnych niuansach. Mimo tego każda kraina, którą przedstawiasz, jest stworzona bardzo pieczołowicie, wręcz tętni własnym życiem. Dla każdego, kto zna Twój profil badawczy, nie może być zaskoczeniem, że tak starannie zrekonstruowałeś kulturę i obyczaje dawnych wikingów. Niemniej wchodząc na teren wschodniej Słowiańszczyzny, a później Bizancjum musiałeś wykonać sporą kwerendę, prawda? O praktykach obrzędowych z Wagadou nawet nie wspomnę!

 

ŁM: Studia historyczne, a później prowadzenie własnych badań nauczyły mnie jednej bardzo ważnej dla autora umiejętności – jak zdobywać wiedzę. Z wikingami miałem łatwiej, bo poświęciłem im ładnych parę lat studiów, więc mogłem korzystać z nabytej już wiedzy, a czasem nawet z własnych publikacji naukowych. Co do innych kultur nie było taryfy ulgowej, trzeba się było dokształcać. Zwykle na przygotowanie do książki poświęcam kilka miesięcy, a i to tylko dlatego, że pisząc, cały czas coś doczytuję i sprawdzam. Research zawsze zaczynam od ogólnych opracowań książkowych, by chwycić kontekst, a potem przechodzę do bardziej szczegółowych monografii. Ale i tak zawsze najważniejsze są dla mnie teksty z epoki, źródła dzięki którym możemy poznać myślenie ówczesnych ludzi. Niektóre moje postacie wręcz bezpośrednio odnoszą się do bohaterów islandzkich sag, a na przykład opisy bizantyjskich wodzów i władców są żywcem wyjęte z historycznych kronik. Jest to bardzo pracochłonne i pewnie nie do końca popłaca, bo łatwiej byłoby udawać znawstwo dzięki cioteczce Wikipedii i wujkowi Google’owi. Nie chcę jednak oszukiwać czytelnika i tym bardziej się cieszę, gdy moja praca w tym zakresie zostanie doceniona.

Literatura - Pod lupą - Historia, wikingowie i Ainar Skald - wywiad z Łukaszem Malinowskim - Skald. Kowal słów, tom I

EN: A czy wolisz, gdy tak jak na wschodniej Słowiańszczyźnie źródeł jest stosunkowo mało i możesz bardziej popuścić wodze fantazji, czy może bardziej preferujesz pracę z zasobem źródeł w skali Bizancjum, gdzie, jak już wspomniałeś, opisy niektórych postaci możesz przenosić z historycznych kronik niemal 1:1?

ŁM: Trudno orzec. Gdy źródeł jest dużo mogę się pobawić w różne interkulturowe odniesienia, lepiej poznać ówczesną mentalność, życie codzienne i tak dalej. Z drugiej strony historyczna rzeczywistość narzuca pewne ramy, także w odniesieniu do fabuły, których nie mogę przekraczać. Tego problemu nie ma, gdy piszę o mniej poznanych regionach świata. Generalnie od początku cyklu zakładałem połączenie tych dwóch metod kreacji. Bazuję na źródłach, tam gdzie jest to możliwe, i zdaję się na wyobraźnię, tam gdzie jest to koniecznie. Gdy akcja dzieje się w Skandynawii (Karmiciel kruków) czy w Bizancjum (Wężowy język), książki bardziej podobne są do powieści historycznych, a kiedy wydarzenia rozgrywają się na wschodzie Europy, w legendarnych wikińskich państwach Glaesir i Odainsak (Kowal słów), zbliżam się do stylistyki fantasy. Jest to też zgodne ze średniowieczną tradycją literacką, bo kiedy autorzy sag pisali o ojczyźnie, ich proza była realistyczna, ale kiedy opisywali mityczne krainy na wschodzie, puszczali wodze fantazji. W sagach bohater ma styczność z nadprzyrodzonymi zjawiskami przeważnie wtedy, gdy wyrusza w daleką podróż na kraniec świata i dokładnie tak samo jest z Ainarem Skaldem.

EN: Niektórzy mogliby pomyśleć, że szczególnie mocno popuściłeś wodze fantazji, kiedy na dalekim wschodzie wczesnośredniowiecznej Europy pojawił się nagle Ali Czarny Berserk i jego pobratymcy. Obecność czarnoskórej ludności w państwach tak odległych od terenów, które rdzennie zamieszkiwali, i do tego w tym okresie historycznym, wydaje się nieprawdopodobna. A jednak jest potwierdzona źródłowo, prawda?

ŁM: W książce Ali pojawia się na dworze kagana Tirusa Wielkiego, który ma wielkie zamiłowanie do egzotyki. Władca sprowadza z odległych krajów dzikie zwierzęta i luksusowe przedmioty, a Alego traktuje jako ciekawostkę i element budowania swojego prestiżu. Władcy średniowieczni chętnie sięgali po takich ludzi, co było elementem komunikatu wysyłanego poddanym – patrzcie, służą mi ludzie z najdalszych zakątków świata! Dodatkowo akcja Kowala słów wcale nie dzieje się na terenach, na których dominowało osadnictwo słowiańskie, ale w okolicach ówczesnego miasta Bulgar. W źródłach arabskich jest ono opisane jako wielki i wieloetniczny ośrodek handlowy, gdzie swoje interesy realizowali Waregowie, Chazarowie, Bulgarzy, Rusowie, Arabowie, Grecy, Burdarsi, Pieczyngowie, Mordwini czy Oguzowie. Było to też wielkie centrum handlu niewolnikami, więc przewijał się tam „towar” z całego świata. Obszary opisane w Kowalu słów były więc niezwykle zróżnicowane kulturowo i nie można wykluczyć, że docierali do niego również czarnoskórzy mężczyźni podobni do Alego. A jest on tułaczem, który ucieka przed wewnętrznymi demonami na kraniec znanego sobie świata. Dodatkowo inspiracją do stworzenia tej postaci były sagi islandzkie, gdzie rzeczywiście występują czarni berserkowie (l. poj. bláberserkr). Co prawda badacze spierają się, czy chodziło tutaj o berserków z ciemną karnacją, czy może o tych, którzy ciało pokrywali tatuażami, ale w kilku źródłach wyraźnie określono tym mianem wojowników afrykańskiego pochodzenia. Czarnoskórych nagminnie nazywano zresztą Blamadami (l poj. Blámaðr). Uznałam więc, że gdyby ktoś taki jak Ali pojawił się w wikińskich kręgach towarzyskich, niechybnie ochrzciliby go Czarnym Berserkiem.

