Wampir z M-3 - Andrzej Pilipiuk - Recenzja

Towarzysze i towarzyszki! Oto tytan-robotnik, któremu udaje się ze świetnym skutkiem wyrabiać 300% pisarskiej normy, w pocie czoła przygotował dla was mrożącą krew w żyłach historię o wampirach! Nie martwcie się jednak o swoje bezpieczeństwo i pamiętajcie, że Partia czuwa. Krwiopijcy nie bez powodu lubują się w czerwieni. Cześć pracy, rodacy! Czas zacząć odczyt.
Jeśli zaliczasz się do kapitalistycznej, burżuazyjnej elity – nie otwieraj "Wampira z M-3". Ta książka nie jest dla Ciebie. Oto bowiem Andrzej Pilipiuk przemawia głosem ludu pracującego, pijącego zarówno wódkę na kartki, jak i krew. W socjalistycznej Polsce jest miejsce dla każdego, kto kocha barwę rubinu.

Kiedy dowiedziałam się, że Andrzej Pilipiuk pisze historię o krwiopijcach, w dodatku osadzoną w realiach głębokiego PRL-u, zaczęłam żywić nadzieję, że w końcu ukaże się jakaś godna uwagi pozycja o wampirycznej tematyce, pozbawiona śmiertelnej powagi i fatalnie wpływającego na moje zdrowie psychiczne wątku romansowego. „Wampir z M-3” okazał się czymś więcej, niż tylko doraźnym panaceum na permanentne zatrucie zalewającymi rynek książkami o wspomnianych wyżej upiorach. Dzięki Pilipiukowi początek i schyłek dnia oraz fazy księżyca przestały wywoływać u mnie stan przedzawałowy. Oto historia dla tych, którzy potrzebują oczyszczenia, orzeźwiającej wody po ciężkim kacu spowodowanym imprezą z Edwardem i Bellą. Twórca Jakuba Wędrowycza z właściwą sobie pomysłowością, humorem i przede wszystkim dystansem, zabiera czytelnika w podróż do Polski z czasów PRL.

Dla niewprawnego oka początek „Wampira z M-3” nie różni się zbytnio od wstępu do książki o problemach nastolatek – pomyśleć może tak na szczęście tylko ten, kto nigdy nie miał do czynienia z twórczością Pilipiuka. Ja od razu wczułam się w świetną konwencję, którą zaserwował odbiorcy, całkowicie pochłonął mnie ten pozornie szary, pozbawiony kolorów współczesności świat, który paradoksalnie okazuje się po stokroć ciekawszy od tego, który obserwuję na co dzień. Nie mogę powiedzieć tego ze 100% pewnością, bo nie pamiętam tamtych czasów, ale jeśli PRL wyglądał tak, jak w nowej powieści Pilipiuka, to nigdy nie zrozumiem tych, którzy walczyli o zmianę ustroju.

 

Główna bohaterka, Gosia, jest osiemnastoletnią uczennicą liceum. Nie różni się niczym od swoich rówieśniczek, ma chłopaka, jest zakochana w Limahlu, a jej jedynym problemem jest to, że będzie musiała spędzić nadchodzące wakacje w Bułgarii. Gdyby wiedziała, jakie będzie rzeczywiste miejsce jej pobytu, czekałaby z utęsknieniem na pierwsze promienie bałkańskiego słońca. Zamiast niego dostała chłód i ciemność swojego rodzinnego grobowca. Po samobójczej śmierci spowodowanej nieszczęśliwą miłością, budzi się bowiem w trumnie jako wampirzyca...

Andrzej Pilipiuk za pomocą ostrza – „Wampira z M-3”, jednym precyzyjnym cięciem rozprawia się z armią uzbrojonych w żel do włosów i nieskazitelnie białe kiełki idoli nastolatek, których wspierają ich zalane łzami, nieszczęśliwe fanki. Nie można jednak w tym wypadku liczyć na „Kończ, waść… Wstydu oszczędź!” – mnie zdecydowanie wystarczy fakt, że zwycięzca tego pojedynku jest jedyny i nieodwołalny. Poczucie humoru, z jakim opisuje perypetie świeżo upieczonej wampirzycy, zmuszonej odnaleźć się w świecie zdominowanym przez robotnicze ideały i materialistyczne poglądy. Nie co dzień wszak stajesz się kimś, kto w mniemaniu większości nie istnieje. Ostatni raz przy lekturze książki uśmiałam się tak przy „Kronikach Jakuba Wędrowycza”. Mogę zapewnić, że „Wampir z M-3” ani na jotę nie ustępuje mu pod żadnym względem.

Bohaterowie są świetnie skonstruowani, niezbyt skomplikowani, nakreśleni z przymrużeniem oka na tle wyjątkowo nadającej się do pastiszu epoki PRL. Czytelnik otrzymuje rozrywkę w najczystszej postaci, bez wydumania i przekazów, wręcz przeciwnie, zamierzeniem autora nie było najwyraźniej napisanie kolejnej „ambitnej powieści”. Idealnie udał mu się ten literacki patchwork. Pilipiuk posklejał ze sobą wybrane elementy zaczerpnięte z historii Polski z własnymi, jak zwykle bezbłędnymi pomysłami. Dodał do tego odrobinę ironii i zdystansowanej oceny widocznego w ostatnich latach boomu na łzawe historyjki o zabójczo równie przystojnych, co fałszywych wampirach, na widok których hrabia Dracula z pewnością przewraca się w grobie.

Język, jakim posługuje się autor, również świetnie pasuje do całości, nie jest skomplikowany – w końcu który robotnik przywiązywałby wagę do takich arystokratycznych bzdur jak kwiecista mowa? Synowie Ludowej Polski wypowiadają się więc w sposób właściwy jedynej słusznej klasie, co działa bezdyskusyjnie korzystnie na odbiór całości. Młodsi czytelnicy mogą mieć jedynie problem ze zrozumieniem pewnych komunistycznych „spraw dnia codziennego”, takich jak cukier na kartki czy kolejki po mięso. Tym lepiej, oby natchnęło ich to do poznania historii ojczystej.

„Wampir z M-3” to niezaprzeczalny i ratujący mi życie dowód na to, że Andrzej Pilipiuk jest w świetnej pisarskiej formie. Jak mistrz, łaskawie kończy marny i nie mający racji bytu żywot podrabianych wampirów, zastępując je prawdziwymi i jedynymi słusznymi, bo polskimi! Bez względu na okoliczności, patriotą być trzeba, również w kwestii upiorów.


Farsa


Opublikowano:


Komentarze

Ostrzeżenie

Komentowanie jest zarezerwowane dla zarejestrowanych użytkowników. Zaloguj się poniżej lub zarejestruj - za darmo i w mniej niż 5 minut!

Zaloguj się

Nie zalecane na współdzielonych komputerach

Szybsze logowanie

Możesz również zalogować się poprzez jeden z poniższych serwisów.