World of Warcraft: Traveler. Wędrowiec - Greg Weisman - Recenzja

Nie ukrywam, że jestem niepoprawnym fanem Warcrafta i siłą rzeczy przekłada się to na przychylniejsze spojrzenie na osadzone w jego uniwersum książki. Nie znaczy to jednak, że przymykam oczy na ich wady i nieskomplikowaną formę, charakterystyczną dla powieści młodzieżowych. Kiedy dowiedziałem się, że Traveler ma być skierowany specjalnie do „młodszych fanów Warcrafta” byłem pełen obaw – cholera, to da się to wszystko jeszcze bardziej spłycić?! Owszem, da się. Niekoniecznie musi to być jednak zła wiadomość.

Jeśli zdarzało się wam czytać moje recenzje poprzednich opowieści ze świata Azeroth, wiecie, że każdorazowo zwracałem uwagę na ich hermetyczność i fakt, że bez znajomości gier nie ma sensu po nie sięgać. Tym razem jest inaczej. Traveler to świetna okazja, by rozpocząć przygodę z Warcraftem. Greg Weisman nawiązuje do spuścizny uniwersum w bardzo subtelny, oszczędny sposób. Nie uświadczycie tu zatem Wielkich Wydarzeń i nie spotkacie Znanych Bohaterów z ich starymi problemami i bagażem emocjonalnym sięgającym niekiedy kilkudziesięciu lat czasu rzeczywistego. Opowieść ma tu znacznie skromniejszy, osobisty charakter.

Bohaterem książki jest dwunastoletni Aram Thorne. Spokojny świat chłopca runął w momencie, gdy po latach nieobecności w jego życiu ponownie zagościł ojciec, Greydon, którego do tej pory uważano za zaginionego na morzu. Wbrew pozorom dzieciak nie jest zachwycony widokiem cudem ocalałego rodzica. Wraz z matką zdążyli już sobie ułożyć życie u boku innego mężczyzny, który zadbał o nich w trudnych czasach, był dla nich opoką i obdarzył szczerą, bezwarunkową miłością. Nie dość, że obecność Greydona skomplikowała wszystko na poziomie emocjonalnym, to jeszcze postanowił on zabrać Arama na pokład swego statku, Falośmigłego, by pokazać mu cuda i dziwy Azeroth. Kilka miesięcy temu chłopiec byłby zachwycony wyprawą, ale perspektywa porzucenia wszystkiego, co znał do tej pory i podróżowania u boku obcego mężczyzny wydaje być się niezasłużoną karą. Nie dziwne więc, że relacje Arama i Greydona nie należą do najlepszych. Swoje trzy grosze dorzucają także kiepskie relacje z większością załogi, a zwłaszcza siedemnastoletnią Makasą, która gardzi młodym Thornem i traktuje go jak bezużytecznego kapitańskiego synalka. Akcenty przesuwają się w momencie, gdy Falośmigły pada ofiarą ataku piratów…

 

O dziwo w świecie Warcrafta da się z sukcesem stworzyć opowieść, która nie dotyka problemów Illidana, Arthasa, Thralla i spółki. Kameralna, prywatna skala przygód Arama ma niekłamany urok i pozwala spojrzeć na Azeroth pod nieco innym kątem. Nie znaczy to bynajmniej, że brak tutaj niebezpieczeństw i emocji – w żadnym razie! Po prostu tym razem dla odmiany nikt nie walczy o ocalenie świata. No i trup pada jakby odrobinę rzadziej i mniej malowniczo. Aram i jego przyjaciele to sympatyczna, skora do żartów hałastra. Pewnie, zarysowano ich w nieskomplikowany sposób, ale pomimo faktu, że jestem starszy od Arama i Makasy razemwziętych i tak regularnie uśmiechałem się, „słuchając” ich przekomarzanek lub chłonąc relacje z kolejnych eskapad. Jako fan uniwersum dowiedziałem się też nieco o zwyczajach ogrów i gnolli. No i poznałem podstawy  murlockiego. Z dość rozpoznawalnej paszczy, nawiasem mówiąc, drodzy mmmrrglllms.

Dużą rolę w pozytywnym odbiorze powieści odegrało świetne tłumaczenie. Do mylącej niekiedy lokalizacji nazw własnych zaczynam powoli przywykać (pęd ku niej wynika zapewne z decyzji Blizzarda) i nie mam o nią pretensji, ale muszę docenić lekkość z jaką do swojego zadania podszedł Mateusz Repeczko. Nie dość, że sprawnie przełożył zabawną szantę, zazwyczaj skutecznie zachowując zarówno rymy jak i melodykę, co z pewnością wymagało trochę wysiłku, to jeszcze zadbał o to, by zachować charakterystyczne dla konkretnych ludów sposoby posługiwania się językiem. Rasy, które nie mówią we wspólnym na co dzień, nieco zniekształcają słowa lub używają nietypowej składni, co nadaje im wiarygodności i świetnie wpływa na klimat. Brawo.

Traveler. Wędrowiec dostarczył mi zaskakująco dużo frajdy. Spodziewałem się rozgotowanego klucha dla dzieciarni i choć z uwagi na żartobliwy ton i złagodzone podejście do przemocy faktycznie daje się odczuć, że powieść skierowano do młodszych odbiorców, przy odpowiednim podejściu nie sposób mieć o to pretensji. Jeśli jakiś czas temu wyrosłeś już z pryszczy i nie musisz nikomu wokół (ani samemu sobie) udowadniać, jaki to już nie jesteś dorosły, daj tej książce szansę. Pozwoli ci się odprężyć i zrelaksować, a co ważniejsze doświadczyć cudów Azeroth z niecodziennej perspektywy. Czekam na drugi tom!


Murky


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.