EN: Zapewne tak. Ali to zresztą bardzo ciekawa postać. bowiem rzadko komu zdarza się być kompanem Skalda, potem jego wrogiem, a potem jeszcze przyjacielem. Czy tworząc bohaterów pierwszoplanowych od razu wiesz, jaka ich czeka przyszłość? Czy może zapewniasz im pewną swobodę działania? Pozwalasz, by swoimi czynami zaskakiwali Cię w trakcie pisania?

ŁM: Jestem niczym norna, która wyszywa przeznaczenie jelitami poległych wojowników. A tak na poważnie – staram się panować nad bohaterami i zawsze wiem, dokąd zmierzają. Od dawna mam na przykład napisaną ostatnią scenę całego cyklu o Skaldzie. Znam też finał przygód, Alego, Finloga i większości pierwszoplanowych postaci. Dbam, by bohaterowie byli wewnętrznie logiczni i wiem w jaki sposób powinni się zmieniać z książki na książkę. Z drugiej strony, choć znam cel ich wyprawy, to często tajemnicą pozostaje sama podróż, a wielu twierdzi, że to ona jest najważniejsza. Niekiedy zmieniam pierwotne założenia opowieści, bo spójność danej postaci wymaga, by zachowała się w inny sposób, niż to zaplanowałem. Czasem uznaję, że bohater zbyt łatwo realizuje moje cele, więc pozwalam mu na kilka stron urwać się ze smyczy, by wprowadzić więcej dynamiki do powieści. Zawsze staram się więc szukać złotego środka między pieczołowitym planowaniem a twórczą swawolą.

Literatura - Pod lupą - Historia, wikingowie i Ainar Skald - wywiad z Łukaszem Malinowskim - Skald. Wężowy język, tom 1

EN: W Wężowym języku takimi zerwanymi ze smyczy bohaterami byli chyba hamramirzy, prawda? Odniosłem wrażenie, że nieco podniosłeś ich rangę dla całokształtu historii. I to z dobrym skutkiem, bowiem opisanie ich rytuałów było jednym z ciekawszych fragmentów powieści. Czy w kolejnym tomie planujesz poświęcić równie dużo miejsca zmiennokształtnym wojownikom i ich specyficznym obyczajom?

ŁM: Hamramirzy z samej swojej natury wprowadzają do powieści wiele dynamizmu, i dobrze, bo taka jest ich rola. Ich przygody są jednak starannie zaplanowane, choć ich sposób działania, dziwactwa i lekko transowy sposób postrzegania świata, są efektem moich rozmyślań już podczas samego procesu pisania sceny. Bestialscy wojownicy pojawią się w drugim tomie Wężowego języka i ich wątek będzie bardzo ważny, ale nie mogę oczywiście za dużo zdradzić na ten temat. Jedno jest pewne – jeszcze trochę namieszają w życiu Skalda.

EN: A skoro już jesteśmy przy następnym tomie... Jesteś w stanie podać choćby szacunkowy termin, kiedy powinniśmy się go spodziewać w księgarniach?

ŁM: Drugi tom Wężowego języka jest już skończony i termin jego wydania zależy od wydawcy. Myślę, że będzie to połowa 2017 roku.

EN: Czyli na kolejny tom poczekamy jeszcze całkiem sporo czasu. Może zatem uchylisz rąbka tajemnicy, czego tym razem powinniśmy się spodziewać? Hasło-klucz?

ŁM: Drugi tom domknie wszystkie wątki rozpoczęte w Wężowym języku i zakończy bizantyjską część przygód Skalda. Hasło klucz to bez wątpienia "Sela Ainarsdottir". Córka Skalda znajdzie się w centrum opowieści, a czytelnik spojrzy na świat także z jej perspektywy. Powoli wszystko będzie też zmierzać do ostatecznego końca, bo po Wężowym języku zostanie mi do napisania ostatnia część cyklu - od wyobraźni autora i możliwości wydawcy będzie zależało, czy zostanie ona rozbita na dwa tomy.

EN: A czy myślałeś o tym co dalej? Będziesz chciał trochę odpocząć od pisania beletrystyki czy może masz pomysł na kolejną książkę?

ŁM: Pomysłów mam sporo, gorzej z wolnym czasem. Rozgrzebana jest książka popularnonaukowa o wikingach, a w najbliższej przyszłości chcę się zabrać za powieść historyczną osadzoną w średniowiecznym Krakowie.

EN: Brzmi interesująco. Który z okresów średniowiecznych masz na myśli? Bliżej rozbicia dzielnicowego czy czasów jagiellońskich?

ŁM: Rozbicie dzielnicowe, XIII wiek.

EN: W takim razie życzę powodzenia w dalszych pracach i z niecierpliwością będę wypatrywał zarówno nowych przygód Ainara Skalda, jak i kolejnych Twoich książek. Dziękuję za poświęcony mi czas!

ŁM: Dziękuję, cała przyjemność po mojej stronie.


Mrozie


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.