Assassin's Creed: Oficjalna powieść filmu - Christie Golden - recenzja

Podobnie jak w przypadku Warcrafta Insignis zdecydowało się wydać u nas powieść poświęconą opartemu na grach filmowi, który niedawno miał swą premierę. O ile przygody Durotana okazały się znacznie ciekawsze na papierze niż na ekranie (co nie znaczy, że były jakoś nadzwyczaj absorbujące), o tyle tutaj nie podejmuję się wydawania podobnych osądów. Po prostu nie oglądałem jeszcze Assassin’s Creed. Co z samą powieścią? Cóż, napisała ją Christie Golden, więc z grubsza wiadomo, czego się spodziewać – szału nie będzie, ale kompletnej szmiry również. A może jednak?

Fabuła skupia się na współczesnej odsłonie odwiecznego konfliktu asasynów i templariuszy, niechętnie posiłkując się najważniejszym i najciekawszym w „growym” odłamie serii połączeniu realiów historycznych z szeregiem zaskakujących, ale całkiem spójnych teorii spiskowych. Callum Lynch, zagubiony, pokiereszowany przez życie mężczyzna niespodziewanie budzi się ze snu, który powinien być dla niego tym ostatnim. Zamiast radości odczuwa jednak niepokój, bo znalazł się w czymś na kształt tajnego laboratorium. Szybko wychodzi na jaw, że placówka należy do Abstergo Industries, a kod genetyczny bohatera zawiera informacje o przodkach, mogących posiadać wiedzę o tajemniczym artefakcie (doskonale znanym graczom), na którym bardzo zależy potężnej korporacji. Cal zostaje mimowolnie wplątany w niezrozumiały dla niego konflikt, podłączony do Animusa i zmuszony do wydarcia sekretów swego piętnastowiecznego, asasyńskiego protoplasty.

Opowieść nie należy do najbardziej zaskakujących, podobnie jak charakterystyka poszczególnych postaci. Współczesność do pretekst to snucia refleksji na temat dość oklepanych wewnętrznych rozterek Cala oraz ukazywania czytelnikowi kolejnych odsłon banalnego wątku miłosnego. Konstrukcja psychiczna wybranki Lyncha niemożliwie irytuje. Kobieta zdaje się podejmować brzemienne w skutki decyzje bez solidnych podstaw, przechodząc przy tym ze skrajności w skrajność. Nie byłoby w tym pewnie nic złego, gdyby odbiorca czuł, że wynika to z konkretnej podbudowy psychologicznej i jest przemyślanym efektem działań pisarki, ale tutaj ma się wrażenie, że niewiasta zachowuje się w idiotyczny sposób tylko dlatego, że tak było napisane w filmowym scenariuszu (sądząc po recenzjach beznadziejnym), który najzwyczajniej w świecie krępował Golden ręce.

 

Wątek historyczny to z kolei karuzela bombastycznych, przesadzonych scen akcji. Asasyni masowo trzebią szeregi wyskakujących zza każdego kamienia strażników, dokonując przy tym cudów akrobatyki, nawet tuż po tym, gdy ledwie uniknęli śmierci, wyrywając się z więzienia po długiej odsiadce połączonej z przymusową głodówką. Głupie to wszystko niemożliwie, ale potrafi dostarczyć jakiejś prostej radości. Pod warunkiem, że człowiek nie zacznie w trakcie lektury zbyt mocno myśleć, bo trudno wówczas zachować powagę. Ot, lekkie, przyjemne czytadło po ciężkim dniu.

Fani gier z pewnością dojrzą liczne mrugnięcia okiem i częste odwołania do mniej lub bardziej znanych im postaci. Zauważą jednak również z pewnością, że Efekt Krwawienia (w uproszczeniu zamęt psychiczny, jaki powstaje w głowie osoby korzystającej z Animusa) stał się nagle Efektem Krwi. Ciężko mi powiedzieć, czy wynika to z winy pisarki czy tłumacza (a może tak właśnie było w filmie – jak pisałem, jeszcze nie miałem okazji go widzieć), ale nieścisłość mocno daje po oczach. Główną powieść zamykają cztery miniopowiadania, zdradzające garść szczegółów z życia Ducana Walpole’a i Baptisty (asasyńskich zdrajców z XVII wieku), Yusufa Tazima (człowieka, który nauczył Ezia posługiwania się ostrzem z hakiem) oraz Shao Jun (chińskiej asasynki, głównej bohaterki AC: Chronicles – China i osoby, która widziała śmierć Ezia w filmiku AC: Embers. Uczciwie mówiąc nie ma tu nic, co wstrząsnęłoby światem fana uniwersum, ale czyta się to całkiem przyjemnie, znacznie lepiej niż to, co powinno być daniem głównym.

Ciężko mi polecić tę książkę komukolwiek, bo oparto ją na najbardziej wyświechtanych schematach. Owszem, można przy niej odpocząć, ale treść zdążycie zapomnieć w pięć minut po tym, gdy przeleci wam przed oczami. Miłośnicy gier mogliby ewentualnie rozważyć zakup dla miniopowiadań, ale nie mam pewności, czy warto dla nich inwestować 40 zł. To publikacja przeznaczona tylko dla najbardziej wyposzczonych fanów, albo ludzi, którzy szukają powieści do autobusu. Nie jestem złośliwy – to po prostu bardzo proste, papkowate czytadło. Można rzucić okiem, ale jeśli je zignorujecie, nic nie stracicie. 


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.